Ja i Gaspard. Totalne szaleństwo. "Żądze"

Data: 2021-10-26 08:00:01 | Ten artykuł przeczytasz w 13 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Wreszcie miało być jak w baśni (choć takiej tylko dla dorosłych): bezwstydny, namiętny kochanek, magiczny ślub i czerpanie z życia pełnymi garściami.

Ale Julia Widawska nie byłaby sobą, gdyby wszystko szło jej jak z płatka. Przygotowania do ślubu zbiegają się z wielkim zawodowym projektem o ogromnym znaczeniu, chciwy ojciec próbuje ją wykorzystać, by spłacić swoje długi, a jakby tego było mało — dawny kochanek wciąż nie daje o sobie zapomnieć.

Tyle że Julia dobrze wie, czego chce. I nie pozwoli sobą pomiatać. Jeśli ma układać sobie życie, to tylko na własnych zasadach. A każdego, kto wejdzie jej w drogę, pośle prosto do piekła!

Obrazek w treści Ja i Gaspard. Totalne szaleństwo. "Żądze" [jpg]

Katarzyna Nowakowska, znana jako K.N. Haner, to królowa odważnych, drapieżnych powieści o silnych kobietach. Teraz — wraz z wydawnictwem Słowne z uczuciem — powraca z powieścią Żądze. Zapraszamy do lektury premierowego fragmentu:

Patrzyłam na swoje odbicie w lustrze i w tamtej chwili wydawało mi się, że jestem najszczęśliwszą i najpiękniejszą przyszłą panną młodą na świecie. Wypełniały mnie emocje, które sprawiały, że w brzuchu latała mi chmara motyli. Ślub w Marsylii był spełnieniem marzeń, ale… Ja nigdy nawet o tym nie śniłam. To było coś więcej niż marzenia, to była rzeczywistość, która spadła na mnie jak grom z jasnego nieba.

Ja i Gaspard. Totalne szaleństwo. Totalne przeciwieństwo.

Podobno jednak przeciwieństwa się przyciągają, więc ze szczerym uśmiechem znosiłam trudy ostatnich przymiarek sukni ślubnej. Spojrzałam na Monię, która siedziała na sofie. W dłoni trzymała kieliszek szampana i robiła mi miliony zdjęć.

– Gaspard padnie, kiedy cię zobaczy! – skwitowała, dopijając trunek. – Zerwie z ciebie tę kieckę jeszcze na weselu. Jestem tego pewna – dodała.

– Taaa, cały Gaspard. – Zaśmiałam się i zacisnęłam uda na myśl o moim temperamentnym i nienasyconym przyszłym mężu.

Tak, Gaspard zawładnął moim życiem, a ja całkowicie się temu poddałam. Otworzyłam się na niego, bo nasza względnie krótka znajomość przerodziła się w coś naprawdę wyjątkowego. W chwili, gdy oświadczył mi się w centrum Warszawy, wydawało mi się, że to się nie uda. Z duszą na ramieniu wróciłam z nim do Paryża, gdzie wydarzyła się rzecz niebywała, a plan Gasparda zrealizował się w stu procentach. Media oszalały na punkcie naszych zaręczyn. Nikt nie pamiętał o jakimś tam skandalu zbrytyjskim arystokratą, a ja… też starałam się o nim zapomnieć. Rzuciłam się w wir wydarzeń, emocji i uczuć, który miał nas zaprowadzić prosto przed ołtarz.

– Myślisz, że polecicie w podróż poślubną na Marsa? – zapytała rozbawiona moją miną Monia.

– To wielce prawdopodobne. – Roześmiałam się w głos.

– Ja myślę, że to kwestia czasu. – Monia wstała, podeszła do mnie i podała kieliszek z szampanem. – Jesteś szczęśliwa, prawda? – zapytała takim troskliwym tonem, że moje oczy w sekundę zrobiły się mokre.

Nie wiem dlaczego, ale ostatnio nieustannie chciało mi się płakać. Na wszystko reagowałam bardzo emocjonalnie i nie rozstawałam się z chusteczkami.

– Tak, jestem – odpowiedziałam, chlipiąc pod nosem.

– To widać, Jula – przyznała i chciała mnie objąć. Przykucnęłam, by również ją przytulić, bo stałam na podeście, a panie krawcowe podpinały dół sukni.

– Będę dobrą żoną? – zapytałam cicho. Monika spojrzała na mnie.

– Najlepszą! Gaspard jest wpatrzony w ciebie jak w obrazek – zapewniła mnie.

Oprócz motylków w brzuchu i emocjonalnego rollercoastera miałam też mnóstwo wątpliwości co do tego, czy podołam temu zadaniu. Bycie z kimś na zawsze nieco mnie przerażało, bo przecież niczego nie powinno się brać za pewnik. Mój Francuzik – tak ostatnio nazywałam Gasparda – wydawał się wolnym duchem, a mimo to naprawdę znalazł dla mnie miejsce w swoim sercu. Na pewno zaszła w nim jakaś zmiana, choć trudno mi było ją od razu dostrzec, dlatego że znaliśmy się tak krótko.

– Jest staroświecki. Powiedział, że nie chce widzieć mnie w sukni wcześniej niż przed ołtarzem – wyznałam.

– Dmucha na zimne. Ja też wierzę w te wszystkie przesądy. – Monia się rozmarzyła.

Jej przelotna znajomość z Olafem, kolesiem z klubu, nie przetrwała. Przyjaciółka próbowała zamaskować to, że facet jednak złamał jej serduszko. Chciałam z nią o tym porozmawiać, ale nie była skora do zwierzeń. Myślę, że potrzebowała czasu, by to przetrawić.

– Zdecydowałaś już, z kim pójdziesz na wesele? – zapytałam.

– Chyba sama. Jako świadkowa i tak będę miała obowiązki, a mój partner będzie się nudził. – Westchnęła.

– Może polubicie się ze świadkiem? – zasugerowałam, poruszając wymownie brwiami.

Świadkiem Gasparda miał być jego bliski kuzyn, którego jeszcze nie miałam okazji spotkać. Stresowało mnie to, że poznam jego rodzinę dopiero w dniu ślubu. Nie wiem, czemu tak mnie to martwiło. Może dlatego, że Gaspard zaprosił tłum gości, a ja zaledwie garstkę? Postanowiłam nie zapraszać tych wszystkich ciotek, wujków i kuzynów, których na co dzień nie widywałam. Znajomych też odpuściłam. W najpiękniejszym dniu mojego życia mieli mi towarzyszyć jedynie Monia, mój ojciec i Iga. Musiałam przyznać, że naprawdę cieszyłam się na ich obecność.

Moja rodzina zaskakująco dobrze przyjęła informacje o zaręczynach. Ojciec był bardzo zadowolony, że jego zięciem zostanie francuski milioner. Co za zaskoczenie… Nawet mało wylewna Iga pogratulowała mi zaręczyn i oświadczyła, że cieszy się z takiego obrotu sprawy. To było naprawdę miłe i dało mi poczucie, że może jednak wszystko między nami się ułoży.

– A przystojny ten świadek? – zapytała Monia.

– Nie mam pojęcia. Nie widziałam go, ale Gaspard mówił, że Vitto ma dwadzieścia dziewięć lat, jest kawalerem, podrywaczem i ma dużego – oznajmiłam, na co Monia roześmiała się w głos.

– Pytałaś o to ze względu na mnie? – Trąciła mnie lekko.

– Nie pytałam. Gaspard sam mnie poinformował, że to doskonały partner dla świadkowej.

– A skąd on wie, że lubię duże penisy? – Udała nadąsaną, a wtedy to ja się zaśmiałam.

– Monia, każda lubi… – Spojrzałam na nią.

– Lepszy za duży niż za mały – odparła, udając niewiniątko. – Olaf miał idealnego… – dodała z rozrzewnieniem.

– Może w końcu powiesz, co się między wami wydarzyło? – wykorzystałam moment i wróciłam do tematu.

– Pójdziemy na kawę i lunch po przymiarkach? – zaproponowała.

– Jasne. – Uśmiechnęłam się do niej.

Wiedziałam, że coś ją dręczyło, a przecież mogła mi powiedzieć o wszystkim.

Po kolejnej godzinie walki z moją kreacją udało się nam wyjść z salonu projektantki, która dzięki znajomości z Gaspardem zgodziła się zaprojektować i uszyć suknię błyskawicznie. W przeciwnym razie musiałabym czekać ponad rok. Czułam się wyróżniona, bo wszystko działo się tak szybko, a było perfekcyjnie zaplanowane. Gaspard uruchomił wiele znajomości, by zorganizować nam ślub i wesele w Marsylii. Wybrał to miejsce, a ja nie miałam w sumie nic przeciwko. Mogłam się upierać przy ślubie w Polsce, ale w listopadzie w naszym kraju jest najczęściej szaro, buro i ponuro, a w Marsylii pogoda jest o wiele lepsza. Wszystko sprawdziłam: w naszym wielkim dniu miało nie padać, a temperatura powinna wynosić osiemnaście, dwadzieścia stopni. To idealne warunki na ślub i wesele. Nie będę dygotać z zimna ani rozpuszczać się w upale. Nawet pogoda nam sprzyjała.

Wyszłyśmy z Monią z salonu i ruszyłyśmy ulicami Paryża w kierunku restauracji, w której ostatnio prawie codziennie jadłyśmy śniadania. Na ten posiłek było już za późno, ale obie miałyśmy ochotę na kawę i wczesny lunch. Zajęłyśmy miejsce w restauracyjnym ogródku i przejrzałyśmy menu. Po chwili podszedł do nas kelner, a ja zaczęłam składać zamówienie. Monia bez przerwy zerkała na telefon i była w zupełnie innym świecie.

– Monia, zdecydowałaś, co zjesz? – Tym pytaniem sprowadziłam ją na ziemię.

– Ach, tak. Poproszę to, co koleżanka i dużą latte z syropem czekoladowym – odpowiedziała, wymuszając uśmiech, po czym spojrzała na mnie. – Olaf znowu do mnie napisał. – Westchnęła.

– No właśnie, co z nim?

– Nie wiem, co z nim. – Wzruszyła ramionami. – Spławiłam go – przyznała.

– Ty jego spławiłaś? – zapytałam zdziwiona.

– Tak – rzuciła szybko. – Jakoś tak za szybko się to działo i go spławiłam.

– A co ja mam powiedzieć? Znam Gasparda nieco dłużej niż ty Olafa, a właśnie miałam ostatnią przymiarkę sukni ślubnej – podsumowałam.

– Ale Gaspard to… Gaspard to Gaspard, no! – Wywróciła oczami. – Ma kasę i pozycję. Masz z nim zapewnioną przyszłość. A Olaf to barman… – dodała, jakby sama nie wierzyła w to, co mówi.

– I to jest problem? – zapytałam ze współczuciem.

– No a nie jest? Gdyby nie ty i propozycja pracy, to klepałabym biedę w Polsce jako bezrobotna. Rzuciłam studia. Nie chcę mieć faceta, który nie zapewni mi stabilizacji. – Monia patrzyła na mnie, jakby szukała zrozumienia.

– A co dla ciebie oznacza stabilizacja? – zapytałam wprost.

– Stabilizacja finansowa. – Ledwo to z siebie wydusiła. – Wiem, wychodzę na materialistyczną sukę, ale… – urwała w pół zdania.

– Dobrze zarabiasz, niedługo otworzymy hotel i będziemy nim zarządzać. Gaspard na pewno da ci podwyżkę.

– No właśnie, ale to ja będę zarabiać. A Olaf? Z napiwków nie odłożymy na mieszkanie, na wakacje, na ślub… – Monia poprawiła się na siedzeniu. – Jezu, co ja gadam, przecież prawie go nie znam – dodała, poklepując się po policzkach.

– Hej, Monia, stop! – Chwyciłam mocno jej nadgarstek. – O co tak naprawdę chodzi? – zapytałam, bo to nie było w jej stylu.

Problemem nie była ani kasa, ani to, że Olaf pracował jako barman.

– Ech, to głupie… – Westchnęła ciężko.

– Powiedz mi, proszę. Może razem coś wymyślimy – zachęciłam.

Monia milczała przez dłuższą chwilę. Zbierała myśli, aż w końcu wyznała:

– Zaproponował mi, byśmy zamieszkali razem. Chciał, żebym się do niego jak najszybciej wprowadziła, żebym pojechała z nim na święta do jego rodziny.

Spojrzałam na nią zdziwiona.

– No i?

– Za szybkie tempo dla mnie, serio. Poczułam się osaczona, on ciągle pisał, wydzwaniał, nie dawał mi oddechu.

– Wystraszyłaś się?

– Tak – przyznała cicho. – Lubię go, dobrze nam było w łóżku, ale ja chyba nie jestem gotowa na poważny związek, na takie zaangażowanie. Przez ostatnie dni, zanim z nim zerwałam, każdego wieczoru miałam wrażenie, że zaraz wyskoczy z pierścionkiem zaręczynowym.

– Monia, masz jakąś dziwną traumę po tym, jak Gaspard mi się oświadczył – stwierdziłam, a ona się roześmiała.

– To możliwe?

– Nie wiem, ale to bardzo dziwne. Przeżywasz to bardziej niż ja.

– Może tak być, ale nie co dzień najlepsza przyjaciółka zgadza się wyjść za bajecznie bogatego Francuza, który oświadcza jej się po kilku miesiącach znajomości.

– Dodaj jeszcze, że przed zaręczynami nastąpiła drama i wybuchł skandal, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię – wtrąciłam.

– A, no właśnie. J. milczy? – Tym jednym pytaniem sprawiła, że uśmiech zniknął z mojej twarzy.

– Tak – odpowiedziałam szybko. J. A właściwie James.

James – nie mogłam bać się wymawiać tego imienia – milczał jak zaklęty. Tak było lepiej, choć nadal dręczyły mnie pytania i wątpliwości. W dodatku, sprawdziłam to dokładnie, James nie figurował na liście gości weselnych. Miałam nadzieję, że w dniu ślubu nie dopadnie mnie strach i nie stchórzę. Nie chciałam być uciekającą panną młodą, bo naprawdę lubiłam… no dobrze, nie tylko lubiłam Gasparda, byłam zakochana w Gaspardzie i za nic w świecie nie chciałam go skrzywdzić ani upokorzyć. Był dla mnie dobry. Był… wymarzonym mężczyzną. Przystojny, męski, z poczuciem humoru, otwarty, wyrozumiały, dobry w łóżku… Czego więcej było mi potrzeba? Zupełnie niczego i tego zamierzałam się trzymać.

– I dobrze, niech nigdy więcej się nie odzywa i nie śmie mącić ci w głowie – odpowiedziała Monia. – A ja chyba zadzwonię do Olafa… – dodała, szukając w moich oczach aprobaty.

– Dzwoń, pogadajcie na spokojnie i bez presji. Olaf wydaje się miły – przyznałam szczerze.

– No właśnie, zawsze odtrącałam miłych facetów, bo myślałam, że to nuda, ale jego naprawdę lubię.

– Lubisz go, on lubi ciebie, jest zaangażowany, może narzucił nieco za szybkie tempo, ale to jest do dogadania.

– No i jest dobry w seksie… – Oczy Moni rozbłysły jak lampki na choince.

Parsknęłam śmiechem.

– Dzwoń i umów się z nim. – Mrugnęłam do niej zadowolona.

Nie zwlekała ani chwili. Wybrała numer, a dwie minuty później już była umówiona na wieczór. Jej twarz stała się jaśniejsza, a postawa ciała zdradzała, że tej nocy będzie naprawdę gorąco. Wcale jej tego nie zazdrościłam, bo przecież nasze noce z Gaspardem były wręcz tropikalne.

Książkę Żądze kupić można poniżej:

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Żądze
Katarzyna Nowakowska8
Okładka książki - Żądze

Katarzyna Nowakowska, znana jako K.N. Haner, to królowa odważnych, drapieżnych powieści o silnych kobietach. Jej sensualne, bezpruderyjne historie porywają...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Recenzje miesiąca
Smolarz
Przemysław Piotrowski
Smolarz
Babcie na ratunek
Małgosia Librowska
Babcie na ratunek
Wszyscy zakochani nocą
Mieko Kawakami
Wszyscy zakochani nocą
Baśka. Łobuzerka
Basia Flow Adamczyk
 Baśka. Łobuzerka
Zaniedbany ogród
Laurencja Wons
Zaniedbany ogród
Dziennik Rut
Miriam Synger
Dziennik Rut
Pokaż wszystkie recenzje