Co byście powiedzieli, gdyby brodaty notariusz wręczył Wam akt kupna domu wykaligrafowany na papirusie zupełnie niezrozumiałym dla was pismem? Albo gdyby zatrudniony przez was stolarz okazał się fundamentalistą? A jeśli do tego wszystkiego musielibyście strzec się dżinnów? To wszystko może was spotkać gdy kupicie dom w Maroku.
Dom w Fezie to klimatyczna, pełna kolorów podróż po meandrach marokańskiej kultury. Autorka z humorem opowiada o perypetiach związanych z renowacją trzystuletniego riadu, o potyczkach z marokańską biurokracją i o specyfice pracy miejscowych fachowców. Opisuje uroki tętniącej życiem medyny i relacje z nowymi sąsiadami. Miejscami zabawny, miejscami wzruszający zapis codziennych spotkań z Marokańczykami pozwala inaczej spojrzeć na siebie i własną kulturę. Utrzymany w konwencji Roku w Prowansji, Dom w Fezie urzeka świeżością i egzotyką... To świetna propozycja dla wszystkich, którzy pokochali Maroko i tych, którzy dopiero planują się tam wybrać.
Dom w Fezie stanowi nie tylko okno na arabski świat – jego kulturę i historię, ale także drzwi do tego magicznego miejsca na Ziemi - pisze Justyna Gul w recenzji książki Suzanny Clarke. Zapraszamy więc na wspólną wyprawę do Maroka - także za sprawą premierowych fragmentów książki, które dziś publikujemy:
[…] poszukiwanie stolarza w Fezie przypomina w dużej mierze sztukę randkowania. Najpierw popada się w beztroską euforię, płynącą z przeświadczenia, że oto udało się znaleźć kogoś wyjątkowego. Potem, przez kolejnych parę dni, ściga się wybranka telefonami albo przesiaduje przy własnym aparacie, licząc na to, że ukochany zadzwoni. W końcu okazuje się, że nasz ideał jest tak rozrywany, że nie znajduje dla nas czasu, albo, co równie prawdopodobne, jego osoba (w tym wypadku praca) przy dokładniejszym oglądzie znacznie traci na atrakcyjności. Jest też trzecia ewentualność: wybranek tak wysoko się ceni, że po prostu nas na niego nie stać.
[…]
Mały dostawczy van zabrał zakupy i Abdula do R’Cif, a ponieważ dla mnie nie starczyło miejsca, jechałam za nimi taksówką. Kiedy wysiadłam, zobaczyłam, że Abdul zorganizował już osiołka do dalszego transportu zakupów do domu. Co by nie mówić, to widok mojej wyszukanej, francuskiej muszli klozetowej umocowanej na grzbiecie osła stanowił niezwykły i nader surrealistyczny obrazek. Właściwie mógłby go przebić jedynie widok kogoś siedzącego na muszli i jadącego na osiołku równocześnie.
[…]
Staliśmy na słabo oświetlonym dziedzińcu. Zewsząd otaczał nas przepych dekoracji: błękit, zieleń i biel ceramicznych kafli tworzących zellidż, koronkowa sztukateria tynkowa, rzeźbienia w drewnie oraz dwie pary potężnych cedrowych drzwi. Całość przypominała szkatułkę z biżuterią – piękno wokół nas miało tak przytłaczający charakter, że trudno było sobie wyobrazić, że w takim pałacu można zwyczajnie mieszkać.