Witamy w rzeczywistości! Fragment książki „Uniwersytet Pani Bajki"

Data: 2022-10-26 14:31:13 | Ten artykuł przeczytasz w 12 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Przenieś się do świata pełnego nieograniczonych możliwości, pasji i fantazji!

Zdominowana przez rodziców, niepewna siebie prymuska Barbara, nie ma czasu na bycie dzieckiem i odkrywanie swoich pasji. Rodzice właśnie wybrali dla niej szkołę z internatem, jednak tuż przed wyjazdem zjawia się tajemnicza Cioteczka, która, jak dobra wróżka, zabiera Basię na Uniwersytet Pani Bajki. Leżący w szczelinie czasoprzestrzennej Uniwersytet to magiczne miejsce pełne nieograniczonych możliwości. Tam ekscentryczna profesorka, Pani Bajka Gwieźdźińska, oraz jej przyjaciel Barnaba Ogrodnik, poprzez baśnie uczą dzieci wiary w siebie. Co da Basi wizyta na Uniwersytecie Pani Bajki i jak wpłynie na jej przyszłość?

Obrazek w treści Witamy w rzeczywistości! Fragment książki „Uniwersytet Pani Bajki" [jpg]

Uniwersytet Pani Bajki Agnieszki Rautman-Szczepańskiej to wciągająca, pełna przygód opowieść o sile wyobraźni i znajdowaniu własnego potencjału. Ciekawa propozycja dla fanów Akademii Pana Kleksa i Harry’ego Pottera.

„Uniwersytet Pani Bajki" to znakomita książka, którą powinno przeczytać każde dziecko.

- recenzja książki „Uniwersytet Pani Bajki"

– Wszystkie moje książki tworzę, wypełniając czytelniczą lukę, jakiej doświadczałam jako dziecko. Brakowało mi bohaterek, z którymi mogłabym się identyfikować. Robię też coś, o czym nikt wtedy nie pisał. Pokazuję dzieciom (a pewnie i niejednemu dorosłemu), jaka siła tkwi w ich własnych umysłach – mówi w naszym wywiadzie Agnieszka Rautman-Szczepańska, autorka książki Uniwersytet Pani Bajki.

Do lektury zaprasza Wydawnictwo Zielona Sowa. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki Uniwersytet Pani Bajki. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:

Rozdział 2

Obudziłam się na minutę przed alarmem budzika. Po raz pierwszy od dawna się uśmiechałam. Było już jasno. Odnalazłam wzrokiem na ścianie kwiatek z dodatkowym płatkiem i pomyślałam, że tata nie miał racji. To nie był błąd w druku, tylko znak. Przepowiednia, że w uporządkowanym świecie może jednak zdarzyć się coś nieszablonowego.

Wtedy z tej naiwnej błogości wyrwał mnie dzwonek. Jednocześnie mama, jak zwykle bez pukania, wparowała do pokoju i krzyknęła:

– Wstawaj!

Potem pomaszerowała do okna. Energicznie i z hukiem podniosła roletę, a następnie ściągnęła ze mnie ciepłą kołdrę. Zanim wyszła z pokoju, rzuciła jeszcze przez ramię:

– Łóżko!

– Witamy w rzeczywistości – wymamrotałam pod nosem, zła na siebie, że tak głupio dałam się omamić przez swój własny sen. Co ja sobie myślałam? Zgodnie z rozkazem pościeliłam łóżko. Umyłam się, ubrałam w nowiuteńki i sztywny mundurek rymowanej szkoły (dlaczego wszystkie szkoły z internatem muszą mieć tak koszmarnie brzydkie i niewygodne stroje?), a potem uczesałam włosy w wysoką kitkę. Przelotnie zerknęłam w lustro, by się upewnić, że rabarbar jest związany wystarczająco wysoko. Był, więc odbicie posłało mi naburmuszone spojrzenie. Westchnęłam, bo lustro zawsze było dla mnie bezlitosne. Chwyciłam plecak, przerzucając go sobie przez jedno ramię, i zeszłam na śniadanie. W przedpokoju stały dwie walizki, które spakowałyśmy z mamą już kilka dni wcześniej. Były ogromne. Miałam wrażenie, że zmieściło się w nich całe moje dotychczasowe życie, jakbym już miała tu nigdy nie wrócić. Westchnęłam głośno. Żołądek skurczył mi się do rozmiarów orzeszka, więc gdy poczułam zapach ciepłego mleka, wiedziałam już, że niczego nie przełknę.

– Dzień dobry – powiedziałam machinalnie i usiadłam naprzeciwko taty, który patrzył w swój otwarty, stojący przy kubku z kawą laptop. Mama postawiła przede mną miskę mleka z płatkami. Potem sprawnym ruchem rozdzieliła mój kucyk na dwa pasma, pociągając każde w przeciwną stronę tak, by przemieścić gumkę na sam czubek głowy. Rabarbar stanął posłusznie na baczność, a ja miałam wrażenie, że zaraz zasalutuje. – Pośpiesz się, zawiozę cię do internatu trochę wcześniej, bo muszę zdążyć na spotkanie po południu – powiedział ojciec, nie odrywając wzroku od ekranu. No tak, szkoła. Nie ma odwrotu. Będzie trudno. Oglądaliśmy jej program nauczania na stronie internetowej. Myślałam wtedy, że był rozpisany na wszystkie lata nauki, a okazało się, że to tylko przegląd pierwszego półrocza.

Znacie taki ścisk w gardle, gdy się płacze „do środka”, a mięśnie krtani próbują zatrzymać krzyk? Właśnie wtedy, przy śniadaniu, taka gula urosła mi w przełyku. Aż bolało, bo z całych sił starałam się nie zalać łzami. Byłam już naprawdę dobra w ich połykaniu. Ale mama i tak nie doceniłaby tego, że od mojego ostatniego dziecinnego płaczu minęły miesiące, tylko powiedziałaby, że znowu ryczę bez powodu. A mój heroizm pozostałby niezauważony. Nie wolno się mazać. Każdy normalny człowiek umie się przecież kontrolować.

Oj, jak ja się w tamtej chwili kontrolowałam, ale na moich głupich oczach trudno było czasem polegać. Już wielokrotnie, ignorując moją wolę, przeciekały jak zepsuty termos. Teraz też wydawało mi się, że zaszły mgłą, bo chyba źle widziałam. Zauważyłam coś, co sprawiło, że musiałam je przetrzeć, by sprawdzić, czy to aby na pewno nie łzy rozmazują mi obraz. Ale nie. Oczy tym razem były suche. A rzecz, która migotała w polu widzenia, naprawdę tam była!

Na stole, obok komórki taty, leżał identycznej wielkości przezroczysty, prostokątny przedmiot, który jedynie na kantach połyskiwał lekko jak duch. Ulotka! Ulotka Uniwersytetu Pani Bajki! Rozumiecie? Nie mogłam w to uwierzyć. Czyli to jednak nie był sen!

W tej samej chwili, strzykając światełkami, zjawiła się w kuchni Cioteczka. Stanęła tuż za tatą, a ja z wrażenia aż zakrztusiłam się mlekiem. Patrzyłam nerwowo to na mamę, to na tatę, ale oni, zajęci swoimi sprawami, zdawali się niczego nie zauważać. Nawet nie zareagowali, gdy Cioteczka wzięła Ulotkę ze stołu, przesunęła po niej palcem z góry na dół, a potem przyłożyła ją sobie do ucha. A ja, chociaż domyśliłam się, że Cioteczka do kogoś dzwoni, aż podskoczyłam na krześle, gdy komórka taty zawibrowała na stole.

Tata zerknął na wyświetlacz i rzucił:

– Z pracy.

Gdy odebrał, stojąca za nim Cioteczka dziwnie zmienionym głosem zaczęła mówić:

– Panie Jerzy, proszę natychmiast przyjechać do biura. Potrzebujemy pana w firmie. Sytuacja jest awaryjna.

Tata, jakby nigdy nic, odpowiedział:

– Ale, panie dyrektorze, już dawno zgłaszałem pół dnia urlopu na dzisiejsze przedpołudnie.

Nie mogłam uwierzyć własnym oczom i uszom. Rodzice nie widzieli Cioteczki! A ona, puszczając do mnie oczko, dalej wczuwała się w rolę Szefa Wszystkich Szefów: – Kontrahenci niespodziewanie zmienili grafik, potrzebujemy tych danych natychmiast. Chyba nie chce pan, abyśmy przez pana stracili kluczowych klientów. Natychmiast, mówię. Nie po południu. Po południu to będzie pan mógł sobie szukać innej pracy. – Bella najwyraźniej testowała, w którą nutę uderzają szefowie w takich sytuacjach, a ja obserwowałam, jak tata rozbieganym wzrokiem zerkał na mamę, a na czoło wystąpiły mu już kropelki potu. Teraz się okazało, że ojciec, o którym zawsze myślałam, że był taki ważny w firmie, bo na wizytówce miał napisane „Zastępca dyrektora”, miał nad sobą jeszcze kogoś, kogo się bał.

– Nie, no nie, yyy… – jąkał się, nerwowo rozcierając skroń, jakby to miałoby mu pomóc w myśleniu. Oczywiście, będę.

Mama popatrzyła na niego z piorunami w oczach, więc tata nieśmiało powiedział do telefonu: – Ale miałem dzisiaj zawieźć córkę do szkoły z internatem, wyjeżdża na pół roku…

Wtedy Cioteczka zmieniła nieco ton i podchwyciła: – Ach, edukacja dzieci naszych najlepszych pracowników jest bardzo ważna. Wyślemy po nią służbową taksówkę, która bezpiecznie zawiezie ją pod wskazany adres. Proszę się o nic nie martwić. Czego się nie robi dla tak oddanych firmie liderów.

Tacie aż wyprostowała się zmarszczka na czole z niedowierzania. Odkładając komórkę, uśmiechnięty powiedział z dumą:

– Jestem niezastąpiony w tej robocie. Naczelny mnie błaga, bym mu ratował dzień, więc muszę już jechać do biura. – Gwałtownie wstał od stołu i wkładając laptop do torby, dodał: – A po Barbarę przyjedzie taksówka.

Cioteczka szepnęła do mnie:

– No, to kwestię rodziców mamy załatwioną. Zabieram cię na Uniwersytet.

Nie mogłam w to uwierzyć. Wow! Co tu się właśnie wydarzyło?! Ledwo się powstrzymywałam, by nie wybuchnąć śmiechem i nie odtańczyć tańca radości. Ona to naprawdę zrobiła! I to po mistrzowsku.

Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie. Tata wyszedł, mama przygotowała kanapki na drogę, po czym rozległ się dźwięk klaksonu.

– Taksówka już jest – powiedziały mama i Bella jednocześnie.

Mama przytuliła mnie, a potem pocałowała w jeden policzek, w drugi policzek i jeszcze raz w ten pierwszy. Dostałam kopniaka na szczęście, po czym Bella dała mi do ręki Ulotkę i obie ruszyłyśmy w kierunku drzwi. Cioteczka, krawcowa – czy kimkolwiek była w tamtej chwili – wydała mi się wróżką chrzestną, zabierającą Kopciuszka na bal. Nie żebym marzyła o księciu, mam na myśli ekscytującą przygodę, która właśnie miała się zacząć, na przekór wszystkim, którzy nie wierzyli w bajki.

– Daj Ulotkę kierowcy, bo mnie i tak nie zobaczy wyjaśniła Cioteczka, uśmiechając się jak mała dziewczynka, która właśnie zrobiła coś, czego nie powinna. Przed domem stała całkiem zwyczajna taksówka marki Opel w kolorze srebrny metalik.

– Dzień dobry, czy może mi pan pomóc załadować do bagażnika walizki? Stoją tuż przy wejściu – zagadnęłam kierowcę, miło się uśmiechając.

Sama wsiadłam na tylną kanapę, a z drugiej strony próbowała się załadować Cioteczka. Była niezwykle wysoka, więc trudno jej to szło. Przypomniał mi się obrazek zgniatarki ze złomowiska. Nienaturalnie wygięta Bella miała kolana pod brodą, a plecami dotykała podsufitki. Do tego suknia, w której tonęłyśmy obydwie, niesfornie pęczniała, nie dając się ujarzmić. Z jednej strony spływała na przednie siedzenie, a z drugiej wywiewała przez uchylone tylne okno.

Kierowca zdążył już spakować mój bagaż, wsiadł ponownie do taksówki i szykując się do uruchomienia silnika, zapytał:

– To dokąd, panienko?

Zupełnie ignorował wielką tiulową galaktykę obok mnie.

– No daj mu wreszcie tę Ulotkę – wysyczała na płytkim oddechu Cioteczka, więc posłusznie podałam taksówkarzowi przezroczysty, smartfonopodobny przedmiot, bojąc się, że Bella zaraz się udusi. Na szczęście gdy tylko kierowca dotknął ekranu Ulotki, wzbił się z niej obłok maleńkich świecących punkcików, a opel zaczął rosnąć w oczach, zamieniając się w elegancki wehikuł o przestronnym wnętrzu i przezroczystym, elastycznym nadwoziu. Wreszcie galaktyczna suknia opadła, a Cioteczka odetchnęła z ulgą.

Z kolei kierowcę taksówki oplotły srebrzyste, pachnące lawendą smużki, podobne do wstążek. Przypominał teraz wielki prezent urodzinowy, z którego dobiegało głośne chrapanie. Cioteczka uniosła go za kokardę i wystawiła poza pojazd, umieszczając delikatnie na ławeczce przed domem sąsiadów. Srebrne wstążeczki rozpłynęły się w powietrzu.

W pojeździe, który już nie przypominał samochodu, w miejscu, gdzie jeszcze niedawno była zwyczajna deska rozdzielcza, nagle zamigotał ekran z błyszczącej plazmy, a na nim destynacja: „Uniwersytet Pani Bajki”.

– No to w drogę – zakomenderowała Cioteczka. – Na Uniwerek! – zapiszczałam, bo już dłużej nie mogłam powstrzymywać emocji.

– Na Uniwerek! – zawtórowała Bella.

Kiedy płynęłam z Cioteczką nad miastem w ogromnej bańce, kierowca opla spał sobie w najlepsze na ławeczce i śniło mu się, że zawiózł dziewczynkę z rudą kitką do szkoły z internatem. Obudził się dopiero wtedy, gdy jego stary samochód wrócił z podniebnych wojaży, o których jego właściciel nie miał zielonego pojęcia. Jedyne, na co kierowca zwrócił uwagę tamtego dnia, to fakt, że znalazł na podsufitce bardzo długi włos w niespotykanym kolorze. Specjalnie się nim jednak nie przejął, bo zawsze miał problemy z rozróżnianiem barw. Uznał, że włos należał do rudej dziewczynki. Nie było przecież innego logicznego wyjaśnienia.

Książkę Uniwersytet Pani Bajki kupicie w popularnych księgarniach internetowych: 

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Uniwersytet Pani Bajki
Agnieszka Rautman-Szczepańska 1
Okładka książki - Uniwersytet Pani Bajki

Przenieś się do świata pełnego nieograniczonych możliwości, pasji i fantazji! Zdominowana przez rodziców, niepewna siebie prymuska Barbara, nie ma czasu...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje