Emilia wraca do domu, żeby rozliczyć się ze swoją rodziną i ze sobą. Nie jest to łatwe, gdy ma się do czynienia z apodyktycznym ojcem i nieżyjącą matką. Nowa sytuacja zmusza dziewczynę do podjęcia ważnych wyborów, które będą rzutować na jej dalsze życie.
Czym jest miłość i jak ją odnaleźć? Na to pytanie Emilia szuka odpowiedzi w drugiej części Bieszczadzkiej Rapsodii – w powieści Kochaj mnie.
Różne oblicza uczuć, walka z przeciwnościami losu i poszukiwanie recepty na szczęśliwe życie towarzyszą bohaterce w codziennej drodze do upragnionej prawdziwej miłości. Czy uda się jej znaleźć własne miejsce na ziemi?
Potrzeba bliskości to najważniejsza potrzeba człowieka. Cały świat kręci się wokół miłości — nawet w reklamie kawy mamy dziś rodzinę, parę, przyjaźń. Ludzie są istotami społecznymi i nawet, jeśli ktoś jest introwertykiem, to ma przynajmniej jednego przyjaciela lub zwierzęta, do których mógłby się przytulić, poczuć ciepło, nawiązać relację. Prośba o miłość zaczyna się od momentu poczęcia i trwa aż do śmierci. Nie ma znaczenia, ile mamy lat, skąd pochodzimy i ile mamy zer na koncie. Miłość sprawia, że czujemy się ważni, że możemy być sobą.
- wywiad z Karoliną Klimkiewicz o powieści Kochaj mnie
Do lektury zaprasza Wydawnictwo Szara Godzina. W ubiegłym tygodniu zaprezentowaliśmy Wam premierowy fragment książki Kochaj mnie. Dziś czas na ciąg dalszy tej historii:
Emilia
Bardzo się denerwowałam. Od tego dnia zależało tak wiele! Ponieważ Bartka wciąż nie było, Kalina zażyczyła sobie, żebym przedstawiła jej budżet. Od rana siedziałam na łączach z szefem, wymieniając się najważniejszymi spostrzeżeniami. Wszystko było uzgodnione, a ja miałam to tylko zaprezentować. Siedząc w swoim małym pokoju tuż obok gabinetu i przeglądając ostatni raz notatki, starałam się zapanować nad mdłościami. Pewność siebie, która jeszcze chwilę temu mi towarzyszyła, nagle zniknęła nie wiadomo gdzie. Co, jeśli Opolskiej nie spodobają się nasze pomysły? Bartek umiałby je obronić, ale ja?
Oliwy do ognia dolała poranna rozmowa z Kubą. Musiałam dowiedzieć się, co z Dymitrem. Starałam się nie wtrącać w ich życie. Nie chcieli mnie tam i już. Mimo wszystko musiałam wiedzieć. Kuba jednak nie miał dla mnie dobrych wiadomości. Obrzęk mózgu co prawda był dużo mniejszy, ale Dymitr wciąż się nie przebudził. Nie znałam się na tym kompletnie, nie wiedziałam, co to znaczy. Czy przeze mnie chłopak będzie kaleką do końca życia?
Jak miałam się w takich okolicznościach skupić na liczbach i pieniądzach, kiedy mężczyzna, którego kochałam, umierał, a jego rodzina nie dopuszczała mnie do niego? Może powinnam się zbuntować i mimo wszystko zostać wtedy w Warszawie bez względu na to, co uważała Ola? Ta myśl nie dawała mi spokoju, potęgując wyrzuty sumienia.
– Jesteś gotowa? – Kalina weszła do środka, a ja podskoczyłam przestraszona.
– Tak, jestem. Oczywiście – odpowiedziałam wyrwana z amoku.
– Zapraszam.
Kobieta jak zwykle była elegancko ubrana, a rozmowa miała charakter służbowy. Szefowa w biurze zaproponowała mi coś do picia, jednak odmówiłam, bo chciałam powiedzieć wszystko, co miałam do powiedzenia, i jak najszybciej wyjść.
– Od czego zaczniemy? – spytała, patrząc mi prosto w oczy.
– Może od pomysłów? Przejrzeliśmy zestawienia, przychody i rozchody. Wydaje nam się, że można wzmocnić markę.
– Brzmi ciekawie. Co masz na myśli?
– Odnoszę wrażenie, że panuje tu za duży miszmasz. Z jednej strony jest to pensjonat agroturystyczny, a z drugiej dużą salę urządzono w stylu nowoczesnym. Podawane są makarony, pizza, a przy nich rosół. To może powodować, że miejsce traci charakter.
– Co proponujesz? – Rozparła się w fotelu, założyła nogę na nogę i przenikliwym wzrokiem wierciła mi dziurę w brzuchu.
– Ja bym poszła w styl staropolski. Bartek nie jest przekonany, ale powiedział, że powinnam przedstawić swój pomysł.
– Słucham. – Wydawała się zainteresowana.
– Kamionkowe naczynia. Można rozwinąć restaurację, żeby ludzie przychodzili na rodzinne obiady i zamawiali kameralne uroczystości. Kelnerzy mogliby nosić regionalne stroje, w tle grałaby adekwatna muzyka, a od czasu do czasu można organizować występy folklorystyczne. Jestem przekonana, że jeśliby dobrze zareklamować i poprowadzić stronę internetową, również zagraniczni goście chętnie by nas odwiedzali, żeby zasmakować klimatu, jaki panował niegdyś w naszym kraju.
– Skąd chcesz wziąć na to pieniądze?
Byłam pewna, że o to zapyta, więc się przygotowałam.
– Są różne programy i projekty, z których można dostać pieniądze. Urząd pracy oferuje dotację na poszerzenie działalności gospodarczej czy na dofinansowanie miejsca pracy. Myślę, że ludzie są zmęczeni muzyką techno i fast foodem.
Kalina w milczeniu rozważała wszelkie za i przeciw, a ja siedziałam jak na szpilkach, bo nie wiedziałam, jaka decyzja zapadnie. Prawdopodobnie nie spodziewała się takich rewolucji. Uznałam, że albo wóz, albo przewóz. Spodoba jej się, to mogę coś wygrać, nie – trudno. Musiałam wreszcie zerwać z asekuracją.
– Razem z Bartkiem zorganizujcie zabawę sylwestrową właśnie w takim stylu – powiedziała nagle. – Mamy wstępny plan, orkiestrę i część zapisanych gości, bo Bartek pracował nad tym od października. Co prawda program znajduje się już na stronie, jednak możesz go zmodyfikować i ulepszyć według własnego pomysłu. Do obecnego budżetu dołożę dwadzieścia pięć tysięcy. Jeśli twój pomysł wypali, pomyślimy o wprowadzeniu akcentu staropolskiego na stałe.
– Dziękuję – powiedziałam pełna energii.
– Przedstaw wszystko Bartkowi.
– Oczywiście.
Gdy wychodziłam z gabinetu, wciąż trzęsły mi się nogi, tym razem jednak nie ze strachu, a z przejęcia. W głowie wirowało mi jedno zdanie: „Udało ci się!”. Pomysł musiał jej się spodobać. Byłam tego pewna, choć perspektywa zorganizowania sylwestra w ciągu miesiąca nieco mnie przeraziła. Musiałam samej sobie udowodnić, że jestem w stanie przeskoczyć ustawioną przez siebie poprzeczkę.
Powieść Kochaj mnie kupicie w popularnych księgarniach internetowych: