Tatiana Raczyńska o Marii Nurowskiej

Data: 2013-08-26 14:53:40 | Ten artykuł przeczytasz w 11 min. Autor: Sławomir Krempa
udostępnij Tweet
News - Tatiana Raczyńska o Marii Nurowskiej

Matka i córka to nie tylko książka o relacjach słynnej pisarki - Marii Nurowskiej i jej córki - Tatiany Raczyńskiej, ale przede wszystkim szczera i poruszająca rozmowa kobiet o roli matki. 

 

Z rozmów wyłania się niezwykle ciekawa opowieść o matce i córce, ale także o wszystkich tych, którzy kształtowali ich charaktery i życiowe postawy. To książka o wspaniałych, silnych kobietach, którym pomimo przeciwności losu udało się znaleźć swoje miejsce i budować wyjątkowe relacje. 

 

 

Marta Mizuro pisze we wstępie, o tym z jaką odwagą i szczerością jej rozmówczynie opowiadają o swoim dzieciństwie, o wejściu w dojrzałe życie, o zmaganiu się z syndromem dorosłego dziecka alkoholika, o traumach i kompleksach. O sprawach bolesnych i wstydliwych, które dotykają milionów ludzi, niewielu jednak ma odwagę przyznać się do nich, choćby tylko przed sobą, albo szukać specjalistycznej pomocy. To opowieść o sprawach bardzo trudnych, ale mamy nadzieję, że dzięki temu może ona stać się drogowskazem dla matek i córek, dodać im otuchy i pokazać, że nigdy nie jest za późno na to, by spróbować zmienić swoje życie.

 

Zapraszamy do lektury książki Marty Mizuro Matka i córka. Zapraszamy także do przeczytania jej premierowego fragmentu: 

 

 

1. 

 

Chciałabym zacząć od cytatu z książki Rozstania Magdy Dygat, córki Stanisława Dygata. Oto kilka zdań z początku: Kiedy się jest dzieckiem znanego człowieka, żyje się w fałszywym przeświadczeniu, że czegoś się już w życiu dokonało. Brak motywacji i potrzeby wybicia się z tłumu uśpił we mnie wszelkie ambicje. (...) Odkąd pamiętam, pytanie, czy jestem córką pisarza, dawało mi poczucie jakiejś nieokreślonej ważności. Myśl, że mogłabym zostać uznanym matematykiem czy chemikiem, wiązała się z przeświadczeniem o zdradzie mojego otoczenia. Byłam skazana na wieczną drugorzędnośćCzy ty też miewasz albo miewałaś takie odczucia?

 

TATIANA RACZYŃSKA: Nie, nie. Kiedy byłam dzieckiem, mama nigdy nie robiła wokół swojego pisania szumu. Pisała nocami, zasypiałam, słuchając, jak stukają klawisze maszyny do pisania. Mieszkaliśmy wtedy w malutkim mieszkanku – miało dwadzieścia pięć metrów kwadratowych – na osiedlu Za Żelazną Bramą. Miałam w nim swój pokój wydzielony za szafą, a wszyscy pozostali, to znaczy mama, mój ojczym Janusz Anderman, a zimą także mój ukochany dziadziuś, gnieździli się w strasznej ciasnocie. Żyliśmy skromnie. Mój dom znacznie różnił się od domów moich rówieśników.

 

Mama odsypiała nocne pisanie, więc rano cichutko robiłam śniadanie i szykowałam się do szkoły, obiady jadłam najczęściej w Związku Literatów. A jednocześnie czułam dużą wolność i swobodę, nikt mnie nie zaganiał do lekcji, nie kontrolował. W naszym świecie pojawiały się ciekawe postaci tamtego okresu, taka barwna bohema szarych peerelowskich czasów.

 

Później, kiedy już mama stała się znaną pisarką, a jej książki tłumaczono na wiele języków, tylko nieliczne znajome osoby wiedziały, że jesteśmy spokrewnione, bo nosiłyśmy różne nazwiska. Nie chciałabym, żeby jej "aureola” jakoś mnie oświetlała. Ani przez chwilę nie myślałam o tym, żeby stać się pisarką, i dosyć szybko zrozumiałam, że jesteśmy zupełnie inne, mamy inne charaktery, zdolności, marzenia i talenty. Ja chciałam pracować z dzieciakami, które od życia dostały mocno w kość.

 

 

Jako nastolatka napisałaś jednak kilka wierszy, a mama dowiedziała się o nich, dopiero, kiedy przeczytała je na łamach prasy. Musiała być dumna, skoro zacytowała je na przykład w Hiszpańskich oczach czy Księżycu nad Zakopanem. Dlaczego jej o tym nie powiedziałaś?

 

Może bałam się, że je skrytykuje? A może wysłałam je ot, tak sobie, żeby zobaczyć, czy są coś warte? Nie pamiętam. To był taki jednorazowy poetycki zryw, poczułam nagle wenę, jakąś potrzebę przelania myśli na papier. Wierszy napisałam kilka. Wysłałam je do pisma „Razem”, które prowadziło kącik „Młody parnas”. Wydrukowano je i dostały bardzo dobre recenzje, porównano mnie do młodej Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. Mamie też się te wiersze spodobały, pokazała je nawet komuś i zacytowała w kilku swoich książkach. Namawiała mnie, żebym pisała.

 

 

Dlaczego przestałaś?

 

Nie czułam już więcej takiej potrzeby. Próbowałam jeszcze potem ułożyć parę wierszyków, ale miałam wrażenie, że robię to już na siłę. Nie odziedziczyłam talentu literackiego po mamie.

 

 

Po raz pierwszy masz okazję publicznie mówić o tym, że jesteś córką Marii Nurowskiej. Czy odczuwałaś pokusę, żeby samodzielnie napisać o waszych relacjach? Żeby przedstawić swoją wersję prawdy?

 

Nie! (śmiech) Zupełnie o tym nie myślałam. Nie pisałam także pamiętników, jak teraz moja córka... Owszem, jako dziecko próbowałam tworzyć jakieś śmieszne opowiastki, których bohaterami byli na przykład Beatlesi (bardzo się kochałam w Paulu McCartneyu), trudno to jednak traktować poważnie. Ale o swoim życiu nie chciałam pisać. Układałam je w sobie i długo nie miałam potrzeby, żeby z kimś na ten temat rozmawiać ani tym bardziej w jakiś sposób je utrwalać.

 

Twoja mama napisała kilka książek silnie zainspirowanych własnym życiem – oprócz Po tamtej stronie śmierćHiszpańskich oczu i Księżyca nad Zakopanem choćby Sprawę Niny S. Czy widzisz się w tych książkach, które po części dotyczą tego, co przeżyłaś?

 

W bardzo niewielu. I tylko w urywkach. Wcześniej, kiedy jeszcze byłam bardzo niepewna siebie i dopiero szukałam swojego miejsca w życiu, zależało mi na akceptacji ludzi. Wydawało mi się, że jeśli ktoś znajomy przeczyta o dramatach na pozór przypominającej mnie bohaterki, pomyśli, że to prawda. A to przecież fikcja literacka. Nie było to dla mnie łatwe. W Sprawie Niny S. występują siostry bliźniaczki i jedna z nich, Gabrysia, wydaje się z charakteru podobna do mnie. Wyczuwa się żal głównej bohaterki, jej matki, o to, że tak trudno się z nią porozumieć, bo ma zupełnie inny temperament i całkiem inaczej postrzega świat. A ja myślę sobie tak: że gdybyśmy były do siebie bardziej podobne, wywoływałoby to dużo więcej konfliktów, problemów i kłótni. Byłby to bardzo burzliwy związek, a dzięki temu, że się od siebie różnimy, mimo wszystko możemy jakoś budować naszą relację, rozwijać ją.

 

 

Ale też w Księżycu nad Zakopanem, który jest przecież autobiografią i nie ma tam mowy o kamuflażu, znalazł się twój portret. Bardziej szkic do portretu, bo niewiele zostało w nim powiedziane, a w dodatku w tym niedługim opisie pada zdanie: Niewiele wiem o swojej córce. Jak się odnosisz do tego portretu?

 

To prawda, jesteśmy sobie bardzo bliskie, ale jakby z innych, równoległych światów. Obie mamy pełno własnych spraw na głowie. Mało o swoim świecie opowiadam, ale też niewiele słyszę pytań. Różnimy się bardzo w patrzeniu na życie i ludzi.

 

Księżyca nad Zakopanem mama przedstawiła mnie jako idealistkę, uparcie i dość naiwnie wierzącą w dobre intencje ludzi. Tak mnie widzi... A ja nie jestem naiwna, wiem, że ludzie potrafią robić straszne rzeczy. Mam jednak wrażenie, że to się dzieje ze strachu i z nieświadomości, a nie z potrzeby czynienia zła. To, co wysyłamy do innych, wraca. Ta zasada sprawdza się w moim życiu, w kontakcie z przeróżnymi osobami. Jeśli kogoś obdarzamy zaufaniem, to on chce, żeby nie było to na wyrost. Chce być taki, jakim się widzi naszymi oczami. Jeśli patrzymy na kogoś jak na złodzieja, podejrzliwie, możliwe jest, że nas okradnie.

 

Sama dostaję bardzo dużo od ludzi, często zupełnie obcych. Miałam kiedyś poważny wypadek samochodowy, po którym auto poszło do kasacji. Wysiadłam z niego oszołomiona, samochód wygięty był w banana, wyciekała z niego benzyna. Na miejscu wypadku jak spod ziemi wyrósł jakiś chłopak, który odłączył przewody, żeby nie było wybuchu, podeszła starsza pani, podając mi telefon, żebym mogła zadzwonić po pomoc. Wszystko to zanim zdążyłam pomyśleć, co robić w takiej sytuacji.

 

Albo taki przypadek z mojej pracy. Nauczycielka przyprowadziła do mnie chłopca, który na lekcji z całej siły uderzył kolegę w twarz, zupełnie bez powodu. Ten uderzony na pewno go nie sprowokował, bo był to chłopiec wycofany i uległy. Zaczęłam rozmawiać z agresorem – nie oceniając go, tylko próbując dociec, dlaczego to zrobił. Wtedy się otworzył i powiedział, że tak robi jego ojciec, który często jest pijany i wpada wtedy w gniew z byle powodu, i bije go po twarzy, aż krew leci mu z nosa. Okazało się, że sprawca jest w rzeczywistości ofiarą bardzo silnej przemocy domowej. Skierowaliśmy tę sprawę do sądu, chłopiec dostał naprawdę wspaniałego kuratora, który przyjeżdżał do niego na motorze, kiedy tylko coś się działo. Chociaż problemy rodziny się nie skończyły, ojciec chłopca zaczął się bać i już go nie bił. Wtedy i chłopiec nie miał już potrzeby odreagowywać na kolegach w szkole. Jest to dowód na to, że można wyrządzać krzywdę dlatego, że się zostało źle zaprogramowanym. Dzieci są jak czysta tablica, nasiąkają tym, czego doświadczają od świata, i potem tym promieniują. Czasem oddają złe rzeczy, które otrzymały.

 

Wyrządzanie zła wynika głównie z nikłej samoświadomości. Człowiek nie uczy się na swoich błędach, nie wyciąga z nich wniosków, dowodzi tego właściwie cała krwawa historia ludzkości. I mało jest osób, które chcą siebie zrozumieć, odmieniać swój „zły program”.

 

 

A może to inny system oczekiwań? Twoja mama oczekuje, że spotka ją coś złego, a ty nastawiasz się na zrozumienie.

 

Nie mam wielkich oczekiwań, więc nie przeżywam rozczarowań. Wiem, że każdy się zmaga z własnymi problemami. W mojej pracy ciągle stykam się z biedą czy rodzinnymi uwikłaniami, zdaję więc sobie sprawę, jak trudno w tym samym stopniu troszczyć się o innych. Jeśli więc zdarza się, że ludzie interesują się mną, pamiętają, mają potrzebę coś mi podarować, jest to dla mnie miłe zaskoczenie, które potwierdza moją intuicję na temat ludzkiej natury.

REKLAMA

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Reklamy
Recenzje miesiąca
Cienie. Po prostu magia
Katarzyna Rygiel
Cienie. Po prostu magia
Lato drugich szans
Dagmara Zielant-Woś
Lato drugich szans
Suplementy siostry Flory
Stanisław Syc
Suplementy siostry Flory
Upiór w szkole
Krzysztof Kochański
Upiór w szkole
Piwniczne chłopaki
Jakub Ćwiek
Piwniczne chłopaki
Dolina Marzeń. Przeszłość
Katarzyna Grochowska
Dolina Marzeń. Przeszłość
Szczerbata śmierć
Arkady Saulski
Szczerbata śmierć
Bez litości
Michał Larek
Bez litości
Z okruchów nadziei
Anna Siedlecka
Z okruchów nadziei
Pokaż wszystkie recenzje