Gdyby Agatha Christie pisała komedie kryminalne, wyglądałyby właśnie tak!
Do eleganckiego hotelu w niewielkiej wsi przyjeżdżają laureaci konkursu literackiego – ambitni pisarze przed debiutem. Niecierpliwie wyczekując ogłoszenia zwycięzcy, odkrywają, że zarówno sam konkurs, jak i miejsce, w którym się znaleźli, są dość podejrzane… i bardzo pechowe.
Niebawem jeden z jurorów zostaje zamordowany. Sprawę prowadzi aspirant Andrzej Balicki, stary kawaler ze słabością do krwawych kryminałów i brutalnych thrillerów. Problem w tym, że w feralną noc przez pokój ofiary przewinęli się praktycznie wszyscy goście a na dodatek jest wśród nich dawna ukochana Balickiego… Nikt nie może opuścić pensjonatu – wszyscy stają się podejrzani. Tylko kto mógł mieć powód, by popełnić morderstwo? Czy rzeczywiście był to ktoś z gości? I co wspólnego z tym wszystkim ma papuga, która zna tylko jedno (brzydkie) słowo?
Do lektury powieści Stara zbrodnia nie rdzewieje – nowej komedii krymialnej, której autorką jest Iwona Banach – zaprasza Wydawnictwo Dragon. W ubiegłym tygodniu w naszym serwisie mogliście przeczytać premierowy fragment książki Stara zbrodnia nie rdzewieje. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
Posterunkowy Bartosz Krynicki był trochę zakłopotany rozkazem, by „wziąć samochód i gonić tego debila”, bo nie wiedział, jakiego debila ma gonić. Nie widział go, nie wiedział, jak wygląda, nie miał jego zdjęcia, ale z rozkazami się nie dyskutuje, więc postanowił załatwić to jakoś we własnym zakresie.
W końcu chyba rozpozna debila.
Wyjechał na drogę i bardzo powoli rozglądał się po poboczu. Początkowo nikogo nie zauważył. Po chwili jednak dostrzegł kogoś przy samej drodze.
Zadzwonił do Andrzeja.
– Szefie, a szef jest pewien, że to ma być debil, a nie debilka? Bo tu jest taka jedna… Wygląda ciut jak prostytutka. Zabrać ją?
– No, miał być debil, ale… O Boże. Ta Mirella Paciorek. Ona też uciekła? Bierz ją na wszelki wypadek. I szukaj faceta.
– To może ja ją odwiozę i znów pojadę dalej?
– Dobra, dawaj ją tutaj.
Droga powrotna nie zajęła mu dużo czasu. Bartek wyciągnął z samochodu siedzącą z tyłu kobietę, która wcale nie chciała współpracować i została skuta kajdankami.
– Macie tu swoją Mirellę, a ja jadę dalej szukać – oświadczył z zadowoleniem, wciągając dziewczynę do recepcji.
– Kiedy ja nie Mirella! – pisnęła kobieta, która w żadnym wypadku nie wyglądała na Mirellę. – Mietka jestem, Mietka Racuch, grzyby sprzedaję, a ten mnie jak jaką przydrożną prostytutkę wzion i zwinon! Ja na policję na was pójdę!
Nielogiczność tego wywodu wywołała tylko machnięcie ręki.
– A idź, idź, Mietka, gdzie chcesz, tylko mi stąd zniknij! – burknął Andrzej. – A ty, Bartek, myśl trochę, co? Powiedziałeś, że wygląda jak prostytutka?
– No, bo kto w lesie tak o stoi, jak nie prostytutki?
Była w tym jakaś pokrętna logika, której nie zamierzali negować. Bartek wrócił do samochodu i pojechał dalej szukać debila.
Arnold jeszcze trzy razy stosował plan B, słysząc zbliżający się samochód. Za pierwszym razem Bartek przejechał i pojechał dalej. Arnold wylądował w bajorze. Z głową. Ten las albo był całkowicie podmokły, albo Arnold miał paskudnego pecha. Za drugim razem znalazł się w jakichś ściekach, co nawet go ucieszyło, bo gdzie ścieki, tam z pewnością są ludzie, za trzecim razem wpadł w pokrzywy. Był mokry, bosy, utytłany i poparzony. Tego już było za dużo. Nie dał rady. Rozpłakał się jak dziecko. Poddał się. Wyszedł z lasu, stanął na poboczu i machnął do przejeżdżającego samochodu. W takim tempie do miasta mógłby dojść za jakieś dwa tygodnie, a brudne, mokre ubrania, pokrzywy i smród sprawiły, że nie miał już siły się ukrywać.
– Szefie, mam go – zawiadomił Bartek swojego przełożonego. – To może być on. Strasznie duży, czarny jakiś taki i płacze.
– Dawaj go – stwierdził ostrożnie Andrzej, licząc na to, że Sasquatche nie żyją w okolicznych lasach, a niedźwiedzie nie płaczą.
Książkę Stara zbrodnia nie rdzewieje kupicie w popularnych księgarniach internetowych: