Siły szybkie. Fragment książki „Virion. Szermierz Natchniony. Pustynia"

Data: 2022-03-02 09:23:11 | Ten artykuł przeczytasz w 5 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

„Władza to tylko przyzwyczajenie, przekonanie poddanych, że ktoś nimi rządzi. A kto?"

Tego właściwie nie wie już chyba nikt.

Najpotężniejsza służba cesarstwa, Zamek, właściwie przestała istnieć.

Pałac bezradnie patrzy, jak misternie budowane latami podwaliny władzy rozpadają się jak domek z kart.

Dyplomacja? Wolne żarty. Na terenie cesarstwa właśnie zniknęła ambasadorka Królestwa Troy.

Obywatele Luan popadają w zbiorową histerię.

Kometa nadal przemierza nieboskłon, obojętna na całe ziemskie zamieszanie.

Czas Taidy się kończy - nie może liczyć na Zamek, Nervę ani nikogo innego. Nie jest już nawet pewna, czy może ufać samej sobie. A Cesarz żąda wyników. Krwawych wyników.

Virion i jego ludzie robią co mogą, by wyniki były odpowiednio spektakularne, ale gdy na granicy staje Legion Moy, żarty się kończą.

Obrazek w treści Siły szybkie. Fragment książki „Virion. Szermierz Natchniony. Pustynia" [jpg]

Do lektury powieści Virion. Szermierz Natchniony. Pustynia zaprasza Fabryka Słów. Książka ta stanowi kontynuację świetnie przyjętego cyklu Szermierz Natchniony. – Kim byłby dzisiaj Virion? Stevem Jobsem? Elonem Muskiem? Czy Michaelem Burrym? Myślę, że byłby jednym z nas. Ale nie tym roszczeniowym, któremu „się należy”, nie tym, który by istnieć, potrzebuje ideologii albo wiary. Mam wrażenie, że łatwo go spotkać. Każdy czytelnik, który chciałby go zobaczyć, niech zaczeka na chwilę swojego triumfu i wtedy zerknie w lustro. Zobaczy w nim Viriona – mówił Andrzej Ziemiański, autor powieści, w naszym wywiadzie. W ubiegłym tygodniu na łamach serwisu Granice.pl mogliście przeczytać premierowy fragment książki Virion. Szermierz Natchniony. Pustynia. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:

Skompletowanie stanów osobowych korpusu, i to bynajmniej nie z ozdrowieńców i kalek, okazało się rzeczą łatwą. Trochę gorzej poszło z mundurami i uzbrojeniem.

Pierwszą kwestię udało się rozwiązać jedynie częściowo. Po rekwizycjach we własnych magazynach, u krawców, pośredników i kupców udało się zdobyć prawie połowę potrzebnych mundurów. Całkiem nieźle zważywszy, że część wojsk miała już przecież własne sorty. Sztab wykazał się elastycznym podejściem do problemu. Zmienił regulamin polowy, umożliwiając przyszłym bohaterom ruszenie do boju we własnych ubraniach. Zmodyfikowano także plany defiladowe, zmieniając po prostu szyk wojsk. Ci bez mundurów staną z tyłu i nie będą się wychylać, a ci w mundurach przemaszerują przez imperatorem dwa razy, tak, żeby liczba się zgadzała. Jeśli oczywiście cesarz zażyczy sobie przeglądu wojsk, co było wątpliwe z tego prostego powodu, że czas naglił coraz bardziej.

Gorzej było z bronią. Oczywiście można było pozwolić na to, żeby część żołnierzy poszła do boju z własną. Ale po pierwsze, nie wszyscy mieli, a po drugie, nie na tym polega nowoczesna armia, że każdy wywija tym, co pod ręką. Jedni mają miecze, inni proce, ktoś ma łuk, a ktoś sztachetę. W magazynach uzbrojenia pozostało stosunkowo mało.

Sztab znalazł się w kropce, ale przecież nie po to postawiono go na czele armii, żeby tylko załamywał ręce. Sztab więc wymyślił epokowe rozwiązanie, kopiowane przez inne armie jeszcze przez wiele, wiele wieków później. Wyżsi oficerowie nazwali swój oryginalny wynalazek „siłami szybkimi” i nazwa ta przyjęła się błyskawicznie. Zadano sobie bowiem pytanie: ile kroków dziennie może zrobić żołnierz? Trzydzieści tysięcy? No ale przecież sytuacja nagli! Niech nasz żołnierz zrobi sześćdziesiąt tysięcy. Co bowiem opóźnia marsz żołnierza klasycznego z armii, jakie istniały dotychczas? Otóż taki jeden z drugim idzie powoli, ponieważ jest objuczony sprzętem. Przeładowany, nadmiernie obciążony, zamieniony w transportowego muła! A nie na tym przecież polega wojna, żeby dodźwigać gdzieś określony ciężar. Nowoczesna wojna powinna polegać na błyskawicznym manewrze, który zaskoczy przeciwnika. Nie da mu zipnąć. A do tego... tak, tak... potrzebne są siły szybkie. A nie da się zrobić sześćdziesięciu tysięcy kroków dziennie, dźwigając całe wyposażenie. W związku z tym teraz żołnierz dostanie tylko jedną sztukę broni na głowę. Będą tacy, którzy dostaną piki. Ale tylko piki i już nic więcej. Będą tacy, którzy dostaną miecze. Miecze i już. Tak samo kusze. Odciążony w ten sposób korpus powinien maszerować z szybkością pioruna i jak piorun porażać wroga w najmniej spodziewanym miejscu.

Sztab nie sprecyzował, co ma zrobić żołnierz, któremu w trakcie walki złamie się pika. Zdarzenie przecież częste przy tego rodzaju broni. Oficerowie pytani prywatnie odpowiadali półgębkiem, że przecież taki żołnierz może zdobyć broń na wrogu, i oddalali się szybko, chcąc uniknąć pytania następnego: „Czym? Gołymi rękami?”.

Broń zresztą stanowiła problem poboczny. Znacznie gorszą sprawą wydawał się brak zaopatrzenia. I tu już niewiele można wymyślić, bo jeśli da się żołnierzowi wmówić, że pokona przeciwnika samą piką, jeśli tylko go zaskoczy, to nie uda się mu wmówić, że jest syty, jeżeli mu w brzuchu burczy.

W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Virion. Szermierz Natchniony. Pustynia. Powieść Andrzeja Ziemiańskiego kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Virion. Szermierz Natchniony. Pustynia
Andrzej Ziemiański 3
Okładka książki - Virion. Szermierz Natchniony. Pustynia

"Władza to tylko przyzwyczajenie, przekonanie poddanych, że ktoś nimi rządzi. A kto?" Tego właściwie nie wie już chyba nikt.Najpotężniejsza służba cesarstwa...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo