Chcę czegoś więcej. "Serce w mundurze"

Data: 2021-12-03 08:00:01 | Ten artykuł przeczytasz w 30 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Młoda aktorka, Klara, ma szansę zagrać rolę życia w wysokobudżetowej produkcji. Aby przygotować się do tego zadania, wstępuje do wojska, do służby przygotowawczej. Dziewczyna zmienia całkowicie swój sposób bycia, chociaż nie jest jej łatwo. Poznaje nowych ludzi, a także nieustannie walczy z własnymi słabościami. Nie jest prosto przystosować się do zimnego, zdyscyplinowanego środowiska, zwłaszcza że dowódca, pułkownik Zieniewicz, nie pała do niej zbyt wielką sympatią. Jedynie kapitan Nowak wydaje się jej sprzymierzeńcem, a Klara zauważa, że ona także zaczyna coś czuć do tego przystojnego i tajemniczego żołnierza. Czy młoda aktorka jest na tyle zdeterminowana, że może zagrać rolę swojego życia? A co, jeśli jej wrogowie i tajemnice z przeszłości będą to skutecznie utrudniać? Czy miłość, która narodziła się w koszarach, ma szansę na przetrwanie w normalnym świecie? I czy Klara będzie w stanie wybaczyć zadawnione krzywdy oraz błędy popełnione przez bliskich?

Obrazek w treści Chcę czegoś więcej. "Serce w mundurze" [jpg]

Serce w mundurze Agnieszki Kareckiej to porywający romans i dramat w jednym, plus niesamowity, do bólu prawdziwy klimat wojska. Ta historia porywa od pierwszych stron i pokazuje trudną drogę kobiet w mundurach. Do lektury zaprasza Wydawnictwo JakBook. Ostatnio mogliście przeczytać pierwszy rozdział książki, tymczasem już teraz zachęcamy do zapoznania się z rozdziałem drugim: 

Rozdział 2

I swear she’s destined for the screen

Closest thing to Michelle Pfeiffer that you’ve ever seen…

Vance Joy, Riptide

Moja praca to moja pasja. Od zawsze i mam nadzieję na zawsze. Wspinałam się po szczeblach kariery od najmłodszych lat. W przedszkolu z uśmiechem recytowałam wierszyki na Dzień

Matki, a występ przed publicznością w szkole podstawowej sprawiał mi więcej radości niż lody, które mama serwowała na deser w każdą sobotę. Nie mogę jednak powiedzieć, że były to same przyjemności.

W liceum przeniosłam się do stolicy, ale i tam niewielu rozumiało moją pasję. Pobierałam prywatne lekcje, które mama opłacała z mojego kieszonkowego. Oczywiście kieszonkowe nie było jedyną rzeczą, którą odebrała mi moja chęć pozostania aktorką.

Ucierpiały także relacje z przyjaciółmi. A raczej ze znajomymi, bo przyjaciół nie miałam. Brakowało mi na nich czasu – tak samo jak na wyjście do kina czy imprezę, którą regularnie co sobotę urządzała sąsiadka.

Chłopaki? Kto by o nich myślał, gdy w mojej głowie jawiła się kariera rodem z Hollywood. Chciałam jak Natalie Portman odebrać Oscara za główną rolę w Czarnym łabędziu, albo wcielić się w szaloną i niezwykle pociągającą Harley Quinn z Legionu samobójców. Pragnęłam odegrać rolę romantycznej Rose DeWitt-Bukater w Titanicu albo odważnej Katniss Everdeen w Igrzyskach śmierci.

Ciężko na to pracowałam. Słowo daję.

– Majewska? – Kobiecy głos wyrywa mnie z zamyślenia.

Otrząsam się z lekkiego półsnu, który dopadł mnie w wyniku kilku godzin czekania w kolejce na casting. Wstaję z krzesełka i dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że wszystkie osoby, które były przede mną, musiały w jakiś magiczny sposób stąd zniknąć.

Naprawdę przysnęłam?

– To ja! – Wstaję i szybkim ruchem wygładzam potargane od podpierania się o ścianę włosy.

– Zapraszam. – Zrezygnowana kobieta wskazuje dłonią salkę, do której zmierzam z mocno bijącym sercem.

Wchodzę do środka, a reżyser castingu oraz jego dwie asystentki witają mnie prawie niewidocznym uśmiechem. Rozglądam się po białym pomieszczeniu i zawieszam wzrok na czarnym zegarze wskazującym godzinę czternastą. Próbuję sobie przypomnieć, o której tutaj przyszłam, ale było tak wcześnie, że ledwie pamiętam moment wyjścia z domu.

Siadam na wskazanym przez mężczyznę krześle, jednocześnie odczytując na jego plakietce nazwisko „Collins”. Dzieli nas długie biurko, na którym widnieje sterta posegregowanych papierów. Muszą siedzieć tu naprawdę długo, bo talerz z ciastkami jest już niemal pusty. Zerkam przez ramię na wyłożone jasnym płótnem miejsce, w którym pewnie za chwilę stanę, podejmując kolejną, chyba już setną próbę przełamania złej życiowej passy.

– Dzień dobry – zaczyna młoda asystentka w krótkiej, gładkiej fryzurze. Unosi wzrok znad teczki z papierami i przygląda mi się przez dłuższą chwilę. – Proszę powiedzieć nam kilka

słów o sobie.

– Nazywam się Klara Majewska. Na co dzień pracuję w Teatrze Wielkim, ale marzę o roli w większej produkcji filmowej. Raz w tygodniu udzielam dzieciom lekcji gry aktorskiej w ramach projektu „Wszyscy jesteśmy marzycielami”, który realizuje miejski ośrodek kultury. Jestem zmotywowana, szybko się uczę, łatwo nawiązuję kontakty z ludźmi i nie boję się

nowych wyzwań.

– W zgłoszeniu, które dostaliśmy, niewiele było na temat pani kariery… Posiada pani

jakieś doświadczenie w filmie? – ciągnie.

Biorę wdech i zatrzymuję powietrze w płucach na długie sekundy. Reżyser przygląda mi się w milczeniu, a asystentka znów wraca do lektury moich dokumentów.

– Gram głównie w teatrze, ale jeszcze podczas studiów dostałam możliwość zaprezentowania się w jednym filmie. Nie jestem z tego specjalnie dumna, więc nie wpisałam tytułu…

– Jaki to film? – pyta reżyser. W jego głosie wybrzmiewa mocny amerykański akcent.

Po raz pierwszy dostrzegam w jego oczach coś więcej niż obojętność.

– Seksi fleksi.

Obie asystentki zaciskają mocniej usta. Próbują się nie roześmiać czy tylko mi się zdaje? Skupiam całą uwagę na reżyserze, który teraz odchyla się na oparciu krzesła i przygląda mi się w zamyśleniu.

– Może po prostu zobaczymy, jak grasz – mówi w końcu.

– Oczywiście.

Podnoszę się, a ta sama asystentka, która zadawała pytania, nakreśla mi teraz sytuację, w jakiej znajduję się na planie. Resztę muszę zinterpretować sama, wcielić się w rolę, o której nie wiem prawie nic poza tym, że jestem żołnierką. Mam do wypowiedzenia kilka kwestii, ale już po pierwszej reżyser przerywa moją grę i prosi, bym zachowywała się jak żołnierz, a nie jak jego dziewczyna. Nie wiem, co ma na myśli, ale mimo to biorę się w garść. Obniżam głos o kilka tonów i ponownie wypowiadam kwestie: „Poddacie się, a nic wam nie zrobimy!” oraz „Do boju, żołnierze!”. Potem zostaję postrzelona, więc przez zaciśnięte usta, leżąc na podłodze w wyimaginowanej kałuży krwi, z trudem sapię: „Jestem z was dumna, towarzysze! Byliście nie tylko moimi kompanami, ale także rodziną. Walczcie, walczcie, przyjaciele, i wygrajcie!”.

Wstaję, kłaniam się nisko i siadam na krześle. Nikt nie patrzy mi w oczy. Zastanawiam się, czy celowo mnie ignorują, czy może myślą, że już wyszłam. Panująca między nami ciężka atmosfera pełna jest skrępowania i niedopowiedzeń. Myślę, że nie tylko dla mnie.

– O decyzji poinformujemy panią mailowo – mówi druga asystentka, ta, która do tej pory milczała. Jest bardzo młoda, chyba nawet młodsza ode mnie.

Kiwam głową, a potem wstaję. To chyba było pożegnanie, tak?

– Pani Majewska. – Reżyser zatrzymuje mnie, zanim zdążę opuścić pomieszczenie. Odwracam się w jego stronę, próbując uciszyć kiełkującą nadzieję. – Pani gra jest naprawdę godna podziwu, ale czasem błędy naszej przeszłości może uleczyć tylko czas.

I tym poetyckim cytatem kończy nasze spotkanie.

***

Po czterech dniach otrzymuję suchą wiadomość odmowną. Krótkie pozdrowienia i życzenia sukcesów na dalszej drodze do spełniania marzeń. 

Prycham z rozbawieniem i wychodzę z pokoju. Straciłam apetyt na śniadanie, dlatego przyrządzam sobie czarną kawę i siadam z kubkiem przy stoliku. W mieszkaniu pachnie już rześkim i kwitnącym majem. Mama zawsze uchyla okna od razu po przebudzeniu. Dzięki temu nie muszę inwestować w sztuczne odświeżacze powietrza.

Rozglądam się po niewielkiej, ale lśniącej czystością kuchni, świadoma tego, że mama zdążyła już zjeść i ogarnąć bałagan, który wczoraj zostawiłam po kolacji. Obiecałam sobie, że posprzątam rano, ale znów nie zdążyłam.

– Dzień dobry, Klarciu! – Wychodzi z łazienki z ręcznikiem zawiniętym na głowie.

– Posprzątałabym – rzucam.Przyglądam się cieniom pod jej oczami oraz szarej, ziemistej cerze. Pod maską uśmiechu dostrzegam kolejną nieprzespaną noc i skutki niedostatecznie zbilansowanej diety.

Szybko odwraca spojrzenie i kieruje się na kanapę w salonie. Nasze niewielkie czterdziestometrowe mieszkanie na Sadybie nigdy nie stanowiło powodu do wstydu, ale ostatnimi czasy żałuję, iż nie mogę zapewnić nam czegoś większego i najlepiej ulokowanego w miejscu z pięknym widokiem na park albo jeziorko. Zamiast tego za oknem mamy kolejne rzędy takich samych blokowisk, które nie zachęcają do przesiadywania przy szybie dłużej, niż to konieczne, by złapać dobry zasięg.

– Czemu nie jesz śniadania? – pyta mama, biorąc do ręki gazetę z wiadomościami.

– Nie jestem głodna.

– Przyszły wyniki z tego przesłuchania? – Odwraca się i zawiesza na mnie wyczekujący wzrok. Mam wrażenie, że zna już odpowiedź. Mimo to kiwam głową, nie musząc dodawać nic więcej.

– Przykro mi, kochanie – mówi.

Podnosi się z kanapy i jestem niemal pewna, że zaraz będzie się starała mnie pocieszyć.

– Muszę iść, mamo. Mam być za moment w teatrze. – Jednym haustem dopijam resztę ciepłej kawy i odkładam kubek do zlewu. Zanim zdoła choćby dotknąć mojego ramienia, już kieruję kroki do łazienki. W pośpiechu myję zęby i wykonuję lekki makijaż, a potem rzucam monosylabiczne „pa” i uciekam z mieszkania.

***

Gramy Charlotte od dwóch tygodni, a cieszy się ona tak dużą oglądalnością, że dyrektor zarządził, iż zwiększamy liczbę spektakli i będziemy występować każdego dnia, a czasem nawet kilka razy dziennie, z przerwą w środy. Powinnam się cieszyć, ale wcale tak nie jest. Po spektaklu nie mam już ochoty rozmawiać z aktorami ani analizować tego, „co można jeszcze zrobić lepiej”. Zazwyczaj chodzę z Darią na kawę i dzwonię do Amandy, by jakoś zabić wolny czas. Wyłączam telewizję, bo albo widzę grającą w serialu Lenę, która uprzykrza mi życie swoimi ckliwymi rolami, albo Amandę występującą w hicie puszczanym w środowy wieczór na stacji cieszącej się największą oglądalnością. Nie to, żebym była jakoś specjalnie zazdrosna. Po prostu dobija mnie fakt, że wciąż tkwię w bagnie, które sama sobie zaserwowałam. 

W czwartek dzwoni do mnie mama. Mówi, że zostanie w pracy na noc.

– Masz siłę? – pytam, wstawiając do mikrofali pozostałości po wczorajszej chińszczyźnie.– Oczywiście! Nie mam sześćdziesięciu lat, Klarciu. Może zaproś Darię albo zrób małą imprezkę. Ostatnio ciągle chodzisz przybita, przemęczona i jakaś taka… nieswoja.

Czuję ochotę, by się roześmiać, ale nie robię tego. Nie powinnam być przyczyną jej

wyrzutów sumienia.

– Zaplanowałam już coś, ale miło, że o mnie pomyślałaś.

Opadam na kanapę, chwytając w dłonie pierwszą lepszą książkę, którą najwyraźniej ostatnio czytała mama. Zawsze zostawia jakąś na stoliku.

– Naprawdę? – dziwi się.

– Jasne, mam zamiar trochę się rozerwać – rzucam, kartkując Annę Kareninę.

– To cudownie. Gdybyś potrzebowała gotówki, tam w kasetce w sypialni…

Przewracam oczami i wciskam się mocniej w miękkie poduszki.

– Mamo, nie mam pięciu lat. Zarabiam… – podkreślam ostatnie słowo, bo moja rodzicielka wciąż nie może tego zrozumieć. A nawet jeśli, to nie traktuje tych pieniędzy jako środków, które miałyby zapewnić mi byt oraz stabilną przyszłość.

– No już dobrze, dobrze. Tylko na siebie uważaj.

– Oczywiście.

– I nie wracaj zbyt późno do domu.

– Obiecuję.

– Kocham cię, Klarciu.

– Ja ciebie też, mamo.

Rozłączam się i przymykam ciężkie powieki. Oddycham głęboko. Moje życie wydaje się jedną wielką katastrofą. Marzyłam o czerwonym dywanie, a zamiast tego mam do dyspozycji jedynie wytarte deski teatru gdzieś w rogu sceny. Marzyłam o rozdawaniu autografów i cudownych scenariuszach, zamiast tego uczę dzieci, jak zinterpretować piosenkę Panie Janie. Marzyłam, że będę wyglądać jak modelka z okładki „Vogue’a”, a sprawiam wrażenie jej całkowitej odwrotności.

Jestem żałosna.

Dzwonek w moim telefonie rozdzwania się ponownie. Niemal mechanicznie przykładam aparat do ucha i zdobywam się na łagodny ton:

– Słucham?

– Dzień dobry, z panią Majewską mam przyjemność?

Kobiecy głos w słuchawce przez moment wydaje mi się dziwnie znajomy.

Podrywam się z kanapy i szybko sprawdzam ekran. Nie znam tego numeru.

– Tak, przy telefonie – mówię energicznie.

– Nazywam się Kamila Studnicka, jestem asystentką reżysera Collinsa. Była pani na naszym castingu do filmu Serce w mundurze.

Mrugam szybko, a książka wypada mi z rąk.

– Tak, wszystko się zgadza.

Na chwilę zapada milczenie, a potem kobieta mówi:

– Cóż, sprawy się trochę skomplikowały. Zdążyliśmy wybrać już osobę do głównej roli, a teraz wyjechaliśmy za granicę, by dogadać inne ważne kwestie. Jednak okazało się, że aktorka, którą wytypowaliśmy, jest w ciąży.

Mrużę oczy, powoli uświadamiając sobie, co ma na myśli asystentka.

– Jeśli byłaby pani wciąż zainteresowana rolą – ciągnie – za dwa miesiące znów zorganizujemy casting. Produkcja nieco się przesunie w czasie, ponieważ ucięli nam część środków i teraz musimy powalczyć o ich odzyskanie. – Śmieje się nerwowo.

– Rozumiem… – mówię, chociaż chyba nie do końca tak jest.

– Chciałam tylko powiedzieć, że… Cóż, pani Klaro, ten telefon to moje słowo wsparcia, żadna decyzja reżysera. Dostrzegł w pani potencjał, jak my wszyscy, ale powinna pani coś w sobie zmienić. Bardziej przygotować się do tej roli. Może ściąć włosy albo zapisać się na zajęcia z boksu? Potrzebne jest coś, co sprawi, że zyska pani większą pewność siebie. Myślę, że to pomoże w otrzymaniu angażu.

– Ja… nie wiem, co powiedzieć.

Kobieta śmieje się cicho.

– Przepraszam, że tak bez uprzedzenia, ale zapadła mi pani w pamięć i myślę, że byłaby pani naprawdę stworzona do tej roli. Proszę to przemyśleć. Gdy tylko ustalimy datę kolejnego castingu, skontaktuję się z panią.

– Dziękuję bardzo, naprawdę. – Mój głos tak drży, iż mam wrażenie, że zaraz się rozpłaczę.

– I jeszcze jedno: proszę oficjalnie się z tą informacją nigdzie nie ogłaszać.

– T-tak, jasne, oczywiście!

Uśmiecham się, czując nagły przypływ nieokiełznanej radości. Mam wrażenie, że to jakiś głupi żart… albo sen… Chyba jedno i drugie.

– Dziękuję – powtarzam kolejny raz.

– Ja również. Zrobię, co w mojej mocy, aby dostała pani tę rolę i proszę być dobrej myśli – dodaje.

***

Amanda, zaskoczona moją obecnością, otwiera drzwi.

– Zadzwoniłaś w ostatniej chwili, miałam wychodzić – rzuca, ale wciąż się uśmiecha.

Zaprasza mnie do środka i prowadzi do wielkiej kuchni, a potem nalewa mi szklankę wody, na którą w końcu się decyduję, gdy kończy wymieniać wszystkie rodzaje herbat oraz kaw, jakie ma do zaserwowania.

– No więc? Co cię sprowadza w czwartkowy wieczór w moje skromne progi? – Siada

na wysokim barowym krzesełku naprzeciwko mnie.

– Pamiętasz, jak na studiach spotykałaś się z jednym facetem? Był w wojsku czy coś

takiego – mówię.

– Był w służbie przygotowawczej.

– Właśnie! – Uderzam otwartą dłonią w blat stolika z taką siłą, że aż boli. – O, przepraszam.

Amanda unosi swoją perfekcyjnie wycieniowaną brew i przygląda mi się z nieskrywanym zdumieniem. Muszę wyglądać jak wariatka, ale wcale mi to nie przeszkadza.

– Słuchaj, mówiłaś, że to trwa tylko kilka tygodni i przygotowuje młodego człowieka do życia w wojsku. Szukam czegoś takiego tu w okolicy… – ciągnę i nie mogę powstrzymać determinacji w swoim głosie.

– Dla kogo? – Patrzy na mnie badawczo.

Spuszczam głowę i zaciskam usta. Myślę nad odpowiedzią stanowczo zbyt długo.

– Jesteś pijana?! – Amanda niemal wstaje z krzesła.

– Nie, nie! Przecież przyjechałam samochodem, widziałaś.

– No właśnie, dlatego się wystraszyłam. – Chwyta się za serce.

Ponownie biorę wdech i wypijam ogromny łyk wody, a potem zdaję jej relację z przesłuchania oraz opowiadam o telefonie, który otrzymałam przed godziną od niejakiej asystentki Collinsa. Oczy Amandy robią się wielkie jak spodki, gdy docieram do momentu, w którym zwierzam się jej, że nie tylko postanowiłam podjąć wyzwanie i przygotować się do roli profesjonalnie, ale też sama pójść do wojska, by poczuć na własnej skórze, jak to jest. Jestem niemal przekonana, że po takich przygotowaniach i z doświadczeniem tego typu po prostu nie mogę nie dostać tej roli!

Dumna kończę opowieść. Nie potrafię pohamować ekscytacji spowodowanej moim szalonym i pełnym motywacji pomysłem.

– Zwariowałaś. – Amanda kręci głową. – Zwariowałaś, Klara. A co z teatrem?

– Sama mówiłaś, że powinnam stanąć na nogi – bronię się.

Ale nie miałam na myśli tego, byś rzucała wszystko i szła do wojska!

Podchodzę i opieram dłonie na jej ramionach. Patrzę w jasne niebieskie oczy.

– Gdyby nie ty, Amanda, w ogóle nie poszłabym na ten casting. A teraz mam szansę. Wielką szansę. Powiedz, gdy jechałaś do Ameryki, nie bałaś się? Nie stawiałaś wszystkiego na jedną kartę? Nie zostawiałaś wszystkiego, co znasz?

Patrzy na mnie, a moje słowa zdają się powoli pokonywać mur jej oburzenia.

– No niby tak… ale, Klara, wojsko, to… cholera, to wojsko!

– Nie zakładam inaczej – tłumaczę.

Opada na krzesło, a ja wracam na swoje miejsce. Siedzimy naprzeciwko siebie, opierając się o kamienny blat. Za oknem zmierzcha, a cichy wiatr wdziera się przez uchylone okno, chłodząc moje rozpalone policzki.

– Słuchaj, z tego, co wiem, to mój eks był na służbie przygotowawczej, która trwała trzy miesiące. Musiał przejść rekrutację, badania lekarskie i złożyć wnioski do Wojskowej Komendy Uzupełnień czy jakoś tak.

– Idealnie! – Klaszczę w dłonie, ale Amandzie, zdaje się, wcale się nie udziela moja ekscytacja.

– Mówił, że nie było łatwo. Że to była szkoła życia. Dostawał marne wynagrodzenie i nie widywał się ze mną przez pierwszy miesiąc – dodaje.

Kiwam głową, ale jej słowa nie są w stanie mnie zniechęcić.

– Czy… czy mogłabyś mi pomóc znaleźć informacje, gdzie powinnam się zapisać czy coś takiego?

– Oni sami cię przydzielą.

Teraz to ja unoszę brwi.

– Słucham? – Upewniam się, czy aby na pewno dobrze usłyszałam.

Amanda wzdycha i kręci głową z cichym rozbawieniem.

– Karola wysłali aż na Śląsk. Widywaliśmy się tylko w soboty, gdy przyjeżdżał do domu na przepustki. Mówił, że nie ma nic do gadania w kwestii tego, gdzie zostanie umieszczony na czas służby.

Mina mi rzednie. Wyciągam z kieszeni telefon i w wyszukiwarkę internetową wpisuję hasło: służba wojskowa. Informacji, których potrzebuję, jest niewiele – zdawkowe opisy służby i placówek, do których powinnam zadzwonić w celu uzyskania koniecznych informacji.

Wszędzie motywujące gadki o byciu żołnierzem, misjach, patriotyzmie i odwadze. Tak, jestem odważna. Odważna w robieniu głupot i właśnie zdaję sobie sprawę, że nie będzie to takie łatwe, jak myślałam.

Mimo to nie zamierzam się poddawać. 

Dwie godziny później drukujemy potrzebne wnioski i spisujemy adres placówki, do której mam zamiar się udać z samego rana. Amanda kilkukrotnie powtarza mi, że jestem szalona, ale w jej słowach nie ma już strachu. Jego miejsce zajmuje podziw i aprobata. I, cholera, podoba mi się myśl, że moje życie przestanie być zlepkiem cholernie niefortunnych zdarzeń.

***

Kolejnego dnia po spektaklu zmywam makijaż, biorę szybki prysznic i pędzę z Darią na obiecaną kawę. Odkąd powiedziałam jej o moim planie, wciąż mam wrażenie, że nie jest ze mną do końca szczera. Niby się ucieszyła, pogratulowała mi odwagi, jednak w jej oczach było coś takiego… Nie potrafiłam tego odczytać, ale wiedziałam, że niewiele ma to wspólnego z prawdziwą radością. Od momentu, gdy pokazałam jej wniosek, który następnie złożyłam w Wojskiej Komendy Uzupełnień, wciąż patrzy na mnie jakoś tak… inaczej. Jakbym już stała się żołnierzem.

– Dostałaś odpowiedź? – pyta, gdy siadamy w kawiarence na alei Rzeczypospolitej.

Zajmujemy miejsca na zewnątrz. Dzięki temu mamy widok na spacerujących oraz pędzących na złamanie karku przechodniów. Jedni wracają z pracy, inni spieszą na zajęcia, jeszcze inni wyglądają na totalnie nieprzejętych otaczającą ich rzeczywistością.

– Tak. – Rozpinam cienki granatowy płaszczyk, a przyjemny majowy wietrzyk gładzi moją szyję. Uwielbiam tę porę roku, wypełnione zapachem bzów parki i zazielenione trawniki, które zachęcają, aby zdjąć buty i chodzić po miękkiej trawie boso.

– I co? – dopytuje.  – Matko, wciąż nie wierzę, że naprawdę się na to zdobyłaś. Wiedziałam, że jesteś nieobliczalna, ale nie posądzałam cię o takie zmiany.

Śmieję się, bo jest przeurocza, gdy nie potrafi pohamować wylewających się z niej emocji. Tak samo prezentuje się na scenie. Cała jest emocją. Powinna być bardziej doceniana.

– Mam się stawić w Wojskowym Centrum Rekrutacji za dwa dni, tam odbędzie się rozmowa kwalifikacyjna, spotkanie z psychologiem i badanie komisji lekarskiej. Jeśli przejdę wszystko pomyślnie, w przyszły poniedziałek jadę do jednostki, którą mi przydzielą.

– Nie gadaj! – Przykłada dłoń do ust.

Śmieję się i upijam łyk americano.

– Nie mam nic do stracenia. Sama wiesz, że teatr mnie wykańcza, a ciągnące się za mną fatum nieudanych castingów nie daje normalnie żyć.

– A kiedy powiesz Prusickiemu? – zastanawia się.

– Gdy tylko pomyślnie przejdę rekrutację.

– Wiesz, że wpadnie w szał?

Zaciskam usta i przenoszę spojrzenie na spacerującą ulicą parę młodych ludzi. Śmieją się do siebie, jakby ktoś opowiedział im najzabawniejszy kawał na świecie. Potem zatrzymują się i szepczą sobie coś do ucha. Odwracam wzrok.

– Po tym, jak kilkukrotnie obiecał, że zwiększy nam pensje i tego nie zrobił, nie czuję się specjalnie zobowiązana – rzucam wreszcie.

– Może i masz rację, ale co się stanie, jeśli jednak nie dostaniesz tej roli?

Wzdycham głęboko.

– Nie mam pojęcia, Daria. Pewnie nie będę już miała gdzie wracać, a mama wreszcie dopnie swego i stwierdzi, że cały ten pomysł był do kitu i zrobiłam największy w życiu błąd. Nie będzie miała za co mnie utrzymywać, więc wsiądę w pociąg i wyjadę w podróż dookoła świata… Chociaż nie, chwila. Na to też trzeba mieć pieniądze.

– Tak ci powiedziała? – Dziewczyna otwiera szerzej oczy.

– Jeszcze nie, ale gdy poinformowałam ją o moim planie, bardzo się zdenerwowała. Nie wiem, czy to reakcja na leki, które bierze czy co, ale dawno nie widziałam, żeby była aż taka roztrzęsiona. Powtarzała, że totalnie mi odbiło i że powinnam to przemyśleć. Dziwne, bo odkąd pamiętam, twierdziła, że powinnam odejść z teatru po tym, jak Prusicki zaczął się do mnie przystawiać.

Daria upija spory łyk latte, a potem otwiera szeroko oczy i macha dłonią obok rozchylonych ust.

– Gorące! Gorące!

– Uważaj! Nie pij tak szybko! – Nie potrafię ukryć rozbawienia.

Zakładam nogę na nogę i rozsiadam się wygodniej.

– No a ty… nie boisz się? – Ostrożnie odkłada filiżankę na talerzyk i przenosi na mnie zaciekawione spojrzenie.

– Wojska?

Kiwa głową.

– Boję się. Ale jeszcze bardziej boję się tego, że utknę w tym teatrze na zawsze. Że już do końca życia będę odgrywała bezimienną damę dworu albo uczyła się roli na wypadek, gdyby główny aktor zachorował. Chcę czegoś więcej.

Wiem, że moje słowa tyczą się także Darii, ale ona uwielbia musicale. Ukończyła Studium Wokalno-Aktorskie w Gdyni i ma zamiar pozostać w teatrze na długo. Jestem pewna, że sobie poradzi. Poza tym… ma rodziców, dwóch braci i siostrę, którzy w nią wierzą. Ja od kiedy pamiętam, jestem tylko z mamą, a ona też nie jest jakoś specjalnie uradowana ścieżką życiową, którą wybrałam. Chciałaby, bym również poszła w medycynę, jak ona. Może bardziej ambitnie, na lekarza na przykład, bo pielęgniarki już nie cieszą się taką popularnością jak kiedyś… Ale nie jestem w stanie robić czegoś, co miałoby mnie nudzić.

Poczucie, że zmarnowałam wiele lat życia, przytłoczyłoby mnie do tego stopnia, że jestem niemal pewna, iż wylądowałabym w psychiatryku.

Mam tylko moją pracę. To dlatego chcę więcej. Pragnę, by mnie napędzała do życia. Chcę pokazać mamie, że warto było we mnie inwestować. Bo wbrew temu, że nie widziała w tym wszystkim większej wartości – tego, co ja dostrzegałam – nie podcinała mi skrzydeł, a dawała wolność wyboru.

Upijam kolejny łyk kawy i przyglądam się siedzącej obok naszego stolika parze. Potem rozmawiamy o sprawach błahych. Daria mówi, że chce kupić psa. Zastanawia się, którego wybrać – rasowego, kundelka, z rodowodem czy bez. Nie umiem jej doradzić, więc milczę, a potem sama dochodzi do wniosku, że na start lepszym rozwiązaniem będzie jednak kot. Mówię, że to świetny pomysł. Że z pewnością będzie zadowolona.

Wspominam o Amandzie, ale Daria najwyraźniej za nią nie przepada, bo szybko zmienia temat. Nie mam zamiaru naciskać. Cieszę się, że przynajmniej mam do kogo otworzyć buzię.

***

Z mamą nie rozmawiam zbyt wiele o mojej decyzji. Właściwie w ogóle. Bierze dodatkowe zmiany w szpitalu. Mówi, że ma sporo pracy, dużo pacjentów, są braki w personelu. Że gdybym miała kwalifikacje… miałabym pracę.

Nie dogadujemy się, przez co czuję ponowne wyrzuty sumienia na myśl o wyjeździe, który tak skrupulatnie planuję. Amanda wylatuje w tym tygodniu do Stanów. Wpadła na kawę pożegnać się i życzyć mi powodzenia. Nie wiem, kiedy znów się spotkamy. Mam jednak nadzieję, że wtedy nie będzie mi wstyd przyjść na jej kolejne urodziny. Może nawet sama wyprawię swoje i bez skrępowania zaproszę kilku znajomych.Wieczorem czekam na matkę w salonie. Wreszcie przychodzi i leniwie ściąga buty, podpierając się drugą dłonią o ścianę w przedpokoju. Potem kieruje się do otwartej kuchni, gdzie mnie zauważa.

– Jejku, co tak siedzisz w ciemności? – mówi, chowając twarz za maską neutralności.

Jestem przekonana, że wcześniej widniał na niej smutek. Zastanawiam się, czy ogłaszanie jej takiej nowiny jest dobrym pomysłem.

– Czekałam na ciebie – mówię w końcu.

Widzę, jak zerka na dokument, który trzymam w dłoniach. Decyzja o przydziale do Centrum Szkoleniowego w Gdańsku. Szybko składam papier na pół, by uniemożliwić jej dostrzeżenie tych informacji.

– Co to? – pyta.

– Mam decyzję. Dostałam się do jednostki.

Tylko wzdycha głęboko i siada na krześle. Jest przygarbiona i zdaje się mniejsza, szczuplejsza niż jeszcze kilka miesięcy temu.

– Której? – pyta, nie unosząc wzroku.

– Pod Warszawą – kłamię. Nie potrafię wyznać jej prawdy. Nie, jeśli wiem, jak wielki sprawię jej ból, wyjeżdżając tak daleko od domu.

– Pewnie i tak cię nie wypuszczą przez pierwszy miesiąc. Znajoma z pracy ma syna, który też odbył taką służbę. Nie wychodził na przepustki przez pierwsze sześć tygodni – mówi ze smutkiem.

Wiem o tym, wyczytałam wszystko w internecie, ale postanawiam wyglądać tak, jakby ta informacja mocno mnie zszokowała.

***

Dwa dni później zostaję w garderobie do późna. Dobry nastrój, który jeszcze przed chwilą perfekcyjnie odgrywałam na scenie, ulotnił się w momencie, gdy kurtyna opadła. Nie, nie jestem zdenerwowana – ja wręcz drżę na myśl, że przyszedł czas na rozmowę, której się obawiałam, odkąd tylko złożyłam wniosek.

Większość aktorów już wyszła. Daria czeka na mnie na korytarzu. Zostajemy sami.

Ja i Prusicki.

– O czym chciałaś pogadać? – Jego zalotne spojrzenie jak nigdy wprawia mnie w zakłopotanie. Nie mam pojęcia, co się stało z moim stanowczym tonem i zrezygnowaną miną, którymi do tej pory go częstowałam.

– Dyrektorze, ja…

– Zmieniłaś zdanie? – Przybliża się do mnie, a ja robię krok w tył, w stronę uchylonych drzwi. Celowo je przytrzymałam, gdy wychodziła Honorata.

Kręcę głową i staram się lekko uśmiechnąć, a potem przymykam powieki. Tylko na moment. Muszę sobie przypomnieć, dlaczego to robię. Dla roli, przede wszystkim dla niej, ale także dlatego, iż nie mogę już dłużej tolerować tych jego gierek.

– Muszę wyjechać. Na trzy miesiące – mówię na jednym wydechu.

Jego twarz tężeje i widzę chyba każdą malującą się na niej emocję – począwszy od rozbawienia, poprzez zadumę i wreszcie złość. Ta jest zdecydowanie najgorsza.

– Słucham? – pyta z grobową miną.

Wytężam wszystkie siły, by utrzymać wyprostowaną sylwetkę. Nie chcę dać po sobie poznać, jak wiele mnie to kosztuje. Muszę trzymać się planu. I swojej wersji. Marzeń. Tylko one mi pozostały.

– Wyjeżdżam z Warszawy na trzy miesiące. Muszę przygotować się do roli.

Zaciska dłoń w pięść i unosi ją na wysokość swojej twarzy. Przełykam ślinę. Nigdy nie sądziłam, że ten człowiek może mnie przerażać. Obrzydzać owszem, ale nie przerażać. Teraz z trudem walczę o każde wypowiedziane zdanie. 

– Co ty pleciesz?! Nigdzie nie jedziesz. Dopiero zaczęliśmy występować z nowym spektaklem i sądzę, że jesteś wystarczająco przygotowana do swojej roli. – Opuszcza rękę. – Lepiej nie żartuj ze mnie w taki sposób, bo już więcej nie zaproszę cię na żadną kolację.

Chce mnie wyminąć, ale chwytam go za rękaw marynarki.

– Proszę poczekać.

Zatrzymuje się i spogląda na mnie spod przymrużonych powiek.

– Nie żartowałam. Wyjeżdżam jutro – mówię.

Patrzy na mnie długo. Czeka, aż powiem coś jeszcze, ale nie mam w głowie słów, które powinny teraz paść. Zamiast odpowiedzi dostaję od niego szyderczy uśmiech. Przybliża się – tak jak w dniu, gdy przyszłam na pierwszy casting do tego teatru. Pojawia się ten sam palący dyskomfort i przekonanie, że nie mogę się już wycofać.

– Mówiłem, że nie bawią mnie twoje żarty. Nigdzie nie pojedziesz.

– Ale…

– Żadnego „ale”, nawet nie wiesz, jak wiele osób chce być na twoim miejscu. Zdajesz sobie sprawę, jak bardzo psujesz swój wizerunek w moich oczach?

Nie interesuje mnie, co sobie myśli ani jak na mnie patrzy, ale i tak staram się załagodzić sytuację. Nie mam pojęcia, co z tego wyniknie.

– Dyrektorze, wiem, że to nie najlepszy moment, ale naprawdę muszę wyjechać w sprawach zawodowych. Dostałam szansę zagrania w filmie, muszę jednak się do niego przygotować. Z dala od Warszawy.

– Czyś ty zwariowała? – huczy, a krople jego śliny trafiają wprost na moje czoło. – Nie interesuje mnie żadna twoja śmieszna rola w filmie. Oboje wiemy, że nie nadajesz się na aktorkę pierwszego planu. Znasz swoje miejsce i lepiej się go trzymaj, jeśli chcesz jeszcze zajmować się aktorstwem w przyszłości.

Zaciskam mocniej usta i robię mimowolny krok w tył. Czuję, jak krew rozpala moje policzki do czerwoności.

– Dyrektorze, proszę potraktować mnie poważnie. Naprawdę muszę wyjechać. Ale jest jeszcze Majka, zna moje kwestie i może odegrać moją rolę. Mówiła, że chętnie mnie zastąpi…

– Cholera jasna! – Mężczyzna wali pięścią w ścianę tuż za moimi plecami. – Ogłuchłaś, dziewucho? Powiedziałem, że nigdzie nie jedziesz. Nie zostawisz mnie na lodzie. Mnie się nie wystawia, rozumiesz?!

Przełykam ślinę, nagle zasycha mi w gardle. Spodziewałam się po sobie większej stanowczości.

Kręcę tylko głową, bo nie mogę już wydusić żadnego słowa.

– Przykro mi, ale muszę wyjechać. Mam nadzieję, że pan to zrozumie – rzucam i kieruję się do wyjścia, starając się go wyminąć. Prusicki jednak gwałtownie chwyta mnie za ramię.

Jego palce wciskają się w moją skórę z taką siłą, że mam ochotę pisnąć.

– Ty mała… – zaczyna, ale w tym samym momencie do garderoby wchodzi Daria.

– Klaro, wszystko w porządku? – pyta.

Mężczyzna puszcza moją rękę i wzdycha ze zdenerwowaniem. Potem obrzuca mnie jednym z tych groźnych spojrzeń, które czasem widuję podczas prób, gdy coś idzie nie po jego myśli.

– Jeszcze do tego wrócimy – rzuca i energicznym krokiem wychodzi z pomieszczenia.

Chcę powiedzieć, że szczerze w to wątpię, ale nie robię tego. Zapada długa cisza, podczas której ja i Daria patrzymy na siebie bez słowa.

Wszystko słyszała, widzę to w jej oczach.

Powieść Serce w mundurze kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Serce w mundurze
Agnieszka Karecka 5
Okładka książki - Serce w mundurze

Młoda aktorka, Klara, ma szansę zagrać rolę życia w wysokobudżetowej produkcji. Aby przygotować się do tego zadania, wstępuje do wojska, do służby przygotowawczej...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje