Rok 1818. Młoda szlachcianka Hanna Królikiewicz, z powodu odrzucenia zalotów kolejnego konkurenta, zostaje zamknięta przez rodziców w panieńskim pokoju. Uciekającą przez okno młodą damę ratuje z opresji lord Adrian Garenwill. To zabawne wydarzenie sprzyja odnowieniu nagle przerwanej przed laty znajomości. Wkrótce potem młodzi wikłają się w serię niepokojących zdarzeń. Śledztwo goni śledztwo, a wszystko komplikuje odkrycie, że wuj Adriana, baron Ostrowski, żyje.
Z jaką tajemną misją lord Garenwill przybył z Anglii do Polski? Czy Adrian pomoże Hannie wyplątać się z tarapatów?
Zbuntowana szlachcianka Urszuli Gajdowskiej, piąty i ostatni tom cyklu W dolinie Narwi, to połączenie romansu i powieści przygodowej, której fabuła rozgrywa się na Podlasiu w pierwszej połowie XIX wieku. Do lektury zaprasza Wydawnictwo Szara Godzina. Dziś na naszych łamach prezentujemy premierowy fragment powieści:
Dzień wydawał się idealny na samotną wycieczkę po okolicy. Spotkał ciężko pracujących chłopów, jednego ubogiego szlachcica bez ziemi, który utrzymywał się dzięki pracy swych rąk, dzieci bawiące się beztrosko i zamożne panny spacerujące w towarzystwie służby. Przekrój społeczeństwa wiejskiego nieco odmienny od tego, który widywał ostatnimi laty. Przyroda obudzona po zimowej przerwie już w pełnej krasie objawiała swe niezliczone walory. Soczyście zielona trawa i rozkwitłe, drobne polne kwiaty, wśród których bzyczały owady dumnie fruwające po polu, oraz rozłożyste drzewa z ptasimi gniazdami w koronach sprawiały, że chciało się zatrzymać i chłonąć wszystko pełną piersią. Dwa bociany kroczące dumnie po łące w poszukiwaniu pożywienia i niezwracające na niego uwagi, gdy przejeżdżał w odległości kilku metrów od nich, oraz dostojny jeleń wychodzący ostrożnie zza kępy drzew w oddali powodowały, że Adrian czuł się integralną częścią tego naturalnego porządku.
Skręcił w jedną z leśnych ścieżek, by uniknąć przebywania w towarzystwie ludzi i – nie wiedząc czemu – skierował się w stronę, gdzie mógł na nich trafić, bo droga wyglądała na bardziej uczęszczaną od pozostałych szlaków. Nie zastanawiał się nad tym i spokojnie jechał stępem, aż dotarł do zabudowań należących do jednego z okolicznych właścicieli majątków folwarcznych.
Nie chciał zbliżać się do dworu od frontu, bo nie miał ochoty na składanie sąsiedzkich wizyt akurat tego dnia. Niemal minął budynek, gdy do jego uszu dobiegło ciche jęknięcie. Odruchowo spojrzał na boki, a nie zauważywszy niczego, zaczął spoglądać w górę. Z okna na pierwszym piętrze wystawało coś, co w kształcie przypominało kobiece nogi obleczone materiałem sukni.
Podjechał wolno bliżej, by przyjrzeć się temu widowisku. Nie chciał przestraszyć osoby zwisającej przez parapet, więc delikatnie cmoknął, by dać do zrozumienia, że znalazł się w pobliżu.
Kobieta nadal nie reagowała, tylko wymachiwała nogami w poszukiwaniu podparcia.
Czytaj również: Urszula Gajdowska - wywiad.
Cmoknął ponownie na tyle głośno, by dziewczyna w końcu uświadomiła sobie jego obecność, ale na tyle cicho, by jej nie wystraszyć.
Czy to jakaś polska tradycja? Może tutejsze kobiety lubią pakować się w podobne pułapki i czekać na wybawiciela? Przypomniał sobie zdarzenia sprzed kilku lat, kiedy to ściągał z drzewa pewną młodą gąskę.
– Hm, hm – odchrząknął głośno i zagwizdał łagodnie. Starał się powstrzymać niewybredny żarcik cisnący mu się na usta. Gotowa jeszcze podskoczyć i wypaść przez okno, a wtedy komiczna scena zmieni się w nikomu niepotrzebną tragedię.
Na wszelki wypadek podjechał tak, by móc ją złapać, i odchrząknął ponownie na widok napinających się nagle mięśni łydek. Skądinąd bardzo zgrabnych i gładkich łydek… Czy uwięziona dama miała świadomość, że pokazuje światu nagie pęcinki, okrąglutkie kosteczki i cudownie miękko zarysowaną linię ud? Przypuszczał, że nie. W przeciwnym razie zapewne zaczęłaby już wrzeszczeć.
– Napatrzył się pan?! – padło z wnętrza budynku.
– Jeszcze nie. – Nie potrafił się powstrzymać od drobnej złośliwości.
– To proszę nacieszyć się okazją, bo zapewne więcej się ona nie powtórzy!
– Czyli to jednak jednorazowy przypadek? A odniosłem wrażenie, że to pewna forma spędzania wolnego czasu u tutejszych panien.
– To pan?! – zapytała niepewna. Próbowała jednocześnie unieść głowę zwisającą po drugiej stronie parapetu, ale wąskie okno nie pozwoliło jej dostrzec niczego poza drzewem, po którym zapewne zamierzała zejść na ziemię.
– To pani?! – odparł równie zaskoczony. Wciąż spoglądał w górę.
Cóż za zrządzenie losu! Sam diabeł nie wymyśliłby podobnego figla! Trudno jednak wymagać, by mężczyzna rozpoznał kogoś, gdy widzi jedynie nogi wystające przez okno i zakryte w znacznej mierze przez materiał sukni. Kształt krągłych pośladków z tej odległości również trudno było aż tak szczegółowo ocenić. Zresztą przez ostatnie pięć lat dziewczynie przybyło tu i ówdzie nieco ciała, co mógł zauważyć, kiedy patrzył na nią z dołu.
– Właściwie co pani tym razem wyprawia? – Musiał zacząć rozmowę, skoro już na nią trafił, choć wcale nie był pewien, czy nie powinien uciekać. – Nie widzę nigdzie…
– Haftowałam obrus i potrzebowałam więcej światła, by dobrać odpowiednią barwę nici – wycedziła ironicznie.
– Zrozumiałem aluzję.
Ona również nie skacze z radości na myśl o ponownym spotkaniu. Może to i lepiej – wzruszył ramionami.
– Czyżby?! – odparła ze złością.
W zasadzie powinien teraz zawrócić konia i odjechać, zostawić ją samą z problemem. Potraktowała go przed laty w taki sposób, że jego odjazd byłby dla niej i tak niewielką karą. Coś jednak nie dawało mu spokoju i nie chodziło jedynie o melodyjny głos i subtelnie zaokrąglone kształty wystającej połowy ciała, co nie sposób było przeoczyć. Już jako podlotek wydawała się zdecydowanie ładna, teraz może stała się prawdziwą pięknością. Choć czy to powinno mieć jakiekolwiek znaczenie?
– Utknęła pani? – zapytał, jakby chciał udać, że spotkanie po latach nie robi na nim wrażenia.
– Jak widać. – Ton jej głosu zdecydowanie stawał się milszy, choć dało się wyczuć zmęczenie i zdenerwowanie.
– Ale muszę przyznać, że widok jest całkiem zabawny. – Skoro już los zetknął ich ponownie, to powinien wykorzystać tę sytuację i przekuć ją w coś, co przyniesie korzyści jego ego, starganemu przed laty.
Minęło wiele czasu. Ona może prawie wcale nie pamiętać tamtych wydarzeń, może na jej życiu nie pozostawiły piętna. Teraz była w pułapce i to się dla niej liczyło najbardziej, nie powinien więc gniewać się za jej nie najlepszy humor. W zasadzie nie zrobiła nic złego, kiedy powiedziała jego matce… Nie chciał o tym myśleć. Nie miał wpływu na niczyje uczucia, a nierozsądne byłoby wymuszać na kimś… W porównaniu ze starszymi braćmi, o wiele lepiej się zapowiadającymi, rzeczywiście wypadał mizernie, choć to jego wiek budził wówczas najwięcej zastrzeżeń. Poza tym był jeszcze Oskar, jego młodziutki kuzyn. Wodziła za nim wzrokiem niczym wygłodniały lisek, choć ten ledwo co od ziemi odrósł…
Ponownie podniósł głowę i przyjrzał się zgrabnym pęcinkom. Nie powinien rozpamiętywać czegoś, co być może dla nikogo nie miało już teraz znaczenia, a raczej skupić się na chwili obecnej i po raz kolejny stanąć na wysokości zadania, ratując damę z opresji. Musiała już całkiem zesztywnieć, nie mówiąc o otarciach, bo od pewnego czasu przestała się intensywnie szamotać.
– Zamierza pan tak stać i się napawać moim nieszczęściem?! – Zza okna dobiegł do niego podniesiony ton dziewczyny.
– Właściwie to nie miałem szczególnych planów na to popołudnie, a wrodzona szczerość zmusza mnie, bym przyznał, że gdybym nawet takowe posiadał, niezwłocznie bym je odwołał i obejrzał to przedstawienie.
W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Zbuntowana szlachcianka. Powieść Urszuli Gajdowskiej kupicie w popularnych księgarniach internetowych: