Przeczytajcie prolog "Półbrata"!

Data: 2014-10-21 10:49:02 | Ten artykuł przeczytasz w 8 min. Autor: Sławomir Krempa
udostępnij Tweet
News - Przeczytajcie prolog

Kultowa powieść Larsa Saabye Christensena Półbrat po dziesięciu latach powraca do polskich księgarń!

 

Każdy nosi w sobie ranę, która mimo upływu lat nie chce się zabliźnić. Barnum to ceniony scenarzysta filmowy, który w głębi duszy jest ciągle chłopcem rozpaczliwie poszukującym swojego miejsca w świecie. Całe jego życie jest definiowane przez traumę — piętno, którym naznaczona jest jego rodzina, ma związek z jego matką i przyrodnim bratem.

 

Trzy pokolenia kobiet i dwaj chłopcy – rodzina z Oslo, w której życie wdarła się brutalnie w ostatni dzień II wojny światowej wielka historia. Fascynująca książka z pięknymi sylwetkami kobiet oraz mistrzowsko wplecionymi aluzjami filmowymi i literackimi. Półbrat po latach nadal jest uważany za jedną z najważniejszych książek w dorobku Larsa Saabye Christensena – klasyka współczesnej literatury norweskiej.

 

Wyróżniona prestiżową Nagrodą Literacką Rady Nordyckiej powieść Saabye Christensena ukazała się po raz pierwszy w Polsce w 2004 roku i szybko zniknęła z rynku, zyskując status książki kultowej. Po latach okazuje się, że polscy czytelnicy nadal pamiętają o Półbracie. Warto po tę książkę sięgnąć. Dziś publikujemy jej prolog:  

 

PROLOG

 

— Bardzo dziękuję!

 

Stanąłem na palcach i najdalej jak mogłem wyciągnąłem rękę do Esther po resztę, dwadzieścia pięć øre z korony. Esther wychyliła się przez ciasne okienko, położyła pomarszczoną rękę na moich żółtych kędziorach i chwilę ją tak trzymała. Nie bardzo mi się to podobało, ale też i nie zdarzyło się po raz pierwszy, więc zacząłem się już przyzwyczajać. Fred dawno odwrócił się plecami, torebkę z kandyzem wsunął do kieszeni, a ja po sposobie, w jaki szedł, poznałem, że jest wkurzony.

 

Fred był wkurzony, a nic bardziej nie mogło mnie zaniepokoić. Szurał butami po chodniku, jakby torował sobie drogę, głowę trzymał nisko między wysokimi, ostrymi barkami, jak gdyby parł pod silny wiatr wiejący w twarz, i musiał do tego używać całej swojej siły, ale było przecież ciche majowe popołudnie, w dodatku sobota, a niebo nad Marienlyst, czyste i niebieskie, toczyło się powoli ku lasom za miastem niczym olbrzymie koło. — Czy Fred znów zaczął mówić? — szepnęła Esther. Kiwnąłem głową. — A co powiedział? — Nic. Esther się zaśmiała. — Biegnij już za bratem. Żeby sam wszystkiego nie zjadł.

 

Wysunęła rękę z moich włosów i przez moment ją wąchała, a ja popędziłem dogonić Freda, przecież właśnie to pamiętam, tak działa mięsień pamięci, nie pożółkłe palce starej kobiety w moich kędziorach, lecz to, że biegnę i biegnę za Fredem, moim przyrodnim bratem, a dogonienie go jest prawie niemożliwe. Jestem małym młodszym bratem i zachodzę w głowę, dlaczego on jest taki wkurzony, czuję ostry czubek serca w piersi, a w ustach ciepły nieprzyjemny smak, bo wybiegając na ulicę, pewnie przygryzłem sobie język. Ściskam w garści resztę, rozgrzaną monetę, i biegnę za Fredem, za szczupłą ciemną postacią wśród otaczającego nas światła. Zegar na budynku radia NRK wskazuje osiem po trzeciej, a Fred już usiadł na ławce przy krzakach. Pędzę przez Kirkeveien co sił w nogach, prawie nie ma ruchu, ponieważ jest sobota, przejeżdża tylko karawan, nagle na środku skrzyżowania nawala mu silnik i szofer w jednolicie szarym ubraniu wysiada, wali i wali w maskę, przeklinając, a wewnątrz samochodu, w podłużnym bagażniku za siedzeniami, stoi biała trumna, ale na pewno jest pusta, nikogo raczej nie chowają w sobotę po południu, grabarze z pewnością mają teraz wolne, a jeśli nawet ktoś w niej leży, to na pewno w niczym mu to nie przeszkadza, bo zmarli mają chyba dużo czasu, tak sobie myślę, myślę tak, żeby myśleć o czymś innym, a temu szaremu szoferowi w czarnych rękawiczkach nareszcie udaje się ponownie uruchomić samochód i znika w kierunku Majorstua. Wdycham głęboko ciężki zapach spalin i benzyny, przebiegam przez trawę, mijam malutkie przejście dla pieszych, sygnalizację świetlną i chodniki ułożone niczym w mieście dla karzełków, raz do roku prowadzono nas tu, żebyśmy się uczyli zasad ruchu drogowego od wysokich konstabli w mundurach z szerokimi, ciasno zapiętymi pasami. Właśnie tam, w tym małym miasteczku, przestałem rosnąć. Fred siedzi na ławce i patrzy całkiem w inną stronę. Siadam obok niego, jesteśmy tu teraz tylko my dwaj, w to sobotnie majowe popołudnie.

 

Fred wsuwa do ust ostry kawałek cukru i długo go ssie, twarz mu bulgocze, widzę brunatną ślinę, która zaczyna lecieć mu z warg. Oczy ma ciemne, prawie czarne, drżą, jego oczy drżą. Widziałem to już wcześniej. Fred milczy. Gołębie kołyszącym krokiem bezszelestnie przechadzają się po nędznej trawie. Czekam. I nie wytrzymuję dłużej. — Co się stało? — pytam. Fred przełyka, chuda szyja mu drga. — Nie mówię z pełnymi ustami. Fred wsuwa więcej cukru między zęby i powoli go miażdży. — Ale dlaczego jesteś taki wkurzony? —  szepczę. Fred zjada cały kandyz, zgniata brązową torebkę i ciska ją na chodnik. Z góry nadlatuje mewa, płoszy gołębie, z krzykiem opada na asfalt i wzbija się na latarnię. Fred odgarnia grzywkę do tyłu, ale zaraz spada mu z powrotem na czoło, zostawia ją tak. Wreszcie się odzywa. — Co ty powiedziałeś tej babie? — Esther? — A komu? Mówicie sobie po imieniu? Jestem głodny i czuję mdłości. Mam ochotę położyć się na trawie i zasnąć tam, wśród gołębi. — Chyba nie pamiętam, co powiedziałem. — Na pewno sobie przypomnisz. Jak się trochę zastanowisz. — Słowo honoru, Fred. Nie pamiętam. — To dlaczego ja pamiętam? Skoro ty nie pamiętasz? — Nie wiem, Fred. To dlatego jesteś wkurzony? Nagle kładzie mi rękę na głowie. Kulę się. Jego dłoń jest zaciśnięta. — Głupi jesteś? — pyta. — Nie. Nie wiem, Fred. Nie bądź taki, dobra? Proszę cię. Zostawia rękę w moich kędziorach. — Proszę? Ciepło, coraz cieplej, gorąco, mały! — Nie mów tak, dobra? Proszę cię. Fred przesuwa palcami w dół po mojej twarzy, czuję słodki zapach, jak gdyby smarował mnie klejem. — Powiedzieć ci dokładnie, co powiedziałeś? — Tak. Powiedz. Fred pochyla się nade mną. Nie mogę mu spojrzeć w oczy. — Powiedziałeś b a r d z o dzi ę ku j ę. 

 

Właściwie poczułem ulgę. Sądziłem, że być może powiedziałem coś o wiele gorszego, coś, czego nigdy nie powinienem był wymówić, coś, co po prostu mi się wyrwało, słowa, o których istnieniu nie wiedziałem, na przykład pizda. Odkaszlnąłem. — Bardzo dziękuję? Tak powiedziałem? — Tak. Powiedziałeś, do cholery, b a r d z o d z i ę ku j ę! Fred wykrzyczał to, chociaż siedzieliśmy na tej samej ławce, blisko siebie. B a r d z o d z i ę ku j ę! — krzyknął. Nie całkiem zrozumiałem, o co mu chodzi. A teraz wystraszyłem się jeszcze bardziej. Czułem, że zaraz będę musiał iść do ubikacji. Wstrzymałem oddech. Bardzo chciałem odezwać się właściwie, ale nie wiedziałem, co odpowiedzieć, bo nie rozumiałem, o co mu chodzi. B a r d z o d z i ę ku j ę. Nie mogłem też zacząć teraz płakać. Fred jeszcze bardziej by się wkurzył albo by się ze mnie śmiał, a to chyba najgorsze ze wszystkiego. Zgiąłem się wpół. — I co? — szepnąłem. Fred jęknął. — I co? Chyba jednak jesteś głupi. — Nie jestem głupi, Fred. — A skąd to wiesz, co? Musiałem się zastanowić. — Mama tak mówi. Że nie jestem głupi. Fred przez chwilę siedział w milczeniu. Nie miałem śmiałości na niego spojrzeć. — No, a co mama mówi o mnie? — To samo — odparłem prędko. Poczułem jego rękę na ramieniu. — Chyba nie okłamujesz brata? — powiedział Fred cicho. Chociaż jestem twoim bratem tylko w połowie? Podniosłem głowę. Oślepiło mnie otaczające nas światło. Słońce jakby wypełniło się dźwiękiem, wysokim przenikliwym dźwiękiem dochodzącym ze wszystkich stron. — To dlatego jesteś na mnie taki zły, Fred? — Dlaczego? — Dlatego że jestem tylko twoim półbratem? 

 

 

REKLAMA

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Reklamy
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje