Po dwudziestu latach małżeństwa Joanna i Jacek rozumieją się niemal bez słów. Bo i wielu słów nie potrzeba, gdy brakuje tematów do rozmów. Trochę brakuje też emocji w związku, ale kto by się tym przejmował, skoro pozornie wszystko gra.
Nadchodzi jednak moment, kiedy rutyna zaczyna doskwierać. Najpierw Jackowi, który zbliżając się do pięćdziesiątki, czuje na karku nieprzyjemny podmuch mijającego czasu. Czuje go tak mocno, że rozbudza się w nim głęboka chęć do zmiany. Bo czy nie byłoby przyjemnie rozpocząć nowe, lepsze życie? Nowe miejsce, nowa kobieta, nowe plany... Jacek, nakręcony marzeniami zaczyna działać. Na horyzoncie pojawia się potencjalna kochanka oraz plan jak zdobyć szybkie pieniądze, umożliwiające realizację upragnionego celu. Wprawiona w ruch machina zdaje się nie do powstrzymania. Do czasu, gdy Joanna zaczyna coś podejrzewać...
W tej komedii nie odnajdziecie romantycznych uniesień. Zgodne małżeństwo to powieść ANTYromantyczna, w której małżonkowie odkrywają w sobie nieznane dotąd instynkty. Uprzejmie prosimy nie brać przykładu z bohaterów. Zapraszamy za to do lektury – i do obejrzenia premierowego spotkania autorskiego, podczas którego Aleksandra Tyl opowiedziała o swojej najnowszej książce:
W ubiegłym tygodniu w serwisie Granice.pl mogliście przeczytać premierowy fragment książki Zgodne małżeństwo. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
Mówili, że jest prawdziwą femme fatale, modliszką, harpią żerującą na mężczyznach. Ponoć zabiła trzech mężów, zakopała ich w ogródku, a na grobach, dla niepoznaki, posadziła róże. Te róże co roku tak pięknie kwitły, że sąsiadki zazdrościły nawozu. Podobno policjanci, pod wrażeniem jej uroku, za każdym razem dawali się zwieść i dzięki temu wciąż była na wolności.
Historie jej życia rozpalały wyobraźnię. Co odważniejsi przychodzili posłuchać o jej wyczynach, a nawet prosić o jakąś życiową radę. Ponoć liczyła sobie za te rady jak za zboże, ale nikt się nie targował, żeby nie podpaść i nie skończyć przypadkiem jako nawóz do róż.
Miała na imię Barbara. Basia. Basieńka. Lat sześćdziesiąt. Albo pięćdziesiąt. Albo nawet czterdzieści. Niektórzy uważali z kolei, że sto, a młody wygląd zawdzięcza krwi upuszczanej z niewinnych kochanków.
Joanny nie interesował jej wiek. Nie była nawet ciekawa jej wyglądu. Interesowało ją jedynie życiowe doświadczenie Basieńki, a za małżeńską poradę była w stanie naruszyć zbierane mozolnie zaskórniaki. Na tajnym koncie Joannie przez wiele lat udało się odłożyć co nieco. Sześć tysięcy czterysta. Zbierała na czarną godzinę, na „w razie czego”, na zapas. Na nieprzewidziany wydatek, o którym Jacek niekoniecznie powinien wiedzieć. Zbierała regularnie, z jego pieniędzy, przez wiele lat zaciskając pasa, korzystając z wszelakich promocji. Uznała, że jeśli czarna godzina nigdy nie nadejdzie, pieniądze w przyszłości przydadzą się Kasi. Jako scheda po matce. Jako równowartość rodowego pierścienia, którego nigdy nie miała.
Czarna godzina jednak nadeszła. Szybciej, niż się Joanna spodziewała. W wieku czterdziestu siedmiu lat przyszło jej mierzyć się z niewiernym mężem. Nie chciała skończyć jak sfrustrowana nieszczęśliwa Grażyna spod siedemnastki.
Joanna obmyśliła plan. Był świetny, lecz jeszcze niekompletny. Potrzebowała praktycznej życiowej rady, żeby go dopieścić. Taką radę mogła dać tylko Barbara, o nikim innym z tak wielkim doświadczeniem Joanna nie słyszała.
Wiedziała, gdzie mniej więcej Barbara mieszka. Niewielka uliczka, przy której stało ledwie osiem domów. Ten pierwszy od razu zwracał uwagę. Biały, porośnięty winoroślą.
– Może to ten… – zastanawiała się Joanna, usiłując zajrzeć przez ogrodzenie, by sprawdzić, czy w ogródku rosną róże.
Rosły. Wprawdzie nie jakiś bujny krzew, ale przecież zaczęła się jesień i róże o tej porze mają prawo wyglądać marnie.
Powieść Zgodne małżeństwo kupicie w popularnych księgarniach internetowych: