Nakładem Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego ukazały się właśnie Burze w mózgu. Opowieści ze świata neurologii. To kolejna książka autorki bestsellera Wszystko jest w twojej głowie.
Zagadkowe objawy choroby u pacjentów powodują, że lekarze muszą włożyć wiele trudu, by ustalić, co się za nimi kryje. Burze w mózgu przedstawiają takie niecodzienne historie: mężczyzna widzi przebiegające przez pokój postaci z kreskówki, pewna dziewczyna ma wrażenie, jakby świat zmieniał się w scenerię z Alicji w Krainie Czarów. Jeszcze inna, gdy tylko pomyśli, że chce wykonać jakiś ruch, staje się bezwładna niczym szmaciana lalka.
Suzanne O'Sullivan, neurolożka z wieloletnim stażem, dowodzi, że często kluczem do wyjaśnienia niezwykłych objawów jest mózg. To nasz najbardziej skomplikowany narząd, kontrolujący cały organizm, wciąż skrywający przed nami wiele tajemnic. Działania lekarza diagnozującego zaburzenia w jego funkcjonowaniu przypominają często pracę detektywa. W tej pasjonującej książce autorka łączy przykuwające uwagę historie pacjentów z naukowymi wyjaśnieniami pokazującymi, skąd czerpiemy naszą wiedzę o mózgu i jak niewyobrażalnie jest on złożony.
Burze w mózgu opisują ogromną determinację w odkrywaniu sekretów ludzkiego organizmu oraz moc nadziei, która nieprzerwanie towarzyszy pacjentom i lekarzom.
Ten zbiór fascynujących opowieści klinicznych przekonująco dowodzi, że w naszej głowie w każdej sekundzie dzieje się coś niezwykłego.
- ,,Daily Telegraph"
Dziś w naszym serwisie prezentujemy premierowe fragmenty książki:
Inna z moich pacjentek, Cherylin, także cierpi na epilepsję, ale jej doświadczenia są zupełnie inne niż doświadczenia Wahida. Jej matka opisała mi jej napady jednym zdaniem: „Zachowuje się, tak jakby postradała zmysły”. Sama Cherylin nie wie, co się z nią wówczas dzieje. To musi być przerażające uczucie cierpieć z powodu choroby, której objawy widoczne są dla wszystkich z wyjątkiem samego chorego. Cherylin wracała do przytomności w wielu dziwnych miejscach zupełnie nieświadoma tego, jak się w nich znalazła. Równie dobrze mogłaby być do nich teleportowana; nie byłoby w tym dla niej żadnej różnicy. Doświadczenie choroby to w jej wypadku nie sam napad, ale lęk i dezorientacja po powrocie do przytomności.
– Gdy wraca mi świadomość, mam okropne uczucie, że zaraz umrę – zwierzyła mi się.
Cherylin zawsze chce, żeby w takich sytuacjach był obok niej ktoś z rodziny, ponieważ potrzebuje pomocy zaufanej osoby. Gdy napad wystąpił podczas wizyty w moim gabinecie, przekonałam się osobiście, że nie sprawdzam się w tej roli. Tego dnia Cherylin przyszła na wizytę sama. Zazwyczaj tak nie robi, ale czasami ktoś bliski z jakichś powodów nie może nam towarzyszyć, i rzeczywiście tego dnia jej rodzice i rodzeństwo byli zajęci innymi sprawami.
Opowiadała mi o swoim stanie zdrowia od ostatniej wizyty, gdy nagle wyraz jej twarzy się zmienił, tak jakby przemknęła przez nią jakaś emocja. Nawet teraz trudno byłoby mi to opisać. Jakby trwające przez mgnienie oka zawahanie. Było to tak ulotne, że sądziłam, iż mi się tylko zdawało, i kontynuowałam rozmowę.
– Jaką dawkę lamotryginy w tej chwili przyjmujesz? – spytałam.
Cherylin nic nie odpowiedziała. Zamiast tego spojrzała na swoje dłonie i zaczęła przyglądać się uważnie paznokciom. Potem prawą ręką zaczęła obracać pierścionek, który miała na lewym kciuku. Po kilku sekundach podniosła wzrok, lecz wciąż nie odpowiadała na moje pytanie. Może go nie dosłyszała? Czy nie wie, jaką bierze dawkę, czy chodzi o coś innego?
– W kartotece widzę, że masz brać sto miligramów – zgadza się?
W tej chwili już byłam pewna, że coś się z nią dzieje, ponieważ przestała reagować na moje słowa. Zamiast tego zaczęła liczyć, wypowiadając głośno i z przerażeniem kolejne słowa.
Widać było, że to napad.
– Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem, osiem, dziewięć, dziesięć, jedenaście, dwanaście, trzynaście! – krzyczała. Z każdą kolejną liczbą krzyk był coraz głośniejszy i słychać w nim było coraz większe przerażenie. Nie ulegało wątpliwości, że jej mózg pracował na maksymalnych obrotach. Za to mój mózg zareagował wyjątkowo ospale. Napad padaczkowy to zawsze wstrząs dla osób postronnych. Pojawia się nagle i jest jak uderzenie obuchem. Nie tylko epileptyk traci kontrolę nad sobą; także jego otoczenie nie wie często, jak się zachować. Gdy mózg wybucha takim nagłym płomieniem, niewiele da się zrobić.
Postanowiłam zareagować, ale zrobiłam to za późno, bo nim przystąpiłam do działania, Cherylin podniosła się z krzesła i podreptała w kąt pokoju, cały czas odliczając.
– Dwadzieścia siedem dwadzieścia osiem dwadzieścia dziewięć….
Wyglądała tak, jakby zobaczyła coś przerażającego, coś, co kazało jej stać się tak małą i niewidzialną, jak to tylko było możliwe. Podeszłam do niej, mamrocząc nerwowo słowa, które w moim zamyśle miały ją uspokoić.
– Już dobrze, jestem przy tobie. Nic się nie bój, jesteś bezpieczna – powiedziałam.
Przykucnęłam obok niej. Twarz wykrzywił jej grymas. Chwyciła moją dłoń i ścisnęła ją z całej siły. Stojąc na ugiętych kolanach, oparta plecami o ścianę, przypominała małe, przestraszone zwierzątko.
– Nie, nie, nie – szeptała, z trudem łapiąc oddech, a potem dodała: – Pomożesz mi, prawda?
Jej prośba tylko wzmogła moje poczucie bezradności. Potrzebne jej były słowa otuchy, żeby pokonać lęk będący poza moim zasięgiem. Ten lęk istniał tylko w jej głowie. Objęłam ją drugą, wolną ręką, jak gdyby to miało ją uspokoić, ale oczywiście nie uspokoiło. Przeciwnie, jej krzyki stawały się coraz bardziej natarczywe.
– Pomóżcie mi, proszę! Pomóżcie!
Cały czas trzymała się mnie kurczowo, a ja wiedziałam, że aby nacisnąć dzwonek alarmu wzywający pomocy, muszę wyzwolić się z jej uścisku. Wyrzucałam sobie w duchu, że od tego powinnam była zacząć. Skuliła się i wcisnęła w kąt, zaciągając na usta i na nos kołnierz swetra. Miała wybałuszone oczy i rozglądała się trwożliwie po gabinecie.
Gdy epileptyk wpada w konwulsje padaczkowe, należy położyć go na boku i czekać. Taka pozycja chroni go przed uduszeniem się. Jednak w wypadku napadu Cherylin tego rodzaju rozwiązanie nie wchodziło w grę, ponieważ przywarła plecami do ściany i nie dawała się od niej oderwać. Nie istniała obawa, że się udusi, ale zamiast tego wyglądała, jakby gotowała się do skoku. Gdyby rzeczywiście skoczyła przed siebie, powinnam była zadbać o to, aby się nie skaleczyła. Tylko tyle mogłam zrobić.
Musiałam także zwracać uwagę na to, czy napad nie trwa zbyt długo. Większość napadów kończy się po paru minutach, ale jeśli trwają dłużej, zagrażają życiu. Spojrzałam na zegarek. Od początku napadu minęła już pewnie minuta. Postanowiłam od tej chwili mierzyć czas.
– Nie, nie, nie… pomóżcie mi, pomóżcie…. – jęczała Cherylin głosem tłumionym przez kołnierz wełnianego swetra, który przyciskała do ust. Próbowałam zsunąć jej sweter z twarzy, ale spojrzała na mnie rozszerzonymi ze strachu oczyma i potrząsnęła zdecydowanie głową.
Spojrzałam po raz kolejny na zegarek. Upłynęło trzydzieści sekund. W sumie upłynęło nie więcej niż półtorej minuty, ale miałam wrażenie, jakby wszystko to trwało o wiele dłużej. Chciałam wyzwolić się z jej uścisku i podejść do drzwi, żeby wezwać pomocy, ale uznałam, że byłoby to dla niej w tej chwili zbyt okrutne. Zaczęłam się sama bać, że napad nigdy się nie skończy. Wiedziałam, że zaraz nie będę miała wyjścia i będę musiała na siłę rozprostować jej palce i wyzwolić rękę. Ratunek przyszedł w ostatniej chwili. Tak jak przed paroma minutami wyraz jej oczu zmienił się na ułamek sekundy i przez chwilę spoglądała normalnie albo prawie normalnie. Potem poczułam, jak rozluźnia uchwyt i nie trzyma mnie już tak kurczowo. Ciągle siedziała w kucki na podłodze, ale widać było, że dręcząca ją zjawa zniknęła. Odsłoniła twarz.
– Wszystko w porządku, Cherylin? – spytałam.
– Tak.
– Już wróciłaś do mnie?
– Tak.
– Czy wiesz, co się z tobą działo?
– Czy jest tu moja mama?
– Nie ma jej. Dzisiaj przyszłaś sama. Czy mam po nią zadzwonić?
– Czy mama czeka na zewnątrz?
– Nie. Czy dobrze się czujesz?
Podniosła się i podeszła do torebki leżącej tam, gdzie ją zostawiła, obok krzesła. Ciemna plama na dżinsach wskazywała na to, że podczas napadu się zmoczyła. Podniosła torebkę i ruszyła powoli w stronę drzwi.
– Bardzo panią przepraszam – powiedziała.
– Zaczekaj – powiedziałam, kładąc jej rękę na ramieniu i starając się skierować ją z powrotem w stronę krzesła. – Usiądź, a ja ci pomogę.
– Ale ja już się dobrze czuję.
Wskazałam plamę na spodniach.
Spojrzała w dół i zaczęła ją rozcierać dłonią.
– Chyba już pójdę – powiedziała.
– Czy wiesz, Cherylin, gdzie w tej chwili jesteś?
– Tak – odparła z uśmiechem.
– Gdzie?
– Jestem tutaj – uśmiechnęła się znowu i powiodła dłonią po gabinecie.
– Gdzie jest to „tutaj”, Cherylin?
– Galeria handlowa.
– Nie, Cherylin, nie jesteś w galerii handlowej. Jesteś w szpitalu.
– Czy mogę już iść?
– Jeszcze nie.
Przymusiłam ją, żeby usiadła z powrotem na krześle. Podniosłam z biurka i pokazałam jej długopis.
– Co to jest? – spytałam.
– Długopis – odparła, unosząc ze zdziwienia brwi, że pytam ją o tak dziecinne rzeczy.
– Jaki jest dzisiaj dzień tygodnia?
– Dzień tygodnia?
– Tak. Jaki mamy dzisiaj dzień tygodnia?
– Niedziela?
– Nie. Poniedziałek. Czy wiesz, kim ja jestem?
– Czy jest tutaj moja mama?
– Nie ma tu twojej mamy. Czy wiesz, że jesteś w szpitalu?
– Nie. Naprawdę jestem w szpitalu?
Musiało upłynąć około dziesięciu minut, nim wszystkie odpowiedzi Cherylin nabrały sensu. Gdy to nastąpiło, zrozpaczona Cherylin się rozpłakała. Długo szlochała i przyzywała mamy. To właśnie była ta świadomość położenia, na które skazała ją choroba, doświadczana po każdym napadzie, o której opowiadała mi wcześniej.
Zadzwoniłam po pielęgniarkę, która zaprowadziła Cherylin do naszej szpitalnej kawiarenki i przyniosła jej filiżankę herbaty, żeby mogła ochłonąć i oswoić ze światem, do którego wróciła po napadzie. Kiedy miałam jako taką pewność, że całkowicie wróciła do siebie, zaprosiłam ją z powrotem do gabinetu, by wrócić do naszej rozmowy. To jednak nic nie dało, ponieważ Cherylin straciła wszelką ochotę do współpracy i chciała jak najszybciej wrócić do domu. Zamówiliśmy taksówkę i umówiłam się z nią na wizytę w kolejnym tygodniu. Przy wyjściu spytałam:
– A co się dzieje, gdy masz napad na przykład na ulicy?
– Nic szczególnego. Gdy wracam do siebie i widzę, że ludzie gapią się na mnie, wstaję i staram się iść dalej, jakby nic się nie stało. Wiem, że już ich nigdy nie zobaczę, i dzięki temu tak bardzo się tym nie przejmuję.
W naszym serwisie możecie już przeczytać kolejny fragment książki Burze w mózgu. Opowieści ze świata neurologii Publikację Suzanne O'Sullivan kupicie zaś w popularnych księgarniach internetowych: