Połączenie przychodzące. Fragment książki „Między nami chaos"

Data: 2018-11-13 23:09:23 | Ten artykuł przeczytasz w 12 min. Autor: Sławomir Krempa
udostępnij Tweet
News - Połączenie przychodzące. Fragment książki „Między nami chaos

Sytuacja Arthura jest nie do pozazdroszczenia. Właśnie otrzymał sądowy zakaz zbliżania się do byłej dziewczyny i stracił stypendium oraz szansę na dobre studia. Teraz ma trafić do wujostwa i tam przemyśleć swoje dotychczasowe życie. Osiemnastolatek nie wie, że wyjazd ten stanie się początkiem zupełnie innej podróży. Do lektury powieści Między nami chaos zaprasza wydawnictwo Burda Książki. Dziś w naszym serwisie zamieszczamy jej premierowe fragmenty: 

POŁĄCZENIE PRZYCHODZĄCE: Ciotka Karen. Telefon zabzyczał na stoliku, kilka centymetrów od mojej głowy. Musiałem usnąć, bo gdy otworzyłem oczy, drzwi wagonu były otwarte i w całym pociągu było słychać szum deszczu niczym dźwięk radia szukającego sygnału. Cyfrowy zegar nad stanowiskiem sprzedawcy pokazywał 8.30 rano.

– Ciociu Karen…

– Arthur! – Jej głos był niczym czujka dymu; krótkie zdania wyrzucane głośnymi, urywanymi seriami. – Gdzie ty jesteś? Co się dzieje?

– Wszystko w porządku, jestem…

– Tim i ja szaleliśmy z niepokoju! Wszystko w porządku? W całym pokoju leży potłuczone szkło! Coś się stało? Gdzie jesteś?

Wyciągnąłem z plecaka kościelną ulotkę.

– Jestem… w tym, no… kościele.

– W kościele?

– Organizowali tam taki kilkudniowy biwak i postanowiłem się zapisać. – Usłyszałem śmiech chłopaka w rogu, więc dodałem szeptem: – Jeszcze spaliście, więc… Poszedłem piechotą.

– Arthurze! Do kościoła? To dwie mile!

– Nie szkodzi, lubię spacerować. Nie było zimno.

– Tim jeździ tą trasą co rano. Mógł cię podrzucić.

Spojrzałem na ulotkę.

– Tak, wiem, ale musiałem zdążyć na ten, no, biwak. Z tej ulotki, którą mi zostawiłaś, pamiętasz?

– Myślałam, że powiedziałeś… Zapisałeś się na biwak?

– Yhm.

Przez chwilę milczała, zapewne ważąc w myślach kłamstwo, które próbowałem jej wcisnąć, żeby zdecydować, czy jest gotowa je kupić.

– Szkoda, że nam nie powiedziałeś, że wyjeżdżasz. Ledwo ją słyszałem. Drzwi pociągu wciąż były otwarte i odgłos deszczu wzbierał na sile. Nad nami było słychać głośne kroki i głosy osób przemieszczających się po wagonie obserwacyjnym.

– Wracam za kilka dni…

– Arthurze! Za kilka dni? Ale my…

– Słabo cię słyszę! – Hałas robił się coraz głośniejszy. W pewnym momencie usłyszałem jakiś huk.

– Zadzwonię później, okej?

– Arthurze, ale my jeszcze nie… – Przycisnąłem telefon do piersi, rozłączając się, podczas gdy na górze rozległo się znów szuranie toreb i głośne trzaski, mniej przypominające stukot deszczu o metalowy korpus pociągu, a bardziej prawdziwe radio.

– Jak pan myśli, co to takiego? – zapytałem, ale konduktora zdawało się to nie obchodzić. Gdy usiadłem na swoim miejscu, po schodach w dół zeszły dwie pary mokrych, czarnych butów. Policja – tego nie wziąłem pod uwagę. Ale to niemożliwe, żeby przyszli tu po mnie. Niemożliwe, żeby ciotka Karen zdążyła komukolwiek powiedzieć o moim zaginięciu. Zresztą policji by to nie interesowało. Mimo to skuliłem się na ławce, starając się zrobić jak najmniej widoczny. Funkcjonariusze, którzy weszli do pociągu, wyglądali bardziej jak żołnierze. Kuloodporne kamizelki, dodatkowe pasy na amunicję, a jeden miał nawet dwa paralizatory – chyba na wypadek, gdyby jeden nie wystarczył. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, przeszedł mnie dreszcz. Ale to nie mną byli zainteresowani. Policjant, żujący niedbale gumę, zastukał palcem w stolik przed bezdomnym mężczyzną, który powoli uniósł głowę. Rysy jego twarzy były trudne do odróżnienia w gęstwinie okalających ją siwych włosów.

– Od jak dawna jest pan w tym pociągu? – zapytał policjant

– Jadę pociągiem. San Francisco – powiedział ze świszczącym „s”.

– Gdzie pana bilet?

Mężczyzna ani drgnął.

– Albo okaże pan bilet lub ważny dowód tożsamości, albo będę musiał panu wystawić mandat i poprosić, żeby pan wysiadł.

Oczy mężczyzny błysnęły w kierunku deszczu za oknem.

– Jeszcze dwadzieścia sekund i postawimy panu zarzut bezprawnego wkroczenia na teren pociągu.

– Mam dowód – powiedział bezdomny.

– Proszę pokazać. – Starzec nie ruszył się, więc policjant chwycił go za kurtkę i ściągnął ją z niego, szukając kieszeni. Gdy mężczyzna próbował ją wyszarpnąć, policjant uderzył go po rękach. Bezdomny zaskomlał.

– Na serio zamierzacie to zrobić?

Chłopak w rogu odłożył książkę, przytrzymując stronę palcem. Wychylił się ze swojego miejsca i mówił bezpośrednio do policjantów. Nie mógł być dużo starszy ode mnie, miał jakieś dwadzieścia parę lat, ale na jego twarzy nie było widać strachu ani uniżenia. Sprawiał wrażenie, jakby odczuwał ulgę, prawie się uśmiechał. Miał jasnobrązową skórę i gęste włosy, skręcone na czubku głowy.

– Jezu, powiedz im, że się nie zgadzasz na przeszukanie.

Bezdomny potrząsnął głową.

– Ja… nie. Przeszukanie nie.

Policjant wywrócił oczami.

– Za późno na ten chwyt.

– Co na niego macie? – nie ustępował chłopak.

– Jeśli facet nie ma biletu…

– Prawo stanowe nic nie ma do biletów Amtrak, to prywatna spółka. Czy ktoś poprosił was o przeszukanie pociągu?

– To bezprawne korzystanie z…

– Nie, dopóki Amtrak tak nie stwierdzi. Na chwilę obecną facet nic nie zrobił. Starałem się patrzeć w pustą przestrzeń, a szczególnie omijać wzrokiem policjantów. Chłopak siedzący w rogu był nieustraszony, a ja nie rozumiałem, jakim cudem mu się to udaje. Był czarny i dyskutował z dwoma  w pełni uzbrojonymi, białymi gliniarzami w Nevadzie. Zbyt często oglądałem podobne filmiki w necie, żeby nie wiedzieć, jak to się kończy. Patrząc wymownie w jego stronę, policjant strzepnął kurtkę bezdomnego i kontynuował jej przeszukiwanie, ale zanim zdążył wyjąć dłoń z pierwszej kieszeni, chłopak podniósł się z miejsca.

– I teraz prowadzicie przeszukanie bez zgody przeszukiwanego.

– Był wysoki, dużo wyższy od obydwu funkcjonariuszy.

Obrócili się w jego stronę, ale on nie cofnął się ani o centymetr. Uśmiechał się do nich z góry. To już wystarczyło, żeby oskarżyć go o agresję. Gdyby policjanci chcieli zrobić mu krzywdę, mogliby powołać się na samoobronę. Wcisnąłem się głębiej w swój kąt, modląc się, żeby chłopak znowu usiadł. Ale nie zrobił tego. Sięgnął na blat stolika i podniósł z niego papierowy bilet.

– O, znalazłem bilet tego pana. Ważny do Denver.

Policjant nawet na to nie spojrzał.

– Dobra, a gdzie twój bilet?

– Na górze.

– Będziemy go musieli zobaczyć.

Na te słowa twarz chłopaka rozjaśnił szeroki uśmiech. Jego zęby były śnieżnobiałe.

– No nie wiem. Nie bardzo mam ochotę go szukać, a jako że żadne prawo stanowe mnie do tego nie zobowiązuje… Chyba zostanę tutaj.

Policjant poruszył kilkukrotnie szczęką, wbijając w niego wzrok. Mięśnie twarzy, ramion i szyi pracowały miarowo, przytrzymując go w miejscu i powstrzymując przed rzuceniem się chłopakowi do gardła.

– Okej. – Funkcjonariusz znów zastukał palcem w stół przed bezdomnym mężczyzną. – Ma pan dokument potwierdzający, że nazywa się pan… Jack Thompson?

– Już wam mówił, że nie zgadza się na przeszukanie. Będziecie udawać, że macie jakieś uzasadnione prawem podejrzenia, czy zostawicie człowieka w spokoju? Policjant żujący gumę dwukrotnie zmierzył „Jacka Thompsona” wzrokiem, za każdym razem przenosząc znów spojrzenie na chłopaka w rogu.

W końcu oddał mu bilet.

– Nie warto – wymamrotał do kolegi, potem obaj skinęli głowami do pracownika bufetu i wrócili schodami na górę. Po raz pierwszy od początku całej tej sceny nabrałem powietrza w płuca.

Dwie minuty później drzwi zasunęły się, odcinając odgłosy deszczu, starzec zwinął się w kłębek na swojej ławce, Jack ponownie otworzył książkę i pociąg ruszył dalej w kompletnej ciszy.

– Chryste – jęknąłem, ale nie wywołałem żadnej reakcji. – Pieprzone gliny! Przez chwilę myślałem, że… – Nikt z obecnych nawet nie podniósł wzroku. Mason oszalałby z zachwytu, widząc całe zajście. Uwielbiał patrzeć, jak ludzie u władzy dostają po nosie, zwłaszcza biali ludzie. Cały jego profil na Facebooku był wypełniony viralami z teorią konspiracji albo filmikami pokazującymi gości, których zwymyślano w telewizji. Zachowywał się tak, jakby wszelkie formy władzy czyniły mu bezpośredni afront. Nauczyciele, politycy, rodzice, nasze szefostwo w Jesus Crust. W anarchicznej rzeczywistości Masona sam Jezus Chrystus byłby pewnie dyktatorem. Teraz nie mogłem opowiedzieć o wszystkim Masonowi. A gdybym opowiedział, i tak by mi nie uwierzył.

– Co oni w ogóle robili w pociągu? – zwróciłem się bezpośrednio do Jacka.

– Koniec miesiąca – odparł po chwili, nie podnosząc wzroku znad książki. – Muszą poprawić statystyki i dobrze wiedzą, że w pociągu znajdą drobnych przestępców. Narkotyki, bezprawne korzystanie  z usług, takie tam.

– Pieprzone dupki.

– Próbują tylko utrzymać się w pracy. Przez cały czas patrzyłem na Jacka, ale on nie spojrzał na mnie ani razu.

– Mimo wszystko. To nieludzkie.

– Traktują ludzi nieludzko, bo są zmuszeni pracować dla zysków.

– Jack przewrócił stronę w książce. – To nie gliniarze są tu wrogami.

– A kto?

Wzruszył ramionami.

– Zyski. Kapitał. Korporacje. Oligarchie. Systemy władzy wspierające nierówności. Zasadniczo amerykański rząd. Pociąg zostawił za sobą Reno i piął się w górę w kierunku wyżynnej pustyni. Deszcz na szybie zelżał. Mason na serio polubiłby tego gościa, który tak rzeczowo opowiadał o swojej teorii konspiracji, że prawie wydawała się prawdziwa. „Dokładnie, człowieku”, wtrącałby po każdym zdaniu. „Właśnie dokładnie o tym mówię”. Problem Masona polegał na tym, że nie był w stanie dostrzec sprzeczności własnej egzystencji. Mieszkał w Palo Alto. Jego rodzice byli informatykami. Na bal maturalny włożył buty od Gucciego i w wieku szesnastu lat miał własną kartę kredytową. Jeśli kapitalizm był wrogim imperium, to Mason chodził do szkoły, jeździł własnym autem i kupował ubrania na Gwieździe Śmierci.

– No może – powiedziałem. – Ale ci faceci nie musieli wybierać pracy w policji. To trochę wina każdego z nas. To nasz rząd i nasze korporacje. Jack wreszcie podniósł na mnie wzrok. Pokiwał powoli głową. Odłożył książkę na stół i się uśmiechnął. Wszystkie jego ruchy były niezwykle łagodne.

Przeczytajcie kolejny fragment powieści Między nami chaos!

REKLAMA

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Między nami chaos
Samuel Miller15
Okładka książki - Między nami chaos

Czy wolałbyś żyć z koszmarną prawdą, czy w błogiej nieświadomości? Życie osiemnastoletniego Arthura wali się w gruzy, kiedy dostaje sądowy zakaz zbliżania...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Reklamy
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Zły Samarytanin
Jarosław Dobrowolski ;
Zły Samarytanin
Pokaż wszystkie recenzje