Michał, absolwent prawa, który nigdy nie podjął pracy w zawodzie, prowadzi audycje radiowe poświęcone podróżom. Od ukończenia przez niego studiów minęło pięć lat – dziś już nic go nie łączy z dawnymi przyjaciółmi ani z byłą dziewczyną, Natalią, która kiedyś go zraniła. Mimo to decyduje się wziąć udział w zjeździe absolwentów. Tam odkrywa, że wszystko, co słyszał o Natalii... było kłamstwem. Uświadamia sobie, że to on skrzywdził swoją dziewczynę.
Wyrzuty sumienia nie dają mu spokoju, dlatego postanawia wyruszyć na Kos, gdzie teraz mieszka Natalia, aby przeprosić ją za błędy przeszłości. Jednocześnie planuje stworzyć cykl reportaży o tej wyspie. Nie spodziewa się jednak, że Grecja, mimo swoich zapachów, widoków i słodkiego rytmu życia siga, siga, tak mocno nadepnie mu na odcisk – ani że popchnie go z powrotem w ramiona dawnej miłości.
Natalia i Michał są dziś zupełnie innymi ludźmi niż pięć lat temu. Ale na słonecznej wyspie, gdzie czas płynie wolniej, a mieszkańcom nie brakuje luzu, może wydarzyć się wszystko...

Do przeczytania powieści Jolanty Kosowskiej Wyspa luzu zaprasza Wydawnictwo Zaczytani.
Wyspa luzu to książka dla wszystkich stęsknionych za słońcem, za emocjami, za dobrą fabułą – w powieści Jolanty Kosowskiej ich z pewnością nie zabraknie – pisze Danuta Awolusi w naszej redakcyjnej recenzji tej powieści.
W ubiegłym tygodniu na naszych łamach zaprezentowaliśmy premierowy fragment książki Wyspa luzu. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
Rafał
Pięć lat wcześniej
Po wykładzie dogoniłem Natalię. Nie odwróciła głowy w moją stronę, ale i tak zauważyłem, że płacze. Widziałem łzy toczące się po policzkach. Powoli zapadał zmrok. Pogoda była fatalna. Wiał silny wiatr, który sprawiał, że krople deszczu zamarzały w okamgnieniu. Te zamarznięte krople uderzały w twarz niczym drobiny szkła. Było paskudnie, a ona minęła przystanek autobusowy i szła dalej.
– Dokąd idziesz? – zapytałem.
Spojrzała na mnie zaskoczona, jakby dopiero teraz zauważyła, że idę obok.
– Chcę się przejść na Ostrów Tumski.
– W taką pogodę? – zapytałem zaskoczony.
– Pogoda nie ma znaczenia. Na taki spacer każda jest dobra. Chcę się uspokoić.
– Coś nie tak? – spytałem, wiedząc, że stawiając to pytanie, wychodzę w jej oczach na idiotę.
– Wszystko jest nie tak – odpowiedziała. – Nie udawaj, że o niczym nie wiesz! Jesteś kumplem Michała. Miałeś być świadkiem na naszym ślubie.
– Mogę pójść z tobą? – zapytałem.
– Możesz ze mną iść, ale nie chce mi się rozmawiać – odpowiedziała, nie patrząc w moją stronę.
– Nie musimy gadać. Mam ochotę na spacer, a nie lubię chodzić samotnie.
Był wieczór w środku tygodnia. Na Ostrowie cicho i spokojnie. W taką pogodę i o tej porze dnia w tej części miasta nie było już turystów. Tylko czasami mijali nas pospiesznie pojedynczy przychodnie. Tych zresztą też było niewielu. Nikt nie lubił spacerować w taką pogodę. Na chwilę zatrzymaliśmy się na moście Tumskim. Natalia pochyliła się i przesuwała ręką po zawieszonych na balustradzie mostu kłódkach. Szukała czegoś.
– Nareszcie – mruknęła pod nosem.
Kłódka była czerwona i miała kształt serca. Były na niej wymalowane dwa serca, obok imion Natalia i Michał, i daty planowanego jeszcze do niedawna ślubu. Z drugiej strony znajdował się napis: „Razem na zawsze”. Pomyślałem, że to „na zawsze” szybko szlag trafił.
– Przychodzisz tutaj, żeby na nią popatrzeć? – zapytałem zaskoczony.
– Coś ty! – zaprzeczyła gwałtownie. – Aż taka popierniczona nie jestem! Chcę ją ściągnąć. Nie powinna tutaj wisieć. Zawiodła. Zresztą jak wszystko.
Zdjęcie tej kłódki kosztowało mnie sporo wysiłku. Złamałem ostrze scyzoryka. Ostatecznie udało mi się ją otworzyć drucikiem z breloczka od kluczy. Podałem kłódkę Natalii. Spojrzała na nią przelotnie i wrzuciła ją do wody. Jakby nagle ten kawałek metalu zaczął parzyć ją w ręce.
– Ciekawe, ile takich kłódek leży na dnie Odry – mruknąłem pod nosem.
– Zapewne wiele – odpowiedziała cicho.
Ruszyła przed siebie w kierunku katedry. Szybko zapadał zmrok. Po chwili było już zupełnie ciemno. Powoli zapalały się latarnie. Na chwilę przystanęliśmy, żeby popatrzeć na latarnika. Wokół panowała cisza. Słychać było tylko nasze kroki i dobiegający z oddali odgłos stukania końskich kopyt po bruku i turkot kół jadącej przed nami dorożki.
– Lubię tę część miasta – odezwała się Natalia, jakby za wszelką cenę chciała przerwać panujące między nami milczenie. – A ty?
– Nie zastanawiałem się nigdy nad tym.
– Uwielbiam ten zakątek. Po zmroku wygląda tajemniczo. Zawsze kiedy idę wąską uliczką wokół katedry, wydaje mi się, że słyszę kroki – opowiadała cicho. – Portal główny z wejściem do katedry tonie w półmroku. Bywa, że mam wrażenie, że ktoś tam stoi. Takie magiczne miejsce, gdzie czas zatrzymał się wiele lat temu. Stojąc tuż pod katedrą, lubię patrzeć na wieże. Z tej perspektywy wyglądają, jakby biegły prosto do nieba. Przyglądałeś się kiedyś posągowi Madonny z Dzieciątkiem?
– Nie przyglądałem się.
– Jest niezwykły. Wokół jej głowy jest wieniec z siedmiu gwiazd.
Wtedy wszystko wydawało mi się niezwykłe i widziane po raz pierwszy. Zazwyczaj przebiegałem przez Ostrów, spiesząc się na uczelnię. Mieszkałem przy placu Grunwaldzkim. Nie przepadałem za komunikacją miejską. Wolałem docierać do celu na piechotę. Droga na zajęcia zajmowała mi zwykle dwadzieścia parę minut. Ta odrobina ruchu była mi potrzebna. Nigdy wcześniej nie czułem atmosfery tego miejsca. Nagle poczułem ją wszystkimi zmysłami. Pomyślałem, że Natalia jest czarodziejką.
– Nie muszę tędy chodzić, ale chcę – mówiła cicho. Cisza, spokój, magiczny blask latarni. Takie niepowtarzalne miejsce, gdzie czas zawsze zwalnia, myśli się uspokajają, problemy na chwilę przestają mieć jakiekolwiek znaczenie. Most Tumski i Wyspa Piaskowa. Kocham to miejsce. Leczy duszę.
Zatrzymaliśmy się na chwilę przy wejściu głównym do katedry. Oboje zadarliśmy głowy, jakbyśmy chcieli zobaczyć drogę do nieba wyznaczoną przez kopuły wież. Zaproponowałem Natalii, że jej pomogę. Na początku nie mogła mnie zrozumieć. Powiedziałem, że zamkniemy ludziom usta, kiedy zaczniemy się spotykać. Patrzyła na mnie z niedowierzaniem.
– Mówiłam, że nie chcę rozmawiać – ucięła krótko. Zwłaszcza na ten temat.
– To nie rozmawiaj. Posłuchaj! Nie wiem, co się stało, ale stało się coś strasznego. Rozstaliście się. Michał zachowuje się idiotycznie. Rozdmuchuje i tak już rozdmuchaną historię. Ludzie uwielbiają takie sensacje. – Początkowo mówiłem szybko, bo bałem się, że mi przerwie. Potem coraz wolniej i spokojniej, bo milczała. – Ludzie lubią takie historie rozkładać na czynniki pierwsze, napawać się nimi. Boją się przeżywać własne emocje, to chłoną cudze. Są jak wampiry, jak pijawki. To takie sensacyjne. Rozstaliście się tuż przed ślubem. Już od dawna leciały wasze zapowiedzi. Wiele osób z naszego roku było zaproszonych na wasz ślub i na wesele. Nagle obdzwoniliście wszystkich, mówiąc, że to już nie jest aktualne, że ślubu nie będzie i że was już nic nie łączy. Na uczelni zachowujecie się jak obcy sobie ludzie. Może jeszcze gorzej, bo Michał na prawo i lewo opowiada o intymnych wydarzeniach z waszego życia. Każdy dopowiada sobie coś innego. Fantazja ludzka nie zna granic. Pobudziliście wyobraźnię nawet tych, których o tę wyobraźnię bym nie podejrzewał. Honorata opowiadała dzisiaj, że Michał przyłapał cię na romansie z jakimś starszym facetem, że kochałaś się za pieniądze, dlatego ostatnio nie udzielasz już korepetycji. Żyjesz z czegoś innego.
– To bzdura! – przerwała mi gwałtownie. – Idiotyczne insynuacje!
– Wiem, że to bzdura, ale inni mogą tego nie wiedzieć. Ludzie są tylko ludźmi. Plotka jest siłą, która potrafi zniszczyć każdego.
Książkę Wyspa luzu kupicie w popularnych księgarniach internetowych:
Tagi: fragment,