Co ukrywa Jane Austen? "Panna Austen"

Data: 2021-10-13 11:58:55 | Ten artykuł przeczytasz w 11 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Dlaczego Cassandra spaliła cenne listy znanej pisarki?

Rok 1840. Dwadzieścia trzy lata po śmierci sławnej siostry Jane, Cassandra Austen powraca do wioski Kintbury. Wie, że to tutaj, w jakimś zakurzonym kącie plebanii ukryto pakiet listów zawierających sekrety, które za nic nie powinny ujrzeć światła dziennego. Staje przed trudnym wyborem: Czy chronić reputację Jane? A może pozwolić, by potomni poznali treść listów bez cenzury?

Oparta na literackiej tajemnicy, która od lat zastanawia biografów i badaczy, ,,Panna Austen" jest cudownie oryginalną i kipiącą od emocji powieścią o miłościach i życiu Cassandry i Jane Austen.

Obrazek w treści Co ukrywa Jane Austen? "Panna Austen" [jpg]

Do lektury książki Panna Austen autorstwa Gill Hornby zaprasza Wydawnictwo Świat Książki. Tymczasem już teraz zachęcamy do lektury fragmentu pochodzącego z pierwszego rozdziału powieści:

 

Kintbury, marzec 1840

Panno Austen. – Głos rozległ się za nią. – Proszę mi wy- baczyć. – Odwróciła się. – Nie wiedziałam, że tu jesteś.

Cassandra zmusiła się do uśmiechu, ale nie ruszyła się z progu plebanii. Pragnęła okazać się bardziej wylewna – gdzieś głęboko czuła odległe, znajome drgnienia serdeczności – ale wielkie zmęczenie nie pozwalało jej zrobić kroku.

Stare kości wytrzęsła podróż dyliżansem z domu w Chawton, a lodowaty wiatr znad rzeki przeszywał jej stawy. Stała przy swoich bagażach i patrzyła na zbliżającą się Isabellę.

– Musiałam pójść do zakrystii – zawołała Isabella, nadchodząc od strony cmentarza. Zawsze była drobną, bezbarwną postacią, co teraz jeszcze bardziej podkreślała nietwarzowa czerń. – Obowiązki nadal czekają… – Na tle zielonej trawy usianej pierwiosnkami poruszała się jak cień. – Jest ich takie mnóstwo. – Jedynym elementem wyróżniającym Isabellę był towarzyszący jej pies. I choć w jej głosie słychać było przepraszający ton, zbliżała się niespiesznym krokiem. Nawet Pyramus idący teraz przez

żwir powłóczył łapami jak żywy obraz niechęci.

Cassandra podejrzewała, że nie jest tu mile widziana, i jeśli rzeczywiście tak było, mogła winić tylko siebie.

Samotna kobieta powinna żyć tak długo, jak pozostaje użyteczna. Dłuższe życie to przejaw złych manier. Zjawiła się tu bez zaproszenia; Isabella przeżywała trudny czas; wszystko to było raczej kłopotliwe, ale zrozumiałe. Mimo to kiedyś mogła liczyć na odrobinę entuzjazmu ze strony psa.

– Moja droga, jakie to miłe z twojej strony, że zgodziłaś się mnie ugościć. – Objęła Isabellę, która cała była chłodną uprzejmością, i pogłaskała Pyramusa, choć zdecydowanie wolała koty.

– Nikt do ciebie nie wyszedł? Nie dzwoniłaś?

Oczywiście, że dzwoniła. Przybyła dyliżansem z wielkim zamieszaniem, by nie umknęło to niczyjej uwadze.

Woźnica zadzwonił, potem zadzwonił jeszcze raz. Widziała całkiem sporo ludzi: robotników rolnych balansujących na wozach wracających z pól i grupę chłopców, mokrych po kolana, z traszką w wiaderku. Bardzo chciała z nimi porozmawiać – dość lubiła traszki, a jeszcze bardziej chłopców oddających się z zapałem tak niewinnej pasji – ale zdawali się jej nie dostrzegać. A w domu panowała cisza, choć ta trudna służąca – jak miała na imię, pamięć Cassandry, zawsze tak doskonała, zaczynała się strzępić, nawet jeśli tylko na brzegach – musiała wiedzieć doskonale, że Cassandra stoi na progu.

– Przybyłam w nieodpowiednim momencie. Och, Isabello! – Cassandra wyciągnęła ramiona i spojrzała jej w twarz. – Jak się miewasz?

– Było trudno. – Oczy Isabelli poczerwieniały. – Naprawdę bardzo trudno. – Zmagała się ze sobą, lecz odzyskała równowagę. – Jak znajdujesz teraz to stare miejsce? Rozejrzałaś się?

– Jak zawsze. Drogie, kochane Kintbury…

Przez czterdzieści pięć lat plebania była w życiu Cassandry miejscem znanym, często smutnym, zawsze ukchanym. Biały trzykondygnacyjny budynek z przyjazną fasadą skierowaną na wschód, w stronę prastarej wioski; ogród opadający z jednej strony ku brzegowi rzeki Kennet, z drugiej ciągnący się do przysadzistego normańskiego kościoła. Plebania była świadkiem tego, co Cassandra ceniła ponad wszystko: rodziny i działania, prostego, uczciwego, dobrego życia. Ten szczęśliwy przykład angielskiej lokalnej architektury przedkładała ponad większe budowle – Godmersham, Stoneleigh, nawet Pemberley. Dlatego z rozkoszą znalazłaby się w środku – usiadłaby w fotelu, by

ogrzać się przy kominku.

– Wejdziemy…?

– Oczywiście. Gdzie się wszyscy podziali? Pozwól, że to wezmę. – Isabella sięgnęła po mały czarny kuferek, który Cassandra trzymała w ręce.

– Dziękuję. Dam radę. – Przycisnęła kuferek do piersi. – Ale mój kufer…

– Kufer? Ach tak. – Choć twarz Isabelli pozostała blada i bez wyrazu, w przenikliwym spojrzeniu jej niebieskich oczu błyszczała inteligencja. – To na pewno moja wina. Mam tyle na głowie. – Jedna brew poszybowała w górę. – A twój list przyszedł zaledwie wczoraj. Czy to nie dziwne?

Nie tylko nie dziwne, ale wręcz zamierzone. Cassandra nigdy wcześniej nie była tak nieuprzejma, by zjawić się gdzieś bez odpowiednio wcześniejszej zapowiedzi, lecz tym razem po prostu nie miała wyboru. Uśmiechnęła się więc z roztargnieniem.

Nie słysząc żadnego wyjaśnienia, Isabella mówiła dalej:

– Nie dotarło do mnie, jak długo zamierzasz zostać. Planujesz zatrzymać się u nas przez jakiś czas?

Niezadowolenie Isabelli z powodu jej przyjazdu było teraz ewidentne. Za tą łagodną, cichą fasadą krył się być może silniejszy charakter, który wcześniej nie dawał o sobie znać. Pomimo to Cassandra zostanie tutaj tak długo, jak będzie trzeba. Postanowiła nie wyjeżdżać, dopóki nie wypełni swojej misji. Mruknęła coś o możliwości dalszej podróży do bratanka, demonstrując nietypowe dla niej niezdecydowanie związane z zaawansowanym wiekiem.

– Fred wniesie twój kufer. Proszę. – Isabella wskazała drzwi, które natychmiast otworzyły się od środka. – A, tu jesteś, Dinah.

No właśnie. Dinah. Musi to zapamiętać. Dinah może się okazać przydatna.

– Panna Austen zostanie z nami.

Dinah dygnęła niedbale.

– Wejdziemy do środka?

Cassandra pierwszy raz przekroczyła ten próg jako młoda kobieta. Była wtedy wysoka i szczupła; wielu uprzejmie określało ją jako ładną. Czy to czas płata figle, czy rzeczywiście miała na sobie najlepszą niebieską suknię? Rodzina zgromadziła się tłumnie, by ją powitać; za nią kłębiła się służba – podniecona, pełna podziwu. Ona stała nieruchomo i napawała się swoją pozycją! Mocą tej chwili!

Nadal spoglądała w lustro, jeśli musiała. Wiedziała, że teraz nie można jej uznać za szczupłą, lecz chudą. Kręgosłup, niegdyś idealnie prosty, wykrzywił się i skrócił; twarz była tak wychudzona, że jej niegdyś dumny nos – nos rodziny Leigh, echo dalekich arystokratycznych koneksji – przypominał teraz bardziej dziób kruka. A ludzie, którzy ją wtedy kochali, odeszli – jej też już prawie nie było. Ci, którzy ją dziś przyjmowali – biedna Isabella, trudna Dinah, Fred, który przechodził właśnie przez sień, z sapaniem ciągnąc jej kufer – znali oczywiście jej historię, ale nie mieli pojęcia, jak wyglądała prawda. Bo kto patrzył na starszą panią i widział w niej młodą damę, którą kiedyś była?

Przeszli do obszernego, wyłożonego boazerią holu. Cassandra szła za nimi potulnie, lecz kiedy już się tam znalazła, nagle ogarnął ją niepokój. Podeszła do okazałego kamiennego kominka, przytrzymała się go i z przerażeniem rozejrzała dookoła.

Usłyszała, jak Dinah mruczy:

– Panie, miej nas w opiece. Przyjechała tu i postradała zmysły. Jakbyśmy mieli za mało na głowie.

– Może to bardziej smutek albo nostalgia. W końcu jest tutaj chyba ostatni raz – szepnęła Isabella.

Cassandra wiedziała, że nie powinna zwracać na nie uwagi. Była to jedna z rozmów prowadzonych tak, jakby nie mogła ich usłyszeć, jakie młodzi często prowadzili w obecności starszych. Ale jakże mógł ją ogarnąć smutek albo nostalgia, kiedy od dekad stale dotrzymywały jej towarzystwa. Nie. Nie chodziło też o to, że to jej ostatnia wizyta – chwytała łapczywie powietrze, trzęsły się jej ręce – lecz o strach, że zwlekała z nią zbyt długo. Dom ogarnął już chaos przeprowadzki.

– Moja droga, na pewno dobrze się czujesz? – Isabella złagodniała i ujęła ją pod łokieć, by zapewnić oparcie.

Portret dobroczyńcy rodziny Fowle’ów, lorda Cravena, wisiał nad kominkiem od czasu, gdy sięgała pamięcią. Teraz zniknął ze ściany.

– Ten dyliżans to było dla ciebie stanowczo zbyt wiele. – Isabella przemawiała głośno niczym do osoby niespełna rozumu, rozwiązując przy tym wstążkę pod brodą Cassandry. – I to w taką zimną pogodę. – Zdjęła jej kapelusz.

Z miejsca, w którym stała, Cassandra mogła zajrzeć do gabinetu, gdzie opróżniono już półki. Które tomy zniknęły?

Mieli cały zbiór książek Jane. Do kogo teraz należą?

– I nie mogę nie zauważyć, że przyjechała sama. – Dinah stała za nią i zdejmowała jej pelerynę.

Znajdujące się wciąż na swoim miejscu meble wyglądały na porzucone, upokorzone, jak niewolnicy na targu.

– Może jej pokojówka wyjechała?

– No to kto będzie się nią zajmował, jeśli mogę spytać? – Dinah przerzuciła pelerynę i kapelusz przez ramię. – Bo chyba nie ja?

Plebania bez proboszcza zawsze przedstawiała żałosny widok. Cassandra była tego świadkiem częściej niż większość osób, a jednak za każdym razem dotykało ją to boleśnie. Rodzina Fowle’ów mieszkała w tym domu od trzech pokoleń. Przekazywano go z ojca na syna – wszyscy byli duchownymi, wszystkich los obdarzył dobrymi żonami – ale teraz łańcuch został przerwany. Ojciec Isabelli zmarł, a bracia odmówili przejęcia plebanii. Bez wątpienia mieli swoje powody i skoro zaprzepaścili rodzinne dziedzictwo, Cassandra miała nadzieję, że były one słuszne.

Zgodnie z tradycją Kościół pozostawiał rodzinie dwa miesiące na opróżnienie domu dla następnego administratora. I choć nigdzie tego nie zapisano, zgodnie z tą samą tradycją Kościół jakoś zawsze liczył, że zajmą się tym kobiety z plebanii. Biedna Isabella. Miała przed sobą zadanie ponure, smutne, żmudne: zaledwie dwa miesiące, by opróżnić miejsce, które było ich domem przez dziewięćdziesiąt dziewięć lat! Oczywiście musiała się do tego zabrać niezwłocznie. Ale czcigodny Fulwar Craven Fowle nie żył zaledwie od kilku tygodni. Cassandra przyjechała, jak mogła najszybciej. Widok tak dalece zaawansowanej pracy mocno nią wstrząsnął.

Pomyśleć tylko, że podróż – tak męcząca, niewygodna, tak bezwstydnie droga – mogła się okazać zbyteczna! Pomyśleć tylko, że to, po co przybyła, mogło już zniknąć!

Cassandra poczuła mdłości i zawroty głowy. Isabella miłym gestem przygładziła jej włosy – musiały być mocno potargane – i poprowadziła ją przez hol.

Salon w Kintbury był przykładem prostego piękna: idealnie kwadratowy, ze ścianami w kolorze głębokiej żółci, która chwytała i zatrzymywała zachodzące słońce. Oba okna wychodziły na rzekę: można było obserwować rybaków lub barki sunące na wschód i zachód. Zwykle było to jedno z ulubionych miejsc Cassandry. Zaspokajało tęsknoty jej duszy. Lecz tego dnia szła do salonu z nerwowym drżeniem, przepełniona trwogą, co może tam znaleźć.

Niepotrzebnie się martwiła. Jeszcze zanim postawiła solidny bucik na kanwowym dywanie, poczuła się bezpiecznie. W środku panował nastrój spokoju i odpoczynku. Nic nie zakłócało atmosfery. I wszystkie meble stały na swoich miejscach. Nie przybyła więc za późno! Z ulgi o mało nie ugięły się pod nią kolana. Odwróciła się do Isabelli, w jednej chwili odzyskując głos i siłę.

– Może teraz doprowadzę się do porządku przed kolacją?

Książkę Panna Austen kupić można w popularnych księgarniach:

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Panna Austen
Gill Hornby2
Okładka książki - Panna Austen

Bestseller ,,The Sunday Times", ujawniający sekrety Jane Austen. Dlaczego Cassandra spaliła cenne listy znanej pisarki? Rok 1840. Dwadzieścia trzy lata...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Autor
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Zły Samarytanin
Jarosław Dobrowolski ;
Zły Samarytanin
Pokaż wszystkie recenzje