Wybuch wojny rozdziela Wilamowskich, rzucając ich w różne miejsca: Soldau, Illowo, Stutthof. Lidzbark staje się niemieckim miastem. Rozalia mieszka tylko z Agnesą. Celem żony krawca jest obrona rodzinnego domu przed okupantami, by każdy z Wilamowskich miał dokąd wrócić. Przed nią trudne zadanie, najpierw musi pozbyć się ciała zabitego hitlerowca Hansa i to w chwili, kiedy nieoczekiwanie ktoś dobija się do drzwi...
Bohaterowie zmagają się z przeciwnościami i wyzwaniami, jakie niesie los. Zawsze jednak znajdzie się miejsce na miłość - łatwą, ale też i skomplikowaną, której nie tylko dzieci Wilamowskich będą szukać...
Czy uda im się przetrwać i powrócić do rodzinnego Lidzbarka? Jak poradzi sobie Rozalia, będąc gospodynią niemieckich urzędników i żyjąc z nimi pod jednym dachem? Co wydarzy się w Dłutowie, w domu młodszego z Wilamowskich? I czy Frania dowie się wreszcie, kim są jej rodzice?
„Nić przeznaczenia" ma dla mnie szczególną wartość. Dzięki książce przeniosłam się do czasów dzieciństwa i młodości moich rodziców. Pochodzą oni bowiem z okolic Lidzbarka i mieszkali tam w latach, w których rozgrywa się akcja powieści. Z zapartym tchem czytałam tę wspaniale nakreśloną historię, doceniając dbałość autorki o detale, styl i szacunek dla skomplikowanej przeszłości regionu. Serdecznie polecam!
– Sylwia Trojanowska, pisarka
Do lektury Nici przeznaczenia Anny Sakowicz – drugiego tomu Muślinowej sagi – zaprasza Wydawnictwo Luna.
„Nić przeznaczenia" to wspaniała, mocna, ważna, głęboka książka. Świetnie napisana. Po prostu: to literatura na światowym poziomie.
- recenzja książki „Nić przeznaczenia"
W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki Nić przeznaczenia. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
– Ciiii… – szepnęła Rozalia, kiedy z przerażeniem spojrzała na klamkę. Ktoś naciskał na nią z drugiej strony. Może wcześniej zapukał, ale w nerwowej atmosferze trudno było wyłowić dodatkowe dźwięki. Teraz wszyscy ucichli i jak zaczarowani wpatrywali się w drzwi. Wilamowska czerwona na policzkach, z rozwichrzonym włosem trzymała palec wskazujący na wargach. Klamka się podniosła, ktoś prawdopodobnie przestąpił z nogi na nogę, bo zaszurały buty. Drogą przejechał wóz, który zagłuszył wszystkie odgłosy, jednak wewnątrz mieszkania nikt się nie poruszył.
– Poszedł – szepnęła Kasia, ale Rozalia nie drgnęła. Wzrokiem nakazała wszystkim milczenie i dopiero gdy upewniła się, że faktycznie nie może już być nikogo za drzwiami, najciszej, jak się dało, przekręciła klucz w zamku i wyjrzała powoli na zewnątrz.
W oddali dostrzegła dwóch mężczyzn w kurtkach z podniesionymi kołnierzami. Na przedramionach mieli opaski. Rozalia o mało co nie cofnęła się w panice i nie zatrzasnęła drzwi z hukiem, ale na szczęście żaden z nich nie obejrzał się za siebie. Przez drogę przebiegła kobieta trzymająca kilkuletnie dziecko za rękę, zaraz przeturlał się kolejny wóz zaprzężony w jednego konia.
– Nikogo nie ma – powiedziała cicho. – Idźcie, szybko. Kobieta natychmiast przykucnęła. Położyła Frani dłonie na policzkach i pocałowała ją w czoło.
– Uważaj na siebie, słuchaj Kasi i pamiętaj, że cię odnajdę, jak zrobi się bezpiecznie.
– Mamo… – jęknęła dziewczynka. Widziała, jak przez twarz Rozalii przebiegają różne emocje, ale nie umiała ich odczytać. Bała się. Nie chciała opuszczać domu, ale kiedy Kaśka złapała ją za rękę, poczuła spokój.
– A ty… – Wilamowska wyprostowała się i wpatrywała się teraz w oczy dziewczyny. – Opiekuj się nią. – Z trudem przełknęła ślinę.
– Ten łańcuszek… z… medalikiem… – bąknęła Kaśka, bo nie wiedziała, co powinna zrobić ani powiedzieć. Serce łomotało jej jak szalone. Miała wrażenie, że Wilamowska wyrzuca ją za burtę, a w ramiona wpycha coś, co utraciła jakiś czas temu, jakby wyszarpnięte serce nagle wracało na swoje miejsce, tylko tak trudno było w to uwierzyć i ułożyć tak, by pasowało jak ulał.
– Porozmawiamy o tym później – ucięła Rozalia. Były bowiem na tym świecie takie słowa, których z pewnością nie chciała usłyszeć. Otworzyła jeszcze raz drzwi. Rozejrzała się po ulicy, a potem lekko wypchnęła z domu Franię i Kasię. Kiedy znalazły się na zewnątrz, znów przekręciła zamek, oparła się o deskę i z trudem uspokoiła oddech. Niech mi Bóg wybaczy… – szepnęła, kreśląc na swoim ciele znak krzyża, a dopiero kilka minut później rzuciła się biegiem po schodach na górę. Spojrzała na ciało Hansa i wzdrygnęła się z obrzydzenia. – Muszę coś z nim zrobić… – powiedziała spanikowana, choć oprócz niej nie było już nikogo w domu.
Chodziła po pokoju od ściany do ściany i drapała się po przedramionach. Nie mogła myśleć, tak bardzo się bała. Serce waliło jej jak oszalałe. Raz o mało nie poślizgnęła się na podłodze umazanej krwią. Dywan zdążył się zabarwić na czerwono. Wiedziała, że ktoś zacznie szukać tego człowieka, a ktoś inny znajdzie wreszcie jego ciało albo ślady krwi. Próbowała przesunąć Hansa w stronę korytarza. Mogłaby go sturlać po schodach aż do piwnicy. Nie było szans, by poradziła sobie z wyniesieniem go na podwórze.
– Boże! – jęknęła, ale zaraz przyszło jej coś do głowy. Dopadła do pieca. Żarzyło się w nim jeszcze, więc dołożyła kilka grud węgla. Potem ponownie doskoczyła do ciała i zaczęła ściągać z niego ubranie. W jednej z kieszeni znalazła dokumenty. W pierwszym odruchu chciała je spalić, ale się zawahała. Wsunęła je do kieszeni fartucha i dokończyła zdzierać z ciała odzież. Odkładała ją na bok. Kiedy Hans był wreszcie nagi, poodcinała guziki z ubrania i szmaty wrzuciła do pieca. Część dymu wleciała do pokoju. Rozalia o mało nie zadusiła ognia. Po chwili jednak obserwowała, jak czarna kurtka mężczyzny powoli zaczyna się palić. Zerknęła w stronę Hansa. Najchętniej porąbałaby go na kawałki i wrzuciła element po elemencie do pieca!
Odsunęła komodę stojącą przy drzwiach. Odszukała szybko ruchomą deskę w podłodze. Pamiętała, że jako mała dziewczynka zrobiła u ciotki w domu tajemną skrytkę. Podniosła deskę. Ku swojemu zdziwieniu znalazła pod nią duży mosiężny klucz, który dawniej był jej skarbem. Niczego nie otwierał, ale był tak piękny, że postanowiła go tu kiedyś ukryć przed wzrokiem dorosłych. Wyobrażała sobie, że jest ze złota. Później zapomniała, że go tu schowała. Szybko włożyła pod niego dokumenty Hansa i zastawiła miejsce komodą. Potem ponownie przypadła do ciała. Miała tylko jedną możliwość: zwłoki należało ukryć w piwnicy. Wyciągnęła więc Hansa z dywanem na próg. Zauważyła na podłodze krwawą ścieżkę. Znów zwróciła się do Boga i o mało nie ryknęła płaczem, ale wtedy ktoś zapukał do drzwi. Nie było to łomotanie, raczej grzeczne dopominanie się, by otworzyła. Pomyślała od razu o Agnieszce, bo ktoś z drugiej strony nacisnął na klamkę. Nie szarpał. Znów nacisnął i zapukał, teraz może bardziej niecierpliwie, a na pewno nie było w tym agresji. Serce waliło jej jak oszalałe. Zeszła po schodach na palcach i przyłożyła ucho do deski.
– Kto tam? – spytała drżącym głosem.
– Wiesiek… – usłyszała głos mężczyzny. Momentalnie popłynęły jej łzy. Nie miała odwagi pytać, czy jest sam. Potrzebowała teraz pomocy, a Wiesław był chyba jedyną osobą w mieście, której nie bała się zaufać.
Powoli przekręciła klucz w zamku. Gdy naciskała klamkę, usłyszała, że z kimś rozmawiał. Zamarła, ale drzwi zostały już uchylone. Ze strachu o mało nie zatrzasnęła ich z hukiem. Wiesiek położył rękę na desce.
– Rozalia… – powiedział przerażony, widząc jej zakrwawioną bluzkę.
Książkę Nić przeznaczenia kupicie w popularnych księgarniach internetowych: