Geniusz. To jedno słowo wystarczy, by opisać najsłynniejszego człowieka renesansu, Leonarda da Vinci. Człowieka, którego umysł nie znosił próżni. Jego nieustanny głód wiedzy spowodował, że stał się on symbolem kreatywności, miłości do nauki i ciągle niezaspokojonej ciekawości.
Dotychczas nikomu nie udało się odpowiedzieć na pytanie, jaki ten człowiek był prywatnie. Czy był opryskliwym geniuszem, czy może szeroko uśmiechniętym mańkutem, którego ciekawość musiała być co najmniej uciążliwa dla innych? Z pewnością bowiem trudno było czasami dzielić czas z człowiekiem, który na listę spraw do załatwienia wpisywał opisanie języka słowików czy wykonanie szczegółowej sekcji zwłok sarny.
Dziś mamy jednak wyjątkową szansę poznania sekretów Leonarda. Wszystko za sprawą zapisków jego ucznia, Salego, który przeprowadził ze swoim mistrzem serię wnikliwych rozmów. Zapiski te w cudowny i zagadkowy sposób dostały się w ręce Christophera Machta…
Da Vinci, ze swoją kreatywnością i wyobraźnią, raczej nie wstrzeliłby się w klucz odpowiedzi na współczesnej maturze.
- Wywiad z Christopherem Machtem o Leonardo da Vincim
Do przeczytania Spowiedzi Leonarda da Vinci zaprasza Wydawnictwo Bellona. To fascynujący portret jednego z najwybitniejszych artystów i wynalazców wszech czasów – piszemy w recenzji książki. Christopher Macht portretuje Leonarda ze strony, z której praktycznie go nie znamy, ukazując, jakim mógł być człowiekiem, a wszelkie białe plamy z biografii twórcy wypełnia w sposób wiarygodny i ciekawy. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki Spowiedź Leonarda da Vinci. Dziś czas na kolejną odsłonę historii tego geniusza:
Nazywam się Giacomo Caprotti, i choć jestem malarzem, to i tak wszyscy zapamiętają mnie jako ucznia Leonarda da Vinci. Zresztą wcale mnie to nie dziwi, bo tak rzeczywiście było i jest nadal. Maestro Leonardo przyjął mnie pod swój dach, gdy miałem ledwie dziesięć lat. To było dla mnie wybawienie. Dotychczas żyłem w dość ubogiej rodzinie i nic nie zwiastowało, by miało się to zmienić i bym mógł udać się na nauki do jakiegoś mistrza. Tymczasem niespodziewanie znalazłem się pod jednym dachem z samym Leonardem da Vinci. Przyjął mnie bez żadnej zapłaty. Jak sam powiedział, urzekły go me piękne kręcone włosy i rysy twarzy. Przyznaję, jeszcze wtedy nie wiedziałem, że dalsze lata aż tak mocno zwiążą mnie z Mistrzem.
Wszystko to działo się w 1490 roku. Mistrz Leonardo miał wtedy trzydzieści osiem lat, a ja – jak już wcześniej wspomniałem – jedynie dziesięć. Raptem dwa dni po tym, jak zamieszkałem z nim pod jednym dachem, mój wybawiciel spostrzegł, że zwinąłem z jego torby trochę florenów, a nieco później nazwał mnie uparciuchem, kłamcą, żarłokiem, a do tego złodziejem. W ten sposób dość szybko doczekałem się, by Mistrz zaczął mnie nazywać Sale, co można tłumaczyć jako Diabełek albo Mały Diabeł.
Zaraz po zamieszkaniu pod jednym dachem Mistrz, Leo – jak czasami go nazywałem – kupił mi odzienie, dzięki czemu mogłem pozbyć się moich łachmanów. Sprawił mi również parę pięknych trzewików i zaczął mnie karmić. A ja jadłem z takim zapałem, że szybko dorobiłem się określenia „Obżartuch”.
Pamiętam, jak Leonardo obwieścił mi, że będę dostawał od niego kieszonkowe jako zapłatę za to, co robię. W jakąż wpadłem euforię. Błyskawicznie zapytałem, czy może mi podwyższyć to kieszonkowe, a kiedy mój Maestro przecząco pokręcił głową, poprosiłem, by chociaż na pocieszenie dał mi fragment tego kieszonkowego już teraz, jako zaliczkę. Na to akurat się zgodził. Wtedy natychmiast pobiegłem do pobliskiego straganu z ubraniami, obejrzałem towar i kupiłem sobie piękne różowe spodnie. Pamiętam, że miały ogromne falbany. To była najpiękniejsza para spodni, jaką miałem w życiu.
Czytaj również: Leonardo da Vinci – cytaty
Tymczasem lata upływały, a ja wciąż spędzałem je u boku Leonarda. Wielokrotnie przy tym pozowałem Mistrzowi; a moje kręcone włosy do dzisiaj go fascynują. Doszło
do tego, że łączyły nas różne stosunki, bardzo przyjemne. To jednak, jak by to powiedzieć, hm… To jednak jest temat na osobną rozmowę.
Teraz jednak muszę się skupić na czymś innym. Otóż przedstawiciel rodu, który obejmował mego Mistrza mecenatem, nakazał mi, bym odbył z Leonardem rozmowy, które będą, jak to określił, świadectwem dla potomnych, jakim był fantastycznym człowiekiem. Mistrz przyjął tę inicjatywę z niezbyt wielkim entuzjazmem.
– Czy naprawdę, mój poczciwy Sale, uważasz, że powinienem na to tracić czas? – pytał rozgoryczony.
Dopiero gdy zdradziłem mu, kto o to prosi i jak to uzasadnia, lekko skinął głową, dając mi swój akcept. Na to czekałem; przyszli czytelnicy również.
Spowiedź Leonarda da Vinci kupicie w popularnych księgarniach internetowych: