Odkrycie, które zagroziło upadkiem zachodniej cywilizacji. Czy zaczęło się już ostateczne odliczanie dla ludzkości?
W ostatnim czasie coraz częściej stajemy się świadkami wydarzeń, które mocno niepokoją, budząc pełne obaw pytania o przyszłość, nawet tę najbliższą. Deszcze meteorytów, asteroidy, mijające w bliskiej odległości naszą planetę, prognozy globalnych klęsk, a teraz jeszcze abdykacja papieża każą się zastanawiać, czy rzeczywiście nie zbliża się zapowiadany od dawna koniec. Jeśli do tego wszystkiego dodać stare przepowiednie i proroctwa, ujawniane przy okazji takich właśnie okoliczności, to istotnie można przypuszczać, że lada moment rozpocznie się final countdown, ostateczne odliczanie.
Tymczasem w Galilei pojawia się tajemniczy Jeszua ben Josef, który jak niegdyś Jezus czyni cuda i porywa słowem tłumy. Co więcej, nawet przywraca życie zmarłym… Czy więc to zapowiadany Mesjasz, który powtórnie ma przyjść, by rozpocząć swój sąd nad światem? Powątpiewa w to dr Jonathan Weber, który – kto wie – być może staje przed najtrudniejszym z wyzwań: musi dowiedzieć się, czy rzeczywiście Chrystus powrócił na ziemię, czy też jest to największa mistyfikacja w dziejach ludzkości… Aby poznać wyniki jego śledztwa, warto sięgnąć po powieść Coś więcej niż ślad, która ukazuje się właśnie nakładem Wydawnictwa Promic. To kolejna książka Paula L. Maiera - amerykańskiego pisarza i wykładowcy historii starożytnej w Western Michigan University, który ma w swoim dorobku ponad dwieście artykułów naukowych i jedenaście książek. Jego Kodeks Konstantyna zyskał bardzo wysoką ocenę czytelników, a Ślad życia i śmierci otrzymał tytuł Najlepszej książki na lato 2012 w kategorii kryminału, sensacji, thrillera! Dziś prezentujemy premierowy fragment książki Coś więcej niż ślad:
Pewnego ranka, w czasie przerwy, Jenny poszła przyjrzeć się odkopanej podłodze synagogi na północnym skraju ich sektora. Przepiękna menora – siedmioramienny Świecznik często uznawany za symbol judaizmu – stanowiła centralny element mozaiki ułożonej na świątynnej posadzce. Nacieszywszy nią oczy, już miała wracać do pozostałych członków zespołu, kiedy zauważyła wgłębienie w miejscu graniczącym z chodnikiem przy synagodze. Poprzedniej nocy padało i woda kapiąca bez przerwy z kolumny znajdującej się nad tym punktem wyżłobiła niewielki dołek. Na to wgłębienie padał snop światła i kiedy Jenny pochyliła się, spostrzegła, że na jego dnie zamigotało w słońcu coś, co wyglądało na fragment jakiejś mozaiki. Pobiegła po swój rydel, klęknęła i przystąpiła do kopania.
– Czy możesz mi wyjaśnić, co tu robisz?
James F. Strange zaglądał jej przez ramię, a jego skądinąd sympatyczną twarz wykrzywiał teraz nieprzyjemny grymas.
– Co mówiliśmy – pytał – o niedotykaniu jakichkolwiek miejsc na terenie naszych wykopalisk, które nie zostały uwzględnione w planach?
– Przepraszam… profesorze Strange – odparła Jenny. Jej twarz zaczerwieniła się, a do niebieskich oczu zaczęły napływać łzy. – Wydaje mi się, że pod spodem jest fragment mozaiki i po prostu chciałam ją zobaczyć. Ja… ja zapomniałam o zasadach.
– Gdzie? Pokaż mi.
Wskazała miejsce, po czym szybko dodała nieco łamiącym się z emocji głosem:
– Mogę przysypać wszystko z powrotem i nikt się nie zorientuje. Naprawdę… bardzo mi przykro. Strange zignorował ją. Wziął do ręki rydel Jenny i klęcząc, usunął następną część siedmiocalowej błotnistej skorupy, bezsprzecznie łamiąc swoje własne zasady.
– Jenny, mogłabyś mi podać wiadro – powiedział tonem, jakim wujkowie zwracają się do swoich ulubionych siostrzenic. Z każdą łopatą piachu, którą Strange wsypywał do wiadra, jego oczy coraz bardziej błyszczały. Teraz poprosił o szeroki pędzel. Jenny pobiegła do swojego stanowiska i wróciła z tym, o co prosi.. Profesor ostrożnie zmiótł brud z powierzchni tego, co odsłonił, a na jego ustach zagościł uśmiech.
– Podejdź tu i zobacz, Jenny – powiedział. Wpatrując się w płaską powierzchnię o średnicy około osiemnastu cali, dziewczyna wykrzyknęła:
– To naprawdę jest mozaika! I zawiera jakiś napis, mam rację?
– Tak… zgadza się. Bądź grzeczną dziewczynką i przynieś mi manierkę z woda. Szczęśliwa, że nie odsunął jej od wykopalisk, Jenny wróciła z manierką. Strange natychmiast wylał jej zawartość na mozaikę, która jak gdyby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki odzyskała kolory, kontury i dawny wygląd.
Przez dłuższą chwilę oboje gapili się na swoje znalezisko osłupiali i oniemiali.