Nie wszystko widać na pierwszy rzut oka. „Sekrety domu Bille. Tom 2" Agnieszki Janiszewskiej

Data: 2024-03-22 06:43:07 | artykuł sponsorowany | Ten artykuł przeczytasz w 7 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Dorosłe córki Juliana oraz Eweliny przypominają ogień i wodę. Dzieli je nie tylko różnica temperamentów, ale także stosunek do macochy. Róża oraz Urszula wydają się nie mieć ze sobą nic wspólnego, a jednak bardzo za sobą tęsknią. To uczucie nasila się, gdy umiera ich ojciec.

Po tym wydarzeniu córki Juliana stopniowo zaczynają odkrywać nieznane dotąd fakty z życia rodziców. Pomaga im w tym dawna znajoma mecenasa, Teresa Chęcińska. Poznane tajemnice rzucają zupełnie nowe światło na całe małżeństwo Państwa Bille. Szybko okazuje się jednak, że nie tylko oni mieli swoje sekrety...

Sekrety domu Bille. Tom 2 - grafika promująca książkę

Do przeczytania książki Sekrety domu Bille. Tom 2 Agnieszki Janiszewskiej zaprasza Wydawnictwo Zaczytani. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach zaprezentowaliśmy fragment książki Sekrety domu Bille. Tom 1. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:

Zaledwie zdążyła włożyć klucz do zamka, usłyszała odgłos zbliżających się z głębi mieszkania kroków. Zerknęła na zegarek, dochodziła piąta, a we wtorki zarówno Jacek, jak i obaj chłopcy wracali do domu dopiero po dziewiętnastej. Róża westchnęła w duchu, miała nadzieję, że pobędzie trochę sama, chciała wreszcie wypłakać się do woli i uporządkować myśli, a nie wchodziło to w grę w obecności innych osób. Zwłaszcza że w ostatnich dniach miała wrażenie, jakby otaczały ją tabuny ludzi. Wiedziała, że wszyscy jej się przyglądają, a nigdy nie lubiła publicznie okazywać uczuć. Oczywiście, zdawała sobie sprawę, że nie tylko ona była przedmiotem tego powszechnego zainteresowania, to samo dotyczyło także pozostałych członków rodziny – lecz ta świadomość nie tylko jej nie pocieszała, lecz pogłębiała jeszcze bardziej stres i napięcie. Co w połączeniu ze smutkiem i przygnębieniem wydawało się coraz trudniejsze do zniesienia. Nie tak powinno się przeżywać żałobę, buntowała się w duchu. Marzyła o spokoju, o tym, by zaszyć się w jakimś zacisznym miejscu, z dala od wszystkich ludzi, nawet od tych najbliższych, zwłaszcza od nich. Wypłakać swój żal. Poczuć się wreszcie sobą – choć z drugiej strony coraz częściej zadawała sobie pytanie, czy w jej przypadku było to jeszcze w ogóle możliwe. Czy jest to możliwe w przypadku jakiegokolwiek człowieka, który już dawno temu wziął w karby wszystkie swoje uczucia i tak się zmienił, że przestał przypominać samego siebie? A z nią tak właśnie było. Maska, którą nałożyła wiele lat temu, stała się jej drugą twarzą. Jako dziecko była bardzo spontaniczna i żywiołowa, a zakochani w niej dziadkowie nie wiedzieli powodów, by ukrócić jej temperament. Sama wzięła się w karby, gdy była już nastolatką, bo właśnie wtedy musiała przyjąć do wiadomości nieodwołalność pewnych zmian w ich rodzinie, a były to zdecydowanie zmiany na gorsze. Nałożyła więc na twarz maskę, dzięki której sprawiała wrażenie osoby zdystansowanej, chłodnej, a nawet nieczułej na własne i cudze słabości, i przy okazji narzuciła sobie surową dyscyplinę. Żadnego mazania się i rozczulania nad swoim losem.

Skoro nowa życiowa rzeczywistość okazała się twarda i bezwzględna, postanowiła się do niej dostosować. A ponieważ źle się czuła w rodzinnym domu, opuściła go tak szybko, jak tylko było to możliwe. Na trzecim roku studiów wyszła za mąż za chłopaka, którego znała raptem od kilku miesięcy. Oczywiście kochała Jacka, nie było mowy o żadnej premedytacji i oszustwie z jej strony, doceniała jego niewątpliwe zalety i za nic by go nie skrzywdziła – niemniej nawet wobec niego zachowywała się z dystansem i rezerwą. Nawet dla niego nie pozbyła się tej maski. Zdawała sobie sprawę, że wielu ludzi zarzucało jej chłód i nieczułość wobec męża. Uważano, że nawet w jednej dziesiątej nie odwzajemniała jego miłości i oddania. Czasem i do niej docierały te opinie, ale nie reagowała. Nie było sensu reagować, ludzie przecież i tak będą wierzyli we własną wersję. Obchodziło ją tylko to, by Jacek nie uwierzył w te brednie, ale wyglądało na to, że nic sobie z nich nie robił. Czy jednak nie wolałby, aby była choć trochę inna? Aby pozbyła się tej rezerwy i maski? Czy nie pragnęły tego także jej dzieci, które chyba zawsze lepiej się czuły w towarzystwie ojca? Trudno, uznała. Jestem, jaka jestem. Człowiek nie zmienia się na zawołanie nawet dla tych, których kocha najbardziej na świecie. Poza tym była pewna, że czułe gesty i słodkie słówka wypadłyby w jej wykonaniu co najmniej groteskowo. Nie mogła już funkcjonować bez swojej maski, która z biegiem lat stała się nieodłączną częścią jej osobowości. Pod maską nic już nie było – tamta wesoła, spontaniczna dziewczynka sprzed lat należała do przeszłości. Tak czy owak, Róża nie zaniedbywała swoich obowiązków, dbała o męża i synów. Chyba to doceniali, zresztą i ona nie mogła na nich narzekać, bo wszyscy trzej byli do rany przyłóż. Zarówno Marcin, jak i Adrian nigdy nie sprawiali problemów, dobrze się uczyli, mieli przyjaciół, odnosili sukcesy, sprawiali wrażenie zadowolonych z życia. A do tego mieli w sobie wiele ciepła i pogody ducha – jak ich ojciec. Na pewno nie jak matka. Róża w duchu dziękowała za to Bogu.

Ona, niestety, nie miała już przyjaciół, choć właściwiej byłoby przyznać, że na dobrą sprawę nie miała ich nigdy. Bo przecież pierwsze przyjaźnie nawiązuje się w wieku kilkunastu lat, a ona właśnie wtedy założyła swoją maskę i przybrała pozę osoby, która raczej nie otwiera się przed innymi, nie zwierza się i nie szczebiocze z innymi dziewczętami. Zdecydowanie łatwiej dogadywała się z chłopcami, bo preferowała rozmowy na konkretne tematy, jak ekonomia, bankowość, polityka czy sport. Pogaduszki z koleżankami ją nudziły, uważała je za stratę czasu, w rezultacie nie miała ani jednej przyjaciółki, takiej od serca. Potem w miarę upływu lat czasami łapała się na gorzkiej refleksji, że jednak bardzo jej kogoś takiego brakuje. Że może dobrze by było mieć bliską przyjaciółkę, której można wyznać to wszystko, o czym nie pogada się z najlepszymi nawet specjalistami od finansów i bankowości. I czego nie powie się nawet najbliższym osobom z rodziny. Otworzyć serce i dokonać czegoś w rodzaju spowiedzi. Jednocześnie jednak wiedziała, że nikt taki już się w jej życiu nie pojawi. Pod tym względem nie była wyjątkiem w rodzinie – jej matka także nie miała przyjaciółki z prawdziwego zdarzenia, podobnie było z Urszulą; w przypadku każdej z nich przyczyny tego stanu rzeczy były odmienne, ale skutek pozostawał ten sam – w obliczu poważnych zmartwień nie miały nikogo, przed kim mogłyby się wyżalić i poprosić o radę. A na siebie nawzajem także nie mogły w tej kwestii liczyć, po prostu nie potrafiły się sobie zwierzać. Wprawdzie w ostatnim czasie w jej relacjach z siostrą coś jakby drgnęło, nadal jednak droga była przed nimi kręta i daleka, toteż trudno było przewidzieć, kiedy dojdą do celu i czy w ogóle to się uda. Uznała zatem, że nie pozostaje jej nic innego, jak robić swoje i iść do przodu.

Nie zwracać uwagi na to, na co i tak nie miała już wpływu. I nie oglądać się bez potrzeby na przeszłość – skoro i tak nie można jej zmienić. Tak właśnie myślała przez wiele długich lat. Do czasu gdy otrzymała wiadomość o zawale ojca, gdy patrzyła na niego przez szybę na OIOM-ie, a potem gdy za zgodą lekarzy wolno jej już było siedzieć przy jego szpitalnym łóżku. I gdy Zuzanna zadzwoniła do niej o piątej nad ranem, by zakomunikować, że odszedł…

Książkę Sekrety domu Bille. Tom 2 kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Tagi: fragment,

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Sekrety domu Bille
Agnieszka Janiszewska2
Okładka książki -  Sekrety domu Bille

Nie wszystko widać na pierwszy rzut oka Dorosłe córki Juliana oraz Eweliny przypominają ogień i wodę. Dzieli je nie tylko różnica temperamentów, ale także...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo