Ada, nauczycielka w przyszpitalnej szkole, wiedzie szczęśliwe życie u boku Jacka. Planuje ślub, jednocześnie angażując się w opiekę nad dziećmi z chorobami onkologicznymi. Jej narzeczony całą uwagę koncentruje na karierze w firmie farmaceutycznej, by już na starcie zapewnić rodzinie stabilność finansową.
Na szpitalnym oddziale krzyżują się ścieżki Ady i Jacka, ciężarnej Majki, nastolatka z białaczką oraz wolontariusza Bartka. Tymczasem wokół bohaterki narasta seria niepokojących wydarzeń, których źródło kryje się w dramacie sprzed dwudziestu lat. Dziewczyna nie zdaje sobie sprawy, jak wielkie grozi jej niebezpieczeństwo.
Czy Ada odważy się stanąć twarzą w twarz z bolesną przeszłością i skomplikowaną teraźniejszością, by ochronić swoje życie i spełnić marzenia?
Cytrusowy gaj Katarzyny Kieleckiej to opowieść o różnych odcieniach przyjaźni i miłości, o rozczarowaniu i nadziei, a także o tym jak wiele sekretów, wyzwań i niespodzianek niesie ze sobą życie. Do lektury zaprasza Wydawnictwo Szara Godzina. Dziś w naszym serwisie przeczytacie premierowy fragment książki:
Mijały dni, styczeń przemienił się w luty, a sroga aura nadal nie odpuszczała.
Mróz trzymał w okowach wszystkie łódzkie zaułki, jakby na siłę próbował się sprzeczać z klimatyczną rzeczywistością i nadrabiać wszelkie zaniedbania z ostatnich lat, kiedy to zima uporczywie przypominała pogodę z późnego listopada lub wczesnego marca.
Ada korzystała z krótkiej przerwy między porannymi lekcjami a zajęciami indywidualnymi z dziećmi. – Gówno, a nie topnienie lodowców – marudziła do słuchawki, tupiąc jednocześnie zmarzniętymi nogami o chodnik.
– W ogóle przestaję w to wierzyć.
– Bzdury gadasz – odpowiedział Jacek zirytowanym głosem.
– Doskonale wiesz, że nawet kilkutygodniowy epizod z ostrą zimą w naszej szerokości geograficznej nie wpłynie na zmianę ogólnej tendencji w przyrodzie.
– Dobra, przestań, proszę – jęknęła i mocniej zaciągnęła się papierosem.
– Słuchaj, możemy umówić się tak, że przyjedziesz po mnie dopiero, gdy się wyrobisz? Mnie się nie spieszy.
– Chcesz siedzieć bez sensu w pracy i czekać? Masz coś do czytania?
– Nie bez sensu. Coś tam do czytania mam, ale pójdę do Maćka.
– Kto to jest Maciek? – spytał Jacek podejrzliwym, nieco agresywnym tonem.
– Jak to kto? Jeden z moich pierwszych uczniów z domu dziecka. Ma nawrót. Mówiłam ci przecież.
– A, ten. Pamiętam. Znowu będziesz płakać po nocach?
– Jacek, proszę cię… – mruknęła, zdeptując niedopałek i natychmiast wygrzebując kolejnego L&M-a z opakowania.
– No dobrze, postaram się zdążyć przed osiemnastą.
– Nie spiesz się. Przyjedź, kiedy skończysz robotę. Pa.
Zapaliła z trudem, bo palce jej zgrabiały od trzymania telefonu. Założyła rękawiczki i zaczęła skakać, intensywnie wymachując rękami, żeby się trochę rozgrzać. Papieros zwisał jej smętnie z ust. Zima miała swoje zalety, zakrywała cały brud i szarość, chowała ubóstwo. Wszystko skrzyło się jednolitą czystą bielą. Nawet stare rozklekotane chałupy i zwykłe blokowiska wyglądały ładniej ubrane w śnieg, szron i szadź. Przynajmniej w oczach Ady.
– Jeśli cię dzieci przyfilują z okien przy tej gimnastyce, to twój nauczycielski autorytet runie z hukiem i rozbije się o szpitalny podjazd.
– Usłyszała nagle tuż za plecami i o mało nie wywinęła orła, odwracając się gwałtownie na oblodzonym chodniku. Prawa noga odjechała jej do przodu. Dziewczyna spróbowała złapać równowagę, nerwowo szukając podparcia lewą, co przybrało formę energicznego tańca z zamaszystym przytupem. Wykonała rękami kilka nieskoordynowanych młynków w powietrzu, zgubiła
gdzieś L&M-a, który wyślizgnął jej się spomiędzy warg i został zmiażdżony obcasami, aż wreszcie runęła do tyłu. Niewątpliwie grzmotnęłaby o ziemię mało szlachetną częścią swojej osoby, obijając boleśnie kość ogonową, gdyby nie fakt, że Bartek złapał ją w pasie i ustawił do pionu.
– Zrobiłeś to celowo? – burknęła, wyrywając mu się natychmiast
i grzebiąc po kieszeniach w poszukiwaniu kolejnego papierosa.
– Jasne. Od kilku tygodni celowo gromadzę przy wejściu śnieg i lód w nadziei, że się poślizgniesz. Ten zimny front znad Syberii też ja sprowadziłem – odparł niezrażony jej naburmuszonym spojrzeniem.
– Pajac – rzuciła, wydmuchując mu prosto w twarz kłęby dymu.
Nie dał się sprowokować. Pomachał dłonią przed nosem, żeby
oczyścić powietrze, i zaatakował:
– Naprawdę tak lubisz te wszystkie substancje smoliste, tlenki
węgla, chlorki winylu, amoniaki?
– A ty co? Minister zdrowia? – odgryzła się, ruszając ostrożnym krokiem wzdłuż chodnika prowadzącego dookoła budynku szpitala.
Bartek natychmiast podążył za nią, nie przerywając pogawędki.
– Nie, skąd. Pomocnik grabarza. Szukam potencjalnych klientów. Postanowiłem cię pozachęcać. Taka akwizycja. Pal dalej.
– Ha, ha, ha. Powinieneś dorabiać w kabarecie.
– Dorabiałem, ale pomidory słabo spierają się z koszul – mruknął i uśmiechnął się krzywo, wpychając dłonie do kieszeni kurtki. Próbowała ukryć rozbawienie, żeby sobie nie myślał, że podoba jej się ta rozmowa. A jednak. Miał skubany poczucie humoru i nic nie dało się na to poradzić. Mogła sobie dowolnie wmawiać, że to buc. Z prawdą miało to niewiele wspólnego.
– Tylko po to narażasz się na odmrożenia, żeby mi to oznajmić?
– Wyszedłem, żeby się poprzyglądać, jak z zapałem rujnujesz sobie zdrowie.
– To nie twoja sprawa – wypaliła, łypiąc na niego wściekłym
wzrokiem, bo wreszcie zdołał ją wkurzyć na dobre.
– Oczywiście, że nie moja. Gdybyś nie zaczęła tych ludowych
tańców, w ogóle bym się nie odzywał.
– Stałbyś bez słowa jak słup?
– Być może. W takiej roli najbardziej ci odpowiadam – odparł, po czym sięgnął do kieszeni dżinsów i wygrzebał dzwoniący telefon.
Ada przyglądała się Bartkowi w milczeniu. Na twarz wypłynął mu szeroki uśmiech skierowany do kogoś, kto się do niego dobijał. Odebrał natychmiast, chętnie i bez zbędnej irytacji, chociaż treść rozmowy znała, bo słyszała ją już kilkakrotnie, za każdym razem niemal identyczną, zawsze tak samo ciepłą i przyjazną.
– Pamiętam, oczywiście, „Dziennik Łódzki”, garść orzechów i pół chleba. Będę po południu, jak zwykle. Do zobaczenia.
– Intrygujące – wyrwało jej się, zanim zdążyła się pohamować.
– Doprawdy? – bąknął z kpiną, a ona poczuła, że się czerwieni i ma ogromną ochotę z całej siły kopnąć go w kostkę. – Powiesz mi coś o tym Maćku, do którego chodzisz? – dodał nagle, zmieniając ton.
– To też nie twoja sprawa – skorzystała z okazji, żeby się odgryźć.
– Okej, zapytam Marudę.
Odwrócił się na pięcie i pomaszerował w stronę wejścia do budynku.
W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Cytrusowy gaj. Nową powieść Katarzyny Kieleckiej kupicie w popularnych księgarniach internetowych: