Miniony 2012 rok w fantastyce, która ukazała się na polskim rynku, podsumowuje Damian Kopeć, recenzent od lat współpracujący z serwisem Granice.pl
Przeczytaj również:
- Książki roku 2012 według Justyny Gul
- Lektury pełne emocji. Najlepsze książki 2012 roku według Izabeli Raduckiej
- Najlepsze książki dla młodych czytelników 2012 roku według Magdaleny Galiczek
- Najlepsze książki non-fiction 2012 według Beaty Bednarz
- Wiara czyni cuda. Najlepsze książki katolickie 2012 roku według Danuty Szelejewskiej
Finał w wielkim stylu
Chyba najbardziej oczekiwaną ostatnio książką na naszym rynku była dla wielu wielbicieli fantastyki ostatnia, czwarta już część cyklu Pan Lodowego Ogrodu. Rozpoczął się on w 2005 roku, tak więc w 2012 minęło już siedem lat od tego historycznego momentu. To szmat czasu. Czy warto było czekać na opóźniające się zakończenie cyklu? Sądzę, że tak. Lektura grubego czwartego tomu sprawiła mi dużą przyjemność. Książka zawiera w sobie wszystko to, za co lubimy jej autora, Jarosława Grzędowicza. Jest więc ciekawa fabuła, świetnie wykreowane postaci, dobrze stopniowane napięcie, równowaga między dynamiczną akcją a opisami. Jest humor, są gry słowne i nieprzemijająca przyjemność czytania. Znowu możemy zanurzyć się w atmosferę niesamowitej planety Midgaard, w której magia zmienia świat i ludzi. Znowu możemy towarzyszyć Vuko Drakkainenowi, realizującemu bardzo tajną misję czy szybko dojrzewającemu młodemu księciu Tygrysiego Tronu. Możemy cieszyć się przygodami bohaterów, wsłuchiwać się w stawiane przez nich pytania. Koniec cyklu nie rozczarowuje, a typowe dla Vuko "mrugnięcie okiem" osładza gorycz doczytywania ostatnich stron.
Dobrego pisarza poznajemy nie tyle po tym, jak zaczyna, ale po tym, jak kończy. Jarosław Grzędowicz zakończył swój cykl w wielkim stylu. Warto również zauważyć, że w mijającym roku po raz kolejny wznowiono poprzednie tomy Pana Lodowego Ogrodu w wyjątkowo mi osobiście odpowiadającej oprawie zintegrowanej.
Fantastyczne opowiadania
Kolejną książką, która nie była może wielkim zaskoczeniem, ale okazała się przyjemną, wywołującą emocje lekturą jest Czerwona Mgła Tomasza Kołodziejczaka. Większość zawartych w tym tomie opowiadań było już wcześniej publikowanych. Nowością jest opowiadanie tytułowe. Ci, którzy lubią uniwersum Czarnego Horyzontu, powinni być usatysfakcjonowani. Kajetan Kłobudzki, królewski geograf w służbie hetmańskiej, przemierza zachodnie i wschodnie rubieże Rzeczypospolitej przyszłości, badając, walcząc i rozwiązując zagadki. W opowiadaniach Kołodziejczaka, podobnie jak u Grzędowicza, pojawia się i działa magia. Nie jest ona jednak czymś ezoterycznym, paranormalnym, jest raczej formą odmiennej fizyki. Równoległe światy, zwane Planami, wskutek niejasnych zdarzeń zaczynają przenikać do rzeczywistości ziemskiej. Obce istoty, kierujące się niezrozumiałą dla nas motywacją i logiką, próbują unicestwić ludzkość, uczynić z ludzi niewolników, przejąć ziemie. Karmią się bólem, cierpieniem, lękami. Ludziom pozostaje tylko uległość bądź walka na śmierć i życie. Taka, jaką prowadzi Kłobudzki.
Proza Kołodziejczaka z niezwykłą łatwością przenosi nas w wymyślony przez niego świat. Tak namacalny i plastycznie odmalowany, że bez trudu wyobrażalny i nieomal fizycznie odczuwalny. Książka jest pełna emocji, zachwyca atmosferą, fascynującymi postaciami, wielowarstwowością. Zgrabnym połączeniem niebanalnej rozrywki z poważniejszymi przemyśleniami. Czerwona Mgła działa na wyobraźnię, jest lekturą ożywczą, poruszającą serce i umysł.
Wizje dla dojrzałych
Do dwójki wymienionych już polskich autorów dołączyć warto jeszcze jednego: Marka S. Huberatha. Jego najnowsza powieść Portal zdobiony posągami nie należy do książek łatwych w lekturze, z łatwością i szybkością osiąganą na naszych sławetnych autostradach trafiających na półki z napisem bestseller. Po pierwsze: jest raczej gruba jak na współczesne standardy. Po drugie: jest prozą bardzo osobistą, wędrówką po świecie egzystencjalnych niepokojów pisarza. Stanowi formę zmagania się wrażliwości konkretnego człowieka z pytaniami o sens życia i śmierci, cierpienia, miłości, przebaczenia. Takie utwory albo się instynktownie "czuje", niejako odbierając na podobnych jak ich twórca falach, albo też wydają się nam one czymś dziwacznym i mało zrozumiałym. Portal zdobiony posągami jest ciekawym zanurzeniem w eschatologię, rozmyślaniem nad Sądem Ostatecznym, nad sensem życia człowieka i tym, co na niego czeka po śmierci. Nad rzeczywistością, tym, czym ona jest, co w niej może być prawdziwe, a co - złudne. To wariacje na temat piękna, w tym piękna idealnego, na tematy odkupienia win, oczyszczenia. To proza dojrzała, skierowana do bardziej doświadczonych czytelników, którzy lubią powieści refleksyjne, a nie tylko tętniące dynamiczną, porywającą akcją. Porywa nas ona mnogością szczegółów, siłą autorskiej wyobraźni, plastycznością opisów, a nawet wspomnianą już obsesyjnością wybranych tematów, słów, wizji.
Science-fiction dla młodzieży
Polska proza fantastyczna ma się całkiem nieźle. Mijający rok był dla niej udany, a dobrych książek, wartych uwagi było znacznie więcej. Proza zagraniczna też nie zawiodła czytelników. Mnogość tytułów, dopracowane wydania, ładne okładki, rozmaitość poruszanej tematyki - było (jest) z czego wybierać.
Warto zwrócić szczególną uwagę na trylogię Kroniki awatarów, skierowaną głównie do młodzieży. Składają się na nią powieści Epic, Saga i Edda. Cykl został dostrzeżony za granicą, zdobywając wartościowe nagrody, w Polsce odniósł trochę mniej spektakularny sukces. To kolejna wizja przyszłości, obraz cywilizacji, w której obowiązuje stanowczy zakaz stosowania jakiejkolwiek przemocy. Konflikty między ludźmi rozwiązywane są za pomocą wyrafinowanej gry komputerowej. Za pozorami ładu, sprawiedliwości, zadowolenia i powszechnej szczęśliwości kryje się złożony system nierówności społecznej, manipulacji, wyzysku. Cykl jest ciekawie napisany, każdy tom pozwala śledzić w różny sposób zazębiające się wydarzenia, obserwowane z innego punktu widzenia. Bogactwo postaci, świetny pomysł z grą komputerową i osobowościami wirtualnymi, ciekawe refleksje, opakowane w atrakcyjną dla młodego czytelnika treść i formę - to tylko wybrane składniki dobrej prozy fantastycznej dla młodzieży. Im dalej zagłębiamy się w te opowieści, tym jest ciekawiej, bardziej intrygująco.
Legendarna dystopia
Również do młodych czytelników, choć tych trochę starszych, dojrzalszych i przygotowanych na bardziej złożony tekst, bardziej wyrafinowany język i niełatwą problematykę, skierowana jest powieść Legenda. Rebeliant, pierwszy tom cyklu amerykańskiej pisarki Marie Lu. To bardzo wyrazista, plastyczna dystopijna wizja przyszłości z tak modnego ostatnio gatunku fantastyki (inne przykłady tego typu prozy to Igrzyska śmierci Suzanne Collins, Gone Michaela Granta czy Więzień Labiryntu Jamesa Dashnera). Mamy zatem świat w totalnej rozsypce, wojny, totalitaryzmy, brud, smród, nędzę i ubóstwo. Walkę o byt i upadek więzi społecznych, kastowość i rządy siły. Świat jest niszczony kataklizmami i konfliktami zbrojnymi, epidemiami i powszechną degradacją środowiska. Od wewnątrz ludzie niszczeni są nienawiścią, ideologią totalitarną, podziałem na kasty, pogardą dla słabych, chorych, obdarzonych „złymi genami”. W tym świecie ludzie biedni i słabi są przeznaczeni do „wykorzystania” przez elity. Ważniejsze jednak niż opis owej ponurej przyszłości wydaje się w Rebeliancie śledzenie losów głównych bohaterów, June i Daya, poznawanie ich świata wewnętrznego, przemyśleń i stopniowej przemiany. Obserwowanie ich dojrzewania, odczuwanie ich emocji, wnikanie w motywacje. Na to właśnie położyła szczególny nacisk Marie Lu. Autorka świetnie poradziła sobie z ukazaniem złożonych osobowości młodych, wchodzących szybko w dorosłość ludzi. Książka napisana jest na tyle dobrze, że i osoba dorosła może ją czytać z przyjemnością. Ta dojrzała proza porusza poważne problemy, wzrusza, zachęca do przemyśleń. To wizja spójna, przemyślana, umożliwiająca czytelnikowi identyfikowanie się z niebanalnymi bohaterami.
Opowieści niesamowite
Dużą przyjemność sprawił mi podczas lektury zbiór Opowieści praskie Tomasza Bochińskiego, opublikowany przez niewielkie wydawnictwo Almaz. To nie zestaw klasycznych opowiadań s-f, raczej "opowieści niesamowite" z gatunku urban fantasy z elementami urban horroru. Świetnie napisane, fabularnie intrygujące. I choć mogące funkcjonować samodzielnie, to tworzące razem pewną przemyślaną całość. Dziewięć splecionych ze sobą, uzupełniających się historii rozgrywających się w Warszawie, na Pradze. W Warszawie?! Tak, w magicznej Warszawie. Bochiński zabiera nas na Pragę. Dzielnicę, w której jeszcze grasują duchy przeszłości, w której stare, zaniedbane budynki, margines społeczny, bieda, specyficzna kultura przetrwały wiele lat, ulegając przemianom w mocno zwolnionym tempie.
Opowieści praskie to teksty, w których historia splata się ze współczesnymi czasami, realizm miesza się z fantazją, rzeczywistość z nierealnym. Czas miniony stale daje o sobie znać, historia, zwłaszcza ta z okresu II wojny światowej nie pozwala o sobie zapomnieć. Na kartach zbioru odżywają mieszkańcy zanikającej już Starej Pragi. Niknący w oparach taniego alkoholu, w bramach atakujących ostrymi, mało przyjemnymi zapachami, w półmrokach starych, nieremontowanych od lat kamienic. Odżywa miejscowa gwara, wzmocniona wulgaryzmami dominującymi we współczesnej kulturze. Bohaterowie są niezwykle barwni, wyraziści, mocno „wgryzający się” w pamięć.
Urzekła mnie poetyka opowieści Bochińskiego. Urzekła nostalgia, którą przepełnione są kolejne strony książki. Zaintrygowała przemyślana fabuła, suspens, gwara i specyficzny humor zawarty w wypowiedziach i przemyśleniach bohaterów.
Klasyczna science-fiction
To samo wydawnictwo opublikowało już pod sam koniec roku drugi tom cyklu Prawdopodobieństwo Nancy Kress. Chodzi o powieść Gwiazda prawdopodobieństwa. To klasyczna proza science-fiction, z silnym naukowym umocowaniem. Jakże szokująca w porównaniu z dominującym dziś nurtem fantasy, w którym wszystko zdarzyć się może, a prawa fizyki uzupełniają luźne „prawa magiczne”. Mnie jednak bardziej niż naukowe hipotezy i dywagacje pojawiające się na stronach powieści zafascynowały w tej książce skomplikowane postaci i relacje między nimi. Obserwowanie nieustannego ścierania się odmiennych osobowości, różnych ras i odmiennych kultur jest niezwykle intrygujące. Żeby cokolwiek osiągnąć, ludzie muszą umieć się porozumieć między sobą, a to nie jest łatwe. Poczucie wyższości, poczucie niższości, potrzeba udowadniania sobie i innym własnej wartości, wybitny intelekt i słabo rozwinięta inteligencja emocjonalna - rzadko możemy czytać tak psychologicznie ciekawą prozę fantastyczną z dobrze do tego skonstruowaną fabułą.
Nie tylko fantastyka
Oprócz wymienionych wyżej, nie tyle może najlepszych, co z różnych względów szczególnie interesujących książek fantastycznych warto jeszcze zwrócić uwagę czytelników na trzy pozycje odmienne gatunkowo: Operację Seegrund autorstwa duetu Michaela Kobr i Volker Klüpfel, Miasteczko Niceville Carstena Strouda oraz cały cykl powieści o Stephanie Plum.
Komisarz-fajtłapa
Wydane w 2011 roku Szczodre Gody pozwoliły nam poznać odnoszącą sukces na rynku niemieckim postać pozornie fajtłapowatego komisarza Kluftingera. Po ich lekturze zostałem jego wielbicielem. W książkach Kobra i Klüpfela to nie jeden wybrany wątek jest sednem niezwykle zabawnych opowieści kryminalnych. Ważna jest tu raczej sama rozbudowana, ciągnąca się niespiesznie opowieść. Ważne są niesamowite przypadki sympatycznego komisarza, doskonałe dialogi, rewelacyjne scenki rodzajowe. Ważny jest błyskotliwy humor, towarzyszący nam na kartach książki, który nie opuszcza nas nawet na chwilę. To właśnie za to poczucie humoru, świetnie naszkicowane sylwetki postaci charakterystycznych cenieni są autorzy przygód Kluftingera. W Operacji Seegrund dobrą zabawę stanowią liczne sytuacje związane z językiem, w tym wypowiedzi Lodenchachera, przełożonego komisarza Kluftingera, wyrażane zabawną gwarą bawarską teksty, jako żywo przypominające lekko zmodyfikowaną gwarę śląską. Feeria pomysłów autorów książki wydaje się zresztą nie mieć końca. Prawie każdą sytuację w cudowny sposób zamieniają oni w humorystyczną scenkę. Przy okazji bez złośliwości, z życzliwością pokazują stereotypy funkcjonujące w niemieckiej wersji społeczeństwa multikulturowego.
Twin Peaks 2?
Miasteczko Niceville to nie książka wybitna, ale pozycja, której pewne elementy są warte wyróżnienia. To historia wielowątkowa w której wszystkie wątki okazują się ze sobą powiązane osobami lub wydarzeniami. Wydarzenia mają miejsce w małym prowincjonalnym miasteczku o jakże znaczącej nazwie Niceville. Znamy coś podobnego?! Oczywiście, na myśl przychodzi chociażby Miasteczko Twin Peaks Davida Lyncha. Tym razem jest mniej mrocznie i nadnaturalnie, bardziej kryminalnie, prześmiewczo, ironicznie. Wątek oparty o elementy horroru nie jest zbytnio udany, ale wątek kryminalny w pełni spełnia nawet wygórowane oczekiwania.
Stroud pisze świetnie, barwnie, niesztampowo, niepokojąco. Niektóre dialogi to prawdziwy majstersztyk. Swobodnie żongluje ironią, czasami zmieszaną z solidną dawką sarkazmu. Co ciekawe, większość postaci pojawiających się na łamach powieści nie budzi sympatii. Wydaje się, że tak właśnie ma być. Mają to być cyniczni, wyprani z empatii, ukrywający swoje prawdziwe "ja" ludzie, za wszelką cenę zaspokajający wymyślne potrzeby. Stroud ciągle ironizuje i ostrzem - wszak to także horror - humoru chlasta niemiłosiernie wszystko, co tylko może. Tak naprawdę to trudno się bać w trakcie lektury, za to wyjątkowo łatwo można wsiąknąć w niesamowitą atmosferę książki. Powieść ma na ogół doskonale wykreowaną atmosferę napięcia i tajemnicy. Poza wątkiem paranormalnym jest przemyślana, świetnie napisana, literacko dopracowana
Stefa Śliweczka
Cykl powieści o Stephanie Plum co kilka miesięcy powiększa się o kolejny tom. Stefa Śliweczka kroczy przed siebie z wielkim zapałem, z soczystą ironią i zadziwiającym spokojem rozwiązując kolejne skomplikowane kryminalne sprawy. Powoli, acz raczej tylko z chwilowymi sukcesami, próbuje też rozwiązać najpilniejsze sprawy sercowe. W każdej książce o przygodach młodej łowczyni nagród spotykamy galerię niezwykłych postaci, dziwaków i dziwolągów, którzy - co dziwne - często budzą naszą sympatię. Stephanie jest narratorką, która relacjonuje nam przebieg wydarzeń. Subiektywną, posługującą się ciętym, barwnym i giętkim językiem. W roli głównego bohatera mamy zatem postać samodzielną, ironiczną, czasami złośliwą, samokrytyczną, obdarzoną językiem ostrym jak przysłowiowa żyletka Polsilver i delikatnym jak pilniczek do paznokci. Postać trochę odrealnioną, dla której kłopoty to specjalność, a ostre słowa to pędzel do opisywania złożoności świata i własnej głębi. Postać, która idzie przed siebie z uporem, czasami dając się wykorzystywać, pozbywając się jednak stopniowo naiwności jak larwa otaczającego ją kokonu.
Przeczytaj również:
- Książki roku 2012 według Justyny Gul
- Lektury pełne emocji. Najlepsze książki 2012 roku według Izabeli Raduckiej
- Najlepsze książki dla młodych czytelników 2012 roku według Magdaleny Galiczek
- Najlepsze książki non-fiction 2012 według Beaty Bednarz
- Wiara czyni cuda. Najlepsze książki katolickie 2012 roku według Danuty Szelejewskiej