Polska Sekcja IBBY po raz kolejny przyznała wczoraj swoje nagrody autorom i ilustratorom najlepszych książek dla dzieci. By rzec szczerze: werdykt jury literackiego okazał się bardzo przewidywalny - podsumowuje Sławomir Krempa, redaktor naczelny wortalu Granice.pl, autor blogu http://www.nobooks.pl - Zacznijmy jednak od cytatu z protokołu obrad:
Nagrodę literacką Książka Roku 2009 otrzymali:
1. Andrzej Maleszka za książkę dla dzieci Magiczne drzewo. Czerwone krzesło (Znak)
2. Ewa Nowak za książkę dla młodzieży Bardzo biała wrona (Egmont)
Nagrodę dla ilustratorów Książka Roku 2009 otrzymali:
1. Paweł Pawlak za ilustracje i projekt graficzny książki Podręczny NIEporadnik. Do czego nie służy młotek z tekstem Wojciecha Widłaka (Czerwony Konik)
2. Elżbieta Wasiuczyńska za książkę autorską Mój pierwszy alfabet w opracowaniu graficznym Doroty Nowackiej (LektorKlett)
Wyróżnienia literackie Książka Roku 2009 otrzymali:
1. Zofia Beszczyńska za książkę Lusterko z Futra (Media Rodzina)
2. Grzegorz Gortat za książkę Szczury i wilki (Nasza Księgarnia)
3. Jacek Podsiadło za książkę Czerwona kartka dla Sprężyny (Nasza Księgarnia)
4. Małgorzata Strzałkowska za książkę Zielony i Nikt (Bajka)
Wyróżnienia dla ilustratorów Książka Roku 2009 otrzymali:
1. Ignacy Czwartos za ilustracje do książki Lądowanie rinowirusów. Przeziębienie Wojciecha Feleszki (Hokus-Pokus)
2. Monika Hanulak za opracowanie graficzne książki Debata filozoficzna Królika z Dudkiem o Sprawiedliwości Leszka Kołakowskiego (Muchomor)
3. Marta Ignerska za ilustracje do książki Babcia robi na drutach Uri Orleva (Wytwórnia)
4. Ewa Kozyra-Pawlak i Paweł Pawlak za Mój pierwszy atlas świata z tekstami Marii Deskur (LektorKlett)
5. Aleksandra Woldańska za ilustracje do książki Mrówka wychodzi za mąż z tekstem Przemysława Wechterowicza (Czerwony Konik)
Ewa Nowak – między terapią a profilaktyką, czyli mądry, dyskretny dydaktyzm
Ewa Nowak to – jeśli chodzi o książkę dla młodego czytelnika – polski gigant. Trudno mi powiedzieć, na ile jej książki podobają się docelowej grupie czytelników, natomiast jestem pewien, że każdy, kto choć odrobinę zna się na literaturze, dostrzeże sprawność jej warsztatu, doceni, że autorka ta usiłuje podejmować tematy niełatwe – tu dowiadujemy się bardzo wiele o toksycznych związkach – i w dodatku czyni to bardzo wnikliwie. Oczywiście, wyczulone oko krytyka od razu wyczuwa, że fabuła wielu spośród jej książek podporządkowanych jest dydaktycznej wymowie, że dydaktyzm właśnie odgrywa tu rolę niepoślednią, jednak całość ujęta jest zgrabnie i lekko. „Bardzo biała wrona” to w pewnym sensie proza terapeutyczna, a poniekąd i „profilaktyczna”.
Andrzej Maleszka – mistrz filmu dla młodych widzów
Maleszka również specjalizuje się w twórczości dla dzieci i młodzieży, jednak to przede wszystkim filmowiec. Stworzony przez niego serial „Magiczne drzewo” doceniony został na całym świecie i – po fakcie – w Polsce. Po jego sukcesie było oczywistym, że pojawi się wersja filmowa. Tak też się stało. Wiele książek popularność zyskuje dzięki ekranizacjom, niezależnie – a nawet wbrew – ich artystycznej wartości. Na szczęście w przypadku „Czerwonego krzesła” Andrzeja Maleszki, pierwszego tomu z cyklu, rzecz ma się zupełnie inaczej. To bowiem znakomita książka – mądra, ciepła, miejscami bardzo zabawna, ale za to pozbawiona nachalnego dydaktyzmu. To rzeczywiście opowieść o sprawach w życiu najważniejszych.
Parę słów o fabule
Zdarzyło się, że burza powaliła ogromny dąb – drzewo o cudownych, magicznych właściwościach. Z jego drewna wytworzono potem wiele przedmiotów, z których każdy zachował magiczne właściwości. Jest wśród nich i czerwone krzesło. Trafia ono do rodziny Filipa, Tośki i Kukiego, których ojciec i matka właśnie stracili pracę w orkiestrze. Choć sytuacja finansowa nie jest zbyt wesoła, jednego dzieciom nie brakuje: miłości. Cóż, kiedy pochopnie wypowiedziane życzenie zmienia wszystko. Rodzicom nagle zaczyna zależeć na pieniądzach i decydują się opuścić swe dzieci, pozostawiając je na rok pod opieką niezbyt sympatycznej, a za to potwornie skąpej ciotki. Zanim dzieciom uda się przywrócić normalność, przeżyją wiele niesamowitych przygód i będą musiały wydostać się z potwornych tarapatów. Nauczą się – a wraz z nimi uczyć się będą także najmłodsi czytelnicy tej książki – bardzo, bardzo wiele.
Kilka zgranych kart…
Wypada w tym miejscu rzec, że wiele jest w tej książce elementów dość już ogranych. Dzieci, które muszą błyskawicznie dojrzeć, aby odzyskać rodziców, magiczne przedmioty spełniające życzenia czy pragnienia, które spełniają się w sposób nie całkiem zgodny z naszymi intencjami – wszystko to znamy przecież z innych powieści dla dzieci czy młodzieży. Jest i dorosły, który – stając się dzieckiem – odkrywa świat na nowo i ponownie potrafi się nim cieszyć.
…i ciekawe polączenie
A jednak Andrzejowi Maleszce udało się elementy te połączyć w taki sposób, że jego książka nie nuży. Że nie mamy wrażenia, jakbyśmy czytali książkę podobną do tysiąca innych, w gruncie rzeczy banalną i nieciekawą. Wręcz przeciwnie – ciepło i pogoda ducha bijące z powieści Maleszki ujmują nas od pierwszych stron, każąc zapomnieć o rozwiązaniach miejscami niezbyt błyskotliwych.
Nie można nic zarzucić literackiemu warsztatowi autora. Maleszka wprawdzie pisze w sposób dość przystępny, językiem dostosowanym do możliwości percepcyjnych najmłodszych czytelników. W swą opowieść wplata nieco rubasznego humoru, który przecież w przypadku dzieci doskonale się sprawdza, do starszych czytelników kierując nieco bardziej subtelne, ironiczne żarty.
Ważne jest to, że Maleszka nie stara się tu nikogo potępić. „Każdy może się zmienić” – wydaje się twierdzić autor. Ciotka pod wpływem wspólnie z dziećmi odbytej podróży zmienia się diametralnie. Nawet przestępcy ostatecznie dojrzewają do odkrycia własnych błędów i przewin. Owszem, nieco to naiwne, ale w końcu potępiać wypada czyny, nie ludzi. Do tej zasady Maleszka stosuje się konsekwentnie.
Ciepło, ale i z dreszczykiem
I choć opowieść to ciepła, nie brakuje w niej elementów emocjonujących. Na dzieci niebezpieczeństwa i pułapki czyhają na każdym krokiem – z jednej strony zgotowane przez ludzi pragnących wejść w posiadanie cudownego krzesła, z drugiej zaś – będących efektem życzeń wypowiedzianych w sposób nieprecyzyjny.
Pieniądze szczęścia nie dają…
Podejmuje też Maleszka w swej książce zupełnie inny problem – a mianowicie – kwestię posiadania, dóbr materialnych. Pieniądze mogą wprawdzie ułatwić życie, ale szczęście możliwe jest również bez nich. Kariera czy bogactwo nie zastąpią prawdziwej rodziny – podkreśla autor, czyniąc to równocześnie na tyle delikatnie, by nie zrazić młodych czytelników przesadnie wyeksponowanym dydaktyzmem.
…ale zachodnie nagrody – owszem
Jest więc w tej opowieści wszystko co potrzeba. Znajdziemy tu i dramatyczne wydarzenia, i nieco poczucia humoru, ale też naprawdę mądre przesłanie. Zastanawiam się tylko – przede wszystkim biorąc pod uwagę, z jak mocno zgranych elementów Maleszka ułożył swoje puzzle – czy rzeczywiście książka to na tyle dobra, by przyznawać jej nagrodę główną w konkursie IBBY – czy nie jest to nagroda za „całokształt twórczości”, nie zaś za to właśnie literackie dziełko?
„Szczury i wilki” – thriller o Holocauście?
O wiele bardziej cieszy mnie wyróżnienie w konkursie książki bardzo mi bliskiej, bowiem wortal Granice.pl sprawował nad nią patronat. By być całkowicie szczerym – na początku kompletnie nie byłem przekonany do tej pozycji, nie mogłem się zabrać za jej lekturę i w końcu o książce pisałem już po jej premierze. Z każdą stroną moje zaskoczenie rosło, z każdą stroną absorbowała mnie ta lektura coraz bardziej i gdy w końcu mogłem odłożyć książkę, pewien byłem, że w taki właśnie sposób należy pisać do młodzieży. Nie odniosły jednak „Szczury i wilki” spektakularnego sukcesu komercyjnego – a przykro mi z tego powodu niezmiernie.
„Skrojona dla młodzieży”
„Szczury i wilki” to bowiem znakomita powieść o Holocauście, napisana językiem zrozumiałym, przystępnym i interesującym dla współczesnego czytelnika. Czyta się ją jak thriller, z ogromnym zainteresowaniem śledząc losy bohaterów, nie zaś jak dawne reportaże i niedzisiejsze powieści, którymi raczona jest młodzież w szkołach.
Współczesność i historia
Piętnastoletni Henryk to „prawdziwy Polak” z krwi i kości. Kult ciała, wiara w istnienie „rasy panów”, pragnienie pozbycia się z kraju Żydów, którzy odpowiedzialni są za całe zło tego świata – takie są jego idee przewodnie. Dla neonazistowskiej organizacji, do której należy, gotów jest na wszystko.
Kilka chwil z życia Henryka we współczesnej Polsce boleśnie zderza się z tragedią Holocaustu. Jego poglądy boleśnie przywodzą na myśl sytuacje, jakie miały miejsce w Auschwitz. Nieludzkie traktowanie więźniów, wmawianie im, że czekają na kąpiel, gdy tak naprawdę stoją w kolejce po nieludzką śmierć, zabijanie nowonarodzonych dzieci – to obrazy, jakie śledzić będziemy w dalszej części książki. Z zapartym tchem patrzymy na życie Sujkowskiego, Rajka, Ślązaka Jachimka, ze zgrozą obserwujemy zachowanie Niemców – Grohmana, Mengelego, Klescher i „krwawej” Mandel, na każdym kroku zaskakuje nas owczarek niemiecki, który otrzymał imię Mensch…
Bohaterowie z krwi i kości
Parada wspaniale zarysowanych postaci – to z pewnością siła powieści Gortata. Ludzi z krwi i kości, z których każdy posiada własną historię, przeszłość, motywację… Ludzi, spośród których każdy jest zupełnie inny, a nie stanowi kalki ze wzorca postaci więźnia. Gortat znakomicie bawi się językiem, starając się odzwierciedlić język każdego z nich. I nie sprowadza się ten zabieg wyłącznie do kaleczenia polszczyzny przez Niemców czy prób stosowania gwary śląskiej (zresztą – całkiem udanych) w przypadku wypowiedzi Jachimka.
Thriller i… trudne pytania?
Napięcie. To nie opada ani na sekundę. Gortat pisze o Holocauście jakby tworzył świetny thriller. Akcja toczy się bardzo szybko, a krótkie chwile przerwy jedynie potęgują niepokój. Co stanie się za chwilę? Kto zginie, kto przeżyje?
Jednak Gortat nie ogranicza się wyłącznie do budowania napięcia. Obok tych pytań zastanawia się także, jak to wszystko mogło się stać? I czy w obozie koncentracyjnym w ogóle możliwa jest miłość? Gortat pyta o sprawy fundamentalne, unikając jednak taniego dydaktyzmu. Nie trzeba mówić: „Faszyzm był złem!” Wystarczy zderzyć idee z konsekwencjami ich wprowadzenia w życie. Zabieg ten wywiera o wiele większe wrażenie.
Tylko nie klasyka
Warto podkreślić: nie ma w tej książce zbyt wiele nowego. Każdy dorosły człowiek, każdy człowiek w Polsce ma chyba świadomość tego, czym był faszyzm oraz jak wyglądała Polska w okresie II wojny światowej. Historie, które na nowo opowiada Gortat, znamy już choćby z lektur szkolnych: z „Medalionów” Nałkowskiej, z opowiadań Borowskiego, znamy więc z literatury obozowej, znamy z dzieł wielkich – jak pisane i uzupełniane już od kilkudziesięciu lat „Głosy” Bohdana Urbankowskiego. Problem w tym, że lektury większości czytelników nie kojarzą się zbyt dobrze, a nawet najlepsze wiersze nie odpowiadają każdemu. Młodzi czytelnicy potrzebują dziś innego języka, innego stylu, innego sposobu opowiadania. Mamy więc „Złodziejkę książek” – literaturę piękną dla nieco młodszych czytelników i quasi-thriller dla nastolatków: „Szczury i wilki” Grzegorza Gortata. Książki te są tak znakomite i ważne właśnie dlatego, że doskonale odpowiadają na potrzeby współczesności.
Pokrótce o ilustratorach
Bez bicia się przyznaję – nie jestem specjalistą jeśli chodzi o sztuki plastyczne czy po prostu ilustracje. Owszem, rozsmakowuję się w pięknie wydanych książkach, uwielbiam Egmontową serię „Mistrzowie ilustracji” w przypadku komiksów, ale w tej materii jestem raczej ignorantem. Dlatego napiszę tylko, że „Podręczny nieporadnik Profesora Kurzawki i Adiunkta Kwasa” zauroczył mnie cudownie lekkim absurdem od pierwszych kartek, a w równym stopniu zachwyca w nim słowo, co tekst. Cudowny koncept, wspaniała realizacja – brawa dla autorów. Z kolei „Mój pierwszy alfabet” – choć realizuje konwencję mocno ograną – to po prostu rękodzieło, cacko, perełka! Brawa dla autorki! I brawa dla jurorów, którzy, moim zdaniem, dokonali tu wyboru najlepszego z możliwych.