Wyprawa po klucz to debiutancka powieść Małgorzaty Borkowskiej. Jej Bohaterem jest nastoletni chłopiec, Paweł, który nie spodziewa się, że zwyczajny wyjazd do babci okaże się początkiem niezwykłej przygody. Książka skierowana jest do młodzieży oraz dorosłych. Posiada baśniową fabułę, i jest intrygującą opowieścią o dojrzewaniu, przygodzie, przyjaźni. Warto się o tym przekonać. Warto sięgnąć po powieść Małgorzaty Borkowskiej. Dziś publikujemy jej premierowy fragment:
Rozdział dwudziesty drugi
POWIETRZNE SPOTKANIE
Nikt z nich nie miał już wątpliwości, że wprost nad nimi, wysoko w przestworzach, leciała olbrzymia bestia. Kwestią czasu było, kiedy obniży lot, by zaatakować. Niestety, góry nie zbliżały się nawet o milimetr, a im coraz ciężej było biec naprzód po śliskich od krwi skałach.
Cień powiększył się. Smok pikował na nich. Rycerz stanął i wyciągnął w górę miecz, który chwilę wcześniej wydobył spod warstw ubrania. Przez chwilę widział postać Elfa, o którym dawno już zapomniał. I kiedy mentalnie szykował się do bitwy z potworem, poczuł, jak ktoś go mocno łapie za prawe przedramię i odciąga w bok jego broń. – Głupcze! Chcesz mierzyć się ze Smokiem?! – A co mam robić? Atakuje nas! – odpowiedział z wściekłością. – Jest czas, aby walczyć, i czas, aby się chronić. Teraz musimy uciekać – odparł z zadziwiającym spokojem Podróżnik, podczas gdy Smok chwilowo jakby zwolnił swój lot. – A gdzie chcesz uciekać? Tu nic nie ma! Jesteśmy skazani na walkę. – Och, jak ty wciąż niewiele rozumiesz. Brniesz do przodu jak ślepy, a ten szalony Przyjaciel wciąż się upiera, by zrobić z ciebie Rycerza. – Ostatnie słowa Podróżnik wyrzekł z niemal sympatyczną ironią. – Wezwałem Arie.
Nim sens ostatnich słów kapitana dotarł w pełni do zaciętego w swym myśleniu Pawła, spojrzeli w dół pod nogi i ujrzeli, jak rzeka krwi nieomal na ich oczach przemienia się w kwietny dywan. W tym samym momencie w powietrzu rozległ się ogłuszający ryk. Oto nadchodził ten, który miał ich wybawić. Z łopotem potężnych białych skrzydeł pojawił się przed nimi gigantyczny orzeł. Rycerzowi wydawał się teraz o wiele większy niż poprzednio. Smok krążył wściekle nad nimi, podczas gdy wdrapywali się na grzbiet Arie. Zmieścili się wszyscy, włącznie z Tygrysem. Wzbili się wysoko w powietrze. Przez chwilę zrównali się z zastygłą niemal w bezruchu bestią i mogli przyjrzeć się jej z bliska. Potworny pysk Smoka wykrzywiony był w przeraźliwym grymasie. Jego żółte ślepia były teraz puste i martwe, a z paszczy nie wydobywał się wcale ogień, tylko niemal żałosny dymek. Wciąż pełen lęku, Rycerz spojrzał w otchłań jego lustrzanych skrzydeł. Tam, w głębi, zamiast zdeformowanego odbicia całej otaczającej ich rzeczywistości dostrzegł ogień. W jednej chwili, gdy Arie odwrócił się w stronę potwora i przez moment na niego spojrzał, wydawało się, że Smok spali się w tej pożodze. Wyglądał teraz wyjątkowo okropnie, jak nieprawdopodobnie wielka, obrzydliwa mucha, spalająca się od środka. Nie było w nim nic z owej grozy, którą Rycerz pamiętał z ich pierwszej konfrontacji. Arie szybko odwrócił spojrzenie, jakby widok ten zupełnie go nie interesował i z głośnym łopotem swoich rozłożystych skrzydeł ruszył w stronę gór