Pewnego dnia trzydziestopięcioletnia Beata po prostu musi wejść do sklepu po ogromną tabliczkę ulubionej czekolady. Nie zważa na kpiące spojrzenia innych ludzi, którzy zdają się sądzić, że dla osób z nadwagą takie przyjemności są wręcz zakazane. Beata jednak nie ma nic do stracenia, bo właśnie straciła wszystko, co miała – ulubioną pracę w bibliotece. Zrezygnowana wraca do domu, gdzie na szczęście czekają na nią kochający rodzice i zupełnie nowy lokator – pies, dzięki któremu już niebawem jej przewidywalne do tej pory życie zmieni się o sto osiemdziesiąt stopni.
Do lektury książki Miłość, pies i czekolada Małgorzaty Lis zaprasza Wydawnictwo eSPe. Tymczasem już teraz zachęcamy do lektury premierowego fragmentu powieści:
– Niestety miasto wciąż uszczupla nasz budżet. Jesteśmy więc zmuszeni kogoś zwolnić. – Głos dyrektorki przebił się przez moje rozmyślania. – Pani pracuje tu najkrócej, więc… – Zawiesiła na chwilę głos. – Mam nadzieję, że bez problemu znajdzie pani inną pracę – dodała szybko i spojrzała na mnie z przepraszającym wyrazem twarzy.
– Znajdzie? – jęknęłam trochę bez sensu. Zaczęło do mnie docierać, że mój coach znowu się pomylił, przegrywając z brutalną rzeczywistością.
– Bardzo mi przykro… – Dyrektorka westchnęła. – Ma pani trzymiesięczny okres wypowiedzenia, proponuję więc pani pracę do końca czerwca, a potem urlop na czas wakacji. Co pani na to?
Co ja na to? A mogę powiedzieć, że się nie zgadzam? Że nie chcę odchodzić, bo polubiłam tę bibliotekę, dziewczyny, czytelników? Niektórych znam po imieniu! Do tego dobry dojazd i tylko pensja nie za wysoka, ale to normalne w moim zawodzie. Poruszyłam się niespokojnie. Fotel zaskrzypiał złowrogo, a ja zupełnie nie wiedziałam, co powiedzieć.
– Dobrze – wydusiłam w końcu z siebie, choć pewnie mogłam negocjować lepsze warunki albo chociaż zapytać, dlaczego ja i czy nie dałoby się jednak zostać.
– Pani Beatko… – Dyrektorka spojrzała na mnie ze współczuciem. – Napiszę pani dobre referencje. Naprawdę nie chcę pani zwalniać, ale muszę. Przykro mi. – Westchnęła po raz nie wiem który, po czym wstała, podeszła do mnie i położyła rękę w czułym geście na moim ramieniu.
Nie lubiłam, kiedy ktoś mnie dotykał. Miałam wrażenie, że wchodził wówczas w moją prywatną przestrzeń i naruszał jej bezpieczeństwo. W krajach anglojęzycznych mówią ponoć na to personal space bubble. Bardzo mi się spodobało to określenie, ale niestety samo w sobie nie rozwiązywało problemu. Bo cóż miałam zrobić, kiedy druga osoba, w dodatku dyrektorka, w dobrej wierze naruszała moją bańkę? Nic więc nie powiedziałam. Wstałam, zrobiłam krok wstecz i uśmiechnęłam się, wkładając całą siłę, jaką jeszcze miałam, w szczerość tego uśmiechu.
– Mam nadzieję, że coś znajdę – powiedziałam cicho. – Te dwa lata tu przepracowane wiele mnie nauczyły i pozostaną naprawdę miłym wspomnieniem – dodałam służbowym tonem. W tym momencie nie stać mnie było na nic więcej. Pożegnałam się i wyszłam z gabinetu.
Jak automat podeszłam do biurka, przy którym zostawiłam swoją torebkę i butelkę wody. Nie zwracając uwagi na czytelnika, którego obsługiwała koleżanka, odkręciłam korek i duszkiem wypiłam wszystko.
– Byłaś u dyrektorki? – konspiracyjnym szeptem spytała Kamila. W czasie, gdy piłam, zdążyła wydać książki czytelnikowi i przez chwilę byłyśmy same w pomieszczeniu. Nie musiała szeptać.
– Byłam. – Kiwnęłam głową, równocześnie gniotąc pustą butelkę. – Zwolniła mnie – mruknęłam niby od niechcenia i wrzuciłam kawałek zmiętego plastiku do żółtego kosza.
– No coś ty! – zawołała Kamila i poderwała się z krzesła, chcąc mnie przytulić, ale zawczasu odsunęłam się, przyjmując strategiczną pozycję za swoim biurkiem. – To wręcz nieprawdopodobne! – dodała, ze zrezygnowaniem opuszczając wyciągnięte w moją stronę ramiona. – Będzie mi ciebie brakowało – dodała z przejęciem, ale domyśliłam się, że również z poczuciem ulgi.
Książkę Miłość, pies i czekolada kupić można w popularnych księgarniach internetowych: