„Nieważne, co o mnie myślą, ważne, żeby mnie kochali” – mówiła Marilyn Monroe. Ta wszechogarniająca potrzeba miłości, zachłanność uczucia, podziwu, adoracji, doprowadziła ikonę kina na skraj załamania.
Aktorka zmarła w hotelowym łóżku nękana przez swoje demony. 5 sierpnia, minęła 50 rocznica jej śmierci.
Legenda Marilyn jednak wciąż żyje, a ona sama inspiruje wiele współczesnych gwiazd, między innymi Madonnę, Lady Gagę, Christinę Aguilerę i Gwen Stefani.
Mało kto wie, ze jej prawdziwe imię brzmiało Norma Jeane Mortenson, Norma Jeane Baker. Swoją karierę zaczynała od prezentowania kostiumów kąpielowych i dopiero w lipcu 1946 roku dostrzegł ją Howard Hughes, szefa studia filmowego RKO.
Kiedyś to ona odgrywała główne rolę w filmach, dziś to o niej filmy się kręci - „Mój tydzień z Marilyn” ze znakomitą Michelle Williams swoją premierę miał
9 października 2011 roku, zaś w Polsce do kin wszedł 3 lutego 2012 roku
W pamięci widzów pozostanie na zawsze słynna scena z jej udziałem z uniesioną podmuchem z kanału wentylacyjnego metra białą sukienką, w trakcie realizacji filmu „Słomiany wdowiec”, a także wykonanie Happy Birthday z okazji 45 urodzin Johna F.Kennedy`ego.
Jaka była naprawdę? Czego w życiu szukała? Czego oczekiwała od codzienności? Jakie było życie osoby, która twierdziła, że „Lepiej być nieszczęśliwą samotnie, niż nieszczęśliwą z kimś innym”?
Być może fragmenty jej duszy odnajdziemy w książce Davida Willsa „Metamorfozy Marilyn Monroe” Wydawnictwa Znak czy też w opublikowanej przez Wydawnictwo Literackie pozycji „Marilyn Monroe Fragmenty: wiersze, zapiski intymne, listy”.