Życie czterech przyjaciółek – Beaty, Karoliny, Sylwii i Kasi – toczy się wokół dzieci: tych posiadanych, oczekiwanych i dopiero planowanych. Wydawałoby się, że pora się ostatecznie ustatkować. Ale przecież dawny „klub szalonych studentek” wcale nie ma zamiaru tak po prostu zawiesić działalności, a jego członkinie nie dadzą się dobrowolnie zapędzić do kuchni i i pieluszek.
W końcu każda matka jest przede wszystkim kobietą, a każda kobieta ma swoje potrzeby... Przekonać się o tym mogą czytelnicy podczas lektury nowej powieści Joanny Opiat-Bojarskiej Klub Wrednych Matek, która ukazała się właśnie nakładem wydawnictwa Replika.
- Klub Wrednych Matek? Chyba jednak nie tak wrednych. To kilkadziesiąt fotografii, chwil, dialogów wyrwanych z życia młodych kobiet. Niejedna tu znajdzie swój problem, a może tylko portret, bez komentarza? Lajf is lajf – jak w piosence. Raz jest różowo, a raz czarno, a życie przed nami. – powiedziała o powieści Małgorzata Kalicińska, autorka Domu nad rozlewiskiem. Dziś publikujemy premierowy fragment powieści.
– Czekasz jeszcze na coś, bo ja już jestem po? – spytał Patryk siadając na fotelu obok Karoliny.
– Kurwa, nic mi nie mów, czekam jeszcze. To nie są badania, to jest, kurwa, gruntowny przegląd techniczny. Musiałam oddać pewnie z pół litra krwi. Musiałam rozbierać się już kilka razy. Internista. Prześwietlenie. Laryngolog. Okulista. Neurolog. Spłaszczyli mi cycki na mammografii. Że też ja dałam ci się na to namówić.
– Ale przynajmniej będziesz wiedziała, że jesteś zdrowa jak dąb – Patryk rozejrzał się dookoła. – Przyjemnie tu, prawda?
Siedzieli w poczekalni prywatnej kliniki. Wygodne fotele, miły personel, czyste korytarze, kolorowe ściany, wszyscy specjaliści dostępni od ręki i brak kolejek do gabinetów. Na ścianach wisiały reprodukcje dzieł Picassa. Luksus. W takich warunkach przyjemnie byłoby chorować.
– Idealny model systemu zdrowotnego.
– Idealny – roześmiał się Patryk. – Bo płaci za niego moja firma. Jak byśmy mieli za takie badania zapłacić kilkanaście stówek, to chyba zmienilibyśmy zdanie, co?
– Kilkanaście stówek? Twoja firma mogła mi dać te kilkanaście stówek, to bym im powiedziała, że zdrowy jesteś!
– Ha, ha, ha, ale oni chcieli to mieć na papierze, a nie tylko słownie…
– Słowo żony ma wartość wyższą niż niejedna opinia lekarska! – zaśmiała się.
Patryk spojrzał na nią ciepło. Nie okazywał jej czułości w miejscach publicznych. Ona tego nie wymagała.
Gdy na początku ich znajomości starał się ją przytulać, reagowała nerwowo. Była skrępowana. Z radością zrezygnował z czułości poza domem. Oboje podobnie patrzyli na świat. Nie musieli ciągle zapewniać się o swoich uczuciach. Byli przecież małżeństwem. To wyraźnie świadczyło o tym, że coś ich łączy. Małżeństwo to coś więcej, niż puste słowa albo wymuszone gesty. Patryk należał do Karoliny, a Karolina do Patryka.
– A na co czekasz? Zaczynaliśmy przecież badania razem.
– Ale ja jestem tak pociągająca, że jeszcze będę musiała zdjąć majtki.
– Majtki? Myślałem, że zdejmujesz tylko w domu? – Odwrócił wzrok od atrakcyjnej pielęgniarki, przechodzącej właśnie korytarzem i zainteresował się żoną. Uwielbiał rozmawiać z nią na temat seksu.
– Myśl sobie, co chcesz – odpowiedziała dwuznacznie.
– Pani Karolino, ginekolog czeka. – Usłyszeli głos pielęgniarki, której jeszcze przed chwilą przyglądał się Patryk. – Gabinet numer piętnaście, drugie drzwi na prawo.
Karolina westchnęła głośno i udała się na poszukiwanie gabinetu, zupełnie bez przekonania. Nie chciała robić zamieszania, ale od lat chodziła do swojego ginekologa i nie podobała się jej wizja rozkładania nóg przed zupełnie obcym lekarzem.
– Czy są już moje wyniki? – Patryk zaczepił pielęgniarkę, korzystając z okazji, że jego żona na chwilę odeszła. Zastanawiał się pół sekundy, czy to dobre posunięcie. Karolina mogłaby usłyszeć, że podrywa pielęgniarkę, czego oczywiście chciał uniknąć. Mógłby, rzecz jasna,
poczekać, aż żona zniknie za drzwiami gabinetu, ale wtedy atrakcyjna pielęgniarka mogłaby też zniknąć z jego pola widzenia. Zdecydował się zaryzykować.
– Nie wiem, mogę sprawdzić – odpowiedziała młoda dziewczyna, która w zielonkawym uniformie wyglądała zjawiskowo.
– Nie, lepiej niech mnie pani nie zostawia samego – zaprzeczył głośno. – W miejscach takich jak to, ogarnia mnie przerażenie. Boję się szpitali…
Patrzył łakomie na jej falujące piersi. Uznał, że pielęgniarkę najłatwiej będzie poderwać na „biednego misia”. Patryk był świadomy swojej atrakcyjności, wiedział, że zazwyczaj nie musi się specjalnie starać, by z podrywaną kobietą zrobić to, na co ma ochotę.
– Zaraz przyjdzie pana żona. – Pielęgniarka patrzyła na niego zdziwiona.
– To pewnie jeszcze potrwa. Może mogłaby mi pani towarzyszyć przez tą chwilę? – Przesunął wzrok na jej biodra i poczuł gwałtowną falę gorąca, zalewającą jego ciało. – Chciałem zapytać, czy macie w klinice, yyyy, macie państwo też…yyy, alergologa?
Pielęgniarka podeszła do recepcji, wzięła do ręki ulotkę i po chwili usiadła przy Patryku, nachylając się w jego stronę. Nawet nie udawała, że nie podoba się jej ten wysoki, krótko przystrzyżony blondyn, mogący bez wątpienia uchodzić za czystego „aryjczyka”.
– Proszę tu spojrzeć. Tutaj jest lista wszystkich specjalistów. Jest też alergolog. Doktor Wierzchowski.
Patryk musnął jej dłoń, udając, że chce się upewnić, w którym miejscu na ulotce wskazane jest nazwisko lekarza. Kobieta podała mu ulotkę i unikając patrzenia w jego jasne niebieskie oczy, delikatnie musnęła jego rękę opuszkami palców. Po chwili spojrzała na niego zalotnie. „Ha!” – ucieszył się w myślach. – „Trafiona, zatopiona”.
– Dziękuję bardzo – odpowiedział z bólem, wiedząc, że to najwyższy czas na zamknięcie gry. Niebezpiecznej gry. W takich chwilach budził się w nim samiec, zawsze gotowy do pokrycia kolejnej samicy, byle tylko zaspokoić swoją żądzę i polepszyć sobie samopoczucie. „Nadal jestem atrakcyjny, właściwie z upływem lat robię się coraz bardziej pociągający” – uśmiechnął się tryumfująco. – „Mógłbym zabrać pielęgniareczkę do pokoju
zabiegowego i zerżnąć bez mrugnięcia okiem. Mógłbym!”
– To wszystko? – Młoda pielęgniarka wydawała się oczekiwać ciągu dalszego.
–Wszystko, dziękuję – odparł chłodno.
– Nie poprosił pan o numer telefonu. – Na wprost jego oczu pojawiły się kształtne biodra.
Pielęgniarka wstała z fotela i stanęła kilka centymetrów przed jego twarzą.
– To wygląda kusząco… – Zaczął mrugać oczami, jednocześnie przeczesując sobie palcami swoje blond włosy.
Chciał zakończyć rozmowę, ale atrakcyjne biodra, które miał na wyciągnięcie ręki, idealnie pasowałyby do jego bioder. Czuł ich bliskość wszystkimi zmysłami.
– To wygląda kusząco – powtórzył, odwracając swój wzrok od dziewczyny. – Ale muszę pomyśleć, skonsultować to z żoną. Mam na ulotce numer do przychodni?
Jest. Tak. Jak będę wiedział, kiedy mi pasuje, to zadzwonię i umówię się na wizytę.
W tym czasie Karolina siedziała w gabinecie, w którym panowała intymna atmosfera. Ciemne rolety skutecznie chroniły gabinet przed wzrokiem wścibskich przechodniów oraz przed dopływem światła. Mała lampka, na biurku lekarza, rozświetlała przyjemny półmrok. Lekarz zadawał pytania i zapisywał coś na komputerze.
–W jakim wieku dostała pani pierwszą miesiączkę?
– Miałam czternaście lat.
– Dobrze. Czy pani rodziła?
– Nie.
– Czy jest pani w ciąży?
– Nie.
– Czy ma pani jakieś dolegliwości? Świąd, pieczenie?
– Nie.
– Kiedy była pani ostatni raz u ginekologa?
– Jakieś dziesięć miesięcy temu? – Karolina zastanowiła się.
– Kiedy była ostatnia cytologia?
– Rok temu.
– Dobrze. A kiedy miała pani ostatnią miesiączkę?
– To jest najtrudniejsze pytanie – zażartowała.
– Nie pamięta pani? – spojrzał na nią oburzony.
– Pamiętam, w zeszłym miesiącu, ale dokładnej daty… nie pamiętam. Niech mnie pan nie torturuje, i tak nie powiem. Chyba początek lipca.
– Chyba – powtórzył lekarz. – Proszę się rozebrać i usiąść na fotel. Zbadam panią. Zrobimy też USG. Dopochwowe – dodał po chwili.
Karolina otrząsnęła się. Nie lubiła tych wszystkich medycznych terminów. Wdrapała się na fotel.
– Luźno, proszę – burknął lekarz, zakładając na ręce lateksowe rękawiczki.
Przez chwilę badał ją skupiony, później wyjął z szuflady prezerwatywę i założył ją na głowicę przyrządu do USG.
– Wszystko dobrze? – spytała Karolina, widząc dziwny wyraz twarzy ginekologa.
– Ciii – syknął i zanurzył w niej aparat.
Po chwili skupienia odłożył przyrząd i zaczął krzyczeć:
– Czy pani jest niepoważna? Pani jest niepoważna! Dlaczego mnie pani okłamała?
– Słucham? – zdziwiona Karolina uniosła się z fotela.
– Dlaczego pan na mnie krzyczy?
– Jak pani mogła mi nie powiedzieć, że jest w ciąży! – grzmiał ginekolog.
– Że co? – Myślała, że się przesłyszała.
– Że jest pani w ciąży!
– Nie jestem. Przecież mówiłam.
– A ja mówię, że pani jest!
– W ciąży? To nie może być prawdą. Może coś tam panu źle USG pokazało.
– Proszę pani! – Emocje lekarza sięgały zenitu.
– Pan wybaczy, ale przy takiej wczesnej ciąży USG może się mylić. – Karolina zaczęła mieć problem ze złapaniem oddechu. – Czy może pan otworzyć okno?
– Wczesnej? – Lekarz otworzył okno i wrócił do pacjentki.
– Proszę się położyć, zrobię jeszcze USG brzuszne.
– Brzuszne? – powtórzyła, zupełnie nie wiedząc, co się wokół niej dzieje.
– Przy takiej zaawansowanej ciąży robi się USG przez powłoki brzuszne – wytłumaczył lekarz i wycisnął na jej brzuch odrobinę żelu.
– Zaawansowanej, kurwa, co to ma być? Jakiś żart? Ukryta kamera?
Zaczęła zastanawiać się, kto mógłby jej zrobić tak makabryczny żart. „Patryk!” – odpowiedź wpadła jej od razu do głowy. – „Nalegał na te badania. Ale go, kurwa, opierdzielę!”
– Proszę zobaczyć. – Lekarz wskazał na monitor. – To jest pani dziecko. Jest mniej więcej wielkości dłoni. Myślę, że to jakiś, hm, czwarty miesiąc, no, może początek piątego.
Karolina patrzyła na monitor. Czuła się przygnieciona przez rzeczywistość.
– Jak to? Początek piątego? – jąkała. – Przecież ja mam regularne miesiączki.
–Miesiączka nie wyklucza ciąży. Są kobiety, które regularnie krwawią podczas ciąży.
„Ciąży, ciąży, ciąży” – w głowie Karoliny rozbrzmiewał jeden wyraz. Nie mogła skupić się na niczym innym. „To nie może być prawda. To musi być zły sen” – pocieszała się. – „Zaraz wyjdę z tego gabinetu i się obudzę.”
– Nie zauważyła pani, że jest w ciąży? – Lekarz przyglądał się jej podejrzliwie.
– Przepraszam, panie doktorze, ja muszę wyjść – wydusiła z siebie ostatkiem sił.
– Słucham?
– Muszę, kurwa, wyjść. Na świeże powietrze. Zaraz do pana wrócę – powiedziała i wybiegła z gabinetu.
Gdy, wzburzona, mijała Patryka, czekającego na korytarzu, rzuciła ostro:
– Daj fajkę!
– Chwila, jak wyjdziemy.
– Ja, kurwa, wychodzę teraz, więc, kurwa, daj mi papierosa.
–Wyciągnęła w jego stronę trzęsącą się rękę.
– Karolinko, co się stało? – Nie sposób było nie zauważyć, że w jego żonie gotują się emocje.
– Nic, kurwa. Wiesz, co on powiedział? – szepnęła oburzona.
– Kto? Lekarz?
– A kto inny? Duch święty? Kurwa, lekarz, no! – Karolina nie mogła się opanować.
Czuła, że za chwilę eksploduje. Zawładnęły nią emocje o tak szerokim wachlarzu, że sama nie wiedziała, co tak naprawdę czuła – przerażenie, lęk, złość, agresję, zagubienie, wstyd czy strach. Wiedziała jedynie, że to nie była radość. Zrobiłaby wszystko, by móc cofnąć czas o te pięć miesięcy.
– Czemu się tak denerwujesz?
– On powiedział, że jestem – zacięła się, nie potrafiąc wymówić tego okropnego wyrazu.
– Jesteś chora? – Patryk przeraził się i w myślach przeszukiwał zasoby swojego mózgu: „O jakich chorobach można dowiedzieć się u ginekologa? Nowotwór! Rak?!”.
– Gorzej!
– Gorzej? Mów, bo umrę na zawał. – O mało co nie wpadł na drzwi wyjściowe, chcąc nadążyć za wychodzącą Karoliną.
– On stwierdził, że jestem w ciąży – powiedziała, gdy siedząc na schodach prowadzących do kliniki, zaciągnęła się trzykrotnie papierosem.
–W ciąży? To żart?
– Czy ja, kurwa, wyglądam, kurwa, na rozbawioną?
– No nie … w ciąży? – powtórzył. – To dobra informacja. Będziemy mieli dziecko. – Złapał ją w pasie i uniósł zadowolony. – Będziesz żyła, to nie nowotwór.
– Z czego się cieszysz, kretynie? Połóż mnie na ziemię!
– Z dziecka. Mamy dziewięć miesięcy, przygotujemy pokój, kupimy wyprawkę, super. Będziemy rodzicami, Karolciu! – Zaskoczony Patryk promieniał.
Już dawno próbował namówić Karolinę na dziecko. Bezskutecznie. Nie miał jej tego za złe. Chciał mieć prawdziwą, pełną rodzinę, z tupotem małych nóżek, biegających po salonie. Chciał, ale rozumiał argumentację żony. Sam też nie zrezygnowałby ze swojej kierowniczej posady, pozycji zawodowej, konferencji i innych ambicji zawodowych. Oboje byli realistami i doskonale zdawali sobie sprawę, że dziecko, oprócz mnóstwa radości, oznacza również poświęcenie i ogromną zmianę w ich życiu. Patryk wiedział, że trud wychowania dziecka spadnie na Karolinę i nie mógł od niej wymagać tak dużego poświęcenia. Liczył, że stanie się cud i żona zmieni zdanie, kiedyś zechce dziecka. Dziś stał się cud.
– Aha. Tylko w swoich super optymistycznych planach uwzględnij, że nie mamy dziewięciu miesięcy!
– A ile? – zaśmiał się. – Osiem i pół?
– Pewnie nie więcej niż cztery.
– Cztery? – Spojrzał na brzuch żony. – Cztery? Przeszłaś połowę ciąży, nawet o tym nie wiedząc?
–A skąd miałam, kurwa, wiedzieć? Nie chciałam być matką, bo wiedziałam, że będę wredna! I nie myliłam się. Nawet ciąży nie zauważyłam! Aaaa! – wykrzyczała część swojego gniewu, rzuciła papierosa na ziemię, przygniotła go butem i poszła przed siebie, zostawiając zdziwionego Patryka przed kliniką.