O Coco Chanel rozmawiamy z Karen Karbo, autorką Księgi stylu Coco Chanel.
Tę książkę zadedykowała Pani Lunie Kalifornii…
… czyli mojej babci. Była Polką i pochodziła z Warszawy. Nazywała się Emilia Burzańska Karbowski (stąd moje nazwisko Karbo). W latach trzydziestych XX wieku razem z mężem, moim dziadkiem, Wiktorem, wyemigrowała do Chicago. Była krawcową, a stała się projektantką odzieży w Hollywood. Jej stroje nosiły żony magnatów filmowych z Los Angeles.
Zainteresowanie modą ma Pani zatem w genach. Tylko że - idąc tym tropem - zamiast o Coco Chanel powinna Pani raczej napisać o Christianie Diorze.
To prawda. Styl Luny był zdecydowanie spod znaku Diora, ale bardzo ceniła kolekcje Chanel. Powiedziała mi kiedyś, że kreacje Diora są ładne, ale te, które stworzyła Chanel, to dzieła sztuki.
Napisała Pani zatem książkę o Chanel. Następną książkę o słynnej projektantce. Nie bała się Pani?
Wcale. Od samego początku wiedziałam, że w mojej książce skupię się na innych aspektach niż autorzy niezliczonych biografii Coco Chanel. Mnie interesowały przede wszystkim wybory, jakich dokonywała, jej styl życia, postawy wobec wartości i pytanie, czy jej zasady i pomysły na życie możemy stosować w naszym własnym. Była w końcu jedną z pierwszych prawdziwie nowoczesnych kobiet.
No właśnie. Czy współczesna kobieta, której nie stać na niebotycznie drogi żakiet Chanel, może żyć jak Coco Chanel?
Oczywiście, że tak! Podstawą stylu Chanel była prostota oraz wygoda. Chciała, by kobiety dobrze się czuły w swoich ubraniach. Uważała, że jeśli kobieta CZUJE SIĘ piękna, to jest piękna. Zapoczątkowała trend elegancji, która nie wymaga wysiłku i której cechą charakterystyczną jest czerpanie radości z życia oraz pewna beztroska. Czy taka postawa jest poza naszym zasięgiem? A żakiet, hmm…, zapewne w tym pomaga, ale nie jest niezbędny.
W czym tkwi tajemnica sukcesu Chanel?
Ona po prostu urodziła się w odpowiednim czasie i we właściwym miejscu. Jej pierwsze projekty – kardigany i długie wąskie spódnice – biły rekordy popularności u zamożnych kobiet, których mężowie bili się z Niemcami na froncie pierwszej wojny światowej. Nie musiały dbać o to, by podobać się mężczyznom i potrzebowały wygodnych ubrań, w których mogły jeździć na rowerach do szpitali, w których pracowały jako wolontariuszki. Było je przy tym stać na ceny oferowane przez Chanel. To był ten moment i Chanel go wykorzystała. Co jeszcze? Stworzyła zapach, który stał się najlepiej sprzedającymi się perfumami na świecie. Co pięćdziesiąt sekund ktoś kupuje jeden flakon „Piątki”. Dom Mody Coco Chanel co sezon proponuje nowe kolekcje, a kolejne pokolenia kobiet (i mężczyzn też, jak przypuszczam) odkrywają jej styl. Jedno jest pewne, drugiej Chanel nigdy nie będzie.
Gdyby mogła Pani się z nią spotkać, o co by ją Pani spytała przy filiżance kawy?
W biografii Chanel jest pewna ciemna strona. Romans z baronem von Dincklage, niemieckim szpiegiem z czasów drugiej wojny światowej. Biografowie twierdzą, że Chanel była nazistowskim szpiegiem, jednak większość ludzi – ja też zaliczam się do tej grupy – uważa, że Coco sympatyzowała z nazistami, ale nie była szpiegiem. Moim zdaniem była zbyt wielką egoistką, by powierzać się całkowicie komuś albo jakiejś sprawie. Gdy wybuchła wojna, Chanel zaczynała się już starzeć, a Dincklage był młodym człowiekiem, w dodatku bardzo atrakcyjnym. Związek z nim gwarantował jej zachowanie dotychczasowego poziomu życia. Bez dwóch zdań, było to niskie i dekadenckie ze strony Chanel. Biorąc to wszystko pod uwagę, gdybym mogła usiąść z nią przy kawie, chciałabym usłyszeć jej wersję tej opowieści. A ponieważ jest to tylko fantazja, Coco Chanel z pewnością otworzyłaby przede mną swoje serca i wyznała cała prawdę…