Pamiętacie Do wszystkich chłopców, których kochałam? Czytaliście P.S. Wciąż Cię kocham? Wydawnictwo Kobiece poleca powieść Zawsze i na zawsze. To finał bestsellerowej serii, której ekranizacja okazała się hitem Netflixa i podbiła serca nastolatek!
Książki Jenny Han to mądre opowieści o tym, że słowa mają wielką moc, jakże inne od modnych obecnie powieści young adult czy new adult.
- przeczytajcie nasz artykuł na temat fenomenu serii książek Jenny Han
Ostatni rok nauki w liceum Lara Jean zaplanowała co do dnia. Jej idealny, romantyczny związek z Peterem rozwija się dokładnie tak, jak powinien. Wizja wspólnych studiów sprawia, że dziewczyna nie może się doczekać tego kroku w dorosłość. Wszystko jest perfekcyjne!
Do czasu.
Na Larę Jean i jej rodzinę spada lawina nieoczekiwanych wiadomości. Wszystko, co było zaplanowane w najdrobniejszych szczegółach, trzeba wyrzucić do kosza.
Czy Lara Jean i Peter przetrwają kolejną burzę, która nadciąga nad ich związek? Czy rodzina Song poradzi sobie ze zmianami? I czy każda miłość musi być tak poplątana?
„Zawsze i na zawsze" to jedna z tych książek, których nie chcemy odkładać na półkę, nie doczytawszy jej do końca.
- recenzja książki „Zawsze i na zawsze"
W ubiegłym tygodniu zaprezentowaliśmy Wam premierowy fragment książki Zawsze i na zawsze. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
2
Oprószyć perukę Marii różowym czy złotym brokatem?
Przysuwam wydmuszkę do komputera, żeby Margot mogła ją obejrzeć. Zafarbowałam skorupkę na blady turkus i wykleiłam podobizną Marii Antoniny.
– Pokaż bliżej – mówi Margot, mrużąc oczy.
Jest w piżamie, a na twarzy ma maseczkę. Włosy urosły jej za ramiona, co oznacza, że pewnie wkrótce je obetnie. Mam przeczucie, że już zawsze będzie nosiła krótkie. Naprawdę świetnie w nich wygląda.
W Szkocji jest wieczór, a tu jeszcze popołudnie. Dzieli nas pięć godzin i ponad pięć i pół tysiąca kilometrów. Ona siedzi w pokoju w akademiku, a ja przy naszym kuchennym stole, otoczona wydmuszkami, miseczkami z barwnikami, kamykami, naklejkami i puchatymi białymi piórkami z ozdób bożonarodzeniowych, które robiłam parę lat temu. Margot dotrzymuje mi towarzystwa, w czasie gdy ja kończę zdobienie jajek.
– Chyba zrobię jej perłową obwódkę, gdyby miało to pomóc ci w podjęciu decyzji – mówię.
– W takim razie różowy – mówi, poprawiając maseczkę. – Będzie wyrazistszy.
– Też tak myślałam.
Zabieram się do przyklejania brokatu pędzelkiem do cieni. Wczorajszy wieczór spędziłam na wydmuchiwaniu jajek ze skorupek. To miała być wspólna zabawa z Kitty, jak za dawnych czasów, ale mnie olała, kiedy Madeline Klinger zaprosiła ją do siebie. Zaproszenie od Madeline Klinger to rzadka, doniosła chwila, więc oczywiście nie mogłam mieć tego Kitty za złe.
– Już niedługo się dowiesz, prawda?
– Jakoś w tym miesiącu.
Zaczynam układać perełki w rzędzie. Część mnie chciałaby, żeby już było po wszystkim, ale część cieszy się z tego okresu niepewności, z wciąż istniejącej nadziei.
– Dostaniesz się – mówi Margot, jakby stwierdzała fakt.
Całe moje otoczenie uważa, że przyjęcie mnie na uniwersytet jest przesądzone. Peter, Kitty, Margot, tata. Moja pedagog, pani Duvall. Nigdy nie odważyłabym się powiedzieć tego na głos, żeby nie zapeszyć, ale ja sama chyba też tak sądzę. Ciężko pracowałam: podniosłam wyniki testów o dwieście punktów. Oceny mam niemal tak dobre, jak miała Margot, a ona się dostała. Zrobiłam wszystko, co trzeba, ale czy to wystarczy? W tej chwili mogę jedynie czekać i mieć nadzieję. I mieć nadzieję, nadzieję.
W połowie przyklejania na gorąco małej białej kokardki na czubku wydmuszki zamieram i rzucam siostrze podejrzliwe spojrzenie.
– Chwileczkę. Jeśli się dostanę, to będziesz mnie próbowała przekonać do pójścia gdzie indziej, żebym mogła rozwinąć skrzydła?
Margot się śmieje, a maseczka zsuwa jej się z twarzy. Poprawiając ją, mówi:
– Nie. Wierzę, że wiesz, co dla ciebie najlepsze. Widzę, że mówi szczerze. Jej słowa stają się rzeczywistością. Ja też sobie wierzę. Wierzę, że kiedy nadejdzie pora, będę wiedziała, co jest najlepsze. A dla mnie najlepszy jest UW. Wiem o tym.
– Powiem tylko, żebyś znalazła własnych przyjaciół. Peter będzie miał mnóstwo znajomych z powodu lacrosse, ale ludzie, z którymi się będzie przyjaźnił, to niekoniecznie ci, których ty sama byś wybrała. Więc znajdź własnych przyjaciół. Znajdź swoich ludzi. UW jest duży.
– Dobrze – obiecuję.
– I dołącz do stowarzyszenia Azjatów. Jedna rzecz, jakiej mi brakuje tutaj, w innym kraju, to grupa azjatycko--amerykańska. To ważne, żeby na studiach nie zapominać o swoim pochodzeniu. Jak Tim.
– Jaki Tim?
– Tim Monahan z mojej klasy.
– A, Tim – mówię.
Tim Monahan jest Koreańczykiem i został adoptowany. Do naszej szkoły nie chodzi zbyt wielu Azjatów, więc wszyscy wszystkich znamy, przynajmniej z widzenia.
– W liceum nigdy nie trzymał się z Azjatami, a potem wyjechał na studia i poznał mnóstwo Koreańczyków, a teraz chyba przewodzi azjatyckiemu bractwu.
– Wow!
– Cieszę się, że korporacje studenckie nie są w Wielkiej Brytanii popularne. Nie zamierzasz do żadnej wstąpić, prawda? – Po czym szybko dodaje: − Nie oceniam!
– Nie zastanawiałam się nad tym.
– Ale Peter pewnie wstąpi do bractwa.
– On też o niczym nie wspominał… − Mimo że nie wspominał, bez trudu wyobrażałam go sobie w zrzeszeniu.
– Słyszałam, że jest ciężko, jeśli twój chłopak należy do bractwa, a ty nie. Chodzi o imprezy i takie tam, że łatwiej, jeśli przyjaźnisz się z dziewczynami należącymi do zrzeszenia. Nie wiem. Cała sprawa wydaje mi się idiotyczna, ale może warto spróbować. Słyszałam, że w zrzeszeniach dziewczyny lubią rękodzieło. – Porusza żartobliwie brwiami.
– A skoro o tym mowa. – Pokazuję jej wydmuszkę. Tadam!
Margot przybliża twarz do ekranu, żeby się przyjrzeć.
– Powinnaś zająć się profesjonalnie zdobieniem wydmuszek! Pokaż pozostałe.
Podnoszę cały karton z pisankami. Mam tuzin wydmuszek: bladoróżowe zdobione neonoworóżową tasiemką, jaskrawoniebieskie, cytrynowe, liliowe z suszonymi kwiatami lawendy. Dobrze, że miałam ją do czego zużyć. Wiele miesięcy temu kupiłam woreczek lawendy do crème brûlée i tylko leżał niepotrzebnie w spiżarni.
– Co zamierzasz z nimi zrobić? – pyta Margot.
– Zabiorę je do Belleview, żeby mogli nimi ozdobić recepcję. Tam zawsze jest tak ponuro i szpitalnie.
Margot opiera się o poduszki.
– Jak się mają wszyscy w Belleview?
– W porządku. Byłam tak zajęta podaniami na studia i sprawami związanymi z ostatnim rokiem w szkole, że nie mogłam zaglądać tam tak często jak dawniej. Teraz, kiedy już nie pracuję tam oficjalnie, dużo trudniej znaleźć czas. – Obracam w dłoni pisankę. – Tę chyba podaruję Stormy. Jest bardzo w jej stylu. – Odkładam Marię Antoninę na stojak, żeby wyschła, biorę liliowe jajko i zaczynam przyklejać do niego różnobarwne kamyki. – Od tej pory zamierzam ich częściej odwiedzać.
– To trudne – zgadza się Margot. – Jak przyjadę na przerwę wiosenną, pojedziemy tam razem. Chcę przedstawić Stormy Raviego.
Margot od pół roku chodzi z Ravim. Jego rodzice pochodzą z Indii, ale urodził się w Londynie, więc jego akcent jest tak elegancki, jak to tylko możliwe. Kiedy poznałam go przez Skype’a, powiedziałam: „Mówisz jak książę William”, a on się roześmiał i odparł: „A jakże”. Jest dwa lata starszy od Margot i może dlatego, że jest starszy, a może dlatego, że jest Anglikiem, sprawia szalenie arystokratyczne wrażenie, przez co zupełnie nie przypomina Josha. Nie żeby był snobem, ale jest zdecydowanie inny. Bardziej obyty, pewnie z racji życia w wielkim mieście, chodzenia do teatru, kiedy przyjdzie mu na to ochota, i spotykania dygnitarzy i tym podobnych, bo jego matka jest dyplomatką. Kiedy powiedziałam o tym Margot, roześmiała się i stwierdziła, że po prostu jeszcze go nie poznałam, ale Ravi jest tak naprawdę kompletnym dziwakiem, wcale nie tak wytwornym ani tak „książęcym”. „Niech nie zmyli cię akcent”, powiedziała. Przyjedzie z Ravim do domu na przerwę wiosenną, więc pewnie wkrótce przekonam się na własne oczy. Plan jest taki, że Ravi ma zatrzymać się u nas na dwie noce, a potem polecieć do Teksasu, żeby zobaczyć się z rodziną. Margot zostanie z nami do końca tygodnia.
– Nie mogę się doczekać, kiedy go poznam na żywo – mówię, a ona uśmiecha się promiennie.
– Będziesz nim zachwycona.
Z pewnością. Lubię wszystko to, co lubi Margot. Na szczęście teraz, kiedy Margot poznała lepiej Petera, widzi, jak bardzo jest wyjątkowy. Kiedy przyjadą z Ravim, będziemy mogli spędzić czas we czwórkę na prawdziwej randce w dwie pary.
Jesteśmy z moją siostrą jednocześnie zakochane i możemy się tym ze sobą dzielić. Ależ to wspaniałe!
W naszym serwisie możecie już przeczytać kolejny fragment książki Zawsze i na zawsze. Nową powieść Jenny Han kupicie w popularnych księgarniach internetowych: