Jaką siłą muszą wykazać się kobiety, aby poznać prawdę i postawić na swoim? „Niepokonane" A. Kamerona

Data: 2022-07-21 11:37:58 | Ten artykuł przeczytasz w 21 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet
News - Jaką siłą muszą wykazać się kobiety, aby poznać prawdę i postawić na swoim? „Niepokonane

Wiadomość o śmierci męża, znanego biznesmena, wywraca świat Sylwii do góry nogami. Kobieta nie wierzy w teorię policji o samobójstwie i jest przekonana, że doszło do morderstwa. Postanawia przeprowadzić śledztwo na własną rękę. Może przy tym liczyć na wsparcie przyjaciółek – Marty, Kai i Loveth – które, choć muszą mierzyć się z własnymi problemami i rozterkami, nie spoczną, dopóki nie rozwiążą zagadki. W obliczu wspólnego celu przyjaźń między kobietami coraz bardziej się zacieśnia i staje się ich największą siłą. Jednak gdy zaczną poznawać prawdę, zrozumieją, że niektóre sekrety powinny na zawsze pozostać nieodkryte…

Do lektury książki Niepokonane zaprasza Wydawnictwo Novae Res. Dziś na naszych łamach przeczytacie fragment publikacji:

SYLWIA

Sylwia Nakiel odbiła kartę u wejścia do firmy. Bez zbędnej zwłoki ruszyła w stronę swojego gabinetu. Głośno stukała obcasami przy każdym stawianym kroku, co w biurze uznawano za jej znak rozpoznawczy. Mówiono, że charakterystyczny tupot szpilek jest zwiastunem nadchodzących kłopotów. Oczywiście nie zgodziłaby się z tą opinią, gdyby kiedykolwiek ją poznała.

Mijając swoich kolegów i koleżanki z pracy, beznamiętnie odpowiadała na ich powitania. Do każdej odpowiedzi dołączała pokazowy, trenowany latami uśmiech. Była pewna jego naturalnego wyglądu. Mimo starań większość ludzi od razu dostrzegała coś sztucznego w popisowej minie Sylwii. Nutkę fałszu niemożliwą do przeoczenia. Zabieg mający na celu roztaczać aurę sympatii, w rzeczywistości wywoływał brak zaufania.

Przekroczyła próg małego gabinetu. Białe ściany, meble o grafitowym odcieniu, zielone dodatki. Nowoczesny, korporacyjny styl pozbawiony charakteru. Była szczerze dumna z przebiegu swojej kariery. Skończyła dopiero trzydzieści siedem lat, a już zajmowała dyrektorskie stanowisko. Zdołała się wybić, mimo że w firmie Konsulting Center dominowali mężczyźni. Nigdy nie spoczęła na laurach. Mierzyła wyżej. Sekretnie planowała każdy ruch, tak by pewnego dnia usiąść w fotelu prezesa głównego.

Sylwia była atrakcyjną, wyjątkowo zadbaną kobietą. Zawsze starannie układała sięgające łopatek włosy w kolorze dojrzałego zboża. Nawet mimo stresu, wielu nadgodzin, masy obowiązków zdawała się wyglądać świeżo i młodo. Nieliczne zmarszczki skutecznie maskowała, natomiast błękitne oczy wciąż zachowały młodzieńczy blask. Dla podtrzymania urody od czasu do czasu odwiedzała salon kosmetyczny, fryzjerski albo SPA .

Zarabiała dobrze, a mąż jeszcze lepiej, więc nie oszczędzali na niczym. Osiągnęła życiowe spełnienie. Spoglądała w przyszłość pełna optymizmu. Nie przypuszczała, że jedno wydarzenie wywróci codzienność do góry nogami.

W drzwiach pomieszczenia stanęła Iga Budnicka – młoda dziewczyna o owalnej, nieco pulchnej twarzy z bystrymi, zielonymi oczami i lekko zadartym nosie. Nosiła stosunkowo krótkie, kruczoczarne włosy ułożone w artystycznym nieładzie. Nigdy przesadnie się nie stroiła, ale swetry i koszule, które zazwyczaj zakładała, dobrze pasowały do jej figury typu jabłko. Pracowała w Kancelarii Ogólnej, czyli miejscu, gdzie trafiały wszelkie listy zaadresowane do biura. Jednym z obowiązków Igi było wprowadzenie danych widniejących na przesyłkach do systemu ewidencji poczty firmowej, a następnie dostarczenie korespondencji do adresatów. Czuła się jak miejscowy goniec. Nienawidziła swojej pracy.

Chcąc nie chcąc, znała praktycznie wszystkich pracowników Konsulting Center. Wiele osób spoglądało na Igę z góry, ale w opinii dziewczyny to właśnie Sylwia była jedną z największych zołz w firmie. Zimna, uzbrojona w sztuczny uśmiech, pozbawiona emocji jak manekin wyciągnięty ze sklepowej ekspozycji. Iga, dostarczając kolejną tego dnia pocztę do prezesa Sylwestra Nakiela, prywatnie męża Sylwii, dokonała zaskakującego odkrycia. Bez wahania oraz pytania kogokolwiek o zdanie przypisała sobie pierwszeństwo przekazania Sylwii okropnej nowiny, prawdziwej bomby atomowej. Odczuwała grzeszną satysfakcję. Wkrótce miała zobaczyć, jak mina dyrektorki rzednie.

– Cześć, Iga. Co masz dla mnie? – zapytała Sylwia chłodnym, wyniosłym, a jednocześnie melodyjnym głosem. – Wszystko dobrze? – dodała, zauważając, iż młodsza koleżanka kuleje. Każdy pracownik Konsulting Center wiedział, że życiowy partner Igi od czasu do czasu podnosi na nią dłoń. Paradoksalnie była szaleńczo zakochana, uzależniona od chłopaka jak od narkotyku. Bez względu na to, co mówili inni ludzie, nie zamierzała zakończyć swojego związku.

– Wszystko okej – skłamała. – Niestety mam złą informację. Nie wiem, jak to powiedzieć… – Udawała zasmuconą, chociaż w gruncie rzeczy pragnęła przez chwilę pograć na emocjach kobiety.

– Iga, co się stało?

– Twój mąż nie żyje – wyjaśniła bez dalszego owijania w bawełnę.

Zapadła cisza. Na twarzy Sylwii pojawiło się niezrozumienie. Zamarła. Igę przeszedł elektryzujący dreszcz podniecenia.

– Nie jestem pewna, czy dobrze usłyszałam. Mogłabyś powtórzyć?

– Twój mąż nie żyje.

– Sylwester zmarł w biurze? – upewniła się Sylwia.

– Wygląda na to, że prezes Nakiel się powiesił. Jak każdego ranka roznosiłam pocztę. Otworzyłam drzwi do jego gabinetu, a gdy weszłam do środka…

– Skończ! – krzyknęła Sylwia, nie pozwalając dokończyć zdania.

Robiła głośne, głębokie wdechy. Potrafiła znieść wiele, ale taka informacja była czymś niespodziewanym, jak cios w plecy zadany przez przyjaciela. Świat zawirował jej przed oczami. Miała wrażenie, że grawitacja zniknęła, a ona sama uniosła się w powietrze, tracąc grunt pod stopami.

Dlaczego Sylwester miałby popełnić samobójstwo? Był spełniony zawodowo. Jako mąż i ojciec dwójki dzieci był również spełniony prywatnie. Nie walczył z żadnymi problemami zdrowotnymi. Sylwia doskonale znała swojego męża, zauważyłaby, gdyby wpadł w kłopoty, a przynajmniej tak sądziła.

– Chodź ze mną. – Iga przerwała chwilę zadumy.

– Dobrze – wymamrotała posłusznie Sylwia, zupełnie jak nie ona.

Na korytarzu panował dziwny spokój. Prawdopodobnie wieść o niespodziewanej śmierci prezesa zdążyła obiec już całe biuro. Pikantne nowiny szybko rozprzestrzeniały się pomiędzy pracownikami. Zrozumiała, że jest prowadzona do gabinetu swojego zmarłego męża.

– Iga, daj mi chwilę – odparła. Skręciła w stronę damskiej łazienki, zanim usłyszała odpowiedź.

Zamknęła drzwi kabiny. Spuszczała wodę raz za razem, by nikt nie usłyszał szlochania. Słone łzy płynęły po smukłej twarzy Sylwii. Musiała się opanować. Podeszła do umywalek, spojrzała w lustro. Nie wyglądała najlepiej. Otworzyła okno, chcąc się ochłodzić, co powinno zniwelować zaczerwienienie twarzy i oczu. Wiedziała, że czeka na nią stado ludzkich hien, które chcą obejrzeć spektakl smutku. Nie miała zamiaru dać nikomu tej satysfakcji. Wygładziła garsonkę, poprawiła włosy. Spojrzała raz jeszcze w lustro. Makijaż nie zdążył się rozmyć. Widocznie drogie kosmetyki potrafiły przetrwać chwile słabości. To dobrze, bo kosmetyczkę zostawiła w gabinecie. Wróciła do Igi.

– Chodźmy – powiedziała, zostawiając koleżankę w tyle. Dotarły pod pokój numer dwieście piętnaście. Zgodnie z przewidywaniami zebrała się tu cała gromada gapiów. Wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna natychmiast je spostrzegł. Miał prawie dwa metry wzrostu, był bardzo szeroki w ramionach. Podobnie jak Sylwester pełnił funkcję wiceprezesa Konsulting Center, chociaż z wyglądu przypominał nie biznesmena, a bardziej wojownika złotej ery wikingów.

– Sylwia?! – zdziwił się Robert. – Iga, co to ma znaczyć?! Nie prosiłem o wołanie kogokolwiek!

– Nie zamierzałeś mnie powiadomić? – przerwała mu Sylwia, a Iga, korzystając z okazji, oddaliła się z miejsca zdarzeń.

– To nie tak! – tłumaczył. – Po prostu jest mi niezmiernie przykro. Nie wiem, co więcej mógłbym powiedzieć.

Kiwnęła głową, potwierdzając, iż rozumie. Nie czekając dłużej, skierowała się w stronę drzwi gabinetu zmarłego małżonka.

– Czy na pewno jesteś gotowa? To nie jest przyjemny widok – powiedział, łapiąc kobietę za ramię.

– Muszę go zobaczyć – warknęła.

– Możesz przeżyć szok. Nie mam pojęcia, czemu to zrobił…

– On tego nie zrobił! Ktoś musiał zamordować mojego męża!

– Trzeba brać każdą wersję pod uwagę. Policja dopiero jedzie na miejsce, ale wszystko wygląda tak, jakby Sylwester popełnił samobójstwo. Sprawdziliśmy monitoring. Nie miał gości dziś rano.

– Monitoring nie pokazuje wszystkiego, są miejsca, gdzie kamery nie potrafią zajrzeć. Daruj sobie. – Sylwia podniosła głos, stając dokładnie naprzeciw mężczyzny.

– Nie chciałem cię urazić. Próbuję tylko powiedzieć, że wszystko wskazuje na…

– Może zapomniałeś, ale kilka lat temu wszystko wskazywało na to, że twoja córka zaćpa się w jakiejś melinie, tymczasem ukończyła medycynę i obecnie jest cenioną lekarką – przerwała. – Czy masz coś jeszcze do dodania?

– Droga wolna – prychnął cały purpurowy na twarzy. Wstydliwe wspomnienie stanowiło cios poniżej pasa. Każdy w biurze znał tę historię, ale nikt nie śmiał publicznie o niej mówić. – A wy nie macie co robić?! Wracać do pracy! huknął na zebranych. Gapie zniknęli jak przy użyciu magicznej różdżki.

Poczuła strach. Z jednej strony wiedziała, co ujrzy wewnątrz pomieszczenia, z drugiej nie wiedziała, czego się spodziewać. W końcu nacisnęła klamkę.

Sylwester wisiał niczym kukła na nowoczesnym, stalowym żyrandolu, stanowiącym eleganckie wykończenie wnętrza. Pętla, która odebrała życie, została zrobiona z krawata. Sylwia okrążyła ciało. Pokój był nieco wyższy niż standardowe pomieszczenia, natomiast Sylwester nieco niższy niż standardowy mężczyzna. Mógłby powiesić się bez obawy, że stopami dotknie podłogi, chociaż Sylwia nie wierzyła, iż mąż popełniłby samobójstwo. Coś tu nie pasowało.

Przystanęła, spoglądając na twarz zmarłego. Miał wybałuszone oczy, przez co sprawiał wrażenie przerażonego. Pod pętlą zaciśniętą na szyi widniała czerwona pręga kontrastująca z siną barwą, jaką przyjęła skóra.

Dyndając tak w eleganckim garniturze i świeżo wypastowanych butach z brązowej skóry, wyglądał groteskowo. Sylwester pełnił rolę wiceprezesa i w opinii Sylwii nawet po śmierci powinien prezentować się godnie. W czasach, gdy każda komórka miała aparat fotograficzny oraz dostęp do Internetu, ten widok bardzo łatwo mógł obiec cały kraj. Musiała ochronić zmarłego męża przed ośmieszeniem.

Niepewnie wdrapała się na blat biurka. Zdała sobie sprawę, że być może powtarza ruchy swojego małżonka. Ta myśl wywołała niepokój. Nastąpił moment zawahania, ale szybko przystąpiła do dalszego działania.

Pragnęła przeciąć ten przeklęty krawat. Chwyciła nożyczki spoczywające niedaleko laptopa. Okazało się, że jest zbyt niska. Przewróciła nogą gruby segregator stojący na biurku. Stanęła na nim. Wyciągnęła do góry ręce. Przecięła pętlę. Ciało Sylwestra spadło bezwładnie na podłogę. Donośny huk rozdarł panującą w pomieszczeniu ciszę.

Momentalnie do gabinetu wparował wiceprezes o aparycji wikinga. Czubkiem głowy prawie dotykał framugi drzwi.

– Czy ty zwariowałaś?! – wrzasnął, widząc leżące na szarej wykładzinie ciało.

Sylwia kucnęła. Usiadła na blacie, opuściła nogi, stanęła na podłodze.

– Wszystko dobrze z moim zdrowiem psychicznym. Dziękuję za troskę.

– Zrzuciłaś ciało Sylwestra na ziemię, co powiemy policji?!

– O tym nie pomyślałam – przyznała. Spojrzała jeszcze raz na martwego małżonka. Spostrzegła coś, co wcześniej umknęło jej uwadze. Krawat, na którym wisiał Sylwester, nie należał do niego. Sylwia znała całą garderobę męża. Była całkowicie pewna, że nigdy wcześniej nie widziała bordowego krawatu w granatowe paski. Zachowała jednak to spostrzeżenie dla siebie. Ktoś zabił Sylwestra. Była pewna. – Powiemy, że działałam pod wpływem szoku i silnych leków uspokajających – dokończyła.

– Brałaś leki?

– Zaraz wezmę – odpowiedziała, wychodząc na korytarz.

LOVETH

Loveth Wanot od najmłodszych lat odnosiła wrażenie, że nie pasuje do otaczających ją ludzi. Zaczynając od imienia, przez kolor skóry, a kończąc na przebiegu całego dotychczasowego życia. W wieku dwudziestu pięciu lat poczuła, iż zaczyna wychodzić na prostą. Rok temu otrzymała dyplom magistra inżyniera ekologii i od tamtej pory pracowała w Konsulting Center. Wciąż pamiętała swój pierwszy dzień w biurze.

Loveth w loterii genów trafiła szóstkę. Zauważył to jej przyszły szef Marek Klajn, gdy tylko weszła na rozmowę kwalifikacyjną. Mulatka o odcieniu skóry przypominającym kawę z mlekiem, pełnych ustach, przykuwających uwagę brązowych oczach i mocno kręconych, czarnych włosach sięgających tuż za ramiona. W tamten dzień swoje idealne, kobiece kształty podkreśliła klasyczną sukienką typu mała czarna. Prócz wyglądu modelki Loveth miała umysł naukowca. Oczywiście została przyjęta.

Niezwykła aparycja Loveth została również spostrzeżona przez Wiktorię Klarek, szefową Działu Kadr, która w tamtym czasie przeżywała burzliwy etap życia. Jako świeżo rozwiedziona czterdziestoparolatka nie wyglądała najlepiej. Nosiła okulary w niemodnych oprawkach, które zasłaniały ładne, brązowe oczy. Włosy o nudnym, mysim odcieniu wyraźnie zaniedbała, a figurę i cerę zrujnowała, zabijając smutek słodyczami. Spoglądając na prześliczną, młodą Mulatkę, była trawiona przez zazdrość. Wiedziała, że nie zostaną najlepszymi przyjaciółkami.

– Witam panią w firmie, pani… – Wiktoria wyklepała standardową regułkę, jednak imię widniejące na CV było problematyczne. Nie miała pewności, jak przeczytać niecodzienny zlepek liter. Poczuła się głupio. Niechęć do nowej koleżanki rosła z każdą sekundą.

– Moje imię wymawia się Lowet – wyjaśniła. – To afrykańskie imię. Mój ojciec pochodził z Afryki.

– Urocza historia. Rodzice na pewno są dumni z tak pięknej córki – komplementowała, chcąc zatuszować popełnioną gafę. Mówiła znudzonym tonem, więc nie brzmiała przekonująco.

– Nie wiem, nigdy ich nie poznałam. Wychowałam się w domu dziecka.

– Och, rozumiem. Przykro mi to słyszeć – wycedziła, nie mając pomysłu na lepszą odpowiedź. Miała po dziurki w nosie tej gówniary. Każde wypowiedziane przez Wiktorię słowo natychmiast obracała w afront.

W ten właśnie sposób zawiązała się między obiema paniami nić niezrozumienia. Każdy spotka czasem osobę, której nie lubi od pierwszego wejrzenia. Bez powodu, ot tak. Zazwyczaj nie jest to spowodowane wyglądem, tym bardziej nie charakterem. Może odpowiedzialność spada na intuicję, a może na coś jeszcze innego? To nieistotne, po prostu czasem tak bywa.

Informacja o śmierci wiceprezesa dotarła do Loveth w niezbyt sprzyjających okolicznościach. Oddałaby wszystko, by dowiedzieć się o całej sprawie dwadzieścia minut wcześniej lub dwadzieścia minut później. Niestety plotka obiegała świat akurat wtedy, gdy półnaga Loveth siedziała na stole w małym pomieszczeniu konferencyjnym.

– Odbierz ten przeklęty telefon. Dzwoni bez przerwy rozkazała Markowi Klajnowi, kiedy ten próbował rozpiąć stanik dziewczyny. Jej bluzka już dawno leżała na podłodze, razem z męską marynarką oraz koszulą.

– Daj spokój. Oddzwonię później. Mam ochotę na poranny numerek – wyszeptał i delikatnie ugryzł Loveth w ucho. Wiedział, że to uwielbia. W tym samym momencie dłoń mężczyzny znalazła się pod koronkowymi figami dziewczyny. Jęknęła seksownie. Telefon nie dawał za wygraną. Marek wyciągnął komórkę z kieszeni spodni. Odrzucił połączenie.

– Nie mogę się skupić – warknęła. – Odbierz!

– Skupić? To ja wykonuję całą robotę!

– Masz to natychmiast odebrać albo wychodzę! – zagroziła, odpychając od siebie mężczyznę. Marek od zawsze uważał, że zirytowana Loveth jest jeszcze bardziej kusząca. Znał jednak temperament dziewczyny. Nie rzucała słów na wiatr, więc zrezygnował z dalszej sprzeczki.

– Wygrałaś. – Poddał się. Odebrał uparty telefon.

Loveth obserwowała wyraz twarzy kochanka. Sprawiał wrażenie przerażonego, co stało w sprzeczności z jego wrodzoną pewnością siebie. Marek skończył trzydzieści pięć lat, jednak wyglądał dużo młodziej. Był przystojnym, wysokim i dobrze zbudowanym blondynem o błękitnych, błyszczących w łobuzerski sposób oczach. Nagle, krótka rozmowa sprawiła, że postarzał się o kilka lat. Zawadiacki uśmiech gdzieś przepadł, zmarszczki na czole zdradzały zaniepokojenie.

– Musimy iść – oznajmił po zakończeniu rozmowy.

– Co się stało?!

– Sylwester Nakiel powiesił się w swoim gabinecie.

– Co takiego?! Muszę znaleźć Sylwię!

Loveth nie odczuwała dumy z wielu rzeczy, które zrobiła, oczywiście jedną z nich było wplątanie się w romans ze swoim szefem. Samo sypianie z przełożonym można uznać za fatalny pomysł, a sytuacja wyglądała jeszcze gorzej, jeśli wziąć pod uwagę, że Marek miał żonę oraz dzieci.

Zwykle nie spotykali się poza biurem. Uprawiali seks na stole, czasami na podłodze, krześle. Po wszystkim wracali do służbowych obowiązków. Została kochanką i nie bardzo wiedziała, jak zakończyć tę przygodę.

Wszystko zaczęło się tak nagle, niespodziewanie. Prowadzili negocjacje z klientem do późnych godzin wieczornych. Kiedy rozmowy dobiegły końca, Loveth zaoferowała, że uporządkuje salę konferencyjną. Wszyscy zebrani opuścili pokój, machając na pożegnanie i wychwalając uczynność koleżanki. Wszyscy oprócz stojącego przy oknie Marka. Spoglądał na Loveth niczym wilk obserwujący swoją ofiarę. Niespodziewanie złapał dziewczynę za rękę. Przyciągnął do siebie. Bez słów pocałował namiętnie. Zaczął rozbierać. Chwilę później kochali się, krzycząc z rozkoszy.

To był pierwszy, ale nie ostatni raz. Marek pewnego dnia zapewnił, że nie będzie wykorzystywał pozycji szefa, jeśli dziewczyna zapragnie zakończyć romans. Loveth już od jakiegoś czasu rozważała skorzystanie z tego przywileju. Po każdej schadzce wpadała w lekki dół. Czuła się zawstydzona, ale ostatecznie wracała do Marka. Nie potrafiła uciec. Nieskończony wir sekretów, pożądania i wyrzutów sumienia wciągał coraz głębiej.

W biurze mówiono, że Loveth należy do grona najbliższych przyjaciółek Sylwii Nakiel. Ich niewielką, czteroosobową paczkę nazywano kółkiem wzajemnej adoracji. Każdego dnia poświęcały przerwę lunchową na plotkowanie, narzekanie i rozwiązywanie aktualnych problemów każdej z dziewczyn. Dzieliło je bardzo wiele, łączyło równie dużo. Pierwszą cechą wspólną była niechęć do Wiktorii Klarek, która z nieznanych nikomu powodów uważała się za jedną z nich.

Tym razem Loveth nie czekała na porę lunchu, natychmiast pobiegła w stronę gabinetu Sylwii. Na miejscu były już pozostałe dwie koleżanki. Próbowały podtrzymać na duchu przyjaciółkę.

– Przepraszam, że przychodzę tak późno – tłumaczyła Loveth. – Właśnie się dowiedziałam. Bardzo mi przykro. Czy wiadomo, co się tak właściwie stało?

– Sylwester się powiesił. Wszystko na to wskazuje, ale nie potrafię w to uwierzyć. Po prostu nie mógł tego zrobić – mówiła Sylwia. Już pierwszy rzut oka zdradzał, że jest w wielkim szoku. – Przecież wszystko było dobrze. Nie zauważyłam niczego niepokojącego. Wprawdzie ostatnio rzadko bywał w domu, ale miał masę obowiązków. W przeszłości zdarzały się takie okresy, więc nie widziałam w tym nic nadzwyczajnego – opowiadała. Loveth nie była pewna, czy mówi do siebie, czy może do nich.

Do pomieszczenia wkroczyła seksowna blondynka z rozpuszczonymi, falowanymi włosami. Miała świetną figurę i zgrabne nogi, które zdawały się nie mieć końca dzięki odpowiednio dobranym szpilkom. Jakiś czas temu dokonała drobnej korekty ust, dzięki czemu były pełne i namiętne. Nosiła makijaż dopracowany bardziej niż malowidła w Kaplicy Sykstyńskiej. Całkowicie przysłaniał zmarszczki oraz drobne niedoskonałości cery. Miała na sobie nieprzyzwoicie krótką sukienkę w kolorze jasnego różu. Większość kobiet po czterdziestce nigdy nie włożyłaby czegoś tak odważnego, ale nie Wiktoria Klarek. Kobieta przez ostatni rok przeszła całkowitą metamorfozę. Przeobraziła się niczym brzydkie kaczątko. Zaniedbaną, porzuconą żonę zastąpiła bezczelna i arogancka seksbomba. Niecodzienna przemiana wciąż dyskutowana była w kategorii zjawisk paranormalnych.

– Cześć, dziewczyny – przywitała wszystkie zebrane. Współczuję straty, naprawdę mi przykro – dodała, od niechcenia klepiąc Sylwię po plecach i siadając koło niej. Podobno całkiem ci odbiło. Weszłaś na biurko, odwiązałaś krawat, z którego zrobił pętlę, i zrzuciłaś trupa na ziemię. To prawda? – zapytała, nie siląc się na subtelności. Przyjaciółki spojrzały przerażone na Sylwię. – O, widzę, że jeszcze o tym nie słyszałyście…

– Uspokój się! – warknęła Loveth.

Sylwia spojrzała wymownym, piorunującym wzrokiem na koleżankę, ale nie dała się sprowokować. Zamiast tego powiedziała:

– Może rzeczywiście trochę przesadziłam. Nie mogłam patrzeć, jak Sylwester wisi bez ruchu. Byliśmy małżeństwem przez jedenaście lat.

– Jedenaście? Kawał czasu! To więcej niż Loveth żyje zażartowała Wiktoria, uśmiechając się słodko do najmłodszej z koleżanek. Mówiła dalej, zanim Mulatka zdążyła zareagować: – Sylwia, nie rób więcej takich rzeczy. Zamkną cię w psychiatryku albo oskarżą o utrudnianie śledztwa.

– Nie przeginaj! – upomniała Loveth.

– Och, przestań. Nie mówię nic złego, to tylko troska. Nie przyszłam jednak na plotki. Przyjechała policja. Lepiej, żebyś szybko do nich zeszła, poradzisz sobie?

– Tak, myślę, że tak.

– Świetnie, zejdę z tobą na dół. Potem pójdę do palarni. Muszę poznać inne wiadomości dnia. Jeden szczyl nie pojawił się w pracy już dwa dni i nie odbiera telefonów. Może ktoś wie, co się z nim dzieje. Pewnie pije wódkę z kumplami, zabawiając się z panienkami. Też w jego wieku balowałam, ale nigdy nie olewałam pracy w taki sposób paplała, chociaż nikt nie słuchał.

– Wiktoria, zamknij się! – warknęła w końcu Loveth. Mamy większe problemy niż twoje pogaduchy przy papierosie!

– Chodźmy – zakończyła dyskusję Sylwia.

Ponownie szła w stronę gabinetu zmarłego wiceprezesa, gdzie czekali już funkcjonariusze policji. Wiktoria życzyła powodzenia, wyrecytowała korporacyjną regułkę o wsparciu, po czym skręciła w stronę swojego królestwa palarni. Właśnie tam słuchano z namaszczeniem każdego wypowiedzianego przez Wiktorię słowa. Aktualnie uznawano ją nie tylko za seksbombę, ale również za królową gorących newsów. Przekazując informacje wyciągnięte od Sylwii, miała zostać zapisana w historii biurowego plotkarstwa na wieki. Przy okazji planowała dowiedzieć się, dlaczego ten mały gnojek przestał chodzić do pracy.

Loveth wróciła do swoich obowiązków. Wiedziała, że tego dnia nie zrobi wiele. Martwiła ją sytuacja przyjaciółki. Chciałaby jakoś pomóc Sylwii, która jak zawsze sprawiała pozory twardej babki, ale w głębi duszy nie mogła czuć się dobrze.

– Loveth, pozwól do mnie. – Marek wyrwał ją z rozmyślań.

– Tak jest, szefie.

Niechętnie wstała z krzesła. Obawiała się, że mężczyzna będzie chciał nadrobić stracony numerek, a to wytrąciłoby Loveth z równowagi. Gabinet Marka był niewielkim pomieszczeniem. Szafa pełna dokumentów, pokaźne biurko z komputerem oraz zdjęciami rodziny, dwa krzesła dla gości.

– Mam dla ciebie nowe zlecenie, wyślę ci szczegóły na maila – poinformował.

– Czy to wszystko?

– Właściwie to myślę, że powinniśmy poważnie przedyskutować sytuację, w jakiej się znajdujemy – wyjaśnił niezgrabnie. – Biuro to nie jest najlepsze miejsce. Może pójdziemy na kolację?

– Pewnie – zgodziła się, czując ulgę. Marek na pewno chciał tego samego, co ona – zakończenia romansu.

Powieść Niepokonane kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Niepokonane
A. Kameron3
Okładka książki - Niepokonane

Jaką siłą muszą wykazać się kobiety, aby poznać prawdę i postawić na swoim? Wiadomość o śmierci męża, znanego biznesmena, wywraca świat Sylwii do góry...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Autor
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje