Jak córka. Fragment książki „Piwnica"

Data: 2022-12-13 11:09:09 | Ten artykuł przeczytasz w 10 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

W budynku spółdzielni mieszkaniowej na 3 Maja straszy. Dlaczego duch daje znać o swojej obecności po prawie czterdziestu latach spokoju? Dlaczego pojawia się tylko wtedy, gdy dyżur ma ochroniarz Rafał?

Rafał i Aneta angażują się w prywatne śledztwo, które prowadzi do lat czterdziestych ubiegłego wieku. Wtedy w niewyjaśnionych okolicznościach zaginęła młoda kobieta. Bohaterowie podejrzewają, że jej ciało zostało zamurowane w piwnicy spółdzielni.

Zagadka z przeszłości przeplata się z problemami współczesnych bohaterów, rodzinne tajemnice mieszają z wielką historią.

Obrazek w treści Jak córka. Fragment książki „Piwnica" [jpg]

Magdalena Zimniak tworzy powieść psychologiczną na tle wydarzeń historycznych.

Tajemnica, elementy kryminału i horroru sprawiają, że powieści Piwnica nie sposób odłożyć, dopóki nie pozna się zakończenia.

„Piwnica" to przejmująca opowieść o losach kogoś z przeszłości, kto chciałby, aby historia została usłyszana.

- recenzja książki „Piwnica"

– W budynku, w którym znajduje się moja szkoła językowa, dwaj ochroniarze zgłosili, że słyszeli jęki i westchnienia, a winda zaczęła sama jeździć. Twierdzili, że to się powtarza i w końcu odmówili dyżurów nocnych. Rozmawiałam z nimi – byli przerażeni, chociaż koledzy z nich żartowali. Rozmawiałam też z panią sprzątającą, która przyznała, że podobna sytuacja miała miejsce kilkadziesiąt lat temu. Został wezwany ksiądz, odprawił mszę i duchy się uciszyły. Dlaczego jednak wróciły? Nie do końca uwierzyłam, że budynek jest nawiedzony, ale historia podziałała silnie na moją wyobraźnię. Wymyśliłam bohaterów i ich powiązania. Zaczęłam pisać, przerwałam na jakiś czas, ale opowieść we mnie tkwiła. Gdy skończyłam, uwolniłam się od niej – mówiła w naszym wywiadzie Magdalena Zimniak, autorka powieści Piwnica.

Do lektury zaprasza Skarpa Warszawska. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki Piwnica. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:

Szły przez noc w milczeniu, każda pogrążona we własnych myślach. Irena miała ich taki natłok, że nie była w stanie skoncentrować się na jednej. Wspomnienie wykrzywionej twarzy matki i jej ostatnich, z trudem wypowiedzianych słów: „Opiekuj się moją małą dziewczynką” mieszało się z pamięcią pożegnalnego uścisku męża, rozpacz z powodu rozstania z ukochanym z nieodbytą żałobą po matce, obrazy płonących kamienic, ruin i trupów na ulicach z myślą, że musi chronić dziecko w swoim łonie. Emocje plątały się, przygniatały. Na wierzch wypływał strach, że nie da rady, ale z każdym krokiem ustępował on miejsca gniewowi. Na Niemców, którzy uczynili ludzi niewolnikami, niszczyli, mordowali i gwałcili. Na matkę, że dała się zamordować i zrzuciła z siebie odpowiedzialność. Na siostrę, która powinna być przybita jak ona, a uśmiechała się, zerkając na pierścionek. Na Władka, że wypchnął ją z miasta i swojego życia. Na siebie, że mu uległa. Miała trwać przy mężu. Przysięgała. Na dobre i na złe. Na Keniga, który martwił się tylko o spłatę długu. Gniew opadał i zalewała ją fala żałości. A później przychodził lęk. W końcu zmęczenie wyparło wszystkie emocje. Myśli się uciszyły i Irena miała tylko jedno pragnienie. Położyć się i spać. Spać. Spać.

Jeszcze nie świtało, kiedy stanęły na skraju wioski. Zosia spojrzała niepewnie.

– Chyba nie powinnyśmy iść do niej w nocy? Bardzo ją wystraszymy, jeśli zaczniemy teraz walić w drzwi.

Cofnęły się do lasu. Dopiero teraz poczuły chłód. Usiadły, wtulone w siebie. Senność odeszła.

– Powiedz mi…

Nie wiedziała, jak zapytać. „Dlaczego zgodziłaś się uciec?” nie wydawało się odpowiednie. Ciekawe, że troszczyła się o dobre maniery czy raczej nieranienie uczuć siostry w chwili, gdy wszystko się zawaliło. Gdy zostawiły miasto obecnych i przyszłych trupów. Zosia wyciągnęła rękę.

– Zaręczyłam się.

Irena potrząsnęła głową. Argumentacja do niej nie przemawiała. Narzeczona nie opuszcza narzeczonego.

– Ale twój narzeczony tam został. Może…

Urwała. „Zostać zabity” nie przeszło jej przez usta.

– Zginąć – dokończyła Zosia. – Tak, wiem. Obiecał, że nie zginie. Że ożeni się ze mną. Poszłam, bo ty masz w sobie dziecko, które powinno się narodzić. Bo chcę o nie dbać. I o ciebie. Jeślibyście zginęli, nie miałabym nikogo z rodziny. Bo idę do matki mojego narzeczonego, która jest sama. Bo jeśli ja bym umarła, on nie mógłby walczyć. Bo musi być lepszy świat. Nie tylko dla innych. Również dla nas.

Ta argumentacja, bardzo zresztą przypominająca wywody Władka, miała luki, ale po raz pierwszy od przekroczenia granic miasta Irena pomyślała, że może będzie dobrze. Przytuliła mocniej siostrę.

– Mama kazała mi opiekować się tobą, a ty opiekujesz się mną.

– Mama… – Głos Zosi się załamał. – Myślisz, że jest z nami teraz?

– Tak. – Prawie w to wierzyła.

Sięgnęła do kieszeni i wymacała przedmiot, który Władek wsunął jej przy pożegnaniu. Wyjęła go i położyła na otwartej dłoni. Gorycz wróciła.

– Zobacz – powiedziała do Zosi. – To ich sygnet rodowy. Ojciec Władka zawsze go nosił. Władek… – Jej głos się załamał. Władek mówił, że może kiedyś, w przyszłości, też włoży go na palec. Dlaczego dał go jej? Przyda się? Można zamienić na pieniądze? Na chleb? Może na mleko dla dziecka? – Naprawdę myśli, że mogłabym go sprzedać?

Zosia przytuliła siostrę.

– Są rzeczy ważniejsze niż sygnet – powiedziała. – Twój mąż to rozumie.

Irena nie broniła się przed objęciem, ale ścisnęła palce, aż ostra krawędź sygnetu wbiła się we wnętrze dłoni.

– Musimy iść. – Wstała. Ręka jej krwawiła, na tyle lekko, że siostra nie zauważyła.

Z pierwszymi promieniami słońca weszły do wioski. W oknie mijanego domu Irena dostrzegła przyklejoną do szyby twarz. Momentalnie odwróciła głowę. Drogą jechał wóz, ciągnięty przez wychudzoną szczapę.

– Prrr! – zawołał woźnica, ściągając lejce. – Wy do kogo?

– Do pani Antolak – odkrzyknęła Zosia.

– Do Antolakowej! – Woźnica się ucieszył. – Toć to niedaleko dworu. Jadę tam. Wskakujta. Wiater dziś silny, a wy chudziątka.

Zosia spojrzała pytająco na siostrę, ale Irena miała dość wędrówki na piechotę i szukania.

– Dziękujemy – powiedziała, gramoląc się na wóz.

Chłop był tak zarośnięty, że trudno byłoby określić jego wiek. Oczy miał niebieskie, dobre. Tak przynajmniej pomyślała Irena.

– A skąd wy? – zapytał, ruszając.

– Z Warszawy.

– O! U nas gadajo, że już po Warszawie. Jak tam jest?

– Ciężko – przyznała Irena.

Miała nadzieję, że siostra nie poda szczegółów, bo obie się rozsypią.

– Ale wy pikne dziołchy so. Antolakowa to rodzina?

– Prawie – odpowiedziała Irena. Twarz Zosi się ożywiła.

– Jej syn to mój narzeczony.

– Co wy powiadajo? Toć to dla niej uciecha będzie! Ona samiusieńka jak ten palec, oczy za synami wypłakuje.

Irena przestała słuchać. Znów zrobiło jej się niedobrze. To już czwarty miesiąc, powinno przechodzić.

– Muszę…

Nie skończyła. Wychyliła się i zwymiotowała na drogę.

– Ona jest w ciąży – wyjaśniła Zosia i podała Irenie wodę. – Wypij do końca.

– Łoj, to łuna musi jeść. Mam chleb dla dziedziczki. Weźcie trochu. Dziedziczka zrozumi.

Odłamał spory kawał i podał Irenie. Pomimo solidnego posiłku sprzed kilku godzin znów była głodna.

– I dla was.

– Dziękuję – powiedziała Zosia.

Kątem oka Irena zobaczyła, że siostra wpycha łakomie wielkie kawałki do ust, prawie nie dbając o gryzienie. Zalała ją fala wstydu. Poprzednio Zosia zjadła dużo mniej od niej. Skoncentrowana na sobie i dziecku, nie pomyślała o głodzie siostry.

– To tutej.

– Bardzo panu dziękujemy!

Chłop skinął głową i ruszył. Weszły do obejścia.

– Dzień dobry!

Z kurnika wyszła wysoka, schludnie wyglądająca kobieta. Spojrzała na nie bez wrogości, ale i bez uśmiechu.

– A wy kto?

Zosia wyciągnęła z kieszeni zmięty list.

– My… Ja… ja jestem… Tu mam list dla pani. Ja jestem narzeczoną Staszka.

Kobieta się zachwiała.

– Narzeczoną? Chodźcie do izby.

Odebrała list z rąk Zosi i poprowadziła dziewczyny do środka.

– Siadajcie.

Zajęły miejsca na krzesłach wokół stołu. Gospodyni drżącymi rękoma rozłożyła papier. Poruszała ustami, czytając. Po jej twarzy spływały łzy. Gdy skończyła, wstała i podeszła do Zosi.

– Dziecko, ja taka szczęśliwa, że ty tu przyszła. Ty teraz dla mnie jak córka.

Położyła spracowaną ręką na głowie dziewczyny. Zosia osunęła się na kolana.

– Pani dla mnie jak matka. Ja już innej nie mam.

Obie zaniosły się szlochem, jakby puściła jakaś tama. Irena przyglądała im się, ponownie walcząc z mdłościami.

– Wstań, kochanie. Proszę – powiedziała starsza kobieta. Zosia podniosła się i kobiety zwarły się w uścisku.

– A ona… moja siostra…

– Ona też będzie dla mnie córka. Chodź do nas.

Starsza siostra pozostała sztywna. Wbrew słowom tamtych czuła się nie na miejscu, jak piąte koło u wozu. Dopiero kiedy matka Staszka wzięła ją za rękę, poprowadziła do Zosi i obie ogarnęła ramionami, uwierzyła. Była z rodziną. Miała oparcie.

Książkę Piwnica kupicie w popularnych księgarniach internetowych: 

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Piwnica
Magdalena Zimniak4
Okładka książki - Piwnica

W budynku spółdzielni mieszkaniowej na 3 Maja straszy. Dlaczego duch daje znać o swojej obecności po prawie czterdziestu latach spokoju? Dlaczego pojawia...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Recenzje miesiąca
Kobiety naukowców
Aleksandra Glapa-Nowak
Kobiety naukowców
Kalendarz adwentowy
Marta Jednachowska; Jolanta Kosowska
 Kalendarz adwentowy
Grzechy Południa
Agata Suchocka ;
Grzechy Południa
Stasiek, jeszcze chwilkę
Małgorzata Zielaskiewicz
Stasiek, jeszcze chwilkę
Biedna Mała C.
Elżbieta Juszczak
Biedna Mała C.
Sues Dei
Jakub Ćwiek ;
Sues Dei
Rodzinne bezdroża
Monika Chodorowska
Rodzinne bezdroża
Zagubiony w mroku
Urszula Gajdowska ;
Zagubiony w mroku
Jeszcze nie wszystko stracone
Paulina Wiśniewska ;
Jeszcze nie wszystko stracone
Pokaż wszystkie recenzje