Intryga i wiara. „Bractwo mandylionu" Wojciecha Dutki

Data: 2020-09-21 14:32:48 | Ten artykuł przeczytasz w 8 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Młody rycerz z hrabiowskiego rodu w wyniku intrygi zostaje oddany pod opiekę biskupowi miasta Gloucester, który wysyła go z misją na dwór króla Anglii. Porwany przez wiatr historii bohater staje się świadkiem wielu mrocznych i okrutnych wydarzeń: zabójstwa biskupa Becketa, zaciętych walk w Ziemi Świętej podczas trzeciej wyprawy krzyżowej, krucjaty przeciwko katarom, zdobycia Konstantynopola. Los stawia m.in. na jego drodze rycerza zakonu templariuszy, członka tajnego bractwa, które poszukuje mandylionu z Edessy, zaginionej relikwii czczonej w Bizancjum.

Obrazek w treści Intryga i wiara. „Bractwo mandylionu" Wojciecha Dutki [jpg]

Wydawnictwo Lira poleca Bractwo mandylionu – nowe, rozszerzone wydanie wielowątkowej powieści Wojciecha Dutki! Krucjaty, herezje, zderzenie światów katolickiego, prawosławnego i islamu tworzą barwne tło dla niezwykłej opowieści o losach głównego bohatera. Ma ona także drugie dno, autor stawia bowiem trudne pytania o religię i przemoc czynioną w jej imię. Dziś w naszym serwisie możecie przeczytać premierowy fragment książki: 

WSTĘP

W pierwszej połowie 2002 roku przebywałem na stypendium naukowym na Uniwersytecie Karola w Pradze. Stolica Czech jest miastem oszałamiającym różnorodnością. Jedzenie jest tam wyśmienite, tak jak piwo. Natomiast gotyckie i barokowe kościoły świecą pustkami i dlatego wydały mi się jeszcze bardziej urzekające, ponieważ pomyślałem, że są tylko dla mnie. Praga jest także miastem, w którym czas zatrzymał się nie tylko we wspaniałej architekturze, ale także na kartach dawnych książek.

Pamiętam, że dzień moich imienin, 23 kwietnia 2002 roku, spędziłem w gmachu praskiego Rudolfinum, siedzibie czeskiej Biblioteki Narodowej. Sporządzałem tego dnia wypisy z nudnych kościelnych schematyzmów. Musiałem je opracować dla mojego promotora z KUL (schematyzmem nazywa się urzędowy coroczny spis całego uposażenia diecezji w Kościele katolickim).

W pewnej chwili wziąłem do ręki kodeks oprawiony w czarną skórę stojący na sąsiednim biurku. Otworzyłem go. Księga składała się z kilku łacińskich tekstów zebranych w jednym tomie, ale pochodzących z różnych epok i dotyczących różnych zagadnień. Rzecz normalna dla średniowiecza. Pierwszy z owych tekstów, Quattuor imagines mundi sive de virtutibus 2 pióra franciszkańskiego mnicha Eustachego z Grottaferatty, był interpretacją nauczania Świętego Tomasza z Akwinu o czterech cnotach kardynalnych. Ale jakby nie dość średniowiecznej ortodoksji następnym dziełkiem w kodeksie była hagiograficzna opowieść Vita Annae ducissae Silesiae. Ten krótki, anonimowy tekst hagiograficzny opowiadał dzieje Anny, żony księcia wrocławskiego Henryka Pobożnego, który poległ z rąk mongolskich wojowników w bitwie pod Legnicą w 1241 roku. Trzecim dziełkiem w kodeksie był prawdziwy rarytas dla historyków filozofii, a mianowicie — komentarz Rogera Bacona do dzieła Arystotelesa o optyce, zatytułowany De oculis mundi. Tekst został napisany znakomitą łaciną, pełną fachowej terminologii.

Ostatni tekst w owej księdze był najbardziej sensacyjnym i niezwykłym łacińskim tekstem, jaki przeczytałem w swoim życiu: De honesto viro gentis Anglorum ex ordine militium templi Salomonis qui liberavit imaginem Christi manu homini non factam. Po polsku tytuł brzmi następująco: O czcigodnym mężu z narodu Anglików z Zakonu Rycerzy Świątyni Salomona, który uratował wizerunek Chrystusa nieuczyniony ręką człowieka. Tekst liczył szesnaście kart pisanych w dwu kolumnach po łacinie. Jestem pewien, że niejeden z mediewistów zazdrościłby mi takiego odkrycia.

Styl pisma był dość niespotykany, ale sprawił mi dużo przyjemności. Lubię tłumaczyć łacińskie teksty. Ten był rarytasem, gdyż niecodziennie można w Polsce widzieć średniowieczny tekst pisany półuncjałą insularną (to typ łacińskiego pisma, które rozwinęło się tylko w Anglii między VI i VIII wiekiem). Gdy jednak wczytałem się w łacińskie wersy, po raz pierwszy od czasów liceum dziękowałem Bogu za to, że gdy moi koledzy i moje koleżanki z klasy buntowali się przed łaciną, ja mozolnie wkuwałem słówka, ćwiczyłem łacińską gramatykę i do bólu wczytywałem się w teksty Cycerona.

I tak natrafiłem na ślad morderczego spisku i historię bractwa mandylionu.

Zaginiona relikwia

Wspomniany tekst zawierał historię templariusza, Geoffreya de Melville’a, pochodzącego z rodu hrabiów Gloucester, zapisaną przez jakiegoś dominikanina około roku 1318 roku w Oksfordzie. Najwcześniejsza wersja tego tekstu mogła jednak pochodzić z XIII wieku, gdyż autor odpisu, który miałem w ręce, napisał w krótkim wprowadzeniu, że tekst oryginału De honesti viri gentis Anglorum przywiózł do Anglii za panowania króla Jana bez Ziemi (1199—1216) jakiś nieznany z imienia angielski templariusz. Na szczęście średniowiecze miało twórczą obsesję przepisywania tekstów. Dzięki niej mogła do mnie dotrzeć opowieść o tym człowieku, który — jak napisał ów dominikanin z Oksfordu — „poznał straszliwy smak herezji i prostą łagodność ortodoksji, i który widział na własne oczy wizerunek Chrystusa, niestworzony ręką człowieka”. Ów mnich użył greckiego słowa na oznaczenie wizerunku Chrystusa, a mianowicie — αχειροποίητος (acheiropoietos), co rzeczywiście znaczy „niestworzony” lub „niewykonany ręką człowieka”.

Długo nie mogłem sobie przypomnieć, w jakich okolicznościach natrafiłem na takie określenie. Moja ogólna historyczna erudycja podpowiedziała mi, że określeniem acheiropoietos nazywano w średniowieczu w Kościele wschodnim pewien typ ikonicznego wizerunku Chrystusa. Ikony te ukazywały twarz dojrzałego mężczyzny z czarną brodą i ciemnymi włosami. Taka pojawiła się w Bizancjum w IX wieku. Wcześniej nikt nie przedstawiał w ten sposób Jezusa. Można tylko przypuszczać, że ikona zwana acheiropoietos mogła być inspirowana jakimś zaginionym wzorcowym wizerunkiem. Łaciński tekst, jaki znalazłem w Pradze, nasuwał sporo nowych pytań w tej skomplikowanej i trudnej naukowej materii.

Zaczęły mnie nurtować inne pytania. Czyżby w kręgu ortodoksyjnych katolików w średniowieczu przetrwała pamięć o jedynym prawdziwym wizerunku Chrystusa, który Grecy nazywali mandylion? Wizerunek ten, według znakomitej książki angielskiego historyka Iana Wilsona pod tytułem Całun turyński, był odbity po zmartwychwstaniu na płótnie i opisany w Ewangelii Świętego Jana. W czasach rzymskich znajdował się w Edessie w Syrii, a w połowie VII wieku został przewieziony do Konstantynopola przez armię bizantyjską ustępującą przed wojowniczymi zagonami arabskimi. Ian Wilson stwierdził, że ów tajemniczy wizerunek Chrystusa przechowywano w kaplicy Faros w Konstantynopolu. Relikwię widział i opisał bizantyjski cesarz Konstantyn Porfirogeneta około 943 roku. Znana historia mandylionu skończyła się w 1204 roku, podczas dokonanej przez zachodnich krzyżowców krwawej rzezi Konstantynopola. Relikwia została wówczas skradziona przez nieznanych nam sprawców i zaginęła.

Tekst, który odkryłem w Pradze, rzucał światło na złodziei. I tak natrafiłem na ślad bractwa mandylionu, tajnego stowarzyszenia. Na kanwie tej historii zrodził się pomysł niniejszej powieści.

Tajemniczy autor

Przeczytałem historię Geoffreya kilka razy, robiąc po łacinie obszerne notatki. Pod wieczór owego dnia, kiedy wziąłem do ręki tę tajemniczą księgę, do biblioteki przyszedł starszy ksiądz, którego niemiecki twardy akcent zabrzmiał w moich uszach wyjątkowo niemile. Ów staruszek zrobił w bibliotece piekielną awanturę. Oskarżył mnie, że zabrałem księgę, którą sam miał ochotę przeczytać. Nie miałem zamiaru jej ukraść, ale starzec był nieubłagany. Musiałem oddać książkę bibliotekarzom. Starzec wziął księgę i wyszedł z biblioteki. Przez kilka następnych dni próżno czekałem na przybycie starego księdza. Jedynym śladem po księdze była sygnatura, którą zanotowałem na jakimś świstku. Gdy jednak kilka dni później poprosiłem bibliotekarzy o pomoc w odnalezieniu księgi, rewers przychodził z magazynu biblioteki zawsze z adnotacją: „Taka książka nie istnieje”. Wiem, że ktoś chciał tę księgę ukryć przede mną. Poprosiłem bibliotekarzy o małą przysługę. Zostawiłem im mój adres, gdyż mieszkałem wówczas w akademiku Na Kajetance.

Dwa dni przed wyjazdem z Pragi pokój w akademiku, gdzie mieszkałem, został zdemolowany. Wszystkie notatki zostały mi skradzione i dlatego całą historię muszę odtworzyć z pamięci.

W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Bractwo mandylionu. Powieść Wojciecha Dutki kupicie w popularnych księgarniach internetowych: 

REKLAMA

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Bractwo mandylionu
Wojciech Dutka0
Okładka książki - Bractwo mandylionu

Młody rycerz z hrabiowskiego rodu w wyniku intrygi zostaje oddany pod opiekę biskupowi miasta Gloucester, który wysyła go z misją na dwór...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Reklamy
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje