W Auschwitz tylko jeden dźwięk brzmiał tak jak na wolności. Była to burza oklasków po zwycięskiej walce.
Do niemieckich obozów śmierci trafiali także sportowcy, w tym legendy światowego boksu. Jak wszyscy więźniowie skazani byli na powolne umieranie. Jednak niektórzy spośród nich nawet w tak ekstremalnych warunkach potrafili odnaleźć w sobie sportowego ducha. Niczym gladiatorzy stanęli na obozowym ringu, by walczyć – nawet przeciw swoim oprawcom.
Dla esesmanów krwawe igrzyska były jedynie dochodową rozrywką i zabawą, dla nich stały się walką o godność i honor wszystkich więźniów.
Prawdziwi sportowcy, wierni zasadzie fair play, niejednokrotnie zapłacili za to najwyższą cenę, a ich męstwo i odwaga budziły respekt nawet wśród obozowych katów.
Gladiatorzy z obozów śmierci to historie o bohaterskich bokserach, harcie ducha i niezwykłej woli walki i życia. Publikacja do księgarń trafiła pod koniec września nakładem Wydawnictwa Bellona. W naszym serwisie znajdziecie już recenzję książki Gladiatorzy z obozów śmierci. Sięgnijcie też po wywiad z Andrzejem Fedorowiczem, autorem publikacji oraz fragment książki Gladiatorzy z obozów śmierci. Dziś prezentujemy Wam historię jednego z gladiatorów, walczących w obozach. Oto Hercka Haft:
Urodził się 25 lipca 1925 roku w Bełchatowie, w rodzinie Mojżesza i Hindy Haów. Matka, z domu Waimann, pochodziła z sąsiedniego Kamieńska i była wysoką, mocno zbudowaną kobietą. Ojciec stanowił jej zupełne przeciwieństwo. Był szczupły i delikatny, ale jak to w żydowskich rodzinach było w zwyczaju, małżeństwo zostało skojarzone przez swatów. Za posag żony Mojżesz kupił wóz i konia, dzięki czemu zarabiał jako dostawca warzyw na bełchatowski targ. Pracował ciężko, jednak w domu się nie przelewało, bo gęb do wyżywienia przybywało błyskawicznie.
Pierwszy, w 1906 roku, urodził się Israel zwany Arie. Po nim przyszli na świat bracia Machel, Birach i Perec oraz siostry Roza, Brandel i Rya. Hercka urodził się jako ostatni, kiedy jego matka miała 39 lat. Była już wówczas tak otyła, że nawet nie zauważyła swojej ósmej ciąży. Dziecko po prostu wypadło z niej na podłogę, kiedy robiła pranie. Poza guzem na głowie noworodek nie miał jednak żadnych obrażeń. To wtedy Hinda zaczęła nazywać go dzieckiem szczęścia.
Dziesięcioosobowa rodzina mieszkała w niewielkim domu przy bełchatowskim rynku, żywiąc się głównie warzywami, które zostały ojcu z dowożonego na rynek towaru. Mięso było rzadkością, jednak Hercka rósł jak na drożdżach. Widać było, że budowę ciała odziedziczył po matce i kiedy dorośnie, będzie najpotężniejszym mężczyzną w całej rodzinie.
Mojżesz Ha zmarł, kiedy Hercka miał pięć lat, zarażony przez najmłodszego syna przywleczonym do domu durem brzusznym. Nikt się specjalnie nie dziwił, bo dzieciak już od trzeciego roku życia włóczył się sam po targu i zaułkach Bełchatowa, bawiąc się ze wszystkimi napotkanymi psami i kotami. Jednak Arie i Roza, którym przypadła teraz rola ojcowania i matkowania młodszemu rodzeństwu, nie ukrywali, że o śmierć ojca obwiniają właśnie Herckę. To bolało, a frustrację trzeba było jakoś rozładować. Chłopak zaczął się bić w szkole nie brakowało okazji do konfliktów między chrześcijańskimi i żydowskimi dzieciakami, tym bardziej że ci pierwsi byli wyraźnie faworyzowani przez nauczycieli. Kiedy jednak w bójce nauczyciel zdecydowanie stanął po stronie przeciwnika, Hercka nie namyślając się zaatakował również jego. Aby powstrzymać agresję jedenastolatka, potrzebnych było trzech dorosłych. Na tym incydencie skończyła się edukacja Hercki, który z hukiem wyleciał ze szkoły.
Brat Arie miał Antoni tego dość. Przejął interes po zmarłym ojcu i ciężko pracował. Przytłoczony odpowiedzialnością za rodzinę uznał, że pora wreszcie zrobić porządek z nieobliczalnym beniaminkiem. Odtąd Hercka był bity przez niego przy każdej okazji, za najdrobniejsze przewinienie. Kiedy próbował się bronić, brat po prostu rzucał go na ziemię i kopał. Zapędził go też do pracy przy tkaniu – pobudka była o 4.30 rano, a ociąganie się karane biciem. Tak minęły kolejne lata, w czasie których część rodzeństwa pożeniła się i powychodziła za mąż, inni wyjechali w poszukiwaniu pracy do pobliskiej Łodzi. W domu przy bełchatowskim rynku została tylko Hinda, Arie i Hercka.
Gdy skończył 14 lat, wybuchła wojna. Arie został wcielony do wojska i wysłany na front pod Wieluń. Hercka z matką zaprzęgli wóz i próbowali uciekać, jednak niemieckie samoloty bezlitośnie ostrzeliwały kolumny takich jak oni cywilnych uchodźców. Wrócili więc do Bełchatowa, który po zajęciu przez Niemców został podzielony na część aryjską i żydowską, a następnie włączony do Niemiec. Władzę w mieście objęli miejscowi folksdojcze, wprowadzając brutalny terror.
Arie przeżył walki i wrócił do domu, wkrótce pojawił się też Perec. Starsi bracia szybko zorganizowali grupę przemytników, których zadaniem było dostarczanie deficytowych towarów do Piotrkowa Trybunalskiego. Chociaż oba miasta były odległe o zaledwie 30 kilometrów, teraz dzieliła je granica między III Rzeszą a Generalnym Gubernatorstwem. Chociaż Arie i Perec nie brali bezpośrednio udziału w tych eskapadach, bez skrupułów wysyłali na nie najmłodszego brata. Tak Hercka stał się członkiem grupy, której zadaniem było szmuglowanie nocami, przez pola i niestrzeżone drogi, towarów do Piotrkowa i z powrotem.
Interes okazał się tak dochodowy, że Haowie z jednej z biedniejszych żydowskich rodzin w Bełchatowie stali się prawdziwymi krezusami. W domu mieli wszystko, czego brakowało im przed wojną, a Hinda mogła wreszcie pospłacać zaciągnięte wcześniej u sąsiadów długi oraz pomóc krewnym w potrzebie. Przy okazji rosła też pozycja Hercki. Chłopak nabrał pewności siebie i zaczął spotykać się ze śliczną Leą. Znajomość rozwijała się wspaniale do momentu, w którym popełnił straszliwy błąd.
Pewnego dnia zobaczył na ulicy grupę kłócących się mężczyzn, wśród których rozpoznał Ariego. Brata trzymał jakiś mężczyzna. Nie namyślając się, wpadł między nich, odepchnął intruza i wymierzył mu potężny cios w szczękę. Dopiero gdy ten wstał z ziemi, otarł zakrwawioną twarz i wypluł zęby, Hercka z przerażeniem zrozumiał, że znokautował właśnie Meira, ojca swojej ukochanej! Co gorsza, wcale nie zamierzał on bić Ariego, a jedynie powstrzymywał go przed bójką z Żydem z innej grupy przemytników. Powodem konfliktu były wzajemne oskarżenia o donoszenie na konkurencję policji.
Tydzień trwało, zanim Hercka nabrał odwagi, by pójść z przeprosinami. Jako podarunek przebłagalny wziął ze sobą dużą torbę żywności.
– Masz jaja, żeby się tu pokazywać! – usłyszał w drzwiach głos Meira. Ojciec Lei wpuścił go jednak i pozwolił dalej spotykać się z córką; najwyraźniej zrobiła na nim wrażenie determinacja, z jaką chłopak stanął w obronie rodziny. W życiu Hercki nastąpiły słodkie chwile. Polska była pod okupacją, rozpoczynały się prześladowania Żydów, którym konfiskowano domy i majątki, a on chodził z Leą na randki nad rzeczkę Rakówkę, całował się i planował ślub. Po niefortunnej akcji z pobiciem Meira z szacunkiem zaczął też patrzeć na niego najstarszy brat. Arie zrozumiał w końcu, że Hercka nie bronił się przed jego razami tylko dlatego, że okazywał mu respekt należny ojcu. Jednak teraz ten mierzący niemal 180 centymetrów wzrostu i ważący ponad 70 kilogramów nastolatek mógł jednym ciosem powalić go na ziemię. Nigdy już więcej nie tknął najmłodszego brata.
Sielanka Hercki została jednak brutalnie przerwana, gdy Arie nie stawił się na zarządzoną przez Niemców rejestrację Żydów. Zamiast niego żandarmi wzięli Herckę. Najpierw połamali mu połowę palców w jednej dłoni, przytrzaskując je drzwiami, żeby powiedział, gdzie ukrył się brat. Nie dowiedzieli się niczego, więc zatrzymali go zamiast Ariego. I tak szesnastoletni chłopak znalazł się w grupie kilkuset bełchatowskich Żydów, którzy mieli zostać wysłani do obozu pracy. Po całonocnej jeździe konwój ciężarówek zatrzymał się w Poznaniu, w dzielnicy Dębiec, gdzie stały już przygotowane wcześniej baraki.
Herckę przydzielono do rozładunku wagonów. Szybko zorientował się, że takie miejsca jak Dębiec są dla Niemców doskonałą okazją do napełnienia sobie kieszeni. Majstrem w jego komandzie był blondyn w wieku około 40 lat o nazwisku Naparella. Był cywilem, pochodził z Berlina i Hercka wyczuł, że może mu zaufać. Opowiedział mu historię swojego aresztowania i miał wrażenie, że Niemiec nawet mu współczuje. Jego brat po dojściu Hitlera do władzy został aresztowany jako komunista i wysłany do obozu koncentracyjnego w Dachau. Naparella miał rodzinę w Berlinie, żonę i dwójkę dzieci, które czasem odwiedzał. W Poznaniu natomiast utrzymywał trzy kochanki, obdarowując je kradzionymi z transportów rarytasami. Hercka szybko zawarł z majstrem porozumienie – miał wyciągać dla niego z przychodzących na Dębiec wagonów papierosy, cygara i alkohol w zamian za ochronę i dodatkowe jedzenie.
Znów miał szczęście – Naparella pozwalał mu nawet korzystać z jednej ze swoich poznańskich garsonier. Hercka mógł tam najeść się do syta, a nawet wykąpać w wannie. Cały czas jednak myślał o Lei, matce i swojej rodzinie. Co się z nimi stało? Czy Ariemu udało się ukryć, czy wpadł w ręce Niemców? Świadomość, że jego dziewczynie i rodzinie może grozić niebezpieczeństwo stawała się tym bardziej dokuczliwa, im lepsze warunki zapewniał mu Niemiec. W końcu Hercka postawił wszystko na jedną kartę. Poprosił jedną z dziewczyn swojego majstra, żeby wysłała list do Zosi Kubiak, szkolnej przyjaciółki Lei, z prośbą o przekazanie go w jej ręce.
Po dwóch pełnych niepokoju tygodniach przyszła odpowiedź. Lea pisała, że życie w bełchatowskim getcie staje się coraz trudniejsze. Panował tyfus i głód. Na szczęście Ariemu udało się uniknąć wpadki – ukrywając się przed Niemcami, dalej prowadził przemytniczy proceder, objął też opieką ją i jej rodzinę. W kolejnym liście Lea pisała, że Niemcy przystępują do wysiedlania Żydów z Bełchatowa. Trzeciego już nie było.
Hercka szalał z niepokoju. W końcu, wykorzystując chciwość Naparelli, przekonał go do eskapady do odległego o 250 kilometrów Bełchatowa. Majster miał zabrać złoto, które planowali wymienić z zyskiem na towary przemycane przez Ariego. Wyposażeni we wszystkie niezbędne przepustki wyruszyli autem i wieczorem dotarli na miejsce. Żydowska część miasteczka wyglądała jednak jak wymarła – dom Haów i dom Lei też były całkowicie puste. Hercka poprosił więc Naparellę, by pojechali na obrzeża Bełchatowa, gdzie mieszkała jego siostra Brandel z mężem. Kiedy on trafił do Poznania, ona właśnie była w pierwszej ciąży.
Gdy dojechali na miejsce, przed oczami Hercki rozegrała się scena jak z najgorszego koszmaru. Przed domem stała pełna ludzi ciężarówka otoczona przez uzbrojonych Niemców. Właśnie pędzono do niej Brandel i jej męża. Siostra krzyczała, że w domu zostało małe dziecko. Jeden z policjantów poszedł po nie, po czym, będąc już na ulicy, nagle upuścił niemowlę. Rozległ się rozdzierający krzyk i inny Niemiec, bez słowa wyciągnął pistolet i strzelił w główkę chłopczyka. Hercka nie pamiętał już, co było dalej. Jak sparaliżowany siedział w aucie, gdy spanikowany Naparella z piskiem opon ruszył do Poznania. Przez całą drogę nie powiedzieli ani słowa. To był dzień, w którym Hercka stracił wiarę w Boga.
Książkę Gladiatorzy z obozów śmierci kupicie w popularnych księgarniach internetowych: