Zasady są zasadami! "Gdyby miało nie być jutra"

Data: 2021-07-21 11:37:55 | Ten artykuł przeczytasz w 15 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Kiedy Milena odeszła bez słowa, Igor obiecał sobie, że już nigdy nie da się zranić. Tylko w ten sposób mógł sobie poradzić z bólem. By przetrwać, postanowił żyć tak, jakby nie miał nic do stracenia: mocno, bez zahamowań i na krawędzi. Bo bez niej nic nie miało sensu. Równie dobrze mógł zostać królem miejskiego półświatka.

Teraz Milena wraca do ich rodzinnego miasta w glorii gwiazdy filmowej. Choć odniosła sukces, nie jest szczęśliwa. Pora jednak stawić czoło przeszłości. I zdrajcy, którym okazał się najbliższy jej człowiek.

Długo próbowali o sobie zapomnieć. Ale ból wiąże równie mocno jak miłość. Tyle że sercu nie można rozkazywać. A Milenę i Igora łączy uczucie jedyne w swoim rodzaju. Czy okaże się dość silne, by pokonać kłamstwa, żal i lata milczenia? Ten związek może być najbardziej szaloną  rzeczą, jaką kiedykolwiek zrobili. I prawdopodobnie jeszcze tego pożałują. Ale żyje się raz. I kocha prawdziwie też tylko raz.

Obrazek w treści Zasady są zasadami! "Gdyby miało nie być jutra" [jpg]

Gdyby miało nie być jutra to najnowsza książka Agnieszki Lingas-Łoniewskiej. Nowa książka Dilerki Emocji, która ukaże się nakładem Wydawnictwa Słowne z uczuciem, to gęsta od uczuć opowieść o ludziach, którzy nie mają nic do stracenia – poza miłością życia. Ostatnio mogliście przeczytać pierwszy rozdział tej historii, tymczasem już teraz zachęcamy do lektury kolejnego fragmentu powieści:

Rozdział 2

Podobno jedyne, co w nas naprawdę pozostanie, to wspomnienia. Oznaka naszej bytności w latach ubiegłych, niczym zapisana na taśmie wideo etiuda przemykająca urywanymi obrazami w naszych umysłach. Tylko taśmę można skasować, można wyrzucić. 

Dlaczego nie mogłem zrobić tego samego z własnymi myślami? Jeden przycisk i wreszcie uwolniłbym się od wspomnień. I od niej. 

Milena Kępska uśmiechała się swoim firmowym, uroczym uśmiechem, który sprawiał, że obecnym na sali miękły kolana. Miała do perfekcji opanowane kontakty z prasą – dziennikarze ją lubili, bo zawsze znalazła dla nich czas i powiedziała kilka słów do kamery lub mikrofonu. Stawała się wrogo nastawiona jedynie w momentach, gdy któryś z przedstawicieli mediów próbował naciągnąć ją na zwierzenia osobiste. Dlatego na każdej konferencji prasowej padało zastrzeżenie, aby nie zadawać pytań związanych z życiem aktorki. 

– Jak pani ocenia swoją grę w Gdyby miało nie być ju­tra? – spytała dziewczyna z wałbrzyskiego radia. 

– Dałam z siebie wszystko. Główna bohaterka... żyła we mnie. Po prostu na jakiś czas porzuciłam swoją osobowość i stałam się Natalią. 

– Jak współpracowało się pani z resztą obsady? – dopytywał dziennikarz z ogólnopolskiego magazynu poświęconego kinu. 

– Świetnie. To profesjonaliści, a do tego wspaniali ludzie. Zespół był naprawdę zgrany – odpowiedziała Milena bez zastanowienia. 

– Dlaczego akurat Wałbrzych? – Pytanie ponownie zadała dziennikarka radiowa. 

Milena zawahała się, ale odpowiedziała niemal natychmiast, nie dając po sobie poznać, że pytanie zaczyna wkraczać na „teren prywatny”. 

– To moje rodzinne miasto. Taki powrót do korzeni. To chyba normalne? 

– Czy pani bliscy są dumni z pani osiągnięć? – spytał jakiś jasnowłosy dziennikarz, sprawiając, że stali bywalcy konferencji prasowych Mileny spojrzeli na niego z pogardą. 

– Następne pytanie! – Joanna była jak zawsze czujna. – Jakie są pani najbliższe plany? 

– Teraz trochę się pourlopuję. Dostałam kilka propozycji, przeglądam scenariusze, jeszcze nie podjęłam żadnej decyzji. 

– Czy pani matka będzie na premierze filmu? 

Milena spojrzała z wściekłością na wścibskiego dziennikarza i dała swojej menadżerce sygnał do zakończenia spotkania. 

– Dziękujemy państwu, panią Kępską czeka jutro emocjonujący wieczór, na pewno po pokazie niektórzy z państwa będą mogli zadać jej kilka pytań. 

– Ale... Pani Kępska!... Milena! Może jeszcze... Jak? 

Pytania utknęły w kakofonii ogólnego zamieszania, ale Milena już tego nie słyszała. Wyszła bocznym wyjściem odprowadzana przez ochronę, za nią szła Joanna. 

– Co to za dupek? – warknęła aktorka, gdy już znalazły się w samochodzie. 

– To jakaś tutejsza gazeta. Dostał akredytację, bo jest przedstawicielem lokalnych mediów. Nie chcieliśmy, aby później pisali, że masz gdzieś mniejsze gazety. 

– Szuka taniej sensacji. Wredna, mała menda – Milena zaciskała szczęki i ciężko oddychała. 

– Nie przejmuj się nim, to płotka. 

– Zasady są zasadami! – Rudowłosa kobieta utkwiła w swej menadżerce twardy wzrok. – Nikt nie ma prawa mnie pytać o moje życie. Ani o nią! 

Igor zrobił ostatni przelew i oparł się o skórzane oparcie fotela. Czekał na Sebola, który już jechał w kierunku Cristala. I myślał o swoich synach. Grześ miał w przyszłym tygodniu urodziny, zastanawiał się więc nad prezentem dla chłopca. Myślał o wielu rzeczach, byleby tylko zaprzątnąć czymś umysł i nie skupiać się na tym, o czym bał się rozmyślać. Na całe szczęście usłyszał tupot ciężkich butów i po chwili otworzyły się drzwi jego gabinetu. Do środka wpadł wysoki, potężny facet z ogoloną na gładko czaszką. 

– Co się tak tłuczesz? – Igor przewrócił oczami. 

– Szefie, ale jaja! – Olbrzym usiadł na krześle, które zaskrzypiało pod jego potężnym ciałem. 

– Co jest? 

– Rozmawiałem z tą menadżerką, ta impreza, co jutro tu będzie, to po premierze tego filmu, co gra ta szefa znajoma. 

Igor spojrzał czujnie na Sebola, czy mógł się domyślać, że...? Nie, to niemożliwe. Na wszelki wypadek postanowił ukręcić łeb plotkom, zanim powstaną. 

– Ale wielka sensacja. Przecież wiedziałem o tym, myślisz, że nie wiem, co się dzieje w mojej firmie? – powiedział spokojnie, kierując myśli współpracownika na inne tory niż znajomość szefa z aktorką. 

– Ale szefie! Ta Kępska to wielka gwiazda! Zajebista reklama dla naszej knajpy! – ekscytował się Sebol. 

– Wiem. Dlatego się zgodziłem – dodał Krasny, ucinając wszelkie spekulacje. 

Przynajmniej swoich pracowników mógł okłamywać. Bo siebie samego... nie, to już nie było takie proste. Nic nie było proste, kiedy tylko rudowłosa dziewczyna pojawiała się w jego głowie. We wspomnieniach. Była tam niemal zawsze. Ukrywał to głęboko, ale ona tam tkwiła jak zadra, przypominając o czasach, które minęły. 

Jechałem do niej, mieszkała na Podgórzu w starej, poniemiec­kiej kamienicy. Kilka razy odprowadziłem ją tam, ale widzia­łem, że krępuje się zaprosić mnie do siebie. Podejrzewałem, że musi mieć jakiś problem ze starymi, choć nie byłem pewien. Wiedziałem tylko, że muszę się z nią zobaczyć. Coś mnie do niej ciągnęło, cały czas o niej myślałem, a w szkole starałem się wciąż na nią wpadać. Moi kumple domyślili się, że ta mała ruda bardzo mi się podoba. Miałem gdzieś ich głupie docin­ki i wścibstwo, najważniejsze było dla mnie to, że Milena ze mną rozmawiała, szczerze i otwarcie. Nigdy przede mną nie grała. Nie udawała, nie przymilała się. Była sobą, nie kolej­ną panienką, której zależało na poderwaniu Krasnego. I ja przy niej też mogłem być szczery. Mogłem być sobą. Szedłem Katowicką i skręciłem w Reymonta. Mieszkała w tym brud­ no­pomarańczowym budynku. Wbiegłem na parter i już tam do moich uszu dobiegły odgłosy jakiejś burzliwej awantury. Szybko zorientowałem się, że ten hałas dochodzi z mieszkania Kępskich. Stanąłem niezdecydowany, nie wiedząc, co robić. Wreszcie usłyszałem krzyk Mileny: „Mam tego dość!”. Drzwi otworzyły się z hukiem i zapłakana dziewczyna wypadła na klatkę schodową. Gdy mnie dostrzegła, zatrzymała się na mo­ment. Wyglądała na niepewną i zagubioną. 

– Co ty tu... – Jej dalsze słowa zginęły w duszącym szlo­ chu, który próbowała zdusić dłonią, a gdy jej się nie udało, machnęła ręką i zbiegła po schodach na dwór. Z mieszkania wytoczyła się ładna blondynka o przepitej twarzy, ubrana tylko w prześwitującą halkę. Za nią stał facet, kiwał się, nie mogąc zachować równowagi, a jego czerwony nochal jednoznacznie wskazywał na zainteresowania. 

– Śliczniutki – wybełkotała roznegliżowana blondynka. – Zgubiłeś się? 

Odwróciłem się bez słowa i wybiegłem na ulicę w poszuki­waniu Milki. Dostrzegłem ją w górze ulicy. Biegła w kierunku starego wiaduktu. Ruszyłem za nią i szybko dogoniłem. Zła­ pałemją za ramiona i odwróciłem do siebie. Była zapłakana, na czerwonym od płaczu policzku wciąż było widać odbity ślad dłoni. 

– Milena, co się stało? 

– Zostaw mnie. Wszyscy mnie zostawcie! – Odepchnęła mnie i chyba dopiero wtedy zrozumiała, że to ja. – Co ty tu robisz? Po co tu przyjechałeś? Jezu! – Zakryła dłońmi twarz, ale zdążyłem dostrzec w jej oczach wstyd i zażenowanie. 

– Milena, ojciec cię uderzył? Milena, proszę, spójrz na mnie. – Złapałem ją za nadgarstki i zmusiłem, żeby na mnie spojrzała. 

– Krasny. Źle ulokowałeś swoje zainteresowania. Idź do swojego świata. – Patrzyła na mnie już bez wstydu. Za to z ja­ kimś dziwnym żalem. 

– Myślę, że doskonale ulokowałem swoje zainteresowania. Chcę być z tobą. Nieważne, kim są twoi rodzice. Liczy się tylko to, kim ty jesteś. 

Patrzyła na mnie i wiedziałem, że intensywnie myśli – rozważa to, co jej powiedziałem. Prawda czy kłamstwo? Szczerość czy fałsz? Wreszcie westchnęła i ramiona opadły jej w bezbronnym geście rezygnacji. Spojrzała na mnie oczami pełnymi rozpaczy. 

– To nie jest mój ojciec. Ja... nie mam ojca. A moja matka jest alkoholiczką. 

Prawda. Tak proste słowa. Niemal beznamiętne. A ude­rzyły mnie jak obuchem. Ja zawsze miałem rodzinę – ojca, matkę, siostrę. Kochali mnie, a ja kochałem ich. Pierwszy raz porównałem moje życie z życiem tej dziewczyny. I zro­zumiałem, jak wielka dzieli nas przepaść. Ogarnął mnie niewypowiedziany żal. I zrozumiałem, że dla mnie już nic nie będzie takie samo, dopóki nie pomogę Milenie wyrwać się z tego domu. 

– Chcę z tobą być. Zależy mi na tobie. Bardzo. I pomogę ci. Tylko pozwól mi na to. – Podszedłem krok bliżej i patrzyłem jej prosto w oczy. Ona wpatrywała się w moje i znowu wszystko rozważała. I wreszcie... oparła czoło o moją pierś, a ja przytu­ iłem ją do siebie. I tak staliśmy, ja głaskałem jej włosy, a ona szlochała w moją kurtkę. I wiedziałem, że ta dziewczyna na zawsze zagości w moim sercu. W moim życiu. Pragnąłem tego bardziej niż czegokolwiek innego. 

Igor zamknął gabinet i powoli ruszył w stronę parkingu. Odkąd ona znów pojawiła się w jego życiu, ciężko mu było skupić się na czymkolwiek i nie myśleć o tym, co było. I o tym, co jest. O tym, co może być, nie myślał, chyba że myśli te dotyczyły przyszłości jego synów. Teraz oni byli dla niego najważniejsi, wszystko co robił, robił po to, aby zapewnić im dostatnie życie i bezpieczeństwo. Łatwo było robić interesy, zarabiać pieniądze, kosić konkurentów. Gorzej, gdy przychodził wieczór, gdy chłopcy leżeli już w łóżkach, a samotność pukała do drzwi pustej sypialni. Dlatego Igor ciągle pracował, niemal od rana do wieczora, jedynie weekendy i poranki poświęcając synom. Pomagały mu matka i siostra, które nigdy tak naprawdę nie dowiedziały się, co wydarzyło się przed laty i dlaczego rozstał się ze swoją dziewczyną. Przecież szalał za nią, a ich związek był przykładem na to, że prawdziwa miłość naprawdę istnieje. Lecz Krasny wiedział swoje. Miłość pojawia się i znika, a jedno, co jest pewne, to kasa i władza. I tego się trzymał. 

Gdy wszedł do domu, synowie oglądali telewizję, matka kończyła sprzątać w kuchni. Często zastanawiał się, jak by żył, gdyby nie ona. Zawsze przy nim trwała, pomagała mu, wspierała go. A sama przecież też wiele przeżyła. Gdy zmarł ojciec, Igor myślał, że mama nie poradzi sobie bez niego. 

Rodzice byli bardzo ze sobą związani, kochali się mocno i gdy patrzył na nich, jako dziecko zawsze marzył o takiej właśnie miłości. Kiedy jego siostra przeżyła swój koszmar, a on został sam, bo Milena wolała karierę i związek ze starszym reżyserem, Igor przestał wierzyć, że takie uczucie jest możliwe. A gdy Iwona odeszła i zostawiła go z synami... coś w nim pękło. Umarło. I cały czas żył w takiej uczuciowej pustce, przekazując tylko ogrom miłości synom, matce i siostrze. 

– Jesteś głodny?
– Nie mamo, dziękuję. Jak chłopcy?

– W porządku. Lekcje odrobione, kolację zjedli. Grzesiek chyba ma do ciebie sprawę. – Starsza kobieta uśmiechnęła się i pokręciła głową. 

Igor usiadł w fotelu i popatrzył na synów. Obaj byli tak bardzo podobni do niego, ale starszy, Marek, miał oczy swojej matki. Grześ za to wyglądał kropka w kropkę jak ojciec. 

– Co tam, wojownicy? 

– Tato! – Chłopcy chyba dopiero teraz dostrzegli, że nie są już sami w salonie. Skoczyli na tatę, niemal go przygniatając. 

– Udusicie mnie! – śmiał się Igor, siłując się z szalejącymi synami. Gdy powitania się zakończyły, spojrzał na Grzesia. 

– Babcia mówiła, że masz sprawę. 

– No tak, tato. Co jest za tydzień? – Blondynek patrzył z niewinną minką. 

Krasny potarł w zamyśleniu czoło. 

– Hmmm. Za tydzień? Czekaj, dzisiaj mamy czwartek, więc za tydzień... Mam! Będzie czwartek! – wykrzyknął radośnie, udając, że zupełnie nie rozumie, o co syn go pyta. 

– Oj, tato, wiesz doskonale! – Grześ nie dał się zwieść podstępowi ojca. 

– Wiem, twoje urodziny, przecież już chyba zaprosiłeś kumpli? – spytał poważnie Igor. 

– Tak, ale chciałem porozmawiać na temat prezentu.
– Co takiego? – spytał zaskoczony.
– No bo Marek dostał iPoda. Ja też chcę.
– Jestem starszy, baranie – odezwał się pogardliwym to

nem zapatrzony w bajkę Marek.
– Nie mów tak do brata. Nie przypominam barana, więc 

wy też nie. – Igor szybko zareagował i skupił wzrok na młodszym synu. – Dostałeś stare mp3 Marka, chyba jeszcze działa? – No tak, ale iPod jest lepszy, więcej tam wchodzi, no  proooooszę – upierał się Grześ.

– Zastanowię się. Poza tym prezent ma być niespodzianką.

– Będę bardzo zaskoczony, obiecuję, tatoooo.

Igor roześmiał się, bo Grzesiek często w ten sposób wymuszał wiele rzeczy na babci czy cioci, ale na nim jeszcze nie próbował takich sztuczek. Musiał przyznać, że syn był bardzo przekonujący. Gdy chłopcy poszli już spać, Igor udał się do pokoju matki, która oglądała swój ulubiony serial. Mama wprawdzie miała swoje mieszkanie, ale często zostawała u Igora. 

– A gdzie Monika? – spytał zaniepokojony. 

– Poszła do kina czy coś. – Starsza kobieta wzruszyła ramionami. 

Krasny wrócił do salonu, nalał sobie whisky i zmieniając kolejno kanały w telewizorze, starał się choć na chwilę przestać myśleć o pewnej rudowłosej dziewczynie. Nagle usłyszał odgłos podjeżdżającego pod ich posesję samochodu. Podszedł do kuchennego okna i ujrzał Monikę wysiadającą z czarnego bmw. Nie musiał dostrzec kierowcy, aby wiedzieć, z kim przyjechała jego siostra. Jednak, chcąc nie chcąc, ujrzał, jak z auta wybiega Sebol – jego prawa ręka – i szarmancko przytrzymuje dziewczynie drzwi. Nawiasem mówiąc, Monika wydawała się bardzo z tego zadowolona. Sebol objął dziewczynę i krótko pocałował. Ta pogłaskała go po wygolonej czaszce i posyłając mu jeszcze jednego całusa, weszła do ogrodu. 

Igor czmychnął do salonu, biorąc do ręki pilota. 

– No, Sebol, to nie było mądre z twojej strony – mruknął do siebie i już wiedział, czego może się spodziewać po jutrze. I że dla Sebola następny dzień zacznie się dużo gorzej, niż skończył się ten. Bo ostatnią rzeczą, jakiej Igor pragnął dla Moniki, było to, żeby związała się z chłopakiem z miasta.

Książkę Gdyby miało nie być jutra kupić można w popularnych księgarniach:

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Gdyby miało nie być jutra
Agnieszka Lingas-Łoniewska 13
Okładka książki - Gdyby miało nie być jutra

Dilerka Emocji w gęstej od uczuć opowieści o ludziach, którzy nie mają nic do stracenia – poza miłością życia. Kiedy Milena odeszła bez słowa...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje