Blake Blue ma wszystko: urodę, pieniądze, przyjaciół, miłość... Ma też mroczną przeszłość, której nie pamięta. Za to jej żywiołowy charakter sprawia, że często wpada w kłopoty.
Na prośbę ojca wraca z Nowego Jorku do Barcelony, co rozpoczyna pasmo nieprzewidzianych, czasem trudnych do wytłumaczenia wydarzeń, które powoli zatruwają jej myśli.
Tam też poznaje atrakcyjnego mężczyznę, który działa na nią jak magnes i komplikuje jej związek z Maksem. Jednocześnie pojawiające się w głowie Blake obrazy sprawiają, że czuje się zagubiona.
Czy mgliste wspomnienia są tylko wytworem jej wyobraźni?
Po drugiej stronie strachu to powieść łącząca w sobie wątek miłosny z elementami fantasy, gdzie akcja rozgrywa się w realiach wielkomiejskich, miksując w sobie przeszłość i teraźniejszość. Do lektury książki zaprasza Wydawnictwo Gielzak.pl. Ostatnio mogliście przeczytać pierwszy rozdział powieści, tymczasem już teraz zachęcamy do sięgnięcia po rozdział drugi:
Rodzinka
Poranek dobijał się przez drewniane żaluzje i wkradał zachłannie w moje śpiące jeszcze oczy, oślepiając mnie na dzień dobry. Przeciągnęłam się leniwie, czując, że wczorajszy wieczór już zaczyna być natrętny w moich myślach. Nagle usłyszałam ciche pukanie i zobaczyłam rozczochraną czuprynę Nati, która wsunęła się między drzwi.
– Dzień dobry? – zapytała szeptem i otworzyła szerzej drzwi, pokazując trzymany w dłoni kubek, na którym widniał napis: „Przepraszam”. – Przyszłam z gałązką oliwną.
– Dawaj – mruknęłam, siadając. Oparłam się o wezgłowie i od razu zanurzyłam usta w pysznej kawie. Przez chwilę delektowałam się jej smakiem.
– Przepraszam za wczoraj – zaczęła.
– Daj spokój, już zapomniałam. – Uśmiechnęłam się. – Lucas już jest?
– Tak, jest na dole.
– Cudownie.
– Pogodziliście się?
– Nie wiedziałam, że jesteśmy pokłóceni – rzuciłam w jej stronę, wyczołgując się z łóżka. – Wiesz, jeśli chodzi o Falo…
– Daj spokój. – Machnęła dłonią i potrząsnęła głową. – Nie jestem w jego typie, poza tym ty mu wpadłaś w oko, więc już żadna inna nie ma szans. – Zaśmiała się, przytakując samej sobie.Odstawiłam kubek z kawą i włożyłam swój ulubiony wełniany sweter, ignorując to, co powiedziała, jakbym potrzebowała czasu, by to strawić.
Na nogi wsunęłam emu i zniknęłam w łazience. Szorując zęby, słyszałam, jak Nati coś do mnie papla. Mruczałam pod nosem, by wiedziała, że jej słucham, ale tak naprawdę nawet nie wiedziałam, co mówi. Paszcza jej się nie zamykała. Od czasu do czasu wyłapywałam pojedyncze słowa: facet, seks… Gdy mruknęłam, ona gadała dalej. W końcu postanowiła zająć się swoim sprawami. Rozstałyśmy się w korytarzu, który prowadził do innych pomieszczeń. Zbiegłam po schodach, udając się prosto do kuchni. Złapałam dzbanek z kawą. Już sam jej aromat wywoływał u mnie uśmiech. Brakowało tylko Maksa, który zawsze łapał mnie od tyłu i całował namiętnie po szyi. Poczułam dreszcz i tęsknotę. Pociągnęłam łyk i wyjrzałam przez okno na budzący się świat. Nagle wyczułam, że ktoś staje za mną. Znajomy zapach wody po goleniu, intensywność mięty i lekki oddech na mojej szyi… to mógł być tylko Lucas.
– Dzień dobry – mruknął do mojego ucha i w tym samym czasie pomachał mi gazetą przed twarzą. – Już o tobie piszą… dziedziczka fortuny wróciła…
Oparł się o blat i czytał dalej, nie podnosząc ani razu wzroku znad gazety.
– Komu złamie serce? Panie, pilnujcie swoich mężczyzn… Blake wróciła…
– Głupi jesteś. – Dolałam sobie kawy i stanęłam obok niego, wsadzając nos w gazetę. – Pijaczka, ćpunka? Serio? Myślałam, że zdążyli już o mnie zapomnieć… Hieny!
– Jest nawet lista klubów, do których masz zakaz wstępu po twoich ostatnich ekscesach. – Prychnął śmiechem i wrzucił gazetę do kosza. Objął mnie i pocałował w czoło. – Tęskniłem.
– Do niektórych klubów nie mogę wejść przez ciebie, gadzie! – Szturchnęłam go w ramię. – To niesprawiedliwe! Wiele rzeczy robiłam, bo ty mi kazałeś, ty napędzałeś pewne sytuacje.
– Zdążyłem wymazać całą winę i… co? Ja napędzałem? A kto rozwalił kolesiowi szybę w samochodzie? I to tylko dlatego, że nie spodobało ci się, jak na ciebie spojrzał. Kto się uchlał tak, że biegał po mieście bez stanika? – Zaśmiał się i wyszedł na taras.
– Wystarczy! Nie chcę tego słuchać. – Westchnęłam, na samą myśl o moich durnych pomysłach, i wyszłam za nim.
Legliśmy oboje na huśtawce, dalej rozkoszując się kawą w chwilowej ciszy.
– Wróciłaś na stałe?
– Absolutnie nie! Skąd ten pomysł? – Spojrzałam na niego z zaciekawieniem, mając nadzieję, że może mi zdradzi, czemu ojcu tak zależało na tym, bym wróciła właśnie teraz.
– Wkrótce urodziny, będziemy się bawić… Możesz się spodziewać ofert od klubów, byś to u nich zrobiła imprezę – zmienił temat.
Zignorowałam to, co powiedział. Myślenie o urodzinach było najniżej na mojej liście.
– Mogę zająć się tym wszystkim, jeśli chcesz – nie odpuszczał.
Zerknęłam na niego znad kubka, mrużąc oczy, upiłam spory łyk, odstawiłam kubek i wstałam.
– Dlaczego tak ci na tym zależy? Zresztą… nie ważne, masz wolną rękę, bylebyś mnie w to nie angażował. Idę pobiegać, przyłączysz się? – rzuciłam w jego stronę, wchodząc do domu. – Przydałoby ci się trochę ruchu… jakiś balast z przodu ci się pojawił.
– Nie lubię biegać, zapomniałaś? – Rzucił we mnie poduszką, ale nie trafł, bo zdążyłam się uchylić. – I nie martw się o mój balast, jest pod kontrolą. – Zrobił kilka dziwnych ruchów.
– Fuj! – krzyknęłam, patrząc na niego. – Nie musiałeś tego robić!
– Jeśli chcesz, możemy spotkać się zaraz w siłowni. – Zerknął na zegarek. – Myślę, że zdążymy zrobić szybki trening, jak za dawnych czasów.
– Mam ochotę pobiegać po plaży i posłuchać muzy, może innym razem, chyba że dołączysz do mnie… – przerwałam i spojrzałam na niego wyczekująco, po czym dodałam: – Dam ci fory, słabo u mnie ostatnio z kondycją.
– Plaża i ten skwar to nie dla mnie.
– Okay. – Posłałam mu ostatnie, długie spojrzenie. – Idę się przebrać, a ty udawaj, że coś robisz.
– Tak, to mi wychodzi idealnie.
Wracałam z treningu i już z daleka słyszałam muzykę i chichot Nati dochodzące spod domu. Gdy podeszłam bliżej, moim oczom ukazało się czarne camaro i Maks, który w ciemnych okularach siedział na masce swojego samochodu z złożonymi na piersi rękoma i patrzył na Nati. Ta stała naprzeciw niego, żywcem pożerając go wzrokiem, co wyraźnie go bawiło, tak samo jak jej dziecinne zaloty. Na skórzanym fotelu po stronie pasażera leżał wielki bukiet czerwonych róż.
Spojrzałam na nie niechętnie. Te archaiczne gesty – pomyślałam. Jestem chyba jedną z nielicznych kobiet, które po prostu nie lubią takich zagrywek. Uwielbiam kwiaty, ale jak sama sobie je kupię, i nawet oddaję się czasem ckliwemu rozbieraniu ich z liści, zanim trafą do wazonu. Jestem dziwna. Westchnęłam i wtedy mnie usłyszał. Odwrócił się w moją stronę, zsuwając się z maski i wyciągając ręce do góry, by rozciągnąć swoje ciało. Jego biała koszulka podniosła się nieco do góry, bym mogła ujrzeć owłosiony brzuch i to, jakiej frmy ma dziś bokserki. Boski, piękny, przystojny blondyn o intensywnie niebieskich oczach. Ktoś, kto próbował wstrząsnąć moim światem od jakiegoś czasu. I udawało mu się, mimo iż się przed tym broniłam.
Niebieskooki.
Miał na sobie podarte jeansy, w których celowo i niedbale podwinął nogawki, skórzane wysokie buty, nie do końca zawiązane, i białą koszulkę. Przegub dłoni oplatało kilka rzemyków, które dodawały luzu całej stylizacji. Jego źrenice, niebieskie jak ocean, wbiły się we mnie i wywołały poczucie, że nic poza nami nie ma…
– Maks – wyszeptałam, a potem popędziłam wprost do niego i rzuciłam się w jego objęcia. Dałam się podrzucić do góry, bym mogła opleść go nogami w pasie i zatopić swoje usta w jego. Woń jego ciała momentalnie sprawiła, że moje ciało go zapragnęło.
– Możesz przestać? – Zanurzona w myślach o nim, usłyszałam głos Nati, więc zerknęłam na nią, nie ukrywając pożądania, które wręcz ze mnie kipiało.
– Co? To? – zapytałam i znów oddałam się pocałunkom, rozkoszując się pomrukami Maksa.
– Ohyda! – warknęła i bulgocząc pod nosem jak buldog z katarem, zniknęła w domu, zostawiając nas samych.
– Tęskniłam.
– Widzę – rzucił szeptem.
Jego język przedarł się między moje wargi, poczułam, jak jego ciało drży z pragnienia. Wraz z ostatnim długim pocałunkiem odkleił mnie od siebie i postawił na ziemi.
– Dzwoniłem! – wyrzucił z siebie.
– Co tu robisz? Miałeś być za kilka dni. – Musnęłam go po przedramionach, chcąc na nowo go poczuć.
– Gdybyś odebrała telefon, wiedziałabyś, że załatwiłem sprawy szybciej. Martwiłem się… I po co mi bukiet czerwonych róż, skoro mam jego – pomyślałam, chwytając go za koszulkę i przyciągając do swoich ust, by na nowo rozkoszować się smakiem mięty wymieszanej z wodą kolońską. Bezceremonialnie chwyciłam go za dłoń i pociągnęłam w stronę domu, wprost do swojego pokoju.
Trzasnęłam drzwiami i zamknęłam je na klucz. Wsunęłam ręce pod jego koszulkę, nie spuszczając z niego wzroku.
– Serio? Jestem w domu twojego ojca, chyba nie wypada…
– Chyba to już nieco za późno, by się martwić o moją moralność lub twoją. Bzykasz mnie od roku i teraz ci to przeszkadza? – Zaczęłam rozpinać mu pasek od spodni i brać się za rozporek. Próbował powstrzymać moje dłonie.
– Nie o to mi chodzi… To jego dom. – Przytrzymał moje ręce, sprawiając, że na sekundę osłupiałam.
– Nie ma go – odparłam szybko i wyrwałam dłonie, by na nowo dobrać się do jego sprzętu. Chciałam go i to w tej chwili się dla mnie liczyło. Miałam gdzieś jego moralne blokady oraz to, że to dom mojego ojca. Chciałam go tu i teraz. – Pokocha cię – szepnęłam mu do ucha i pociągnęłam za sobą do łazienki.
– To już nie będzie ci potrzebne. – Zrzucił mi z głowy czapeczkę i zajął się pozostałą częścią garderoby. Złapał kciukami stanik i kiedy podniosłam ręce do góry, szybko go ze mnie zdjął, sprawiając, że moje piersi radośnie wyskoczyły na jego widok.
– Ktoś się tutaj stęsknił. – Pocałował sterczące sutki. Ujął wielkimi dłońmi moje ciało i przytulił całe do siebie, wciągając mój zapach. Po kilku sekundach oboje byliśmy pod prysznicem, nie mogąc się sobą nacieszyć.
– Długo będziesz mnie tak mył? – Złapałam go za pośladki i wsunęłam język w jego uchylone usta.
– Jesteś niecierpliwa – wymamrotał.
– A ty mnie drażnisz. – Ugryzłam go w dolną wargę i uśmiechnęłam się szyderczo.
Warknął i poderwał mnie do góry, wyniósł spod prysznica i ruszył prosto do sypialni. Rzucił mnie na łóżko i zawisł nade mną. Dłonią przesunął wzdłuż mojego uda i zbliżył się jeszcze bardziej.
– Szaleję za tobą – powiedział cicho i zaczął całować.
Po chwili poczułam, jak wchodzi we mnie wolno, delektując się chwilą, po czym naparł mocniej, aż poczułam go całego. Pozbawił mnie tchu.
Próbowałam poukładać wszystkie swoje doznania, ale dzikość, z jaką poruszał się we mnie, odarła mnie ze złudzeń, że mi się to uda. Czułam, jak rozsadza mnie od środka. Zamknęłam oczy, nie mogąc w tej chwili stawić mu czoła… Odpłynęłam targana orgazmem i pomyślałam o tym, że jest moim imieniem, moją piosenką, która rozbrzmiewa w mojej głowie. Moją myślą i tym, co jem na śniadanie w niedzielny poranek, gdy trzymam nogi na jego kolanach, opychając się rogalikami, które mi zawsze kupuje, kiedy idzie biegać. Jest tysiącem różnych rzeczy, które przelatują przez moją głowę… Przylgnęłam do niego, by stłumić swój krzyk w jego ustach.
Chciałabym być tam, gdzie ty teraz, kiedy na ułamek sekundy orgazm odbiera mi ciebie. Chciałabym wiedzieć, co czujesz… Na razie wiem, że pachniesz mną, a to dobry znak – pomyślałam i się uśmiechnęłam.
Wypuścił mnie ze swoich ramion i opadł na łóżko. Oparłam się na łokciu, odgarniając kosmyki włosów z jego spoconego czoła. Zamknął oczy, rozkoszując się moim dotykiem, porywami krótkich cmoknięć, to w ramię, to w sutek, to w dłoń, którą gładziłam i nie chciałam wypuścić z uścisku.
Chciałam mu prawie powiedzieć, że go kocham, ale zawahałam się, czując, że nie byłoby to uczciwe gdybym powiedziała to pod wpływem chwili i emocji, które wciąż we mnie drżą.
– Jeszcze raz? – zapytałam, wsuwając dłoń między jego uda i pozbywając się z głowy myśli o miłości.
– Nie, nie – złapał moją dłoń i przytrzymał. – Wieczorem… Kumpel robi dziś imprezę, masz ochotę pójść? – zapytał i zerknął w telefon.
Wpatrywałam się w niego przez chwilę z nadąsaną miną i milczałam. Gdy nie otrzymał odpowiedzi, spojrzał na mnie.
– Chcesz mnie wprowadzić na salony? – zaśmiałam się. – Tak ofcjalnie?
– Ja ciebie? To twoje tereny.
– Ale twój kumpel.
– Nie chcesz? Myślałem, że jesteśmy już na tym etapie, że możemy powiedzieć światu o nas?
– Nie lubię się tobą dzielić, a to by oznaczało, że będę musiała to robić, a ja nie wiem, czy jestem na to gotowa… – Westchnęłam głośno, wychodząc z łóżka. – Poza tym poznasz mojego ojca, więc uznaj, że to już jest cały świat.
Usłyszałam, jak pod dom podjeżdża samochód, więc szybko zerknęłam przez żaluzje.
– O wilku mowa… – Spojrzałam na Maksa, który wyskoczył z łóżka jak poparzony.
– Kurwa! – warknął. – Wiedziałem, że to zły pomysł. Złapał mnie w pasie i przykleił się do moich ust.
– To na wypadek, gdybym zaraz musiał zginąć.
– Śmierć będzie szybka… Ma kolekcję broni, wspomniałam? – zaśmiałam mu się w usta.
– Mówiłem, że to brak szacunku.
– A ja powiedziałam, że cię pokocha.
– Czemu wcześniej nie powiedziałaś mu o nas? – Oparł się o drzwi prowadzące do garderoby.
– Jakoś nie było okazji?
– Pytasz mnie, czy stwierdzasz fakt?
– Zgubiłam telefon… – Próbowałam zmienić temat i zaczęłam uporczywie grzebać w torebce.
Złapał mnie za pasek od spodni, które zdążyłam już włożyć, i przyciągnął do siebie.
– Wiesz, ile już jesteśmy ze sobą? – zapytał, wpatrując się w moje oczy. – Wiesz, że mieszkamy ze sobą, tworzymy rodzinę, mamy nawet wspólnego kaktusa…
– Nie rozumiem, do czego zmierzasz? Czemu akurat teraz zaczyna ci to przeszkadzać?
– Czego się boisz?
– Nie boje się, po prostu… sama nie wiem, nie chce się śpieszyć, więc nie oczekuj ode mnie teraz deklaracji, bo i bez tego już jest mi niedobrze, gdy mam świadomość, że tam jest mój ojciec… – Machnęłam dłonią z irytacją. – Nie chcę niczego spieprzyć, a wiesz, że mam do tego wyjątkowy talent.
– Jasne. – Ruszył w stronę drzwi. Nie ukrywał rozczarowania, które wręcz wylało się z niego. Nie znosiłam takich momentów.
Chciałam go zatrzymać, objąć, ale chłód był namacalny, kiedy spojrzał na mnie, wsuwając na nos okulary.
– Prowadź!
Ruszyłam niechętnie. Czułam, że ogarnia mnie panika, w głowie miałam jedną myśl: jak przyjmie go ojciec. Co innego wynająć detektywa, który pstryknie mu kilka fotek i przedstawi suche fakty, a co innego spotkać się z nim twarzą w twarz. Dwóch ważnych mężczyzn pod jednym dachem…
Był w swoim gabinecie, kiedy wsunęłam głowę przez drzwi. Siedział nad papierami z posępną miną. Żołądek podszedł mi do gardła i poczułam się tak, jakbym miała zdać zaraz najważniejszy egzamin w życiu. Egzamin widziany oczami ukochanego ojca i egzamin widziany oczami niebieskookiego, który próbował ukryć swoje zdenerwowanie i rozczarowanie moją osobą.
Zamrugałam rzęsami i wyszczerzyłam zęby.
– Jesteś zajęty? – zapytałam i odchrząknęłam, próbując pozbyć się chrypki.
– Dla ciebie znajdę chwilę, wejdź. – Kiwnął na mnie ręką i ponownie wsadził nos w papiery, od których oderwał się dosłownie na ułamek sekundy.
Otworzyłam szerzej drzwi i wciągnęłam za sobą Maksa. Ojciec spojrzał na nas i wyprostował się, opierając plecami o krzesło.
– Tatuś, chcę ci przedstawić mojego… – przerwałam, zastanawiając się jakiego słowa powinnam użyć. Kim był dla mnie Maks przez ostatni rok? Kochankiem, chłopakiem? Słowa uwięzły mi w gardle i poczułam się, jakby ktoś zagonił mnie do narożnika. Panicznie bałam się tych określeń, panicznie bałam się deklaracji. Niebieskooki był dla mnie idealnym mężczyzną, choć udawałam sama przed sobą, że wcale mi aż tak bardzo na nim nie zależy, i wiedziałam, że czas podjąć decyzję. A decyzją był już sam fakt, że trzymałam go za rękę, stojąc naprzeciw ojca. Do tego samego nakłaniała mnie terapeutka, która próbowała poskładać mnie do kupy po odrzuceniu, jakiego doznałam, kiedy zostawił mnie wcześniejszy facet.
– Mężczyznę? – dokończył za mnie ojciec, posyłając mi szeroki uśmiech, który nie schodził mu z ust, gdy wstawał i zbliżał się do nas.
Wszystko potoczyło się szybko i miałam wrażenie, jakby odbywało się poza mną. Ojciec uścisnął dłoń Maksa, wymienili między sobą uprzejmości i zerknęli na mnie, a ja stałam pośrodku jak słup soli, sprawiając wrażenie, jakbym miałam zaraz zemdleć.
– Blake, zostaw nas samych. – Głos ojca świdrował mój mózg.
– Co? – wymamrotałam. – Dlaczego?
– Wyjdź! – rozkazał stanowczo i skinieniem głowy pokazał mi drzwi.
– Tylko nie zrób mu krzywdy… – rzuciłam, nie patrząc na nich, i zamknęłam za sobą drzwi.
Minęła chwila, nim zdobyłam się na odwagę, by głośno przyznać sama przed sobą, że mi na nim zależy. Że zależało mi od początku.
To uczucie weszło we mnie niezauważalnie, zachłannie i zawładnęło moimi myślami i pragnieniami. Moje ciało i zmysły będą go kochać, całego. Miałam wrażenie, jakbym musiała przejść tę drogę, by znaleźć się tu, w tej chwili. Poczułam paraliżujący strach, strach przed samą sobą i swoimi uczuciami. Mój mur zaczął się sypać, słyszałam, jak kawałki gruzu spadają i uderzają o podłogę, podczas gdy ja patrzę z przerażeniem i proszę, by nie runął tak nagle, bo jeszcze nie zdążyłam się z tym oswoić.
Musiałam uciec. Odetchnąć. Zebrać myśli i poukładać to, nad czym mogłam jeszcze mieć kontrolę. Myśli, które teraz biegały po mojej durnej czaszce i chichotały po wariacku, przekrzykując się jedna przez drugą: wolność, czujemy wolność, powie, że go kocha?
Powie, powie…
Maks był moim facetem od roku, bez deklaracji i zobowiązań, czuliśmy to samo i było nam z tym dobrze. Nie wypowiedziałam nigdy słowa na „M” ani nie nazwałam go swoim facetem czy chłopakiem…
W tym domu było tylko jedno takie miejsce, gdzie można było uciec na chwilę i zapomnieć. Minęłam hol i weszłam niezauważona do kuchni. Przecisnęłam się przez wąskie drzwi i po chwili byłam w ulubionej części tej ogromnej posiadłości. Magiczne miejsce, wyrwane z kontekstu całego domu. Z pnączami winorośli wokół ścian, pełzającymi na wszystkie strony roślinami i ziołami posadzonymi wzdłuż nierówno ułożonej kostki brukowej. Na końcu ogródka znajdowała się narożna ławka, mała przestrzeń ukryta za zasłoną z roślinności. Lubiłam to miejsce, szczególnie o zmierzchu. Siadałam na ławce, blado oświetlonej światłem nagich żarówek, które zwisały nad głową. Świeży zapach drzew, ziół, kwiatów i morza pieścił moje wygłodniałe zmysły, które rozpaczliwie szukały azylu.
Dopiero po chwili dotarło do mnie, że moje miejsce jest zajęte. Kolejny krok i poczułam znajomy zapach trawy, dostrzegłam też bose stopy mojego brata. Skradałam się w zwolnionym tempie jak ninja, który nagle wyskoczy z ukrycia, krzycząc głośno: BOOO!
– Jeśli szukasz kryjówki, to ta jest już zajęta – powiedział, zerkając na mnie leniwie spod na wpół przymkniętych powiek. – Przed czym uciekasz?
– Nie powinno mnie tu być, nie spodziewałam się tylu emocji… Daj dymka. – Wyciągnęłam rękę w stronę skręta. Zaciągnęłam się i poczułam, jak moje płuca wypełniają się dymem. Zaczęłam kaszleć, a Lucas zaczął się ze mnie śmiać.
– Naucz się w końcu palić. – Przewrócił oczami, zabierając mi skręta.
– Posuń się – burknęłam, popychając go. Nie czekałam na jego reakcję, tylko usiadłam, rozpychając się i parskając śmiechem pod nosem.
Lucas wydał z siebie głośne westchnienie i zrobił mi miejsce. Objął mnie ramieniem, przyciskając do siebie i całując w czubek głowy.
– Czyżbyś mnie kochał?
– Aż za mocno – stwierdził i spojrzał na mnie spod gęstych rzęs.
– Mówiłaś o emocjach związanych z czym?
– Maks.
– Co z nim? Pasujesz do niego. Odpuść. Będzie dobrze. Jesteś z nim od roku, więc skąd te rozterki?
– Przedstawiłam go ojcu… Boję się. A jeśli on… – urwałam i schowałam twarz w dłoniach, głośno wzdychając.
– Zostawi cię? – dokończył za mnie i ścisnął moje udo. Po chwili podał mi znowu skręta. Patrzyłam przed siebie, zaciągając się i próbując strawić jego słowa.
– Nowy tatuaż? – zagadnął, zmieniając temat. Odgarnął moje włosy z szyi, by lepiej się przyjrzeć. – Co to jest?
– Nie pytaj. Byłam tak pijana, że nawet nie pamiętam, że go zrobiłam. Fajnie, co? – prychnęłam, zaciągając się ponownie. – To upokarzające…
– Nie bądź dla siebie taka surowa. Przynajmniej jest ciekawy i zawsze możesz go zakryć. – Objął mnie ramieniem i przytulił do siebie.
– Sam wiele głupich rzeczy zrobiłem i wiesz co?
– Co?
– Nie żałuję, bo to moje głupie rzeczy. Moje doświadczenia, które sprawiają, że jestem tym, kim jestem i kim mogę jeszcze być…
– Wow! – parsknęłam śmiechem. – Przestań tyle palić, bo zaczynam się ciebie bać.
– Maks to świetny facet.
– Sprawdzałeś go? – Zerknęłam na niego szybko.
– Oczywiście. Jakim byłbym bratem, gdybym tego nie zrobił? Muszę cię chronić, żebyś znów nie trafła na takiego dupka jak poprzednio.
– Trafłam, ale jak sam powiedziałeś wcześniej, to moje doświadczenia i ich nie żałuję. Nauczył mnie czegoś… Mogłam poznać samą siebie, pobyć ze sobą. Wiesz, jakie to trudne, móc pobyć ze sobą?
– Już ja wiem, jak wyglądało to twoje poznawanie siebie!
– Bywało ciężko – westchnęłam.
– Wiesz, co u niego słychać?
– Podobno Alaska… – odparłam bez przekonania. – Nie wierzę w to. On i Alaska?
– Alaska czy nie Alaska, dobrze się stało, że zniknął, bo gdyby sam tego nie zrobił, to chyba ojciec by mu w tym pomógł.
Słowa, które wypowiedział Lucas, uczepiły się moich myśli. Natrętnie buzowały, uwalniając wspomnienia związane z moim eks. Jego nagłe zniknięcie, moja walka z samą sobą i z głodem narkotycznym.
Mimowolnie dotknęłam zgięcia na swojej ręce, przywołując uczucie wbijanej igły. Zostawił mnie i nienawidziłam go za to. Zerkałam przez chwilę przed siebie, czując, jak dym zalega mi w płucach. Milczeliśmy. Nagle ciszę między nami przerwał głos ojca, dobiegający z głębi domu. Wołał mnie.
– Czas wrócić do rzeczywistości. – Wstał i podał mi dłoń, wyrywając mnie ze stanu marazmu emocjonalnego.
Trawka zrobiła swoje. Czułam się tak, jakbym wpadła do beczki ze smołą i nie mogła z niej wyjść. Stałam przed Lucasem bezradnie i patrzyłam, błagając wzrokiem, by coś z tym zrobił.
– Nie żartuj, aż tak? Ogarnij się, bo ojciec mnie zabije… – Potrząsnął moimi ramionami.
Gdy zauważyłam przerażenie w jego oczach, zaczęłam się śmiać.
– Ujarałaś się? Kurwa! – Ze wściekłością przeczesał palcami włosy, szukając w głowie rozwiązania. Lubiłam go bardziej, kiedy tak się przejmował. Diabelnie bał się ojca, bo wiedział, jaki ten ma stosunek do tego typu używek i jaki ma specjalny stosunek do mnie. A ja stałam, śmiejąc się coraz głośniej, aż czułam skurcze brzucha.
Opowiadałam mu, jak coraz bardziej zapadam się w tę smołę, że czuję jej ciężar i nie mam już sił utrzymać się na powierzchni. Uwielbiałam z nim jarać, bo uwielbiałam czuć się przy nim właśnie tak jak teraz.
To był taki moment, kiedy naciśnięcie czerwonego guzika nie kończyło się tragedią. Płynęłam z prądem, ciągnąc go za sobą, i gdyby nie strach przed ojcem, oboje byśmy znaleźli się w tej beczce.
– Odsuń się, bo masz dziwne oko… – Próbowałam skupić się na nim, ale to oko wydawało mi się wyjątkowo głupie, więc rżałam dalej, tkwiąc w tej beczce ze smołą. – Ale z ciebie smutaaas, rany, nudaaa… Gdzie jest mój brat? – Złapałam go za policzki, rozciągając je na boki.
– Kurwa, Blake, skup się! – wysyczał i zmusił mnie, bym spojrzała mu w oczy. – Skup się, zbierz myśli do kupy, dasz radę!
– Ale ja nie mogę się ruszyć – rżałam coraz głośniej, zarzuciłam ręce na jego szyję i zawisłam na niej, luzując całkiem ciało.
– Wiem, ale skup się. Wyjdź z tej beczki. Złap mnie za rękę, pomogę ci. – Poczułam, jak chwyta mnie mocno za dłoń i ją ściska.
– Czuję, czuję cię! – krzyknęłam, ściskając jego dłoń.
– Dobrze, teraz zrób krok do przodu.
Wpatrywałam się w niego i widziałam, ile go to wszystko kosztuje. Na jego czole pojawił się pot i zrobiło mi się go żal.
– Błagam, Blake… Nigdy o nic cię nie prosiłem, ale teraz proszę, ogarnij się, skup, wiem, że dasz radę… Ojciec mnie zabije!
– Myślisz, że ojciec byłby zdolny do tego, by kogoś zabić? – zapytałam nagle, skupiając całą uwagę na twarzy Lucasa.
– Na pewno zabije mnie!
Znów usłyszeliśmy głos ojca. Tym razem dobiegał z kuchni. Słyszeliśmy, jak rozmawia z gosposią, potem wszystko ucichło. Po chwili wyrósł przed nami, patrzył podejrzliwie, trzymając ręce w kieszeni.
– Co tu się dzieje? – Głos ojca wypełnił nasze ujarane mózgi. Lucas spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem, a mi znów zachciało się śmiać. – Lucas?
– Szukałam rozmarynu do herbaty… – wypaliłam nagle i wybuchłam śmiechem.
Chciałam jak najszybciej odejść, czując, że moja przestrzeń się kurczy i brakuje mi powietrza. Wzrok ojca znalazł się na mnie. Patrzył wnikliwie… wiedział, musiał wiedzieć. Chciałam go minąć, zostawiając mu na pożarcie Lucasa, ale chwycił moje ramię, zatrzymując mnie blisko siebie.
– Chcę z tobą porozmawiać. – Jego głos był stanowczy i nie dawał cienia wątpliwości, że mogłabym odmówić.
– Ale… tak teraz? – pisnęłam, nie podnosząc na niego wzroku.
– Tak, teraz! – burknął i pchnął mnie przed siebie, posyłając pełne dezaprobaty spojrzenie w stronę Lucasa.
Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam, machając rękami jak kukła. Zerkając na niego przez ramię, widziałam jego minę. Oj, jak chciało mi się rżeć i robić głupie rzeczy! Przyjemna adrenalina, która krążyła we mnie, podsuwała durnowate pomysły, sprawiając, że czułam się miło i tak spokojnie. Tego mi było trzeba. Zwyczajnie się ujarać.
Oprzytomniałam z chwilą, kiedy przekroczyłam próg jego gabinetu.
– Siadaj. – Popatrzył na mnie, rozsiadając się w swoim fotelu.
Zawsze uwielbiałam jego gabinet. Uwielbiałam ten zapach cygar, burbona i książek. Mam tyle wspomnień z tym miejscem. Kiedy byłam mała, często chowałam się tutaj. Wchodziłam pod jego biurko i czekałam, kiedy mnie znajdzie. On wchodził i udawał, że mnie nie widzi, a gdy nagle mnie dostrzegał, wyciągał spod biurka i łaskotał tak długo, aż nie miałam sił już się śmiać. Nic w tym miejscu się nie zmieniło, typowo męskie, przesiąknięte nim całkowicie. Wypełnione drewnem, skórą i panującym półmrokiem. I mój ojciec, wciąż ten sam, władczy z tymi przenikliwymi oczami, które cię pochłaniały, kiedy kierował na ciebie wzrok.
– Czemu nie wpuścisz tutaj trochę światła? – zapytałam, podchodząc do okna. Dostrzegłam Maksa w towarzystwie Lucasa. Oglądali camaro, po chwili podnieśli maskę i zawiśli nad silnikiem. Faceci…
– Tak jest dobrze. Siadaj.
– Wolę stać. – Spojrzałam na ojca. Lubiłam zerkać na jego wyraz twarzy, zmieniający się drastycznie, kiedy robiło się coś nie po jego myśli. Nie tolerował odmowy. Wszystko zawsze musiało być tak, jak on sobie życzył. Nie wiem, jak było z innymi, ale mnie zawsze pozwalał na więcej. Byłam jego słabością.
Skupiłam się z całych sił na jego twarzy. Bałam się, że nie wytrzymam, że coś mnie rozproszy i znów wpadnę w histeryczny śmiech.
– Dobrze – mruknął z rezygnacją.
– O czym chciałeś porozmawiać? O Maksie? Ja…
– Podoba mi się. Akceptuję go w stu procentach, jeśli było dla ciebie ważne moje zdanie – przerwał mi. – Idealnie pasuje na mojego zięcia.
– Zięcia? Nie za szybko na takie plany?
– A co z nim nie tak? – Ojciec upił nieco burbona.
Zerknęłam mimowolnie na zegarek, nigdy nie pił o tej porze, a dziś pozwolił sobie na taki luz. Okruszki… pomyślałam. Kolejna natrętna myśl w moim mózgowym pamiętniku.
– Jest idealny, ale wiesz, że ja…
– Wiem. Nie martw się, wszystko będzie dobrze. Chciałem z tobą porozmawiać o tym. – Położył przed sobą gazetę. Byłam na pierwszej stronie. – Mam wkrótce ważną fuzję i chciałbym, żebyś nieco dozowała swoje imprezowe zapędy, mam nadzieję, że Maks nieco cię stonuje w tej kwestii.
– Stonuje? – Mój głos wydał mi się piskliwy.
Popatrzył na mnie karcąco i nasunął na nos okulary.
– Możesz odejść – powiedział.
Ukochany tatuś. Najlepszy tatuś. Taki, którego można sobie wymarzyć, namalować, stworzyć jego obraz, i wiesz, że taki właśnie jest, idealny. Stąd moja perfekcja w pewnych sprawach, tak samo idealny jest Maks, który tak bardzo mu przypasował. Zbliżyłam się do niego, czując odwilż mózgową, i pocałowałam go soczyście w czoło. Poczułam jego zapach i nutę burbona ulatniającą się jeszcze z jego ust.
– Kocham cię – szepnęłam mu do ucha. – Kocham!
– Ja ciebie też, bawcie się dziś dobrze. – Odwzajemnił uścisk i pozwolił mi odejść, puszczając wolno moją rękę. Uwielbiam jego surowość. Uwielbiam jego towarzystwo. I to, że rozumiemy się bez słów.
– Ogól się, bo zarosłeś – rzuciłam na odchodne i zamknęłam za sobą drzwi, wpadając wprost w ramiona Falo.
– Uważaj, bo pomyślę, że lecisz na mnie.
Odsunęłam się jak poparzona, wydając z siebie pomruk niezadowolenia i już miałam puścić mu jakąś wiązankę, kiedy pomachał mi moim telefonem przed oczami.
– To chyba twoje? Zostawiłaś go w moim aucie, pewnie specjalnie to zrobiłaś, by znów się spotkać. – Puścił do mnie oko, szeroko się uśmiechając.
Wyciągnęłam rękę, by wziąć telefon, ale schował go szybko za plecami.
– Ktoś usilnie próbował się z tobą skontaktować… Aż telefon padł, pewnie coś ważnego.
– Może. Nie twoja sprawa! Oddaj! – Zrobiłam krok w jego stronę, zmniejszając dystans między nami, i dotknęłam jego ręki. Nie spuszczając z niego wzroku, próbowałam wymacać telefon.
Podniósł rękę do góry, szczerząc zęby.
Nie rozumiałam jego szczeniackiego zachowania. Jeszcze wczoraj niedostępny, wręcz niemiły, sprawiał wrażenie, jakby nie chciał nawet oddychać tym samym powietrzem co ja, a dziś wyluzowany i ewidentnie ubawiony sytuacją. Droczył się ze mną i sprawiało mu
to przyjemność.
– To tylko telefon, mogę kupić sobie nowy – powiedziałam, odsuwając się od niego i z wrodzoną butnością zadzierając nos do góry.
Zawsze wtedy zakładam ręce do tyłu i dąsałam się, przenikając wzrokiem twarz rozmówcy i czekając.
– Skoro tak, to go zatrzymam, aż będziesz go bardziej chcieć. Może nawet do niego zajrzę i znajdę coś ciekawego… Robisz sobie jakieś nagie fotki?
– Żartujesz sobie!
– Pewnie. – Spochmurniał nagle i oddał mi go. – Na razie!
To jego „na razie” zbiło mnie z pantałyku. Wsunął się do gabinetu ojca, rzucił kilka zdań i zamknął za sobą drzwi. Przez chwilę stałam i czułam się durnie. Nadmiar dziwacznych myśli zaczął się kłębić w mojej głowie, a ja pomyślałam, że mam teraz inne sprawy na głowie, jakby choćby tę, jak wybrnąć z sytuacji, że nie potrafłam nazwać 38Maksa swoim facetem. Teraz to będzie dla mnie nie lada wyzwaniem.
Marzyłam, by ten problem rozszedł się jednak po kościach. Szłam niepewnie do auta. Siedział już w środku zanurzony w utworze Empire State of mind. Kiedy mnie dostrzegł, ściszył muzykę i uśmiechnął się do mnie. Wsiadłam szybko i zamknęłam za sobą drzwi. Zapadłam się w skórzanym fotelu i zamknęłam oczy, delektując się męską otoczką wewnątrz auta. Poczułam jego palce, które splotły się z moimi, potem podniósł moją dłoń i ucałował. Odsunął moją koszulkę, zerkając na moje nagie piersi. Sutki od jego dotyku już stanęły na baczność.
– Nie masz stanika – mruknął i wsunął dłoń, by poczuć pod palcami moją pierś. – Majtki masz?
– Nie wiem, sprawdź. – Fala pożądania już rozlała się po moim wnętrzu i momentalnie poczułam, że robię się mokra.
Wsunął mi dłoń w spodnie i jęknął, wypuszczając głośno powietrze. Spojrzał mi w oczy. Oboje płonęliśmy pożądaniem. Sekundy dzieliły mnie od tego, by eksplodować, i to już od samej świadomości, że on tutaj jest i mnie dotyka. Niewiele mi było trzeba. Moje ciało było tak na niego wrażliwe, że czasem to, co się ze mną działo, sprawiało mi ból. Wyjął palce i nie spuszczając ze mnie oczu, oblizał je, czym wprawił mnie w ekstazę. Nie wytrzymałam i kiedy znów poczułam jego palce w środku, zacisnęłam dłonie na skórzanym fotelu.
Ani na chwilę nie traciliśmy kontaktu wzrokowego. Wpatrywał się dziko i namiętnie, ekscytując się moim orgazmem. Miliony świateł, miliony tuneli emocjonalnych wstrząsnęło moim ciałem, aż straciłam czucie w końcówkach palców. Chciałam wykrzyczeć to, co się ze mną właśnie działo, ale jego usta stłumiły mój krzyk.
– Spokojnie – wyszeptał. – Nie chcemy, by ktoś wiedział, co się tutaj właśnie stało.
Wyprostował się i odpalił silnik jak gdyby nigdy nic. Znów ujął moją dłoń, pocałował i posłał spojrzenie tak intensywne, pełne pasji i pożądania, że zemdliło mnie od nadmiaru emocji. To był ten moment, w którym facet mówi swojej dziewczynie, że ją kocha. Żołądek podszedł mi do gardła, błagałam w myślach, by tego teraz nie robił, bo nie jestem na to gotowa.
– Powinnam cię za to zabić – wysapałam zdyszana, zerkając dokoła, czy ktoś nas nie widział. – Jedź już.
– Zacznij nosić bieliznę. Kusisz, a potem chcesz mordować. Przecież to lubisz.
Westchnęłam głośno, przewracając oczami. Oparłam dłoń o jego ramię, lekko ugniatając. Przez głowę przeleciał mi diabelski plan i uśmiechnęłam się nawet sama do siebie.
Spojrzał na mnie i posłał mi uśmiech, wiedząc, co chodzi mi po głowie.
– Nawet o tym nie myśl… – rzucił w moją stronę.
– O czym? – Starłam się, by mój głos niczego nie zdradził. – Chciałam cię tylko dotknąć.
– Już ja wiem, co chciałaś zrobić. – Zerknął szybko, przechylając głowę w moją stronę.
– O czym gadałeś z moim ojcem? – zapytałam, zmieniając temat.
– Pytał, jakie mam zamiary wobec ciebie.
– I jakie masz?
– To zależy.
– Od czego?
Zbył moje pytanie wzruszeniem ramion i resztę drogi przebyliśmy w milczeniu, posyłając sobie tylko krótkie spojrzenia i wsłuchując się w muzykę, która roznosiła się z głośników. Odezwał się dopiero, kiedy zatrzymał samochód przed restauracją.
– Głodna?
– Bardzo – odparłam nieco rozczarowana niedosytem informacji na temat ojca i ich wspólnej pogawędki. Nie czekając, aż otworzy mi drzwi, wygramoliłam się z auta. Podał mi dłoń, przyciągnął do siebie i pocałował namiętnie, aż zakręciło mi się w głowie.
– A to za co? – wymamrotałam, ledwo oddychając.
– Za to, że jesteś.
Zanurzyłam się w jego źrenicach. Był taki idealny, taki nierzeczywisty, pomyślałam i ogarnął mnie smutek. Co będzie, jeśli go stracę? Uzależniałam się od niego, od jego głosu, spojrzenia, twarzy, dotyku… Co będzie, jak go stracę? – powtórzyłam w myślach.
– Coś cię trapi?
– Jestem głodna – rzuciłam, opierając dłoń o jego twardą klatkę piersiową. Musnęłam palcem jego nagą skórę przy dekolcie.
– Kocham te twoje gierki. – Złapał moją dłoń i po raz trzeci w ciągu tego dnia ją pocałował.
Weszliśmy w końcu do środka, gdzie czekał na nas zarezerwowany wcześniej stolik z widokiem na morze. Rozsiadałam się wygodnie na dwuosobowej sofe, wpatrując się w błękit otoczenia. Morska bryza otulała moją twarz, studząc rozhulane emocje.
Dopiero po kilku minutach odtajałam na tyle, by zacząć się rozglądać po miejscu, w którym byliśmy. Restauracja pełna ludzi, urządzona gustownie w krajobrazie morskiej toni. Gdzieś na ścianie dryfowała ryba, w innym miejscu zadomowiły się wodorosty i koralowce.
Wystrój uspakajał i wyciszał, jednocześnie wyostrzając zmysły nie tylko wzrokowe, ale i powonienia, tak można w skrócie ją opisać.
Mój wzrok skupił się na miejscu, z którego dochodziły najgłośniejsze dźwięki, czyli na kuchni. Biegający kucharze co chwilę stawiali na blacie talerze z potrawami i uderzali w dzwonek, krzycząc numer stolika.
Tętniło tam życiem, było soczyście, apetycznie i gorąco. Obserwowałam ich z wypiekami na twarzy. Tego było mi potrzeba, nie myśleć o niczym, zapomnieć, zatracić się w codzienności, o której zapominałam.
Taka powinnam być, beztroska, spontaniczna i niemyśląca zbyt dużo…
Do naszego stolika podeszła kelnerka, uśmiechając się szeroko.
– Witamy w naszej restauracji – odezwała się i nalała wody do kieliszków. – Będę państwa obsługiwać. Na początek… – Dziewczyna zaczęła polecać jakieś dania, ale przestałam jej słuchać. Spoglądałam w stronę niebieskookiego i kiwałam głową, zgadzając się, sama nie wiem na co.
– Gdzie tak biegasz w myślach? Martwi cię coś?
Martwiło.
Martwiło mnie to, że przygniatały mnie uczucia do niego, a ja nie byłam na to gotowa. Próbowałam sobie je poukładać, ale były zbyt chaotyczne, a ja nie miałam sił z nimi walczyć. Teraz poznał mojego ojca, nie było odwrotu i musiałam nagle jakoś go nazwać. Mój facet, mój mężczyzna, który za chwilę wyzna mi miłość.
– Tak sobie myślę o różnych sprawach – skłamałam kolejny raz. – Zastanawiam się, co będę tutaj robić całe lato i dlaczego ojciec chciał, żebym wróciła.
– Kupiłem nam mieszkanie – powiedział i zerknął w kartę dań.
– Co?
– Dziwi cię to? – odpowiedział pytaniem. – Chciałaś mieszkać u ojca?
Jego wyraz twarzy się zmienił. Spochmurniał i wiedziałam, że myśli o tym, co działo się w gabinecie ojca.
– Jesteś dość milcząca, odkąd…
– Odkąd nie potrafłam powiedzieć ojcu, kim dla mnie jesteś? – dokończyłam za niego, wprawiając go w konsternację.
– Nie o to mi chodziło, ale skoro zaczęłaś ten temat, to tak, wytłumacz mi, proszę, czemu tak trudno ci przychodzi nazwanie mnie swoim facetem? Od roku dzielę z tobą swoje życie i w moim mniemaniu jesteś moją kobietą. Więc kim dla ciebie ja jestem? Nie możesz po prostu odpuścić? Mam wrażenie, jakbyś celowo robiła te uniki, by w każdej chwili móc się wycofać… Nie ma już bezpiecznego momentu. To już się dzieje… Poznałem twojego ojca, mam poważne plany i czas na kolejny krok.
Minęła chwila, odkąd wyrzucił z siebie ten potok słów. Patrzyłam na niego i wewnętrznie cierpiałam. Szukałam w myślach złotych rad mojej terapeutki i zaczynałam żałować, że przestałam do niej chodzić. Może jednak podbudowałaby moją wiarę w mężczyzn, a ja nie musiałabym się teraz tak panicznie bać? Moje wewnętrzne demony nie spały. Czekały tylko na moment, kiedy znajdę się w takiej sytuacji. Teraz ode mnie zależy, czy się temu poddam, czy ruszę dalej.
Do stolika podeszła kelnerka i postawiła przed nami zamówione dania. Odetchnęłam z ulgą, co nie umknęło jego uwadze. Jedliśmy w milczeniu, zerkając na siebie od czasu do czasu. Ciszę wypełniał gwar na sali, brzęk szkła i szczęk sztućców. Zapachy, muzyka, wszystko to wypełniało ciszę między nami.
Kiedy tylko wyszliśmy z restauracji, odezwał się pierwszy. Chwycił mnie w ramiona, wtulając twarz w moje piersi.
– Masz ochotę na coś jeszcze? – zamruczał, nie odrywając się ode mnie.
– Plaża, wino?
– Jasne – powiedział, prostując się. Złapał mnie za rękę i pociągnął na schodki prowadzące na plażę. Zatrzymałam go na ostatnim stopniu. Przytrzymując się jego ramienia, zdjęłam swoje drogie szpilki i wsunęłam stopy w przyjemny piach. Poczułam natychmiastową ulgę.
– Wreszcie! – jęknęłam, idąc wolno i wsuwając stopy jeszcze głębiej. – Miałam już dość tych butów.
– To po co je zakładasz? – zapytał, nie rozumiejąc mojego niezadowolenia.
– Żeby wyglądać bosko… I być blisko twoich ust – powiedziałam, rzuciłam buty na piach i wskoczyłam na niego, oplatając go w pasie nogami.
Przygryzłam mu wargę, zmuszając, by rozchylił usta, i wtargnęłam do nich spragniona, by ssać i czuć jego smak. Zagarnął mnie całą swoimi długimi rękami i ukrył w ramionach. Wydał cichy jęk, wsuwając dłonie pod koszulkę, gładząc plecy, sprawiając, że poczułam dreszcze, i włączając tym samym wszystkie guziki ekscytacji, które do niego czułam. Objął moją twarz, patrzył na mnie krótką chwilę, po czym nienasycony wpił się w moje usta, pozbawiając tchu.
– Kocham cię – wyszeptał cicho po chwili. – Jesteś miłością mojego życia, całkowicie zwariowałam na twoim punkcie.
Poczułam, jak to słowo przeszywa mnie na wskroś, tnąc raz po raz. W końcu jego znaczenie dotarło do mnie, nie pozwalając mi się przed tym bronić. Jęknęłam, próbując jeszcze mocniej go całować.
Fala gorąca rozpierała mój żołądek, który unosił się do góry i upadał z hukiem.
– Tam jest bar… – postawił mnie na ziemi, rozpraszając moje rozhulane pożądanie.
– Bar? … A, tak – westchnęłam i zaśmiałam się głośno.
Spojrzałam w stronę baru. Po chwili byliśmy na miejscu. Tego było mi potrzeba, pomyślałam. Wylewający się romantyzm w postaci przyklejonych do siebie par, zachód słońca, ciepły wiatr i muzyka, a do tego alkohol. Rzuciłam buty i przeciągnęłam się leniwie, zatapiając stopy głębiej w piasek.
– Możesz przestać? – warknął, zerkając raz na mnie raz na facetów, wyraźnie zainteresowanych moją osobą.
– Co mam przestać? – zapytałam z przekory. Miałam świadomość swojej seksualności i tego, jak działam na facetów. Byłam piękna. Wyjątkowo piękna… Czasem sama przed sobą musiałam się do tego przyznać. Miałam w sobie coś takiego, co wchodziło w drugiego człowieka na dłużej. Przyciągałam nie tylko urodą, ale i wdziękiem, nad którym nie panowałam.
To zawsze działo się poza mną. Nie robiłam zupełnie nic i może o to w tym wszystkim chodziło. Nie zabiegałam o niczyje względy, nie uganiałam się za spojrzeniami i wyglądałam na osobę, z którą można się zaprzyjaźnić i z którą chciało się być. Moje słomkowe blond włosy – a raczej mieszanka różnych odcieni, do których miał dostęp tylko jeden fryzjer na całym świecie i który traktował moje włosy jak swoje dziecko – układały się w delikatne loki, niebieskie oczy podkreślały idealne rysy twarzy, do tego szczupła sylwetka i szeroki uśmiech z rzędem równych białych zębów. Delikatne tatuaże zdobiły moje opalone ciało, a przy okazji podkreślały moją butność i świadomość własnego ciała. I to jak się poruszałam, sunąc niczym zjawa, świadoma swoich wdzięków i siebie na wskroś. Opakowana w miejski look gnałam na oślep, trącając łokciem życie i wszystko, co znalazło się blisko mojej osoby. Tak delikatnie, subtelnie, niechcący…
– Wyginać się, prężyć?
– Lubię tę twoją zazdrość – westchnęłam, uśmiechając się do niego i opadając na jeden z miękkich foteli, otaczających niski stolik kawowy.
– de Sevilla? – zapytał, a kiedy kiwnęłam głową, ruszył w stronę baru.
Kojąca muzyka przeplatała się z szumem fal i dyskretnymi pocałunkami par, które turlały się po piachu nieopodal. Zerkałam raz na nie, raz na Maksa, który opierał się o bar i był najseksowniejszym facetem na tej plaży. W dodatku był mój. Po chwili postawił przede mną drinki i usiadł obok mnie, zagarniając moje ciało bliżej siebie.
– Oswoiłaś się już z myślą o nowym życiu tutaj? – zapytał, zerkając w telefon.
– Wolę Nowy Jork, tam było prościej…
Podniósł wzrok znad telefonu i zapytał:
– Prościej?
– Prościej. Byliśmy ja i ty. A teraz oprócz nas jest jeszcze cała reszta. – Wypiłam szybko drinka i chwyciłam za kolejny, dając znak kelnerowi, by przyniósł kolejne. Ciężko było pozbyć się starych nawyków. Alkohol i ja… Niezbyt dobra para, ale to jedyny znany mi sposób, by zapomnieć o pełnej kontroli. Kelner postawił na stoliku kolejne drinki, a ja wpatrywałam się w kamienną twarz Maksa, zastanawiając się, o czym teraz myśli.
– Nie powinnaś tyle pić – odezwał się po chwili i poderwał do góry, ciągnąc mnie za sobą. – Chodź! Zanim upijesz się bardziej…
Wlepiłam w niego oczy, zastanawiając się, czego potrzebuję. Potrzebowałam jego. Wsłuchiwałam się w jego głos, zanurzając w błękicie oczu, kiedy łapał moje ciało niezdarnie opadające w inną stronę, i uzależniałam się od niego coraz bardziej.
– Zawsze będziemy tylko ty i ja. – Objął mnie ramieniem i zaciągnął na brzeg morza. Fala zmoczyła moje stopy, przywołując na chwilę czucie w mojej pijanej głowie, która z trudem rejestrowała to, co się wokół działo. Spacer, zachód, Maks i wszechogarniający romantyzm. Czułam jego oddech na mojej szyi i dłoń przesuwającą się po moich biodrach. Od czasu do czasu drobne pocałunki, które ochoczo przyjmowałam.
– Kicia… – wyszeptał mi do ucha. – Jeśli się zakochasz, to będę musiał odejść.
Przylgnęłam do niego całym ciałem, czując jego silne ramiona i rozkoszując się jego ciepłym ciałem, zapachem, który tak uwielbiałam. Mój mężczyzna… Uświadomienie tego zajęło mi rok.
– O ile pamiętam, to był mój tekst, więc uważaj. – Postanowiłam się z nim podroczyć, odsuwając lekko od niego.
Spoglądał na mnie przez chwilę, po czym chwycił za rękę i pociągnął w stronę wyjścia z plaży. Nie mówił nic, ciągnął mnie jak kukłę i wyczułam, że dystans między nami ponownie zagościł. Tym droczeniem musiałam mu przypomnieć moją wpadkę przed ojcem, kiedy nie potrafłam się zadeklarować. Te jego fochy i zmienne nastroje były tak samo dziwaczne jak moje zachowania względem niego.
Ścisnął moją dłoń mocniej, starając się utrzymać kontrolę nad moim dziwacznie opadającym ciałem.
Gdy doszliśmy do samochodu, wepchnął mnie na tylne siedzenie camaro. Padłam jak długa i nagle uświadomiłam sobie, że zostawiłam w barze swoje buty, więc krzyknęłam do niego, że to moje ukochane szpilki i muszę je mieć. Nie przestając rozmawiać, przewrócił oczami, po czym poszedł do baru w poszukiwaniu moich butów. Chciało mi się rzygać. Mieszanie wina z drinkiem to nie był dobry pomysł, powinnam już o tym wiedzieć. Próbowałam ze wszystkich sił wygramolić się z auta. Oparłam się plecami o samochód, wciągając głośno powietrze do płuc i czując, że mój mózg właśnie przechodzi odwilż.
Zerknęłam w stronę plaży i zobaczyłam, jak idzie w moją stronę. Jak buja tym swoim ciałem, świadom siebie i tego, co go otacza, a ja pijana, wgapiam się w niego, myśląc nad tym, by nie zrzygać się jak pospolita wieśniara, która nie umie pić. Zganiłam się w myślach i obiecałam sobie, że to ostatni raz, kiedy bez umiaru wlałam w siebie tyle alkoholu. Ale ile razy już to obiecywałam…
Szedł boso, nogawki miał niedbale podwinięte, biała koszulka opinała jego ciało, podkreślając nienaganną sylwetkę. W jednej ręce trzymał telefon, przez który wciąż rozmawiał, a w drugiej moje buty.
I poczułam to. Dopadło mnie. Ta świadomość, że to jest to… Realne, prawdziwe, przed tym już nie ucieknę.
Miłość wpada na ciebie niczym rozpędzony pociąg, a ty nawet nie masz chwili, by zrobić unik. Taranuje cię całym swoim ciężarem.
Swymi barwami, emocjami wylewającymi się zewsząd. Nie pyta, czy ją chcesz. Nie pyta, czy jesteś na nią gotowa. Pojawia się całe mnóstwo nienazwanych myśli, cały twój świat wiruje, razem z twoimi motylami, które już od dawna to czują, tylko ty się jeszcze wzbraniałaś. To jest właśnie miłość. Wiesz i czujesz, że to jest ten moment.
I ja musiałam się znaleźć tu i teraz, by to w końcu poczuć. Zemdliło mnie. Krew odpłynęła mi z głowy i pobladłam. Czułam, jak robi mi się ciemno przed oczami i wpadam do lodowatej otchłani.
– Blake… – Poczułam szarpnięcie. – Blake, słyszysz mnie?
Złapał mnie w ramiona w ostatniej chwili, kiedy już osuwałam się w ciemność. Wzięłam głęboki wdech i otworzyłam oczy. Zobaczyłam jego zatroskaną twarz. Powoli udało mi się wrócić, aż usłyszałam bicie jego serca.
– Co się stało? – wymamrotałam, próbując się wyprostować.
– Zemdlałaś. Ostatni raz tyle wypiłaś! – powiedział ze złością i pomógł mi stanąć na nogi. Jeszcze raz wepchnął mnie na tylne siedzenie i wrzucił obok buty. Pokochałam go. Od początku to czułam. Ile razy muszę jeszcze to poczuć, by się z tym oswoić?
On, plaża i moje buty… Kwintesencja mojego wypaczonego postrzegania miłości.
Książkę Po drugiej stronie strachu kupić można w popularnych księgarniach internetowych: