Fragment "Nocnego pociągu do Lizbony"

Data: 2015-03-16 09:46:26 | Ten artykuł przeczytasz w 7 min. Autor: Sławomir Krempa
udostępnij Tweet
News - Fragment

Deszczowy poranek w Bernie. Raimund Gregorius jak co dzień idzie do szkoły, w której od wielu lat uczy języków klasycznych. Na moście Kirchenfeld widzi piękną nieznajomą, szykującą się do samobójczego skoku…

 

Wkrótce potem berneńskiemu nauczycielowi wpada w ręcę książka portugalskiego autora, Amadeu de Prado. Pod wpływem tych dwóch okoliczności Gregorius, samotny intelektualista, w jednej chwili porzuci dotychczasowe uporządkowane życie. Nocnym pociągiem podąży do Lizbony, za przewodnik mając książkę Portugalczyka, z którą nie rozstaje się ani na chwilę. Poruszony do głębi zawartymi w niej refleksjami o miłości, przyjaźni, odwadze, lojalności, samotności i śmierci, Gregorius pragnie dowiedzieć się jak najwięcej o Amadeu de Prado. Odnajduje osoby bliskie portugalskiemu pisarzowi - ich wspomnienia ukazują coraz to inne fakty z życia tego zagadkowego człowieka, który, jak się okazuje, był także genialnym lekarzem i uczestnikiem ruchu oporu przeciw dyktaturze Salazara. Stanie się on dla Gregoriusa „złotnikiem słów”, mistrzem odkrywania nieznanych dotąd aspektów życia. Czy jednak na pewno można wkroczyć w życie kogoś innego i naprawdę je zrozumieć? Wyrwać się z dotychczasowej egzystencji i jedną decyzją radykalnie zmienić swój los – czy warto to robić? Możemy się o tym przekonać podczas lektury powieści Nocny pociąg do Lizbony. Dziś zapraszamy do przeczytania jej premierowego fragmentu: 

 

W księgarni pachniało cudownie starą skórą i kurzem. Właściciel, starszy mężczyzna, o którego znajomości języków romańskich krążyły legendy, zajmował się czymś na zapleczu. W księgarni było pusto, przebywała w niej tylko młoda kobieta, z wyglądu studentka. Siedziała w rogu przy stole i czytała cienką książkę w pożółkłej oprawie. Gregorius wolałby być sam. Bez świadków łatwiej zniósłby uczucie, że znalazł się tu tylko dlatego, że nie mógł zapomnieć melodii portugalskiego słowa, a może także dlatego, że nie wiedział, dokąd miałby pójść. Przeszedł wzdłuż regału, nie oglądając żadnej z książek. Od czasu do czasu przytrzymywał okulary, by przeczytać tytuł na wyższej półce, ledwo jednak go przeczytał, tytuł zaraz wylatywał mu z głowy. Tak jak już wiele razy, Gregorius został sam ze swoimi myślami, a jego umysł zamknął się na świat zewnętrzny. 

 

Gdy otworzyły się drzwi, obrócił się szybko i rozczarowany, że to tylko listonosz, stwierdził, iż wbrew postanowieniu i wszelkiemu rozsądkowi czekał jednak na Portugalkę. Studentka zamknęła książkę i wstała, ale zamiast odłożyć 8 tom do pozostałych leżących na stole, nadal wpatrywała się w szare okładki, pogłaskała je i dopiero po kilku chwilach odłożyła książkę tak delikatnie i ostrożnie, jakby kartki mogły rozsypać się w pył przy gwałtownym poruszeniu. Dziewczyna stała jeszcze chwilę przy stole i wyglądało na to, że może zmieni zdanie i jednak kupi książkę. Potem wyszła z rękoma w kieszeniach i ze spuszczoną głową. Gregorius wziął książkę w dłonie i przeczytał: AMADEU INÁCIO DE ALMEIDA PRADO, UM OURIVES DAS PALAVRAS, LISBOA 1975. 

 

Nadszedł księgarz, rzucił okiem na tom i przeczytał tytuł. Gregorius usłyszał tylko potok syczących dźwięków, połykane, ledwo słyszalne samogłoski zdawały się wyłącznie pretekstem, by na końcu wyrazów powtarzać szumiące sz. 

 

– Czy zna pan portugalski? 

Gregorius pokręcił głową.

 – To znaczy Złotnik słów. Czyż to nie piękny tytuł? 

– Spokojny i elegancki. Jak matowe srebro. Czy mógłby pan powtórzyć go po portugalsku? 

 

Księgarz ponownie wymówił melodyjne słowa. Można było usłyszeć, że rozkoszuje się ich aksamitnym brzmieniem. Gregorius otworzył książkę i przekartkował do miejsca, gdzie zaczynał się tekst. Podał tom sprzedawcy, który rzucił mu zdumione, ale przyjazne spojrzenie i zaczął czytać. Gregorius, słuchając, zamknął oczy. Po kilku zdaniach księgarz przerwał. 

– Czy mam przetłumaczyć?

 

 Gregorius skinął głową. I usłyszał słowa, które wywarły na nim oszałamiające wrażenie, ponieważ brzmiały tak, jakby zostały napisane tylko dla niego, i to nie tylko dla niego, ale dla niego w to właśnie przedpołudnie, które wszystko zmieniło. 

 

Z tysięcy doświadczeń, które zbieramy, najwyżej jedno wyrażamy w słowach, a i to tylko przypadkowo i bez staranności, na którą zasługuje. Wśród wszystkich tych niemych do- świadczeń kryją się te, które niezauważenie nadają naszemu życiu formę, barwę i melodię. Gdy zaś jako archeologowie duszy zwracamy się ku tym skarbom, odkrywamy, jak są zagmatwane. Przedmiot obserwacji nie trwa nieruchomo, słowa mijają się z przeżyciami i w rezultacie widzimy na papierze same sprzeczności. Długi czas wierzyłem, że to ułomność, coś, co należy pokonać. Dziś sądzę, że jest inaczej: że zaakceptowanie chaosu to królewski trakt prowadzący do zrozumienia tych znanych, a jednak zagadkowych doświadczeń. Wiem, brzmi to dziwnie, a nawet dziwacznie. Ale odkąd w ten sposób patrzę na tę kwestię, mam wrażenie, że po raz pierwszy jestem prawdziwie skoncentrowany i żyję pełnią życia. 

 

– To wstęp – powiedział księgarz i zaczął przerzucać kartki. – A w kolejnych rozdziałach, jak się zdaje, autor zaczyna sięgać ku owym ukrytym przeżyciom. Jako archeolog odkrywający samego siebie. Niektóre rozdziały mają wiele stron, inne z kolei są bardzo krótkie. Tutaj na przykład jest taki, który skiada się z pojedynczego zdania. – Przetłumaczył:

 Jeśli naprawdę jest tak, że możemy przeżyć tylko małą część tego, co się w nas znajduje – co dzieje się z resztą? 

– Chciałbym kupić tę książkę – powiedział Gregorius.

 

 Księgarz zamknął tom i przejechał dłonią po okładce w taki sam delikatny sposób, jak wcześniej studentka. 

– Znalazłem ją w zeszłym roku w pudle z tanią książką w antykwariacie w Lizbonie. I teraz sobie przypominam: wziąłem ją, bo spodobał mi się wstęp. Potem o niej zapomniałem. – Spojrzał na Gregoriusa, który gorączkowo szukał portfela. – Podaruję ją panu. 

– To... – zaczął Gregorius zachrypłe i odchrząknął. 

– I tak kosztowała tyle co nic – powiedział księgarz i podał mu książkę. – Teraz sobie pana przypominam – San Juan de la Cruz. Zgadza się? 

– Czytała go moja żona – powiedział Gregorius.

 – A zatem jest pan filologiem klasycznym z Kirchenfeld, wspominała o panu. Potem słyszałem kogoś jeszcze, jak o panu opowiadał. Brzmiało to tak, jakby pan był chodzącą encyklopedią. – Roześmiał się. – Niezwykle lubianą encyklopedią. 

 

Gregorius włożył książkę do kieszeni płaszcza i podał mężczyźnie dłoń. – Bardzo dziękuję. 

Księgarz odprowadził go do drzwi.

 – Mam nadzieję, że pana nie... 

– W żadnym wypadku – odparł Gregorius, dotykając jego ramienia.

REKLAMA

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Reklamy
Recenzje miesiąca
Cienie. Po prostu magia
Katarzyna Rygiel
Cienie. Po prostu magia
Lato drugich szans
Dagmara Zielant-Woś
Lato drugich szans
Suplementy siostry Flory
Stanisław Syc
Suplementy siostry Flory
Upiór w szkole
Krzysztof Kochański
Upiór w szkole
Piwniczne chłopaki
Jakub Ćwiek
Piwniczne chłopaki
Dolina Marzeń. Przeszłość
Katarzyna Grochowska
Dolina Marzeń. Przeszłość
Szczerbata śmierć
Arkady Saulski
Szczerbata śmierć
Bez litości
Michał Larek
Bez litości
Z okruchów nadziei
Anna Siedlecka
Z okruchów nadziei
Pokaż wszystkie recenzje