Panowanie nad skłonnościami. "Niedostosowani. Dlaczego ewolucja nie nadąża"

Data: 2021-11-10 07:00:01 | Ten artykuł przeczytasz w 8 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Czy sami sobie podkładamy nogę?

Jeszcze nie tak dawno uzbrojeni w oszczep polowaliśmy na mamuty, dziś spacerujemy po Księżycu, rozbijamy atomy i serfujemy po internecie. Ciągle jednak podlegamy skomplikowanym prawom ewolucji. Czy jesteśmy gotowi na nowoczesność?

Brytyjski naukowiec Adam Hart udowadnia, że ewolucja przygotowała nas do życia w świecie, który właściwie już nie istnieje, a biologiczne adaptacje często działają na naszą szkodę. Otyłość jest spuścizną czasów, w których nauczyliśmy się gromadzić w organizmie tłuszcz, by przetrwać okresy głodu. Stres, czyli ratująca życie reakcja zachodząca w obliczu ataku niedźwiedzia, może teraz powodować bóle głowy i problemy z sercem. W toku ewolucji staliśmy się istotami skłonnymi do nieakceptowanej obecnie przemocy. Gnębią nas nietolerancje laktozy i glukozy...

Obrazek w treści Panowanie nad skłonnościami. "Niedostosowani. Dlaczego ewolucja nie nadąża" [jpg]

Do lektury książki Niedostosowani. Dlaczego ewolucja nie nadąża Adama Harta zaprasza wydawnictwo bo.wiem. Ostatnio mogliście przeczytać pierwszy fragment książki, tymczasem już teraz zapraszamy do lektury kolejnego fragmentu:

Panowanie nad skłonnościami

Wiele dowodów wskazuje na ewolucyjne pochodzenie ludzkiej przemocy, lub przynajmniej na to, że skłonność do śmiertelnej przemocy może wchodzić w skład naszego behawioralnego repertorium. Wydaje się to niepokojące. Sądzę jednak, że warto spojrzeć na zagadnienie śmiertelnej przemocy z szerszej perspektywy. Nawet jeśli wszyscy jesteśmy zdolni do przemocy, większość z nas przez większość czasu nie zachowuje się agresywnie. Możemy myśleć o przemocy, możemy z przyjemnością oglądać sceny przemocy, a w chwilach gniewu i frustracji życzyć innym, by padli ofiarą przemocy, w rzeczywistości jednak tylko nieliczni z nas dopuszczają się aktów przemocy wobec innych ludzi. Jeszcze mniej z nas kiedykolwiek zabije kogoś z premedytacją. Mimo że taka możliwość jest realna, a my jesteśmy zarówno fizycznie, jak i mentalnie zdolni do popełnienia zbrodni, zdecydowana większość z nas nie zostaje mordercami. Dzieje się tak między innymi dlatego, że w ludzkim mózgu działa ukształtowany w procesie ewolucyjnym, adaptatywny „system hamowania agresji”, który powstrzymuje nas przed aktami przemocy, gdy ich cena przewyższa korzyści. Na przykład, kiedy jedziemy samochodem i nagle inny kierowca zajeżdża nam drogę, czujemy narastającą wściekłość i najchętniej spralibyśmy winowajcę na kwaśne jabłko, ale ryzyko surowej kary w postaci wielu lat więzienia, rozpadu związku i ruiny finansowej, czyli bardzo realny koszt, który potrafimy szybko skalkulować, może nas powstrzymać przed zrealizowaniem naszych mściwych fantazji. Innymi słowy, dzięki zdolności do samokontroli nie jesteśmy bezwolnymi odtwórcami ról, przypisanych nam w ewolucyjnym scenariuszu. Jeżeli natomiast zagrożone jest nasze życie lub życie naszych najbliższych, może się okazać, że korzyści przeważają nad ceną, a wówczas nawet najłagodniejszy z ludzi będzie w stanie wybuchnąć, a w pewnych okolicznościach nawet zabić. Mimo wszystko, niezależnie od tego, jakie dokładnie umysłowe mechanizmy kontrolują nasze agresywne skłonności, dowody przemawiają za tym, że większość z nas potrafi nad nimi zapanować. Równocześnie jednak wiemy, że niektórzy ludzie przejawiają wyjątkowo silne skłonności do przemocy. Ów niedopasowany do współczesnego świata wzorzec ludzkiej przemocy wymaga wyjaśnienia. 

Skrajna skłonność do przemocy może być skutkiem zwykłej zmienności genetycznej. Genetyka przemocy oraz genetyka struktur umysłowych, które kontrolują nasze skłonności do przemocy i agresywne myśli, są skomplikowane i różne u różnych ludzi. Za każdym razem, kiedy mamy do czynienia ze zróżnicowaniem między ludźmi, niektóre jednostki muszą się znajdować na przeciwległych krańcach rozkładu statystycznego. W tym wypadku, na jednym jego krańcu sytuują się ludzie wykazujący ponadprzeciętne skłonności do przemocy, na drugim zaś ludzie miłujący pokój. Na skutek połączenia genów przekazanych przez rodziców, może dochodzić do narodzin wyjątkowo agresywnych jednostek, mimo że we współczesnym świecie skrajna agresywność nie jest cechą adaptacyjną. 

Genetyczny aspekt przemocy, niewątpliwie ważny z ewolucyjnego punktu widzenia, jest tylko jednym z elementów pełnego obrazu. Wiemy, że, ogólnie rzecz biorąc, aby jakaś cecha – w tym także przemoc - mogła się ujawnić, konieczna jest interakcja między środowiskiem, a genetyką. Modelem, który pomaga zrozumieć tę interakcję, a także wzbogaca nasz wyjściowy scenariusz ewolucyjny, jest tak zwany model katalizatora, zaproponowany przez psychologa Christophera Fergusona. Model ten zakłada, że ludzie posiadają ukształtowany w procesie ewolucji system hamowania agresji, zwany ośrodkiem kontroli impulsów, który znajduje się prawdopodobnie w płatach czołowych mózgu. Jest on elementem systemu samokontroli, której brak wskazuje na duże prawdopodobieństwo brutalnych zachowań przestępczych. Samokontrola, podobnie jak przemoc, jest w znacznej mierze uzależniona od genomu. Odpowiada on za około 50 – 90 procent mierzalnych wariancji samokontroli. Jak widać, bardzo wiele zależy od genów, ale w modelu katalizatora czynnikiem, który decyduje o tym, czy będziemy wykazywać skłonność do agresji, jest interakcja naszego genomu ze środowiskiem rodzinnym (oczywiście także powiązanym z genetyką). Stresy i napięcia środowiskowe pełnią funkcję katalizatorów, które prowokują potencjalne zachowania filtrowane następnie przez ośrodek kontroli impulsów. Relacja między siłą oddziaływania bodźca do zachowań agresywnych (powstałego na skutek interakcji między doświadczeniem środowiskowym, a skłonnościami genetycznymi) i siłą hamowania agresji (za pośrednictwem kontroli impulsów) decyduje o tym, czy katalizator środowiskowy wywoła reakcję w postaci aktu przemocy. W interpretacji niektórych (dodajmy – niezbyt odkrywczej) oznacza to ni mniej ni więcej, że częstotliwość zachowań agresywnych powinna rosnąć w okresach nasilonego stresu środowiskowego. Mówiąc najprościej: pod wpływem stresu ludziom szybciej puszczają hamulce. 

Czy skoro na przestrzeni wieków nasze środowisko uległo gruntownej przemianie, a całkiem niedawno stworzyliśmy sobie świat, w którym poziom stresu systematycznie wzrasta (rozdział 5), stajemy się, jak każą nam wierzyć nagłówki prasowe, bardziej skłonni do przemocy? Odpowiedź na to skądinąd proste pytanie nastręcza nie lada trudności. Można natrafić na jednakowo przekonujące zapewnienia, że jesteśmy bardziej agresywni niż w przeszłości, że jesteśmy mniej agresywni niż dawnej, że liczba przestępstw z użyciem przemocy wzrasta, maleje albo utrzymuje się na stałym poziomie, że wskaźnik zabójstw rośnie lub że spada. Bardzo wiele zależy od tego gdzie i jak szukamy, od definicji, na których się opieramy oraz od naszego podejścia analitycznego. Byłoby dobrze móc się zgodzić z amerykańskim psychologiem Stevenem Pinkerem, autorem książki Zmierzch przemocy. Lepsza strona naszej natury1, opublikowanej w 2011 roku, że, jak sugeruje tytuł, poziom przemocy spada. Wyjaśnienie zaproponowane przez Pinkera skupia się na roli, jaką odegrały pojawienie się państw narodowych z silną władzą centralną, rozwój stabilnych i zapewniających wysokie zyski sieci wymiany handlowej oraz nasza zdolność do komunikowania się. Wszystkie te czynniki zwiększają naszą wzajemną zależność i zmniejszają liczbę zgonów na skutek aktów 

przemocy. Osią argumentacji Pinkera są dane, z których wynika, że w „nowocześniejszych” społeczeństwach, liczba ofiar wojen i konfliktów – w stosunku do ogółu populacji – jest mniejsza niż w niewielkich grupach łowców-zbieraczy oraz pasterzy, które stanowiły dominujący rodzaj organizacji społecznej przez większość naszych dziejów. 

Oczywiście znaleźli się naukowcy, którzy zakwestionowali optymistyczny punkt widzenia Pinkera. Zespół, którym kierował antropolog Rahul Oka z Uniwersytetu Notre Dame w Indianie, w USA,  przeprowadził analizę statystyczną liczby ofiar wojen w perspektywie historycznej i doszedł do wniosku, że nie jesteśmy ani mniej, ani bardziej skłonni do przemocy niż w przeszłości. Badacze przekonywali, że stosunek prawdopodobnej liczby ludzi, którzy biorą udział w walce – kluczowego elementu rozumowania Pinkera – do wielkości całej populacji, nie zmienia się liniowo. Twierdzili, jak najbardziej słusznie, że odsetek ludzi zaangażowanych w działania wojenne zmniejsza się wraz ze wzrostem populacji. Na przykład, w stuosobowej grupie, 25 lub więcej osób może w każdej chwili stanąć do walki, ale milionowa populacja nie będzie dysponować 250 tysiącami wyszkolonych ludzi, gotowych do służby wojskowej w czasach wojny. Zdaniem Oki i jego zespołu to nie rosnąca współzależność czy korzyści płynące z utrzymywania pokoju, lecz właśnie owa zmiana skali odpowiada za proporcjonalny spadek liczby ofiar wojen, gdy ludzkie społeczności stają się większe i bardziej złożone. 

 

Bibliografia:
 
1 Tytuł oryg. The Better Angels of Our Nature: Why Violence Has Declined, tłum. Tomasz Bieroń; Zysk i S-ka, Poznań, 2017. (przyp. tłum.)

Książkę Niedostosowani. Dlaczego ewolucja nie nadąża kupić można w popularnych księgarniach internetowych:

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Niedostosowani. Dlaczego ewolucja nie nadąża
Adam Hart0
Okładka książki - Niedostosowani. Dlaczego ewolucja nie nadąża

Czy sami sobie podkładamy nogę? Jeszcze nie tak dawno uzbrojeni w oszczep polowaliśmy na mamuty, dziś spacerujemy po Księżycu, rozbijamy atomy i serfujemy...

dodaj do biblioteczki
Autor
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje