W wyniku nieudanej akcji wymierzonej w niemieckich konspiratorów Teofil Kłosek, trzydziestotrzyletni weteran walk o powrót Górnego Śląska do Polski, trafia za kratki. Upokorzony, dręczony poczuciem winy i skazany na samotność przez najbliższych, z okruchów wspomnień odtwarza mozaikę dawnego życia. Tymczasem Niemcy stawiają jego żonę przed dramatycznym wyborem. Czy Klara poświęci małżeństwo w zamian za życie Teofila? Zbliża się piętnasta rocznica wybuchu trzeciego powstania śląskiego, a wraz z nią premiera legendarnego spektaklu, który – u progu drugiej wojny światowej – ma przypomnieć o straszliwych konsekwencjach konfliktu zbrojnego. Ewie Majewskiej i jej młodym artystom przyjdzie zmierzyć się z niechęcią środowisk mniejszościowych oraz z agresją rosnącej w siłę bojówki młodzieżowej.
Jutrznia Andrzeja H. Wojaczka to ostatni tom trylogii Wrzeciono Boga – poruszającej sagi inspirowanej losami śląskiej rodziny. W cyklu ukazały się już powieści Kłosy oraz Wdowi grosz. Wrzeciono Boga to głośny antywojenny manifest, powieść o niezwykłej sile kobiet, mitotwórczej roli słowa i potędze miłości zdolnej do największych poświęceń. Do lektury zaprasza Wydawnictwo Szara Godzina. Dziś na naszych łamach przeczytać możecie premierowy fragment książki:
Na dnie szybu jest ciemno i zimno. Jak w studni albo w grobie. I tak tu cicho. Trzepią mną dreszcze. To zrozumiałe, tłumaczę sobie. Pod butami grzechocze lampa, a raczej to, co z niej zostało po upadku z wysoka – w przeciwieństwie do mnie rozleciała się na kawałki. Bywają upadki, po których jedni się rozbijają, a inni – rozbudzają. Zadzieram głowę, ale w miejscu, gdzie powinien jaśnieć wylot szybu, kłębi się nieprzenikniona czerń – zatrzaśnięte wieko bezgwiezdnego firmamentu.
Po omacku zmierzam do upadu milczącą pochylnią. Im niżej schodzę, tym ciemność staje się gęstsza, a im ciemniej, tym większy odczuwam chłód. Dalsza wędrówka zakrawa na szaleństwo, ale nie zamierzam się poddawać, gdyż pod stopami wyczuwam powierzchnię chodnika wydeptanego krokami rzeszy górników.
Kiedy na dobre tracę poczucie czasu i przestrzeni, na tafli ciemności rozkwita kropelka światła. Jego łuna rozchodzi się w szczelinach mroku. Zaciekawiony, podchodzę bliżej, a razem ze mną cień, który im bliżej światła, tym rośnie większy na ścianach chodnika, pokraczny i koślawy, niekształtny jak rozlany inkaust, nieufny i nad wyraz płochliwy.
Na haku pod stropem wisi karbidka. Płomień zamknięty w jej wnętrzu rzuca krwawą poświatę na starego górnika. Starzec nosi długą brodę. Siedzi na kamieniu, jest odziany w powłóczystą szatę. Spracowane dłonie opiera na stylisku kilofka.
Z szacunkiem przyklękam na jedno kolano.
– Szczęść Boże, skarbniku.
– Co tu robisz, synku?
Opowiadam, że wpadłem do szybu, że słupek, na którym opierała się drabina, musiał być przegniły, bo jeno zatrzeszczało i… Już miałem powiedzieć: „jak nie dupło”, ale w porę ugryzłem się w język, bo przeca w obecności skarbnika grubszych słów używać nie wypadało.
– W każdym razie rozpadło się toto z hukiem i porwało w bezdeń. I odtąd błąkam się po ciemku jak dusza pokutująca.
– Dziękuj Bogu, że żyjesz. – Źrenice skarbnika tlą się jak węgielki pod blachą, połyskują czerwienią rubinów. – Na tych, którzy chodzą bez światła, czyha wiele niebezpieczeństw. Światła należy strzec, w przeciwieństwie do ciemności, której trzeba się strzec. Dobrze to sobie zakonotuj i bacz, byś opierał się na czymś trwałym i solidnym.
Wiedzie mnie labiryntem korytarzy, kluczy drogą wśród poczerniałych wyrobisk i groźnych zapadlisk. Przyświeca sobie lampą, przed światłem której cienie uskakują w popłochu.
Teofilu…
W połowie drogi dogania mnie upiorny szept. Słyszę, jak pełznie, tylko czekać, aż ukąsi mnie w piętę. „Jeno wstecz się nie oglądaj…” Ciarki biegną mi po krzyżu, ale – pomny przestrogi skarbnika – trzymam głowę prosto.
Teofilu… Po co tam idziesz?
Korci mnie, by obrócić się przez ramię, choćby po to, aby splunąć w gębę temu, kto stara się mnie zatrzymać w podziemiu.
Na powierzchni nic dobrego cię nie czeka, Teofilu.
Szmer, którego dźwięk budzi drzemiące we mnie demony – kłamstwo, którego szpetotę łatwo dostrzec w świetle skarbnikowej lampy. Im bliżej wyjścia, tym głos robi się bardziej natarczywy.
Złudne twe nadzieje, Teofilu. Nikt na ciebie nie czeka, a z twojego powrotu ucieszą się tylko świnie.
W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Jutrznia. Wrzeciono Boga. Powieść kupicie w popularnych księgarniach internetowych: