Lata 20 XX wieku – czas przemian, niepokojów i rosnących nadziei. Rodzina Bednarzy opuszcza Westfalię i wraca na Śląsk, wierząc, że właśnie tam odnajdzie szczęście. Los jednak decyduje inaczej… Bednarze nie wiedzą, że powrót do Radlina okaże się zaledwie początkiem ich podróży. Los poprowadzi ich bowiem do Francji, do jednego z górniczych miasteczek. To tam spróbują na nowo ułożyć sobie życie.
Listy z czarnych miast to kolejny tom bestsellerowej sagi Sabiny Waszut Emigranci. Do przeczytania najnowszego tomu zaprasza Wydawnictwo Książnica, tymczasem już teraz zachęcamy do lektury pierwszego fragmentu powieści:
— Wracamy do Radlina. Tak postanowiliśmy. Zagłosujemy w plebiscycie.
Cecylia próbowała objąć wzrokiem wszystkich swoich synów, którzy na brzmienie słów matki zamarli z pełnymi łyżkami zupy uniesionymi wpół drogi do ust. Znieruchomiał również Bartłomiej.
Zaledwie tydzień minął od rozmowy Cecylii z mężem, tydzień, podczas którego na Śląsku zawrzało, znów doszło do walk.
Mówiono o nich na ulicach Bottrop, Śląsk podzielił ludzi. Niektórych zdążył już ze sobą skłócić. Jedni przyjmowali stronę niemiecką, drudzy — polską. Obie dopatrywały się spisków i prowokacji. Pluto sobie w twarz oskarżeniami, niewiele słów pozostawiając dla tych, którzy zginęli — niezależnie od tego, po której stronie walczyli.
Cecylia pewnie nadal pozostawałaby w rozterce, gdyby nie krewny Elżuni i Antoniego. Młody chłopak zginął w ostatnim dniu zrywu, który na Śląsku zaczęto nazywać powstaniem. Ta śmierć i smutek w oczach ludzi, będących dla Bednarzy niczym rodzina, przeważyły szalę. Zbyt krótkie życie nieznajomego chłopca skłoniło Cecylię do podjęcia decyzji.
— Zagłosujemy i wrócimy? — zapytał Andrzej. W jego spojrzeniu Cecylia dostrzegła nadzieję.
Pytanie syna nikogo z zebranych przy stole nie zdziwiło. Od wielu miesięcy również Niemcy zachęcali mieszkających w Zagłębiu Ruhry Ślązaków, aby wzięli udział w plebiscycie, oczywiście głosując za stroną niemiecką. Obiecywano darmowe pociągi, wyżywienie i kilka dni noclegu. Po głosowaniu wszyscy mieli wrócić do Niemiec, do miast, w których mieszkali i pracowali od wielu lat.
— Zagłosujemy i zostaniemy. — Głos Bartłomieja zabrzmiał stanowczo. Ojciec nie dawał synom żadnej możliwości sprzeciwu.
Andrzej przygryzł wargi. Był zły.
— A jak ojciec zamierza głosować? — W pytaniu młodszego Witka też pobrzmiewała irytacja. — Myślałem, że ojciec jest za Polską — powiedział, zerknąwszy na Korfantego. — A przecież wiadomo, na jakie głosy liczą Niemcy, podstawiając darmowe pociągi.
— Uczyliśmy was z ojcem polskiej mowy. Mowy naszych przodków. Wychowaliśmy was w katolickiej wierze. To znaczy tyle, że jesteśmy Polakami. — Cecylia, przypomniawszy sobie argumenty, które tydzień wcześniej przedstawił jej mąż, zaczęła je teraz szybko wyliczać, bojąc się reakcji Bartłomieja na wyraźną zaczepkę ze strony syna. — Dlatego ja i wasz ojciec w plebiscycie zagłosujemy za Polską.
Zamilkła, choć wolałaby nie dawać chłopcom możliwości dojścia do głosu. Atmosfera stawała się napięta.
— A czym jest ta Polska? — Tym razem Zyga zareagował pierwszy.
Pytanie to sprawiło, że powietrze, którym już i tak trudno było oddychać, zgęstniało jeszcze bardziej. Cecylia zamarła. Jej najmłodszy syn nie był już dzieckiem, któremu można wybaczyć wszelkie głupstwa. Czekała na wybuch Bartłomieja, ale on zupełnie spokojnie wstał, bezszelestnie odsunąwszy krzesło, podszedł do chłopca i położył mu ręce na ramionach.
— Polska to ojczyzna — powiedział. — To nasz język, jak powiedziała matka, nasza kultura i religia.
— Ale przecież ojciec zawsze mówił, że heimatem jest Śląsk. — Zyga nie rozumiał.
Bartłomiej zastanowił się przez chwilę. Cecylia obserwowała, jak w skupieniu marszczy szerokie brwi.
— Śląsk to mała ojczyzna, taka, którą ma się w sercu. — Mówiąc to, położył dłoń na swojej piersi. — A Polska to ojczyzna, którą ma się na ustach. O niej się mówi i za nią walczy. Rozumiesz?
Zyga niepewnie kiwnął głową.
Potem Cecylia wielokrotnie zastanawiała się nad słowami męża. Czy jej najmłodszy synek mógł je zrozumieć? Czy zrozumieli je Andrzej i Witek? A ona sama?
Nauczeni posłuszeństwa chłopcy nie próbowali już więcej dyskutować z rodzicami. Lecz Cecylia czuła, że nie są zadowoleni. Wiedziała, że wraz z Bartłomiejem odbierają im miejsce, do którego należeli, niszczą dom, w którym mieli pozostać na zawsze.
— Czasem tak trzeba — mówiła do siebie w bezsenne noce, wciąż mając przed oczami krewnego Elżuni, walczącego za coś, czego ona dopiero miała doświadczyć — za miłość do ojczyzny.
Książkę Emigranci. Listy z czarnych miast kupić można w popularnych księgarniach: