Gdzie policja nie może... tam Malwina i Eliza z pewnością dadzą sobie radę! Tym dwóm energicznym niewiastom niestraszni są złodzieje i wandale. Bo najważniejsze to mieć plan. Zemsty oczywiście. Fakt, że czasem się sypie, lecz przy nieograniczonej inwencji mścicielek nawet najbardziej spalony plan potrafi dać zadziwiające efekty.
Efektem ubocznym lektury Ekologicznej zemsty - nowej powieści Małgorzaty Kursy, która dostępna jest już w księgarniach - może być salwa śmiechu. Nie radzimy więc czytać tej książki w miejscu publicznym. Uprzejmie prosimy również nie informować napotkanych rzezimieszków o nowym wymiarze kary, ustanowionym przez bohaterki tej książki. Niech się gagatki na własnej skórze przekonają, cóż znaczy zemsta… ekologiczna!
Zapraszamy również do lektury premierowego fragmentu powieści:
- Wiesz, przejęłam się tą twoją stratą, tym bardziej, że rabunek miał miejsce w mieście, w którym zamierzam zostać już na zawsze. To moje miasto! I nie będzie żaden złodziej wprowadzał tu zamętu! Nie podoba mi się, że chodzi sobie luzem i korzysta z przyjemności. Uważam, że trzeba mu ukrócić ten proceder. Lukrecja mi mówiła, że w jej redakcji słyszeli o paru takich przypadkach. A Łukasz opowiadał, że raz prawie tego złodzieja mieli, ale świadek nie rozpoznał i musieli go puścić. Podobno już dwa razy siedział za drobne kradzieże…
- Świadek? – zdziwiła się Eliza. – To nic dziwnego. Swój na swego nie kabluje. Ale to mimo wszystko wredne, żeby okradać kumpla po fachu. Kiedyś przynajmniej obowiązywał złodziejski kodeks…
- Ten twój złodziej siedział! Świadek to się bał albo faktycznie nie rozpoznał. To jakaś wiekowa jednostka podobno… Słuchaj, ja już widzę, że państwowej sprawiedliwości to ty się nie doczekasz. Ja bym była za tym, żeby samemu…
- Odbiło ci całkiem? – żachnęła się Eliza. – Mam latać po ulicy z kijem bejsbolowym i rabować rabusiom?
- A dlaczego nie? – Malwinie wyraźnie podobała się idea współczesnego Robin Hooda. – Skoro oni mogą… Z kijem to nie – oświadczyła po namyśle. – Z kijem to latają prostackie półgłówki. My musimy do tego podejść elegancko. Z klasą. Żeby się nie zniżać do ich poziomu, ale żeby dać nauczkę na całe życie.
Eliza przyjrzała się jej podejrzliwie i z lekkim przestrachem. Jeszcze z czasów licealnych pamiętała, że jej przyjaciółka miewała dość radykalne pomysły, kiedy coś jej się nie podobało i życzyła sobie natychmiastowej zmiany. Ale po chwili przypomniała sobie koszmarne poczucie bezradności, które ją ogarnęło, gdy złodziejaszek po prostu ją wyśmiał i pomysł zaczął jej się podobać.
- A co miałybyśmy robić? – zapytała niepewnie.
- Przemyślałam to. – Malwina postawiła na stole butelkę wina i dwa eleganckie kieliszki. – Trzeba uczcić nasze przedsięwzięcie. – Napełniła naczynia i spojrzała na Elizę z błyskiem w oku. – Najpierw musimy przeprowadzić rozpoznanie. Trzeba się zorientować, gdzie ten bandzior bywa i kiedy. Może wyłapiemy coś stałego. Przecież nie będziemy się na niego czaić z nadzieją, że los nam pomoże. A jak już będziemy o nim wiedziały, co trzeba, to wtedy się obmyśli, jak mu dać łupnia.
- Uważasz, że się nie zdziwi, jak zaczną za nim łazić dwie Matki Polki? – zainteresowała się Eliza. – To młody gówniarz! Nie uwierzy, że dostałyśmy nagle bzika na jego tle. Poza tym… Piękny to on nie jest. Już dawno przestali mi się podobać pryszczaci, niedomyci smarkacze. Nie chciałabym go nawet za dopłatą.
Malwina zakłopotała się nieco.
- No właśnie tak sobie teraz pomyślałam, że to może być trudne – przyznała niechętnie. – Musiałybyśmy tak wyglądać, żeby nie mógł nas rozpoznać w razie wpadki. Już się nauczyłam, że jak cię nie wskażą palcem, to nic ci nie mogą zrobić…
- Ale jak zaczniemy latać po ulicy w kominiarkach – przerwała jej przyjaciółka – to każdy nas zapamięta. Szczególnie w biały dzień. Wystarczy, żeby ktoś wezwał straż miejską. Zażyczą sobie dokumentów i już będziemy miały przechlapane.
- Nikt nas nie może zapamiętać – oświadczyła stanowczo Malwina. – Mój zięć głupi nie jest. Od razu skojarzy, bo ostatnio ciągle go wypytywałam o tych złodziejaszków… Kominiarki to na nocną akcję. Myślałam raczej o perukach. Jest tu u nas jakiś sklep?
- Sklepów ci u nas dostatek – mruknęła Eliza i przypomniała sobie, jak to w odległej przeszłości marzyła o aktorstwie; uwielbiała przebieranki. – W Lublinie jest. Ale one chyba drogie, te peruki – westchnęła.
- Będę naszym sponsorem – obiecała Malwina. – Bo jeszcze musimy pomyśleć o ciuchach. Takich, jakich normalnie nigdy byśmy nie założyły.
- Przelecimy po ciucholandach – zapaliła się Eliza. – Tyle teraz tego, że skompletujemy garderobę bez problemu.
Malwina poczuła w sobie odruchowy protest. Myśl, że miałaby nosić ciuchy, które wcześniej miał na sobie ktoś inny, wydała się jej nie do przyjęcia. Co prawda kanadyjskie sklepy z używaną odzieżą nie budziły w niej odrazy i chętnie się w nich zaopatrywała, ale w nich nie śmierdziało pralnią chemiczną, a ubrania wyglądały jak nowe.
- Musimy? – wyrwało się jej z niechęcią.
- Musimy – stwierdziła Eliza stanowczo. – I najlepiej, żebyśmy wybrały coś potwornie zwyczajnego. Żeby nie rzucało się w oczy. I żeby ukryło sylwetkę. Coś workowatego… O, już wiem! Jakieś szarobure rozlazłe dresy. Nikt nie będzie wiedział, czy mamy po dwadzieścia lat, czy więcej… Przestań! – Dojrzała obrzydzenie na twarzy przyjaciółki. – Przecież nie będziesz się w to ubierać w sklepie. Pralki są. Upierzesz sobie… No, sama mówiłaś, że mamy wyglądać inaczej. Kto uwierzy, że możesz włożyć na siebie coś takiego i wyjść między ludzi? Nikt cię w tym nie pozna!
Malwina zachwiała się nieco w swoim postanowieniu. No, owszem, chciała pomóc przyjaciółce i przy okazji dokopać kolejnemu męskiemu wyrodkowi, ale nie za cenę swojego wyglądu. Już dość się napatrzyła na kraśnickich ulicach na zaniedbane, ubrane bez gustu rówieśnice wyglądające jak służące tych cholernych panów stworzenia. Sama miała się w taką zamienić?
- Malwina! – Elizie przeciwnie, pomysł się coraz bardziej podobał i widoczne wahanie przyjaciółki zmobilizowało jej elokwencję. – Nikt nie będzie wiedział, że to ty! – powiedziała z naciskiem. – Nawet twojemu zięciowi nie przyjdzie do głowy, że mogłabyś wyglądać jak pomiotło. Musimy się przebrać, bo nas wsadzą, a ten bandzior dalej będzie napadał. Pamiętasz liceum i nasz szkolny teatr? Królowe już grałaś, teraz zagrasz służącą. Chyba, że nie potrafisz – dodała z premedytacją.
Na Malwinę podobne stwierdzenia działały jak ostroga na konia. Natychmiast spinała się do działania, bo sama myśl, że czegoś nie potrafi, była okropna. Od tego miała inteligencję, żeby potrafić! Wyprostowała się gwałtownie i w oku jej błysnęło.
- Jeszcze zobaczysz, jak potrafię – oznajmiła gniewnie. – Tak się wczuję w rolę, że rodzone dziecko mnie nie rozpozna.