Dziadku, znasz Merlina? Fragment książki „Dom na wzgórzu"

Data: 2020-10-26 16:51:30 | Ten artykuł przeczytasz w 38 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Czy odważysz się przekroczyć bramę tajemniczego domu na wzgórzu?

Tutaj nic nie jest oczywiste… A dziwne zdarzenia zaskoczą Cię na każdym kroku!

Hedy i Spencer przyjeżdżają do niezwykłego, nawiedzonego i trochę strasznego domu na wzgórzu swojego ukochanego dziadka. Nagle zaczynają odbierać tajemnicze wiadomości, które pojawiają się na ramach obrazów! Rodzeństwo otrzymuje je również od niezwykłych eksponatów, które dziadek zgromadził w domu oraz od… duchów zamieszkujących ten nawiedzony dom. To będzie naprawdę upiorna przygoda!

Czy rodzeństwu uda się rozwikłać rodzinną tajemnicę? Czy dowiedzą się, dlaczego ich babcia zniknęła? Co ukrywa ich niezwykły dziadek? I jakie duchy zamieszkują dom na wzgórzu i czego chcą?

Obrazek w treści Dziadku, znasz Merlina? Fragment książki „Dom na wzgórzu"  [jpg]

Dom na wzgórzu to niezwykle wciągający thriller dla młodszych czytelników! Do lektury zaprasza Wydawnictwo Zielona Sowa. W ubiegłym tygodniu naszym serwisie mogliście przeczytać premierowy fragment książki Dom na wzgórzu. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii: 

ROZDZIAŁ 1

TO TYLKO SZTUCZKI

Hedy van Beer obojętnie wpatrywała się w pokryte śniegiem pola za szybami samochodu i czuła, jak ogarnia ją przygnębienie. Każda mila drogi przybliżała ją do chwili, w której, czego była pewna, zaczną się dwa najnudniejsze tygodnie jej życia.

To naprawdę nie w porządku, że jej rodzice, oboje archeologowie, wyjeżdżają sobie na wykopaliska do Hiszpanii bez nich. No dobra: może byłby sens zostawić Spencera, miał dopiero osiem lat. Ale ona miała jedenaście, była harcerką i nawet zdążyła nauczyć się kilku hiszpańskich słów z aplikacji na komórkę.

– Wrócicie wcześniej, jeśli zdarzy się jakiś nagły wypadek? – zapytała.

– Jaki znowu nagły wypadek? – zdziwił się tata Hedy. Właśnie próbował wybrać jakąś nową piosenkę do słuchania, samochód prowadziła jej mama.

– No, na przykład jakby Spencer odciął sobie palec? Spencer spojrzał na Hedy zza książki o sztuczkach magicznych.

– Dziadek John jest magikiem. Jak utnę sobie palec, to mi go przyklei za pomocą magii.

Hedy pokręciła głową.

– Ale z ciebie naiwniak.

– Co to znaczy „naiwniak”?

– To znaczy, że wierzysz nawet w największe głupoty. Zresztą dziadek już nie jest magikiem, więc nie licz na nic takiego.

Hedy pochyliła się do przodu i wcisnęła twarz w przerwę między przednimi siedzeniami.

– To co? Wrócilibyście wcześniej, gdyby Spencer odciął sobie palec? Skoro na magię nie możemy liczyć?

– Zależy, który palec – odparł tata. Mama ledwo stłumiła śmiech.

– Oczywiście, że tak. – Wyciągnęła rękę do tyłu i pogłaskała Hedy po policzku. – Ale unikajcie nieszczęśliwych wypadków, dobrze? Ten wyjazd jest dla mnie i dla taty bardzo ważny. Może nam przynieść dużo nowych zleceń. I obiecuję, że kiedyś zabierzemy ciebie i Spencera w inne miejsca.

Inne miejsca.

Kiedy samochód ze świstem przemykał wśród pól, drzew i wzgórz, Hedy nałożyła słuchawki, otuliła się pasiastym szalikiem mamy i wyobraziła sobie, że jest w Egipcie i ogląda piramidy i sfinksa. Ale kątem oka spostrzegła, że tata spojrzał na nią przez ramię, jakby sprawdzał, czy ich słucha. Kiedy znów odwrócił głowę, wcisnęła pauzę, podejrzewając, że rodzice rozmawiają o czymś ciekawym.

– Będzie im dobrze u niego, prawda? – spytał tata. Jego głos był niepewny.

– Oczywiście – odparła mama. – On pewnie będzie wciąż zajęty i… może zachowywać się dziwacznie, jeśli chodzi o niektóre sprawy, ale na pewno nie pozwoli, żeby stała im się krzywda.

– Czy to właśnie nie w grudniu twoja mama… – Tata nie dokończył i spojrzał na żonę ze współczuciem.

Mama westchnęła.

– Towarzystwo dobrze zrobi ojcu. Kiedy nas odwiedza, zawsze zostaje tak krótko…

Wreszcie mały czerwony samochód zatrzymał się w centrum Marberry’s Rest – sennej, zapyziałej wioski, gdzie nie było nic prócz domów i kilku sklepików. Choć sprawiała wrażenie miejsca, w którym nic się nigdy nie zmienia, i tak za każdym razem rodzina Hedy nie wiedziała, w którą z pięciu dróg skręcić na skrzyżowaniu.

– Dlaczego nigdy nie wiem, która to ulica? – zamruczała pod nosem mama.

– Momencik – powiedział tata, próbując uruchomić mapę w komórce.

Spencer zdążył już wyczerpać zapas lizaków, który zawsze trzymał w kieszeni, i zaczął żuć swoją ostatnią kanapkę z serem, zupełnie jakby mieli pozostać na tym skrzyżowaniu nie wiadomo jak długo.

Hedy spostrzegła krążącego nad nimi wielkiego białego ptaka. Zmierzał teraz w ich stronę, trzepocząc skrzydłami.

– Czy to jest biały… kruk? – wyszeptała.

Ptak coraz bardziej się zbliżał, aż w końcu, ku ich zdumieniu, wylądował na masce samochodu. Był olbrzymi, większy nawet niż te, które Hedy widziała w Tower of London. Przechylił głowę w jedną stronę, jak gdyby mierzył ich wzrokiem, i zakrakał. Potem poszybował nad jedną z wąskich uliczek, leniwie poruszając skrzydłami. Wybałuszyli oczy. Mama wyglądała, jakby przymarzła do siedzenia, zbyt zdumiona, żeby się poruszyć. Kruk zatoczył koło i znów wylądował na masce auta. Podskoczył za szybą, spojrzał na mamę surowo i popędził w tę samą uliczkę.

Hedy nagle poczuła, że przygnębienie, które ją ogarniało, zmienia się w dreszczyk emocji.

– Chyba chce, żebyśmy pojechali za nim – powiedziała.

– No nie wiem – odparła mama – ale sądzę, że to rzeczywiście ta ulica.

Wrzuciła bieg i ruszyli za białym krukiem w stronę domu dziadka Johna.

Chociaż nie byli tu od dawna, dom był dokładnie taki, jakim Hedy go zapamiętała: trzypiętrowy, murowany, z jasnego kamienia, ze stromym czarnym dachem odcinającym się na tle nieba. Dach był udekorowany kamiennymi rzeźbami i zwieńczony wieżyczką, którą mama nazywała belwederem i mówiła, że zbudowano ją, żeby oglądać z niej okolicę. Hedy uważała, że służyła raczej do wypatrywania zbliżającego się wroga. Czarne drzwi frontowe domu położone były głęboko w zacienionym ganku. Za ogrodzeniem z kutego żelaza rozpościerał się ogród, teraz pełen opadłych liści i śniegu. Ten dom nie tętnił życiem tak jak ich dom lub domy przyjaciół Hedy, ale nie sprawiał też ponurego wrażenia. Był jak osoba, która musi pewne sprawy dobrze przemyśleć, zanim zacznie o nich mówić.

Biały kruk, który zaprowadził ich tutaj – bo Hedy była pewna, że to on ich tu zaprowadził – wylądował na dachu i usiadł pośród kamiennych figur smoków i gryfonów.

Hedy dała Spencerowi kuksańca i pokazała mu jedno z okien na górnym piętrze. Stał tam dziadek John, z białymi włosami, które sterczały w rozwichrzonych pasmach. Zmarszczył twarz w uśmiechu i odsunął się od okna, znikając z pola widzenia. I już za chwilę, tak szybko, że wydało się niemożliwe, aby zdążył pokonać ten dystans, otwierał ciężkie drzwi frontowe. Hedy zamrugała kilka razy, a Spencer aż otworzył usta ze zdziwienia.

Dziadek John przeciągnął dłonią po guzikach koszuli, jak gdyby chciał ją wygładzić, a potem zrobił zwinny obrót. Ku ich zdziwieniu koszulę zdobił teraz jaskrawy krawat.

– Panie i panowie! – zawołał głośno i serdecznie. – Witajcie!

Dzieci zaraz pobiegły do dziadka, żeby go uściskać. Pachniał miętówkami i dymem z fajki, jak zawsze. Hedy dyskretnie porównała wzrost dziadka ze swoim i z dumą stwierdziła, że teraz sięga już trzeciego guzika od jego koszuli.

– Dziadku – wypalił Spencer – czy jeśli odetnę sobie palec, będziesz umiał przykleić go z powrotem za pomocą magii?

Dziadek podniósł bliżej oczu dłonie Spencera, żeby lepiej im się przyjrzeć.

– Zdaje mi się, że wszystkie twoje palce są na miejscu. Dlaczego pytasz?

– Bo Hedy nie wierzy w magię – odparł Spencer.

– No cóż – odpowiedział dziadek. – Niektórzy uważają, że to bardzo rozsądne nie wierzyć w magię.

Hedy była zdziwiona słowami dziadka: kiedyś był przecież słynnym magikiem!

Dziadek wpatrywał się w nią przez dłuższą chwilę, tak jakby próbował coś powiedzieć, ale nie potrafił znaleźć słów.

– Hedy przypomina babcię, prawda? – powiedziała mama, która właśnie podeszła do dziadka, żeby się z nim przywitać. Przez chwilę poczuli się niezręcznie, bo nie wiedzieli, w który policzek się pocałować albo czy nie lepiej tylko się uściskać.

Dziadek John przełknął ślinę.

– Tak, coraz bardziej ją przypomina.

Mówili o babci Hedy i Spencera – Rose, której dzieci nigdy nie poznały. Zniknęła, kiedy mama Hedy była jeszcze mała. Dziewczynka aż się zarumieniła z zadowolenia, że jest podobna do babci, ale po chwili zauważyła, że oczy dziadka błyszczą od łez. Pomyślała, że to jej widok sprawił, iż dziadek zatęsknił za babcią. Ale zanim zdołała coś powiedzieć, tata położył na stercie bagaży ostatnią walizkę i uściskiem dłoni przywitał się z dziadkiem. Moment, w którym Hedy mogłaby zadać jakieś pytanie, niestety minął.

Hol w ogóle się nie zmienił, odkąd byli tu ostatni raz trzy lata temu. Jedna ze ścian była ozdobiona rzeźbami głów i postaci. Na przeciwległej ścianie, nad wielkim stołem, wisiały dwa duże obrazy w złotych ramach. Hedy położyła swój nowy telefon (a właściwie stary telefon, który tata dał jej na czas ich wyjazdu) na krawędzi stołu i spojrzała na obrazy.

Portrety przedstawiały postaci, które miały ludzkie ciała i zwierzęce głowy: skunksa i sroki. Ubrane były w staromodne stroje i otoczone dziwacznymi przedmiotami: biżuterią, rękawiczkami, owocami, był tam też niewielki nóż. A najdziwniejsze, że obok tych starych były tam też nowe przedmioty: kostka Rubika, pęk kluczy i płyta CD jakiegoś zespołu, który nazywał się The Smiths.

– Patrz, mój klub! – Spencer pokazał na czapkę ze znaczkiem klubu piłkarskiego West Ham wiszącą w rogu. Od razu pstryknął fotkę swoim polaroidem, który zabierał wszędzie, odkąd dostał go na urodziny.

– Mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko spaniu w jednym pokoju – powiedział dziadek. – Obawiam się, że miałem czas, żeby posprzątać tylko ten jeden.

To zbiło ich z tropu. W głowie Hedy nagle pojawiło się złe przeczucie, że te dwa tygodnie wcale nie będą nudne, lecz raczej potwornie irytujące.

– W domu mam swój pokój – powiedziała z nadzieją, że to coś zmieni.

– Dlaczego nie chcesz być w jednym pokoju ze mną? fuknął Spencer.

Hedy przewróciła oczami.

– Bo śmierdzisz jak małpi tyłek!

– To znaczy, że chodzisz i wąchasz małpie tyłki! – zarechotał Spencer.

– Ej, wy! – Mama pogroziła im palcem. – Żadnych kłótni! Macie mieszkać w jednym pokoju i koniec. A jeśli nie będziecie potrafili żyć w zgodzie, to każę wam dzielić ze sobą pokój, kiedy wrócicie do domu! A teraz zanieście swoje bagaże na górę.

Hedy z westchnieniem sięgnęła po komórkę i zmarszczyła brwi. Telefon leżał na samym końcu stołu, przy obrazie ze skunksem. Słuchawki prawie dotykały obrazu. Czy to możliwe, żeby Spencer przesunął telefon?

– Chodź już, Hedy! – zawołał tata ze schodów. – Nie zapomnij wziąć poduszki!

Hedy sprawdziła, czy słuchawki nie są ubrudzone farbą, ale były czyste. Zabrała swoje rzeczy i podążyła po schodach za pozostałymi.

– Dlaczego drzwi są pomalowane na różne kolory? – zapytał Spencer dziadka, kiedy ten prowadził ich na górę.

– Kiedyś tu był pensjonat – wyjaśnił dziadek. – Pewnie miało to pomóc gościom zapamiętać, który mają pokój.

Drzwi do sypialni Spencera i Hedy miały kolor spłowiałego fiołka. Dwa łóżka zostały już pościelone i chociaż okna były zamknięte, w pokoju unosił się zapach świeżej lawendy. Na ścianach wisiały oprawione w ramki mapy przedstawiające różne kontynenty i talerze z namalowanymi słynnymi starożytnymi budowlami z całego świata, jak piramidy w Gizie i Wielki Mur Chiński. U stóp obu łóżek stały dwa ogromne kufry, każdy tak duży, że można by się w nim schować.

Spencer od razu dopadł łóżka bliżej okna.

– Ja biorę to!

– Idę do kuchni pomóc dziadkowi przygotować herbatę – powiedziała mama. – Przyjdźcie, jak już się trochę rozpakujecie, okej?

– Ale po drodze niczego nie dotykajcie – dodał dziadek. – Jeżeli drzwi do jakiegoś pokoju są zamknięte, to znaczy, że jest ku temu ważny powód. Zrozumieliście?

Choć słyszeli to już setki razy, w głosie dziadka tym razem pobrzmiewało ostrzeżenie. Nie dyskutowali.

– Dobrze, dziadku. – Skinęli tylko głowami.

Spencer zaczął się rozpakowywać. W tym celu wszedł do skrzyni, podniósł swoją walizkę i przewrócił ją do góry dnem, tak żeby wszystkie rzeczy wyleciały ze środka. Kiedy się przekonał, że nie opróżnił w ten sposób całej walizki, potrząsnął nią jeszcze raz i wtedy na głowę spadła mu skarpeta pełna szklanych kulek do gry. Hedy pokiwała tylko głową, patrząc, jaki Spencer robi bałagan.

– Czy dziadek nie ma w tym domu sześciu sypialni? zapytała. – Naprawdę nie rozumiem, dlaczego nie mogę mieszkać osobno.

– Dziadek zgromadził mnóstwo rzeczy przez te wszystkie lata – odparł tata, wpatrując się w statek w butelce. Przypuszczam, że inne pokoje są potwornie zagracone.

Oczy Spencera aż się rozjaśniły.

– Czy te rzeczy, które zbiera dziadek, służą magii?

– To nie jest prawdziwa magia, Spencer – skomentowała Hedy. – To tylko sztuczki.

– Dziadek już nie zajmuje się magią, Spencer – potwierdził tata.

– Nie robi tego, odkąd zniknęła babcia – dodała Hedy. To zaskoczyło tatę.

– Skąd wiesz?

– Słyszałam, jak kiedyś rozmawialiście o tym z mamą. O babci tak rzadko wspominano, że kiedy tylko jej imię pojawiało się w rozmowie, Hedy zawsze słuchała z ciekawością, nawet jeśli słowa nie były przeznaczone dla jej uszu.

– A co magia ma wspólnego ze zniknięciem babci? – zapytał Spencer.

Tata ciężko westchnął.

– Nie mam pojęcia, Spencer – odparł, choć Hedy pomyślała, że wie znacznie więcej, niż mówi. – Dajcie już spokój. Macie dwa tygodnie na zadanie dziadkowi wszystkich tych pytań. Założę się, że opowie wam wiele ciekawych historii.

Kuchnia sprawiała wrażenie uporządkowanej, tak odmienne od nieładu panującego w pozostałych pomieszczeniach, zupełnie jakby urzędował tu ktoś inny. Była wyszorowana do czysta i przestronna. Jej okna wychodziły na pokryty teraz szronem ogród z tyłu domu, a drugie drzwi prowadziły do pralni. Dziadek John siedział przy dębowym stole z filiżanką herbaty i bawił się stalowymi kuleczkami. Podrzucał je palcami, toczył dookoła nadgarstków, przerzucał z dłoni do dłoni tak zręcznie, że wyglądały, jakby tańczyły. Spencer szybko usiadł tuż obok dziadka i w zachwycie wpatrywał się w kulki. Pobłyskiwały w świetle i sprawiały wrażenie, jakby jedna goniła drugą. Nagle zniknęły. Mama i tata zaczęli bić brawo, a dziadek uśmiechnął się do Spencera znad swojej filiżanki.

– A mówiłaś, że dziadek już nie zajmuje się magią! powiedział Spencer do Hedy z zadowoleniem, że to on miał rację.

– To nie była magia – odparła Hedy – tylko wiedza, jak robić fajne sztuczki magiczne. Prawda, dziadku?

– W rzeczy samej – odparł dziadek John. – W tym domu nie uprawia się magii. To tylko sztuczki.

Wyglądał, jakby sam sobie przypominał o zasadach, które nie mogą być łamane.

Zjedli duże kawałki ciasta cytrynowego, a mama przekazała jeszcze dziadkowi instrukcje dotyczące astmy Spencera, nakazała dzieciom ciepło się ubierać i przypomniała im po raz setny, żeby pod żadnym pozorem nie dotykały rzeczy dziadka.

I już musieli jechać. Nagle fala przygnębienia znów zalała Hedy. Uściskali się na pożegnanie na ganku, a kiedy Spencer i mama zaczęli pociągać nosem, dziewczynka również poczuła, że chyba zaraz się rozpłacze. Nawet oczy taty zrobiły się czerwone.

– Opiekuj się Spencerem – wyszeptał córce do ucha. Zobaczymy się w Wigilię.

– Dobrze.

Hedy zobaczyła, że mama z kolei szepcze coś do Spencera, a ten uśmiecha się, kiwa głową i patrzy na siostrę z poważną miną.

Małe czerwone auto zakaszlało, obudziło się do życia i po chwili rodzice machali do nich z odjeżdżającego pojazdu. Skręcili na rogu ulicy i już nie było ich widać.

– Co ci powiedziała mama? – zapytała Spencera Hedy.

– Że mam się tobą opiekować – wyjaśnił Spencer, nakładając na głowę futrzaną pilotkę, którą wręczył mu tata przed odjazdem. Wziął dziadka Johna za rękę. – Powiedziała też, że oboje mamy opiekować się dziadkiem.

ROZDZIAŁ 2

ZAKURZONA SZYBKA

Hedy i Spencer pomogli dziadkowi posprzątać filiżanki i talerzyki, nie bardzo wiedząc, co innego mogliby robić. Hedy podeszła do lodówki, kiedy wycierała widelce. Do jej drzwi ktoś przyczepił mnóstwo magnesów. Były tam miniaturowa wieża Eiffla z Paryża, Statua Wolności z Nowego Jorku, maleńkie zamki i świątynie oraz kolorowe magnetyczne literki, takie same, jakimi Hedy i Spencer bawili się jako małe dzieci. Z literek ułożona była wiadomość: WITAJCIE W DOMU. Spencer, jak to miał w zwyczaju, przyszedł popatrzeć, czemu tak przygląda się Hedy. Przeczytał napis i użył innych literek, żeby odpowiedzieć: DZIENKS.

– Dziadku, co będzie na kolację? – zapytał.

– Spencer! – prychnęła Hedy. – Dopiero co jadłeś podwieczorek, żarłoku!

– Przecież nie mówię, że jestem głodny teraz.

Dziadek podszedł do lodówki i mocnym szarpnięciem otworzył drzwiczki zamrażarki.

– Zobaczmy, co przygotowała pani Vilums.

– Kto to jest pani Vilums? – zapytał Spencer.

– Pani Vilums pomaga mi w sprzątaniu i gotowaniu odparł dziadek i wyciągnął z zamrażarki trzy pojemniki z naklejkami: PIĄTEK, SOBOTA, PONIEDZIAŁEK. Które chcecie? – zapytał. – Wybierzcie sobie po jednym.

– Ale co w nich jest? – chciał wiedzieć Spencer. Dziadek wyglądał na zmieszanego.

– Szczerze mówiąc, nie pamiętam.

– Dziś jest sobota, więc wezmę poniedziałek – zdecydował Spencer. – To będzie jak podróż w czasie.

Hedy zdecydowała się na pojemnik z napisem „sobota”, oceniwszy, że są w nim prawdopodobnie lazanie.

– Doskonale – podsumował dziadek. – Ja wybieram piątek. Wygląda jak zapiekanka mięsna.

Postawił wszystkie pojemniki na blacie kuchennym, żeby się rozmroziły, i nagle wydał się dzieciom całkiem bezradny.

– No dobrze. To co teraz będziemy robić? – zapytał.

– Masz wi-fi, dziadku?

– A co to jest fi-fi? – zdziwił się staruszek.

Nie było tu internetu. Ani gier komputerowych. Ani znajomych. Ani zasięgu. Połazili przez chwilę po ogrodzie i znaleźli nawet jakieś rzeźby, które przykuły ich uwagę, ale musieli wrócić do domu, bo zaczął padać śnieg z deszczem. Dziadek próbował nauczyć ich jakiejś gry karcianej, ale ani Spencer, ani nawet Hedy nie byli w stanie zrozumieć reguł.

Spencerowi z nudów głowa opadła tak nisko, że prawie dotknęła stołu. Hedy myślała o wszystkich tych długich i monotonnych dniach, które były przed nimi, i martwiła się, że wzięła za mało książek.

Dlatego kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi, oboje aż podskoczyli do góry w nadziei, że ten dźwięk przyniesie im jakąś ekscytującą niespodziankę.

– Co się dzieje? – zapytał dziadek zaskoczony ich nagłym ożywieniem.

– Dziadku, ktoś dzwoni do drzwi! – zawołali.

Kiedy staruszek wstał z krzesła, wyglądał na zdenerwowanego. Sztywnym krokiem ruszył w stronę korytarza, pod nosem utyskując na swój coraz gorszy słuch. Spojrzał przez dziurkę od klucza i prychnął.

– Wścibski staruch!

– Kto to przyszedł, dziadku? – zapytał Spencer.

Dziadek mrugnął okiem do chłopca i otworzył aż cztery zamki w drzwiach, żeby wpuścić gościa do środka. Na ganku stał mężczyzna z siwą brodą i szeroko się uśmiechał. Był wyższy od dziadka Johna i miał spory, okrągły brzuch, ale nos i oczy obaj mieli podobne. Stryjeczny dziadek Peter, brat dziadka Johna! Tyle że zawsze kazał nazywać się wujkiem Peterem. Uważał, że słowo „dziadek” niepotrzebnie go postarza.

– Co ty tu robisz? – zapytał dziadek, zamiast się z nim przywitać.

– Przyszedłem zobaczyć się z moją rodziną, stary zrzędo – zahuczał wujek Peter.

– Nasi rodzice już niestety pojechali – powiedział Spencer.

– Już? Naprawdę mi przykro. Musiałem pogadać ze starym przyjacielem, który jest prawie takim gadułą jak ja! Ale już jestem i przynajmniej was mogę uściskać! – Otworzył szeroko ramiona i przygarnął dzieci do siebie.

– Przypuszczam, że będziesz chciał się napić herbaty westchnął dziadek John.

– Chętnie, staruszku.

Kiedy wszyscy szli w stronę kuchni, wujek Peter powiedział szeptem:

– To naprawdę dziwne, że wasz dziadek was tu zaprosił. Nie znosi, kiedy ktoś rusza jego rzeczy! Mam nadzieję, że nie boicie się mieszkać w tym starym domu?

Hedy nagle poczuła, że powinna być lojalna w stosunku do dziadka Johna.

– Nie, ten dom jest super!

– A ja się trochę boję – wyznał Spencer.

Wujek Peter kiwnął głową, pokazując, że go rozumie. I już głośniej powiedział:

– Jeśli tylko będziecie chcieli mnie odwiedzić, powiedzcie dziadkowi. Mieszkam zaledwie pół godziny drogi stąd, choć sądząc po tym, jak często ja i wasz dziadek się widujemy, można by przypuszczać, że mój dom leży za kołem podbiegunowym. Powinniście też spotkać się z waszymi kuzynami, mieszkają niedaleko ode mnie. Nie widzieliście się od dzieciństwa, to kpina, naprawdę kpina! Przecież są w waszym wieku!

Teraz Hedy przypomniała sobie, że mama wspominała kiedyś o nich, chłopcu i dziewczynce.

– Ja chcę nauczyć się sztuczek magicznych od dziadka, skoro tu jestem. – Spencer spróbował naprowadzić wujka na temat, który go naprawdę interesował.

– O, ja też byłem kiedyś magikiem i też mógłbym nauczyć cię mnóstwa rzeczy – przechwalał się wujek. – Byłem bardziej sławny niż ty, prawda, Johnie?

Dziadek postawił na stole parujący czajnik z herbatą.

– Może po tym, jak przeszedłem na emeryturę. – Zawahał się. – Nie, nawet wtedy nie.

Wujek Peter głośno chrząknął i pogładził brodę.

– W każdym razie najwyższy czas, żebyście spotkali się znowu ze swoimi kuzynami, Angeliką i Maksem. Powiedziałem im, że tu będziecie, i nie mogą się doczekać, kiedy was zobaczą.

Hedy i Spencer spojrzeli na siebie z nadzieją.

– Dziadku, czy oni mogą tu przyjechać? – zapytała Hedy.

– Co? Jeszcze więcej dzieciaków? – zaprotestował dziadek.

– Zgódź się!

Dziadek pokazał palcem na wujka Petera.

– To twoja wina. Mieliśmy tu razem spędzić miły, spokojny czas.

– Phi – odparł wujek. – Ale co w tym fajnego?

Wujek Peter przez godzinę rozmawiał i żartował z dziećmi. Nie sprawiało mu to kłopotu. Miał donośny, dźwięczny głos jak jakiś aktor i potrafił naśladować magików, których znał, również dziadka Johna. I Hedy, i Spencer byli rozczarowani, kiedy nadszedł czas, żeby odprowadzić wujka do drzwi wyjściowych.

– Niedługo przywiozę tu waszych kuzynów – obiecał wujek Peter, sięgając po swój kapelusz. Hedy była przekonana, że kiedy położył go na stole, kapelusz leżał rondem do dołu. Teraz został przekręcony na odwrót i wyglądał jak miska, która czeka, żeby ją czymś napełnić. Nikt z pozostałych tego nie zauważył. Czy to możliwe, żeby się myliła? Coś było nie tak z tym stołem w holu, była tego pewna. Ale nie zdążyła nawet o to zapytać, bo wujek Peter już ściskał ich na pożegnanie, a potem wskoczył do samochodu, pomachał im jeszcze i zniknął w oddali.

Podczas kolacji dziadek John był w dziwnie cichym nastroju. Ten jego nastrój zdawał się wisieć nad stołem jak mgła i uciszać również dzieci. Czyżby ich obecność przeszkadzała dziadkowi? W prawie idealnej ciszy umyli i wytarli naczynia, a Hedy poczuła ulgę, gdy dziadek oznajmił, że czas iść spać.

– Ciekawe, ile czasu by zajęło nauczenie się wszystkich sztuczek od wujka Petera – zastanawiał się Spencer, kiedy szli do łóżek.

– Myślę, że całe lata.

– Ciekawe, ile lat miał dziadek, kiedy zaczął się uczyć.

– Dlaczego go o to nie zapytasz?

Hedy zauważyła, że Spencer przysuwa się do niej coraz bliżej.

– Co ty robisz?

– Ten dom jest taki wielki, znacznie większy niż nasz – powiedział Spencer. – Dziadek mógłby zapalić więcej świateł.

– Nie bądź boidudkiem.

Przeszli przez korytarz i Hedy zobaczyła, że drzwi w kolorze wyblakłej ciemnej zieleni prowadzące do pokoju obok ich sypialni są lekko uchylone.

– Zobaczmy, co tam jest – zaproponowała cicho. Drzwi zaskrzypiały, kiedy otworzyła je szerzej.

– Hedy!

– Nie bój się, Spencer, dziadek nic nie usłyszy.

– Ale prosił, żeby nie dotykać jego rzeczy! Hedy ostrożnie weszła do środka.

– Ty będziesz stał na straży – zakomenderowała.

Lecz Spencer od razu podążył za nią. Omal nie wpadł na siostrę, tak bardzo chciał być blisko niej.

– Nienawidzę stać na straży – powiedział.

Pokój wypełniony był od góry do dołu przeróżnymi przedmiotami: nad niedźwiedzią skórą na podłodze pochylała się wieża z pudełek, półki pęczniały od książek, zegarów i dziwnych przyrządów z mosiądzu, których Hedy nigdy wcześniej nie widziała, w wielkich szklanych słojach tkwiły suszone rośliny i jakieś kości, a na to wszystko patrzyła z góry wypchana głowa jelenia. Na ścianie wisiało też zakurzone metalowe urządzenie, które wyglądało jak wielka wiązka piór. Pióra były długości przedramienia Hedy, niektóre zrobione z mosiądzu, inne z matowej stali, i wisiały rozłożone w dół jak wachlarz. Zastanawiała się, dlaczego są rozpostarte właśnie w taki sposób.

Zbliżyła się do półki i nie mogła się powstrzymać, żeby nie dotknąć małej, ale wyglądającej jak żywa figurki rzymskiego woźnicy rydwanu ciągniętego przez dwa konie. Miała wrażenie, że zarówno bat woźnicy, jak i końskie grzywy i ogony drgnęły, jakby poruszone wiatrem. Kiedy jej palec dotykał figurki, Hedy zdawało się, że słyszy rżenie i tętent kopyt.

Spencer potrząsnął nią mocno.

– Nie dotykaj!

Zanim Hedy zdołała mu coś odpowiedzieć, usłyszeli hałas za plecami. Odwrócili się.

– Co to było? – wyszeptał w panice Spencer.

Na podłodze, na samym środku pokoju, leżał duży, oprawiony w skórę album.

– To tylko ten album spadł z półki – odparła Hedy. Ale serce waliło jej jak młotem.

– Jak mógł sam z siebie spaść? – zapytał Spencer. – Przecież nie staliśmy blisko regału.

Hedy nie odpowiedziała. Uklękła, żeby go podnieść, a wtedy ze środka wypadła fotografia kobiety, która przypominała ich matkę. Ubrana była w krótką sukienkę ozdobioną frędzelkami, a na głowie miała mały jedwabny cylinder.

Wyglądała jak asystentka magika.

Spencer spojrzał na zdjęcie przez ramię.

– Kim ona jest?

– Hm… – Hedy nie powiedziała nic więcej, choć podejrzewała, że wie, kim jest kobieta na fotografii. I wtedy podłoga pod ich stopami zaczęła falować. Pod deskami pojawiło się wybrzuszenie wielkości pięści Hedy i zaczęło poruszać się we wszystkie strony, najpierw wolniej, potem coraz szybciej.

– Aaaa! – wrzasnął Spencer.

Hedy uciszyła go – nie chciała, żeby zostali przyłapani w tym pokoju, ale poruszający się kształt ją też przerażał. Brat i siostra przytulili się do siebie i patrzyli, jak to coś powoli sunie w ich stronę. Zatrzymało się pół metra od nich, pod ciemnobrązowym sękiem, po czym zniknęło. Podłoga stała się znów płaska i zupełnie normalna. Chociaż… sęk, pod którym zniknęło wybrzuszenie, najpierw się zmniejszył, a potem odzyskał pierwotny rozmiar. Zupełnie jakby ktoś mrugnął do nich okiem.

I wtedy usłyszeli, że dziadek wchodzi po schodach, pewnie żeby powiedzieć im „dobranoc”. Hedy szybko wcisnęła fotografię do kieszeni szlafroka, chwyciła Spencera za rękę i pobiegli do swojego pokoju.

Kiedy dziadek John wszedł do środka, grzecznie leżeli już w łóżkach. Przytulona do swojej poduszki, z szyją owiniętą pasiastym szalikiem mamy, Hedy czuła, że mocne bicie jej serca powoli się uspokaja. Czy to dziwne wybrzuszenie w podłodze mogło być jedynie produktem ich wyobraźni?

– Boję się, dziadku – wypalił nagle Spencer. Jego oczy były wielkie jak spodki.

– Naprawdę? A czego się boisz? – zapytał dziadek.

Hedy zrozumiała, że za chwilę Spencer wpędzi ich w kłopoty.

– Po prostu tęskni za mamą i tatą – wtrąciła szybko i spojrzała na Spencera wzrokiem, który mówił: „Nie wygadaj się, bo oboje będziemy mieli przerąbane”.

Spencer odpowiedział spojrzeniem, które oznaczało: „Czy zawsze musisz się wtrącać?”, ale też „No dobra, nic nie powiem”.

Dziadek John na szczęście nie zauważył ani jednego z tych znaczących spojrzeń, rozkojarzony chodził po pokoju tam i z powrotem.

– Jestem pewien, że rodzice też za wami tęsknią – powiedział wreszcie. – Czytają wam przed snem? Nigdy tego nie robiłem, kiedy wasza mama była mała, ale może powinienem był… Co powiecie na to, żebym wam poczytał?

Wyciągnął z półki przy oknie starą książkę w miękkiej oprawie.

– Należała do waszej babci – powiedział cicho. Z jego piersi wydobyło się długie westchnienie i nagle jakby zapadł się w sobie.

– Jaka właściwie była babcia? – zapytała Hedy.

Dziadek odłożył książkę na półkę i chwycił dwie magiczne obręcze wielkości piłek do futbolu. Poruszał nimi zwinnie, tak że jedna gładko przechodziła przez drugą. To wyglądało na magię! Ani Spencer, ani Hedy nie mogli zrozumieć, w jaki sposób to robi.

– Każdy, kto poznał Rose, musiał ją pokochać. – W głosie dziadka była czułość. – Miała niesamowite poczucie humoru. Była też bardzo życzliwa.

– Jak się poznaliście? – zapytała Hedy, wpatrując się jednocześnie w metalowe obręcze. Wydawało jej się to niemożliwe, ale jedna stała teraz na drugiej, delikatnie się kołysząc.

– Rose była na widowni na jednym z moich pokazów i wyciągnąłem ją na scenę.

– Została twoją asystentką?

Dziadek nie odpowiedział. Wyglądał, jakby wpatrywał się w jakieś miejsce, które było daleko za ścianami ich pokoju.

– Dziadku?

– Co? Och, przepraszam, tak?

– Co się stało się z babcią?

Obręcze zaczęły drżeć i pobrzękiwać, uderzając o siebie. Nagle ta górna spadła i potoczyła się po podłodze. Dziadek popatrzył na nią bez zdziwienia i powiedział:

– Z magią poszło nie tak jak trzeba.

Spencer wsunął się w jaskinię, którą ułożył z poduszki i kołdry, przestraszony, ale i zafascynowany słowami dziadka. Staruszek schylił się, żeby podnieść metalową obręcz, i mówił dalej.

– W moim pokazie wykorzystywałem skrzynię. Taką wielką, w której można było chować różne rzeczy. Sam ją zrobiłem i nazwałem Kalejdos. Była naprawdę wspaniała. Kiedy jej używałem, oklaskom nie było końca. Ale pewnego wieczoru coś poszło nie tak. I Rose po prostu… zniknęła.

Dziadek wstał, żeby odłożyć obręcze na półkę, i wpatrzył się w wiszącą na ścianie starą mapę. Wydmuchał nos w chusteczkę. Hedy kątem oka spojrzała na fotografię, którą nadal trzymała w kieszeni szlafroka. Kobieta, która wyglądała jak ich matka, musiała być zaginioną babcią Rose.

– Dziadku, czy mógłbyś posiedzieć tutaj, dopóki nie zasnę? – poprosił Spencer.

– Przecież Hedy jest tu z tobą.

– Ale jej łóżko jest tak daleko!

Kiedy dziadek John otulał Hedy kołdrą, zauważyła, że ma wilgotne oczy. Przytuliła go nieśmiało.

– Dziadku, wszystko w porządku?

Dziadek jakby na potwierdzenie mrugnął do niej, przeciągnął krzesło w stronę łóżka Spencera i wyłączył lampkę.

Hedy obudziła się, kiedy usłyszała kroki dziadka wychodzącego z ich sypialni. Przewróciła poduszkę na drugą stronę i spróbowała przykryć głowę kołdrą, ale nie mogła ponownie zasnąć. Światło księżyca przeświecało pomiędzy zasłonami i Hedy w końcu wyśliznęła się spod pościeli i otworzyła skrzynię w nogach łóżka. Wyciągnęła z niej latarkę, sprawdziła jeszcze, czy zdjęcie babci Rose wciąż tkwi w kieszeni szlafroka, i wymknęła się na zewnątrz.

Wkradła się do pokoju obok, ale pozostawiła zielone drzwi lekko niedomknięte. Wzięła do ręki oprawiony w skórę album. Chciała zobaczyć, co jest w środku. Część albumu zawierała wycinki z gazet, reklamy oraz ulotki z pokazów „Niesamowitego Magika Johna Sanga”. Czasem występ gwiazdy poprzedzony był pokazem młodego Petera Sanga, czasem przed dziadkiem występowali inni magicy, o których Hedy nigdy nie słyszała. Na zdjęciach jeden magik odcinał sobie głowę (ohyda, pomyślała z odrazą), drugi wyciągał z koszyka tygrysa, a jeszcze inny wyglądał, jakby zamienił się we własne zdjęcie rentgenowskie. Było tam też wiele fotografii przedstawiających dziadka Johna i kilka zdjęć babci Rose. Wyglądali na szczęśliwych.

Hedy znalazła w albumie pustą ramkę, która rozmiarem pasowała do fotografii z kieszeni, i umieściła tam zdjęcie. Ale kiedy już miała odłożyć album na półkę, poczuła delikatny prąd powietrza koło ucha, zupełnie jakby ktoś próbował coś do niej powiedzieć szeptem.

I nagle przypomniała sobie to dziwne coś, co wybrzuszyło wcześniej podłogę, i odwróciła się gwałtownie. W pokoju nie było nikogo, ale na stoliku, który potrąciła, chwiała się duża, oprawiona w ramkę fotografia. Hedy pochyliła się i oświetliła zdjęcie latarką, żeby mu się lepiej przyjrzeć.

Szybka była mocno zakurzona, ale Hedy rozpoznała dziadka Johna, babcię Rose i malutką dziewczynkę prawdopodobnie swoją mamę. Wszyscy mieli na sobie urodzinowe czapeczki z papieru, a dziewczynka zdmuchiwała świeczki na torcie. Kiedy Hedy wpatrywała się w fotografię, na szkle nagle pojawił się napis, zupełnie jakby nabazgrany niewidzialnym palcem:

ZNAJDŹCIE MNIE.

ROZDZIAŁ 3

SKLEP SPOŻYWCZY PANI SUTTON

Następnego ranka Hedy wyrwał ze snu przytłumiony dzwonek telefonu na dole. Leniwie otworzyła jedno oko i po chwili światło słoneczne wkradające się zza zasłon do pokoju zaczęło ją rozbudzać. Przytulony do jej pleców, spał Spencer i lekko pochrapywał. Hedy, obudzona już do reszty, nagle poczuła lęk, bo przypomniały jej się wydarzenia z poprzedniej nocy.

ZNAJDŹCIE MNIE.

Dziewczynka zadrżała i naciągnęła kołdrę pod brodę. Gdy zobaczyła w nocy te słowa napisane przez nie-wia-domo-kogo na zakurzonej ramce ze zdjęciem, była tak przerażona, że upuściła ją z piskiem i prędko pobiegła do sypialni, mocno trzaskając drzwiami i nie bacząc na to, że robi hałas. Zanurkowała do łóżka Spencera, a potem długo leżała cicho i w jej głowie kłębiły się różne myśli. Najpierw to coś pod podłogą, a teraz ten jakiś duch, który gdzieś w tym domu przebywał i chciał, żeby go znaleźć. Hedy nie wierzyła w duchy, ale problem polegał na tym, że ten duch zdawał się wierzyć w nią.

Gdy już miała zebrać się na odwagę i wyjść z łóżka, jednocześnie próbując nie obudzić brata, usłyszała na dole w holu kroki dziadka Johna.

– Hedy! Spencer! – zawołał dziadek. – Rodzice dzwonią! Spencer obudził się w mgnieniu oka i zanim Hedy zdołała cokolwiek mu powiedzieć, wybiegł z łóżka, prawie zaplątując się w prześcieradło.

– Ja pierwszy!

Chłopiec pognał do telefonu, przeskakując po dwa stopnie schodów naraz, a Hedy ruszyła za nim. Nie bardzo uśmiechało jej się zostać samej w pokoju. Dziadek czekał na nią przy schodach.

– Dobrze spałaś? – zapytał.

Hedy się zawahała. Czy gdyby mu powiedziała, że była w tamtym pokoju, gniewałby się na nią? Czy pomyślałby, że ma nie po kolei w głowie, czy poskarżyłby się na nią rodzicom i kazałby im natychmiast wracać i zabrać ją i Spencera do domu? Gdyby mama i tata musieli wrócić, może już nikt nie wysłałby ich nigdy na żadne wykopaliska. Nie mówiąc o tym, że i Hedy straciłaby szansę na towarzyszenie im w podróży do Egiptu. Więc tylko skinęła głową i ścisnęła rękę dziadka, a potem zaczęła rozglądać się dookoła, jakby z innej perspektywy patrząc na dom.

– Nie! – darł się do słuchawki Spencer. – Hedy spała w moim łóżku, tak się bała!

Dziadek spojrzał na Hedy, unosząc ze zdziwienia siwe, krzaczaste brwi.

– Spencer miał senne koszmary i dlatego postanowiłam dotrzymać mu towarzystwa – powiedziała Hedy, czując wyrzuty sumienia z powodu kłamstwa.

– Nic w nocy… cię nie zaniepokoiło? – zapytał dziadek. Czy powinnam mu jednak powiedzieć? Hedy przez krótką chwilę to rozważała, ale w końcu zdecydowała, że nie.

– Nie, nic, wszystko było w porządku. Dziadek się rozchmurzył.

– To dobrze. Co powiecie na jajka na miękko na śniadanie?

Kiedy dziadek udał się do kuchni, Spencer zawołał Hedy. Zakrył dłonią dolną część obłej słuchawki telefonu i zapytał szeptem:

– Czy mogę powiedzieć mamie o tym czymś pod podłogą?

– Nie, nic jej nie mów – wyszeptała Hedy. – Pamiętaj, że nie wolno nam tam wchodzić. Poza tym muszę ci powiedzieć coś jeszcze.

– Ale co?

– Później – odparła Hedy i chwyciła słuchawkę.

– Hedy. – Usłyszała głos mamy. – Naprawdę spałaś w nocy w łóżku Spencera? Co się stało?

Hedy o mało co nie opowiedziała jej o wszystkich tych dziwnych rzeczach, które się wydarzyły, ale powstrzymał ją zatroskany głos mamy. Dopiero przyjechali na miejsce pomyślała. – Nie mogę oczekiwać, że wrócą, bo widzieliśmy w nocy jakieś wybrzuszenia w podłodze.

– Nic się nie stało. Po prostu chciałam, żeby Spencer poczuł się raźniej – wytłumaczyła, a potem zasypała mamę pytaniami o pobyt w Hiszpanii, aż mama zupełnie uspokoiła się i przestała podejrzewać, że coś jest nie tak.

W kuchni dziadek krzątał się przy zlewie i płycie kuchennej, pobrzdękując garnkami, a Spencer nakrywał do stołu. Hedy poczuła, jak strach związany z wydarzeniami tej nocy rozpływa się w miłym cieple kuchni i zapachu tostów z masłem.

– Dziadku, znasz Merlina? – zapytał Spencer.

– Merlina? Tego magika? – Dziadek wziął trzy ugotowane jajka do ręki i podniósł je wysoko nad głowę. – A myślisz, że ile mam lat?

Książkę Dom na wzgórzu kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

REKLAMA

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Dom na wzgórzu
Kelly Ngai, Mikki Lish 0
Okładka książki - Dom na wzgórzu

Czy odważysz się przekroczyć bramę tajemniczego domu na wzgórzu?Tutaj nic nie jest oczywiste… A dziwne zdarzenia zaskoczą Cię na każdym kroku...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Reklamy