Druga część cyklu „Dziewczyna z kamienicy". „Czas wyboru" Dagmary Leszkowicz-Zaluskiej

Data: 2022-10-25 13:27:35 | Ten artykuł przeczytasz w 12 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Helena wkracza w dorosłe życie, podejmuje pierwszą pracę, rozpoczyna pierwszy poważny związek i żegna przyjaciółkę Ryfkę Gellert, która wyjeżdża na studia do Poznania. Losy dziewczyny nierozerwalnie splecione są z pozostałymi mieszkańcami: Feliksem i jego rodzicami, Żydem ateistą Fridmanem, ciotką Stefanią, która jest szanowaną nauczycielką języka polskiego w Koedukacyjnej Szkole Powszechnej.

W Pleszewie, mimo światowego kryzysu oraz problemów, z którymi borykała się ówczesna Druga Rzeczpospolita, życie toczy się swoim rytmem. Helena spotyka się ze zdolnym i przystojnym cieślą Józkiem Biadałą. Stefania przyjaźni się z Aleksandrem, który po latach stał się uznanym i zamożnym adwokatem. Adela nadal prasuje, mimo sprzeciwów Heleny, która uważa, że to czas najwyższy, by babcia już odpoczęła od pracy.

Spokojne życie mieszkańców kamienicy przy Piłsudskiego 10, niegdyś Gnieźnieńskiej, zostaje zburzone, gdy po pięciu latach studiów do domu powraca Feliks, starszy syn państwa Szewczyńskich, obecnie zdolny i ambitny lekarz. Do mieszkania po Aleksandrze Millerze wprowadza się natomiast lwowski muzyk i niedoszły inżynier, niejaki Eugeniusz Fridman.

Sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej, gdy okazuje się, że Stefania zapada na tajemniczą, ciężką chorobę.

Obrazek w treści Druga część cyklu „Dziewczyna z kamienicy". „Czas wyboru" Dagmary Leszkowicz-Zaluskiej [jpg]

Dagmara Leszkowicz-Zaluska w powieści Dziewczyna z kamienicy. Czas wyboru opisuje losy zwykłych ludzi, a ich problemy i trudności, z którymi przyjdzie się im zmierzyć, są niezwykle bliskie współczesnemu czytelnikowi. Autorka pokazuje, że szczęścia i miłości nie zawsze trzeba szukać daleko. Czasem jest w tej samej kamienicy.

W powieści nie brakuje trudnych tematów - bohaterowie zetkną się z antysemityzmem i nazizmem. Nie wszyscy potrafią znaleźć się w nowej rzeczywistości, w której dozwolona jest aborcja, zniesiono penalizację homoseksualizmu, a dziewczęta ośmielają się studiować. A mimo to Dziewczyna z kamienicy jest pełna ciepła i miłości. Drobne, codzienne radości i wielkie, narodowe sprawy, tego właśnie czytelnik może oczekiwać.

Do lektury zaprasza Wydawnictwo Słowne. Dziś na naszych łamach publikujemy premierowy fragment książki: 

Prolog

Samochód państwa Szewczyńskich zatrzymał się tuż przed bramą kamienicy.

Feliks rozejrzał się wokół, na tyle, na ile pozwalały mu nieduże okna automobilu. Ulica Piłsudskiego na pierwszy rzut oka wyglądała tak samo jak przed laty, kiedy wyruszał na studia do Poznania. Ten sam bruk, te same wąskie chodniki, kilka domów przytulonych do siebie, a na końcu, tuż przy wylocie na plac Wolności i uliczkę Tyniec, duża kamienica z numerem dziesięć, której właścicielami od dwudziestu pięciu lat byli jego rodzice.

Choć wszystko stało na swoim miejscu, Feliksowi wydawało się, że zrobiło się tu ciaśniej, ciemniej i ogólnie biedniej.

– Chłopcy, wysiądźcie tutaj z Wiktorem, Pelagia otworzy wam drzwi. My z ojcem odstawimy auto do pana Foltyńskiego. – Mówiąc to, siedząca z przodu matka odwróciła się i popatrzyła na Feliksa, a później na jego czternastoletniego brata.

W jej oczach malowała się miłość z dozą dystansu i jakby subtelnej drwiny z otaczającego ją świata. Cała matka.

– Może jednak podjadę z wami i wezmę bagaże? – Feliks nacisnął chromowaną klamkę, wpuszczając do środka ciepły i trochę śmierdzący zapach miasta rozgrzanego czerwcowym słońcem.

– Nie martw się o to, pan Foltyński na pewno pozwoli jednemu ze swoich majstrów przynieść twoje rzeczy. Idźcie już, odświeżcie się. Krzysztofa czeka z obiadem. – Matka skinęła w stronę ociągającego się Wiktora. – Szybko, synku, tutaj nie można długo stać.

Chudy i jasnowłosy Wiktor wygramolił się z auta za swoim starszym bratem. Henryka pomachała im jeszcze przez szybę, jakby wybierała się w daleką podróż, a nie za róg, gdzie mieli odstawić pojazd do garażu na pleszewskim rynku. Ojciec siedział milczący za kierownicą, ale po spojrzeniu było widać, że cieszy się z przyjazdu syna.

Po chwili wiśniowy ford, wybłyszczony niemal tak, jakby przed chwilą zjechał z taśmy produkcyjnej, ruszył głośno i zniknął za zakrętem.

– Witaj w domu, bracie. – Wiktor uśmiechnął się do Feliksa. On również cieszył się z jego powrotu. Mimo sporej różnicy wieku bracia byli ze sobą bardzo zżyci. Zawdzięczali to między innymi częstej wymianie listów. Feliks odwzajemnił uśmiech, poklepał brata po chudych łopatkach i odwrócił się w kierunku bramy. Omiótł ją wzrokiem. Stara, dobra kamienica. Jego rodzinny dom.

Karczma Gellerta jak zwykle okazała się pełna po brzegi – Feliks pamiętał, że kiedy był dzieckiem, nazywała się Gasthaus. Na prawo od bramy, tam gdzie kiedyś mieścił się warsztat szewski Wacława Tokarskiego, rodzice prowadzili teraz sklep kolonialny, w którym pracowała wdowa po panu Tokarskim. Stary pan Lisiak, który niestrudzenie zamiatał obejście, uśmiechnął się szeroko do braci. Feliks zastanawiał się, czy Lisiak w ogóle go poznaje. Mężczyzna żył w swoim świecie, który ograniczał się do podwórka i okolic kamienicy.

– Jak dobrze wrócić – powiedział Feliks trochę do Wiktora, a trochę do siebie.

W ciągu ostatnich pięciu lat, spędzonych głównie na nauce w Collegium Medicus przy ulicy Pawła bądź też w bibliotece uniwersyteckiej na Mielżyńskiego, nie miał zbyt wielu okazji, by odwiedzać rodzinę. Ot, święta Wielkiej Nocy, Boże Narodzenie, niekiedy wakacje, chociaż i to coraz rzadziej, ponieważ czas wolny od nauki spędzał głównie na praktykach w szpitalu, gdzie pod czujnym okiem profesorów szlifował warsztat lekarski.

Toteż perspektywa dłuższego – a kto wie, może i stałego – pobytu w pleszewskim domu podczas wakacji 1932 roku napawała go radością, ale i strachem. Czy będzie potrafił odnaleźć się tutaj na nowo? A może jednak powinien wrócić do Poznania? Czekała tam na niego świetna posada asystenta profesora Jana Lubienieckiego w Katedrze II Chorób Wewnętrznych. Wakacje dopiero się rozpoczęły, a profesor Lubieniecki zapewniał, że posada poczeka przynajmniej do września.

– Feliksie, jesteś niezwykle utalentowanym studentem, a wkrótce będziesz utalentowanym lekarzem, ponieważ masz to, czego nie nauczy cię nikt w tych salach. Masz intuicję. Nie zmarnuj tego. Tymi słowami profesor okrasił chwilę wręczenia Feliksowi dyplomu lekarskiego.

W uszach młodego Szewczyńskiego wybrzmiewały one przez całą drogę do Pleszewa i teraz wróciły ze zdwojoną siłą.

Feliks nacisnął klamkę bramy, która po latach doczekała się wreszcie wymiany, i wszedł z bratem na zacienione, duszne podwórko typu studnia. Przez chwilę stał i patrzył na ciemne sklepienie. Odwracał głowę to w kierunku lekko uchylonych drzwi do klatki schodowej sąsiadów, to w kierunku drzwi prowadzących do ich mieszkania, w którym urodził się i dorósł. Wszedł w głąb podwórka i niespiesznie rozejrzał się wokół.

– Hej, idziesz wreszcie? – Wiktor niecierpliwie przestępował z nogi na nogę.

– Idź już, będę za moment.

Najmłodszy Szewczyński nacisnął guzik dzwonka, a po chwili na podwórku rozległ się lekko skrzekliwy głos wieloletniej gosposi ich rodziny.

– A gdzie to nasz Feluś?!

– Zaraz będzie. – Wiktor nie był wylewny, a jego odpowiedzi zawsze ograniczały się do niezbędnego minimum.

Za najmłodszym Szewczyńskim zamknęły się głośno drzwi. Feliks stanął pośrodku podwórka. Również tutaj niewiele się zmieniło, oprócz jednego – rodzice po latach zainwestowali w jego wybetonowanie. Klepisko pozostało tylko w okolicy chlewika, ogródka i klatek z królikami. Barierki zewnętrznych schodów prowadzących do poszczególnych mieszkań były już sczerniałe, farba odchodziła płatami z gzymsów, ale za to w okolicy mieszkania Białasów dostrzegł rzędy doniczek zapełnionych pelargoniami, a tuż przy drzwiach do mieszkania Stefanii Niemyjskiej stała nieduża drewniana rzeźba. Z dołu nie było widać, co to takiego. Niemyjska znana była z mecenatu nad wszelkiej maści ubogimi artystami ludowymi i zapewne owo dzieło stanowiło dar w podzięce za zorganizowanie jakiejś wystawy tudzież wsparcie finansowe okolicznego rzeźbiarza.

Uśmiechnął się na myśl o pani Stefanii.

Zawsze bardzo ją lubił i aż dziw go brał, że od tylu lat mieszka sama w jednym miejscu. Przecież od momentu odzyskania przez Polskę niepodległości nie musiała już pracować jako panna sklepowa. Została nauczycielką języka polskiego w Koedukacyjnej Szkole Powszechnej na Ogrodowej i z tego, co wiedział, świetnie sobie radziła. Uczniowie ją uwielbiali.

Na podwórku panowała cisza. Słychać było tylko szelest siana, po którym chodziły króliki, i dobiegające od czasu do czasu pochrząkiwanie z chlewika. W uszach Feliksa ta niemal niezmącona cisza brzmiała dziwnie. Za jego dziecięcych czasów podwórko tętniło życiem, a szklarz Dąbkiewicz miał pełne ręce roboty. Lokatorzy zamawiali kolejne szyby, które chłopcy wybijali podczas gry w piłkę lub rzucania kamieniami. Teraz na podwórku nie było ani jednego dziecka.

Feliks odwrócił się i ruszył wolnym krokiem. Z klatki schodowej mieszczącej się dokładnie naprzeciwko wejścia do ich mieszkania usłyszał głośne trzaśnięcie drzwiami i szybkie kroki. Miał wrażenie, że tupot po schodach jest tak prędki, że kroki niemal zlewają się ze sobą.

Po chwili drzwi się otworzyły i stanęła w nich wysoka, szczupła dziewczyna. Miała rozpuszczone włosy upięte po bokach, sukienkę w groszki, a pod pachą niosła plik nut.

– Helena…? – wydukał. Nie był w stanie powiedzieć nic więcej. Miał wrażenie, że stoi przed nim zjawa.

– Feliks! – krzyknęła dziewczyna i w tej samej sekundzie rzuciła mu się na szyję, śmiejąc się przy tym jak szalona.

Pachniała mydłem i kapuśniakiem. Przez moment przypomniał sobie, jak w dzieciństwie zawsze jej przeszkadzało, że śpi w izbie, w której się gotuje, a jej ubranie przesiąka zapachem jedzenia.

– Jezusie Nazareński, tyle czasu nie widziałam, na wakacje i święta wpadałeś jak po ogień. Feluś, Feluś! – Skończyła go ściskać i stanęła naprzeciwko. – A ja na próbę chóru „Lutnia” idę, jestem tam pierwszym sopranem! – pochwaliła się niczym mała dziewczynka.

Feliks przez chwilę nie potrafił wydobyć z siebie słowa. Uroda dziewczyny onieśmieliła go to tego stopnia, że stał jak słup soli. A przecież to była Hela, Helena, jego przyjaciółka z dzieciństwa, z tego podwórka!

– Bardzo miło cię widzieć, Helenko – wydukał w końcu, czując się przy tym jak uczniak.

Na blade policzki wypłynęły mu rumieńce i miał wrażenie, że jego twarz płonie. Przez pięć lat studiów nie miał czasu na takie sprawy jak miłość i dziewczęta, a teraz, proszę, staje przed nim Helena, roześmiana i pachnąca kapuśniakiem, z włosami rozwianymi na wietrze, niebieskooka i piękna, a on nie wie, jak się zachować. Chowa głowę między ramiona, przybierając postawę nastroszonego sępa. Zaśmiał się na myśl o swoim wyglądzie, co paradoksalnie go ośmieliło.

– Wróciłeś już na zawsze? – Młoda Kałużówna nieco się od niego odsunęła.

Machinalnie przebierała palcami po sfatygowanych kartkach nut.

– Właściwie to jeszcze nie wiem, wszystko się okaże. Na pewno zostanę na całe wakacje.

– O, ho, ho, no to się nagadamy. A wiesz, że nadal mam Serce Amicisa, które od ciebie dostałam? – Znowu się roześmiała, a jej śmiech poniósł się echem po cichym podwórku.

Przypomniał sobie, jak przed laty wręczył jej tę książkę. Byli wtedy tacy mali i tacy naiwni. Helena, młodsza od niego niemal o cztery lata, biedna wnuczka prasowaczki, zawsze rezolutna i wygadana. I on, wiecznie zamknięty w pokoju, wśród książek i szkolnych kajetów, tęskniący za nieobecnym ojcem, który był na wojnie.

Bardzo się wtedy lubili. Nawet wówczas, gdy on poszedł do gimnazjum imienia Stanisława Staszica, a ona do Koedukacyjnej Szkoły Powszechnej, bo jej babki nie było stać na edukację wnuczki w gimnazjum. Helena musiała jej pomagać, a przecież zawsze była bardzo zdolna. Gdyby tylko urodziła się w bogatszej rodzinie, mogłaby być już na studiach, wszak coraz więcej dziewcząt studiuje, nawet na medycynie.

– Bardzo się cieszę, Helenko, że nadal masz tę książkę. Teraz też przywiozłem ze sobą sporo dobrych pozycji, chętnie ci je pożyczę. – Nie wiedział, kiedy słowa wypływają z jego ust.

On sam był w stanie skupić się tylko na tym, żeby na nią patrzeć. Lekki wiatr zawiewał jej włosy na twarz. Nie odgarniała ich, szkoda fatygi.

– Ha, ha, na pewno! Twoje medyczne skrypty będą dla mnie bardzo ciekawe! – Znów głośno się zaśmiała. – Dobra, tej, bo próbę mam chóru i nie mogę się spóźnić. Bardzo się cieszę, że przyjechałeś! – Pomachała mu ręką na odchodnym i po chwili zniknęła za wielką bramą.

Feliks odwrócił się i wolnym krokiem skierował do swojego mieszkania. Rodzice zaraz przyjdą, z rynku mieli tylko kilka minut drogi, a mama nie lubiła, kiedy domownicy spóźniali się do stołu. Musiał przecież jeszcze odświeżyć się po podróży.

Nacisnął ebonitowy guzik dzwonka. Zza drzwi rozległo się znajome terkotanie.

– Feluś! Witoj w domu, aleś wyrósł! – W objęciach gosposi Pelagii poczuł charakterystyczny zapach rodzinnego domu.

Znowu, po pięciu latach, był u siebie. W Pleszewie.

Książkę Dziewczyna z kamienicy. Czas wyboru kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Dziewczyna z kamienicy. Czas wyboru
Dagmara Leszkowicz-Zaluska1
Okładka książki - Dziewczyna z kamienicy. Czas wyboru

Dalsze losy bohaterów porywającej sagi i mieszkańców niewielkiej kamienicy na tle dwudziestolecia międzywojennego. Helena wkracza w dorosłe życie, podejmuje...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje