Czy ktoś nauczy nas walczyć? Fragment książki „Z Powstania do Auschwitz"

Data: 2023-08-04 14:34:14 | artykuł sponsorowany | Ten artykuł przeczytasz w 7 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Mieszkaliśmy w kamienicy przy Żurawiej 28, gdy wybuchło Powstanie Warszawskie.

Tego dnia z mamą drylowałyśmy wiśnie, a tata jak zwykle z kanapką w kieszeni poszedł do pracy. Nigdy już z niej nie wrócił.

Ten letni sierpniowy dzień stał się początkiem apokalipsy, która przetoczyła się nad naszymi głowami. My, zwykli cywile, zapłaciliśmy za nią najwyższą cenę. Nikt nas nie pytał o zdanie. Nikt nas nie uprzedził. Niespodziewanie znaleźliśmy się w wirze historii, który pochłonął setki tysięcy niewinnych, bezbronnych ludzi.

I choć przetrwałam, doświadczając piekła obozu Auschwitz, nie miałam do kogo i do czego wracać.

Moje życie zakończyło się 1 sierpnia 1944 roku.

Obrazek w treści Czy ktoś nauczy nas walczyć? Fragment książki „Z Powstania do Auschwitz" [jpg]

Do lektury Z Powstania do Auschwitz – nowej książki Niny Majewskiej-Brown – zaprasza Wydawnictwo Bellona. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki Z powstania do Auschwitz. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii: 

Zofia

Mama jak zwykle przesadza.

Nie pojmuję, dlaczego zachowuje się jak zazdrosna o pisklęta kwoka.

Mam nadzieję, że niebawem zrozumie, że jesteśmy już dorosłe i w jej czasach, jak zwykła mawiać, dawno byłybyśmy po słowie z jakimiś dobrze zapowiadającymi się kawalerami z jeszcze lepszych domów niż nasz, z nobliwą przeszłością i połyskującą obietnicą sukcesów przyszłością. A może nawet miałybyśmy dzieci?

Nie wiem, czy tak na nią wpływa wojna, czy po prostu tak już ma, że pilnuje nas jak oka w głowie. A prawda jest taka, że gdyby wszyscy rodzice mieli podobne podejście, to nikt nie chwyciłby za broń, żeby dać odpór okupantowi. Siedzielibyśmy w kącie jak zahukane myszy.

To zupełnie oczywiste, że skoro nasi żołnierze walczą, a w zasadzie walczyli na froncie, to my, cywile i młodzi, musimy być dla nich wsparciem na każdej innej płaszczyźnie. A niby jak mielibyśmy stawić czoło Niemcom? Przecież nie zaczniemy do nich strzelać ani tym bardziej nie ruszymy na nich z nożami, kosami czy siekierami. Konsekwencje byłyby niewyobrażalne, straszne, w dodatku swoimi mackami sięgnęłyby najdalszych członków rodziny. Poza tym jak tu walczyć z tak przeważającym wrogiem?

Jestem zdania, że skoro nie mamy broni, to trzeba zdać się na regularne, małe, uszczypliwe, uporczywe i burzące ład okupanta działania. Mogą się one okazać równie dotkliwe. Dadzą wyraz temu, jak bardzo nie akceptujemy życia pod niemieckim butem, jak mocno marzymy i zrobimy wszystko, by na powrót odzyskać wolność. Musimy działać, bo tylko tak możemy zmienić sytuację. A skoro Tadek coraz częściej przebąkuje o powstaniu, to nie sposób nie wziąć w nim udziału. Zupełnie sobie nie wyobrażam, żebym biernie siedziała i zdała się na ślepy los.

Ponadto Tadeusz mi imponuje.

Jest taki mądry, pewny siebie, przekonany o słuszności sprawy, za którą nadstawia karku. Lubię patrzeć na jego wystające spod podwiniętych rękawów koszuli ogorzałe ramiona, z wyraźnie zarysowanymi bicepsami i siateczką nabrzmiałych żył.

Nie mam pojęcia, skąd czerpie zapał, by tak intensywnie ćwiczyć, ale twierdzi, że tylko wysportowani i silni mężczyźni przydadzą się na froncie.

Przez tydzień usiłowałam brać z niego przykład: robiłam przysiady, pajacyki i ku zdziwieniu Zuli wymachiwałam nogami na boki. Skończyło się na tym, że niechcący pantoflem, który spadł mi ze stopy podczas jednego z wymachów, zrzuciłam rodzinną fotografię ze ściany. Mamidło było bardzo niezadowolone, bo rama potłukła się w drobny mak.

Nieustannie przeglądając się w lustrze i sprawdzając, czy widać już efekty wysiłku, których oczywiście nie dostrzegałam, szybko zarzuciłam pomysł zostania gimnastyczką i skupiłam się ponownie na książkach i marzeniach. Również tych związanych ze wstąpieniem w harcerskie Szare Szeregi, o czym rodzice nawet nie chcą słuchać. I jeśli tak dalej pójdzie, to po raz pierwszy sprzeniewierzę się ich woli i w sekrecie zapiszę do organizacji skupiającej rówieśników, a jeśli będzie trzeba, to nawet ucieknę z domu. Co prawda, nie wiem, gdzie miałabym się podziać. Może przenocowaliby mnie rodzice Tadeusza albo pani Jadwiga, sąsiadka zza ściany? Skoro nie mogę chodzić do szkoły, to przynajmniej tu będę miała kontakt z osobami w moim wieku.

Tadek co rusz przynosi nowe, zaskakujące wieści z miasta, których słuchamy z wielkim zaciekawieniem. I choć rodzice czasem mają wątpliwości co do zasłyszanych rewelacji, to ja wierzę w to, co on mówi, i ufam mu we wszystkim. Peroruje z takim przekonaniem, zacięciem, zupełnie jakby ktoś zdradził mu jakąś wielką tajemnicę, o której istnieniu my, mali, przeciętni ludzie, nawet nie mamy prawa wiedzieć. A poza tym, włócząc się po mieście, trzyma rękę na pulsie i wie, co w trawie piszczy.

Wie o powstaniu.

O tym zapowiadanym, przeczuwanym dniu przełomu, który niczym krwawi jeźdźcy Apokalipsy runie na Niemców i sprawi, że z podkulonymi ogonami uciekną za Odrę. Że się odrodzimy niczym feniks z popiołów i staniemy na powrót silną, dumną Polską. Tak bardzo o tym marzę! Już niemal zapomniałam, jak to jest być wolną. Niezależną.

Tylko czy to możliwe? Jak miałby wyglądać taki zryw? Czy jest nas aż tylu? Desperatów? Marzycieli? Kto nas poprowadzi? Kto da broń? Mamy w ogóle jakąś broń? Tyle broni? Czy potrafimy jej używać? Czy ktoś nauczy nas walczyć?

Co rusz zapadam się w sobie, a moje myśli fruną w nieznane. Już nawet nie pamiętam, jak to jest żyć w niepodległym, spokojnym i bezpiecznym kraju. Móc wszystko i nie lękać się nikogo i niczego. Bez godziny policyjnej, paraliżującego strachu przed łapankami. Bez kartek, bez oglądania się za siebie, bez ograniczeń.

Ze zdumieniem obserwuję Anielę.

Moja młodsza sentymentalna siostra, której oczy zachodzą łzami wzruszenia przy niemal każdej okazji, gdy ktoś ją skarci albo pochwali, która jest tak delikatnej konstrukcji psychicznej, że nie potrafi sama poradzić sobie z napływającymi emocjami i co rusz biega do mamy, żeby ją przytuliła i pocieszyła, dziwnie sztywnieje na widok naszego młodego sąsiada, a jej policzki purpurowieją.

Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że podobnie jak ja zadurzyła się w Tadku i nie umie zapanować nad tym jakże nowym i niespodziewanym uczuciem. Że dzieje się w jej wnętrzu coś, czego nie potrafi okiełznać i co sprawia, że stała się nerwowa i jeszcze bardziej, choć wydawało się to niemożliwe, przewrażliwiona.

Jest mi przykro i rodzi się we mnie podejrzenie, że mogę mieć w niej rywalkę do serca Tadka.

W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Z Powstania do Auschwitz. Powieść kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Z Powstania do Auschwitz
Nina Majewska-Brown 2
Okładka książki - Z Powstania do Auschwitz

Gdy nadzieja zmieniła się w żałobę, a żałobę przyćmił strach. Mieszkaliśmy w kamienicy przy Żurawiej 28, gdy wybuchło Powstanie Warszawskie. Tego dnia...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo