Czy kobieta, której odebrano dzieci, przestaje być matką? „Nic do stracenia" Przemysława Piotrowskiego

Data: 2023-10-25 12:21:56 | artykuł sponsorowany | Ten artykuł przeczytasz w 7 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Jej drugie imię to... ZEMSTA!

Po odzyskaniu córki z rąk brutalnej szajki handlarzy żywym towarem Luta Karabina na nowo układa sobie życie. Pracę na platformie wiertniczej zamienia na Wojsko Polskie, gdzie zajmuje się szkoleniem młodych kandydatów na specjalsów.

W tym samym czasie Zygmunt Szatan próbuje odbudować swoje życie po krwawej zemście na oprawcy swojej rodziny. Już na policyjnej emeryturze stara się naprawić relacje z synem oczekującym na proces sądowy. Pilnuje też, aby na światło dzienne nie wypłynęła mroczna prawda o masakrze w świebodzińskiej masarni. Wszystko się komplikuje, gdy informator donosi mu, że w więzieniu, w którym wyrok odbywa jeden z porywaczy dziewczynki, ktoś węszy przy sprawie.

Nieszczęście nie odpuszcza. Lutę czeka kolejna ciężka próba - umiera jej ukochany dziadek, były oficer tureckiego wywiadu. Islamska tradycja wymaga szybkiego pochówku, więc kobieta musi wybrać się w niespodziewaną podróż do Balik?ilar.

Dopiero w Turcji odkrywa, czym są prawdziwe tarapaty...

Nic do stracenia Przemysław Piotrowski grafika promująca książkę

Do przeczytania książki Przemysława Piotrowskiego Nic do stracenia zaprasza Czarna Owca. Dziś na naszych łamach przeczytacie premierowy fragment książki Nic do stracenia:

PROLOG

Mózg kolegi ochlapał mu twarz.

Nie bardzo mógł coś z tym zrobić, bo ręce miał skrępowane za plecami, a powieki tak ściśnięte owiniętą wokół głowy folią, że nie był w stanie nawet zamrugać. Oblizał wargi i splunął krwią. Sam już nie wiedział, czy to jego własna, czy resztki ze zgruchotanej czaszki kompana. Pomyślał, że to musiało się tak skończyć. Prędzej czy później.

– I po co się tak męczyć? – zapytał mężczyzna, nachylając się nad nim. Miał tylko spodnie i buty, a jego naga klatka piersiowa była zbryzgana krwią. – Powiedz, że się zgadzasz, i znów będziemy rodziną – dodał, opierając młot o ścianę.

– Nie masz pojęcia, co znaczy to słowo – wyjęczał.

– Jakie słowo?

– Rodzina.

– Ech…

Mężczyzna z brodą skinął na dwóch innych, którzy chwycili za nogi targane śmiertelnymi spazmami zwłoki. Przysiadł na krześle i sięgnął po butelkę z wodą. Napił się, obserwując, jak podkomendni wynoszą ciało. Z twarzy została niepodobna do niczego miazga, która jeszcze chwilę temu miała imię. Brzmiało Abdullah, co znaczyło Sługa Allaha, ale najwyraźniej zostało ono nadane na wyrost. Słudzy Allaha są wierni i nie rejterują.

W piwnicy było gorąco jak w piekarniku. Mężczyzna wylał resztę wody na kark i klatkę piersiową, po czym obmył ręce, wytarł dłonie w nogawki i wyjął z kieszeni spodni paczkę papierosów. Przez dłuższą chwilę palił w milczeniu, wpatrując się w obdrapaną ścianę. W kilku miejscach nosiła ślady po kulach albo rozbryzgach krwi, a kilka świeżych kropel niespiesznie spływało ku podłożu. W końcu charknął, splunął i podrapał się po głowie.

– Nie wiem, dlaczego jesteś taki uparty – podjął, wydłubując coś z brody. Mały fragment kości chwilę później z charakterystycznym odgłosem upadł na betonową wylewkę. Przecież wiesz, że nie masz wyjścia. Zrobisz, co ci każemy. Prędzej czy później.

Nie odpowiedział. Ciężko dyszał przez wycięte w folii otwory. Nie miał już sił. Od trzech dni go katowali, a teraz jeszcze roztrzaskali młotem na jego oczach głowę kolegi. Próbowali go złamać, ale trafili pod zły adres. Nie bał się śmierci. Tak naprawdę zaprzedał duszę diabłu już dawno temu i doskonale zdawał sobie sprawę, że przyjdzie czas, gdy ten się o niego upomni. Zrobił to w najmniej oczekiwanym momencie, ale trudno – los bywa przewrotny i naprawdę złośliwy. Przekonał się o tym wielokrotnie. Nigdy jednak nie sądził, że zadrwi z niego w tak kuriozalny sposób. Bo nawet jeśli nie był święty i zdołał w życiu nagrzeszyć całkiem sporo, to miał zasady, których nigdy nie łamał.

– Wiesz, że nie mogę tego zrobić, więc lepiej weź ten młot i to zakończ – powiedział.

Brodacz włożył papierosa do ust, wstał z krzesła i podrapał się po gołej klacie. Chwycił narzędzie. Młot miał długi trzon i obustronny obuch, którym spokojnie można było wbijać nity kolejowe. Zaciągnął się mocno i przez chwilę ważył go w dłoniach, zerknął z ukosa na więźnia, po czym odłożył z powrotem.

– Ona nie jest tego warta – powiedział, wydmuchując gęstą chmurę dymu.

– Gówno wiesz. Ona jest więcej warta niż cała zgraja tych popaprańców. Poza tym… – prychnął. – Nie zrozumiesz…

– Nawet jeśli jest, jak mówisz, to jakie to ma teraz znaczenie? Podpisałeś jebany cyrograf? Podpisałeś. Więc musisz wykonywać rozkazy. Proste jak drut.

– Lepiej mnie zabij i miejmy to z głowy.

– Jeśli będę musiał, zrobię to. Nie jestem ci nic winien.

– Nie będę miał pretensji. Po prostu to zrób.

– Kurwa mać!

Mężczyzna grzmotnął pięścią w ścianę z taką siłą, że dało się słyszeć trzask przeskakujących kostek śródręcza, a w miejscu uderzenia odłupał się kawałek tynku. Zaklął raz jeszcze i przez chwilę krążył w tę i we w tę jak dziki zwierz w klatce, w końcu wyrzucił niedopałek, zgniótł go butem i wyszedł z piwnicy.

Wrócił po nieokreślonym czasie. A on wciąż siedział skuty, na wpół zgięty, z głową nienaturalnie wykręconą i przytwierdzoną folią do żeliwnego pieca. Oczy go zapiekły, gdy w piwnicy znów rozbłysło światło. Nie mógł jednak nawet zamrugać. Stęknął, zakaszlał.

– Posłuchaj mnie uważnie – powiedział brodacz, gdy kucnął przy więźniu. Zaciągnął się i dmuchnął mu dymem w twarz. – Damy ci teraz ostatnią szansę. Zgódź się, zrób, co musisz, i będziesz wolny.

– Jasne…

– Szef obiecał. Powiedział, że daje ci słowo honoru. Przykuty mężczyzna prychnął.

– To żeś mnie… teraz rozbawił – wycharczał.

– Zmuszasz mnie do czegoś, czego bardzo nie chcę robić.

– Kończ…

Brodacz zgasił peta na żeliwnym piecu i podniósł się z kucek. Wytarł pot z czoła, po czym spojrzał z góry na więźnia i ciężko westchnął.

– Wprowadźcie ich – rzucił w kierunku uchylonych drzwi. Zawiasy skrzypnęły i w progu stanęły trzy wątłe postaci. Folia, którą szczelnie owinięto mu głowę, była zabrudzona zakrzepłą krwią, a do tego zaparowała, ale i tak był w stanie rozpoznać kontury. Pomyślał, że doprawdy jest głupcem i nie zasługuje na szybką śmierć.

W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Nic do stracenia. Powieść kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Tagi: fragment,

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Luta Karabina. Nic do stracenia
Przemysław Piotrowski7
Okładka książki - Luta Karabina. Nic do stracenia

Jej drugie imię to... ZEMSTA! Po odzyskaniu córki z rąk brutalnej szajki handlarzy żywym towarem Luta Karabina na nowo układa sobie życie. Pracę na platformie...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje