Czasem jedno złe słowo lub gest potrafią zniszczyć człowieka. „Szymek" Piotra Kościelnego

Data: 2023-10-11 10:06:00 | artykuł sponsorowany | Ten artykuł przeczytasz w 7 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Wrocław, początek lat dziewięćdziesiątych. Piętnastoletni Szymon Dąbrowski popełnia samobójstwo, rzucając się pod pociąg. Sprawa zostaje umorzona. Kilka dni później jego starszy brat Tomek także decyduje się na radykalny krok i skacze z dachu wieżowca. Wtedy prokuratura wszczyna śledztwo. Piotr Żmigrodzki - policjant borykający się z problemem alkoholowym i demonami przeszłości - stara się ustalić przyczyny takiego postępowania braci. Komisarz kilka lat wcześniej popełnił błąd, który doprowadził niewinnego człowieka przed oblicze kata, co odcisnęło piętno na jego psychice. Do wydziału trafia młody policjant. Razem z doświadczonym komisarzem zaczynają powoli odkrywać okoliczności śmierci Dąbrowskich.

Czy śledczym uda się ustalić, co było powodem decyzji nastolatków? Czy osoby winne samobójczej śmierci braci poniosą karę? Czy przeszłość ponownie da znać o sobie?

Szymek Piotr Kościelny grafika promująca książkę

Do przeczytania książki Piotra Kościelnego Szymek zaprasza Wydawnictwo Czarna Owca. Dziś na naszych łamach przeczytacie premierowy fragment książki Szymek:

1

Wrocław, 15 lutego 1994 r.

Jerzy Konopka szedł ze swoim jamnikiem w stronę przejazdu kolejowego przy Bystrzyckiej. Dochodziła druga w nocy. Jego żona nakarmiła Kajtka wątróbką wieprzową i pies się struł. Tradycyjnie to jemu przypadła rola wyprowadzenia czworonoga. Nie pierwszy raz zmuszony był spacerować z Kajtkiem o tej porze. Z reguły obierał wtedy trasę dookoła fabryki Hydral. Najpierw szedł Balonową, a potem tyłem, Bystrzycką. Tak było też dzisiejszej nocy. Cieszył się, że przynajmniej przestał padać śnieg.

Wyciągnął z kieszeni kurtki papierosy i włożył jednego do ust. Zanim odpalił, przez chwilę szukał zapałek.

– Kurwa – zaklął cicho, kiedy się zorientował, że nie wziął ich z domu.

W tym samym momencie zobaczył idącego kawałek dalej nastolatka. Zbliżał się od strony bunkrów. Stare ruiny służyły młodzieży do spotkań i pijaństwa. Wiele razy pojawiała się tam policja wezwana przez mieszkańców pobliskich bloków narzekających na głośne krzyki i śpiewy. Dzisiejszej nocy jednak było cicho.

Konopka przyjrzał się chłopakowi. Kojarzył go z widzenia. Był to Szymon, młodszy syn Dąbrowskich. Mieszkali dwie bramy od niego i ilekroć widzieli Jerzego, zawsze się ukłonili. Wprowadzili się do bloku przy Bajana jakieś osiem lat temu. Jerzy pamiętał jak dziś moment, gdy budynek zasiedlali pierwsi lokatorzy. Przypominało mu to sceny z popularnego serialu Barei o mieszkańcach warszawskiego bloku przy ulicy Alternatywy. Na Bajana było podobnie, chociaż trafiło się mniej dziwaków niż w popularnej komedii.

Patrzył na małolata i zastanawiał się, czy ten ma zapałki. Kilka razy, przechodząc obok, wyczuwał od niego papierosy, ale nigdy nie widział go palącego.

– Ej, kolego! – zawołał.

Młody Dąbrowski stanął i spojrzał w jego stronę. Mocniej naciągnął kaptur, który miał na głowie, jakby nie chciał być rozpoznany.

– Masz może zapałki? – spytał Konopka.

– Nie palę – burknął nastolatek.

– Cholera. Nic, trudno – rzucił i mocniej pociągnął za smycz.

Przez chwilę patrzył za oddalającym się sąsiadem. Coś mu tu nie pasowało. Chłopak zachowywał się dziwnie, widać było, że coś go gryzie.

– A, już wiem. Wczoraj były te niby walentynki – mruknął pod nosem Konopka. – Pewnie dostał kosza od jakiejś laski.

Nie przepadał za tą nową modą. Uważał, że Polacy mają sporo własnych świąt i nie muszą brać kolejnego z Ameryki. Nie tylko za tym zresztą nie przepadał. Ostatnio modne zrobiło się ściąganie każdej głupoty z Zachodu. Jak nie walentynki, to jakieś Halloween. Jak nie Halloween, to hamburgery. Nie podobało mu się to. Zastanawiał się, co będzie następne.

Ruszył przed siebie, ale Kajtek pociągnął za smycz, żeby zaraz przykucnąć pod krzakami. Konopka marzył już tylko o powrocie do ciepłego łóżka.

Nagle usłyszał nadjeżdżający pociąg. Swoim zwyczajem w myślach obstawił liczbę wagonów. W dzieciństwie mieszkał na Praczach, w starym domu w pobliżu torów. Lubił wtedy siadać z kolegami przy torach i liczyć wagony. Zakładali się, kto zgadnie, ile tym razem ciągnie ich lokomotywa. Ten, który trafił lub był najbliżej, wygrywał.

– Będzie trzydzieści siedem – powiedział teraz cicho, patrząc na toczącą się po szynach maszynę.

Zanim jednak zaczął liczyć w myślach, usłyszał przeciągły gwizd i pisk hamulców. Spojrzał w stronę lokomotywy i zobaczył stojącego na torach człowieka. Bez trudu rozpoznał Szymka. Chłopak tkwił na nasypie jak zahipnotyzowany. Gdy ciężka lokomotywa uderzyła w niego z impetem, Konopka zamknął oczy.

* * *

Józef Grzybowski wolał jeździć w nocy. W tych godzinach zawsze był spokój. Nie było dużego ruchu na torach, a na węzłach zwykle siedzieli ludzie, którym nie zależało na tym, aby zawracać mu głowę. Praca w tych godzinach nie wymagała takiej uwagi jak w ciągu dnia. Jedynym poważniejszym zagrożeniem mogła być dzika zwierzyna, która czasem próbowała przebiec tuż przed lokomotywą. Niestety często nie udawało jej się zdążyć i zostawała rozjechana na miazgę. Małych lisów czy zajęcy nie było mu szkoda tak bardzo jak saren czy dzików. W lasach było coraz mniej zwierzyny, więc każdy wypadek z jej udziałem go martwił.

Dzisiaj miał zaplanowany spokojny kurs. Za jakieś trzy godziny dojedzie do punktu docelowego i po odczepieniu składu ruszy z powrotem. Potem miał mieć tydzień wolnego. Obiecał żonie wyjazd do Karpacza. Od dawna suszyła mu głowę, że wszyscy gdzieś jeżdżą, tylko oni ciągle siedzą w bloku. Dał się uprosić, chociaż uważał, że to zbytnia rozrzutność. Nie mieli tyle pieniędzy, by nimi szastać.

Wyjął z torby termos z kawą i kanapki, po czym spojrzał przed siebie. Dojeżdżał akurat do przejazdu kolejowego przy Chociebuskiej. Rozwinął kanapkę i wziął gryza. Przełączył światła i nagle poczuł, jak serce zaczyna mu bić szybciej. W oddali na torach stał człowiek. Patrzył prosto na lokomotywę. Wyglądał jak zahipnotyzowany.

Grzybowski upuścił kanapkę i wcisnął hamulec. Równocześnie dał sygnał syreną.

– Złaź, idioto – mruknął pod nosem.

Człowiek jednak nadal stał w tym samym miejscu.

– Spierdalaj!

Samobójca rozpostarł ręce na boki.

– Kurwa…

W momencie uderzenia Grzybowski zamknął oczy. Wiedział, że z człowieka zostanie miazga.

Gdy lokomotywa powoli wytracała prędkość, myślał o tym, że dzisiaj już nie zakończy kursu. Będzie musiał powiadomić dyżurnego i policję. Zacznie się żmudne dochodzenie, czy miał możliwość uniknięcia wypadku.

– I, kurwa, nici z Karpacza – westchnął, sięgając po radiostację.

W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Szymek. Powieść kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Tagi: fragment,

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Szymek
Piotr Kościelny23
Okładka książki - Szymek

Wrocław, początek lat dziewięćdziesiątych. Piętnastoletni Szymon Dąbrowski popełnia samobójstwo, rzucając się pod pociąg. Sprawa zostaje umorzona. Kilka...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje