Cóż za spotkanie! Fragment książki „Gdy powrócił spokój"

Data: 2019-10-22 09:57:10 | Ten artykuł przeczytasz w 20 min. Autor: Sławomir Krempa
udostępnij Tweet

O spokoju marzy każde z trojga przyjaciół: Marcelina, Magda i Emil. Wszyscy zostali poturbowani przez los. Po wcześniejszych próbach Marceliny i Magdy rozliczenia przeszłości, tym razem to Emil budzi demony. Podejmuje trud rozwikłania zagadki śmierci przyjaciela. Nie cofnie się przed niczym, by wreszcie odkryć prawdę. Kolejne sekrety łączy w logiczną całość. Komuś jednak bardzo zależy na tym, by tajemnice nie ujrzały światła dziennego.

Czy Emil zdoła odsłonić wszystkie karty i cieszyć się gorzkim smakiem zwycięstwa? Gdy powrócił spokój to ostatnia część trylogii. Każdy tom poświęcony jest rozterkom innej osoby w związku z wydarzeniami z czasów liceum, gdy tworzyli zgraną grupę z nadzieją patrzącą w przyszłość.

Kreowanie swojego obrazu, by pokazać się z jak najlepszej strony, jest powszechne. Zawsze wolimy być szczuplejsi, młodsi, mieć dłuższe rzęsy i większy uśmiech niż inni. To chyba cecha związana z naszym człowieczeństwem. Jeśli jednak, kreując ten wizerunek, nie ranimy innych, to dla mnie jest on akceptowalny. Kanon piękna jest coraz bogatszy i bardziej zróżnicowany. Moi bohaterowie bywają nieco przerysowani, bo chciałam pokazać, jak sytuacja wygląda, gdy patrzymy na to z boku. Wychodzę z założenia, że najważniejsze jest to, jacy jesteśmy, a nie kim jesteśmy i co posiadamy. I to też chcę przekazać w swoich książkach.

- przeczytajcie wywiad z Anetą Krasińską

Do lektury powieści Anety Krasińskiej Gdy powrócił spokój, a także wcześniejszych książek autorki – Gdy opadły emocje i Gdy nadeszło życie – zaprasza Wydawnictwo Szara Godzina. Dziś w naszym serwisie przeczytacie premierowe fragmenty książki Gdy powrócił spokój:

Kiedy podjechali pod cmentarz, Emil uregulował rachunek i z nową energią ruszył do kwiaciarni. Kupił największy bukiet polnych kwiatów, bo matka tylko takie lubiła, i wszedł bocznym wejściem między groby. Chwilę później układał kwiaty w wazonie na stałe przytwierdzonym do pomnika z różowego marmuru. Właśnie z różowego. Matka w jakiś szczególny sposób darzyła sympatią ten kolor, a jemu kojarzył się ze szczęściem. Tego i tylko tego pragnął dla najbliższych.

Gdyby Marcelina pozwoliła mu wykonać gest, na pewno by się nie wahał. Był w stanie zrobić dla niej wszystko. Pierwszy krok już uczynił. Nie wiedział tylko, jak kobieta zareaguje na wieść o tym, że Emil zostanie w Polsce na dłużej, na dużo dłużej, a może nawet na zawsze. Ta decyzja zaskoczyła nawet jego, ale z każdą chwilą przyzwyczajał się do niej coraz bardziej.

Wyrzucił uschnięty wiecheć, który najwidoczniej stał w wazonie od dawna, i włożył świeże kwiaty. Przysiadł na ławce, by zebrać myśli i przez chwilę zastanowić się, co dalej. Ostatnio kilka razy zmieniał decyzję. Teraz siedział zasępiony, wspominając przeszłość.

Długo nie miał pojęcia, że matka choruje na białaczkę. Praca, nowi klienci, interesujące zlecenia i mało rozmowny ojciec, który niewiele mówił o tym, że matki tak często nie ma w domu. Emil byłby niesprawiedliwy, gdyby nie przyznał, że w owym czasie rzadko dzwonił do Polski. To w Australii budował swój świat. Właśnie szukał apartamentu do kupienia. Miał z tym sporo kłopotu. Najpierw nie mógł się porozumieć z deweloperem co do terminu przekazania mieszkania, a zależało mu na czasie. Większość pieniędzy już dawno wpłacił na konto wykonawcy, a ten wciąż ociągał się z oddaniem kluczy lokatorom. Pozostałą ratę Emil zobowiązał się zapłacić w ciągu najbliższego roku. Inwestycje pochodzące ze spadku od stryjecznego dziadka od dłuższego czasu przynosiły znaczne profity, zatem mógł swobodnie planować większe wydatki. Wiele razy wracał pamięcią do dnia, kiedy otworzył skrytkę w banku i na własne oczy zobaczył dwadzieścia pięć tysięcy australijskich dolarów. W tamtej chwili był przekonany, że większych pieniędzy nigdy nie będzie posiadał. Jakże się mylił! Oczywiście mógł cały spadek natychmiast roztrwonić, ale rozsądek zwyciężył. Posłuchał doradcy finansowego i nie wypłacił ani centa, żyjąc z tego, co udało mu się zarobić. Pieniądze ze spadku zainwestował w papiery wartościowe. Na początku cieszył go każdy zarobiony dolar. Później załamanie na giełdzie niemal pozbawiło go dochodu, ale przeczekał i od kilku lat systematycznie pomnażał majątek.

Najgorzej było, gdy rozpoczął studia. Wydatki dwukrotnie przewyższały jego dochody. Nie chciał rezygnować z nauki, ale nie był w stanie więcej pracować. Kiedy wykończony przychodził na wykłady, niemal na nich zasypiał. Szybko pojął, że mija się to z celem. Na szczęście pieniądze ze spadku zdążyły już wypracować niewielki zysk, co Emil szybko wykorzystał.

Przeszłość bardzo mu ciążyła, dlatego jeden telefon na kilka miesięcy w zupełności wystarczał. Wtedy tak właśnie sądził. Matka raz lub dwa zapytała, czy planuje przylot do Polski, ale on nie chciał tracić czasu na podróż. Gdyby wtedy wiedział o jej chorobie, nie zastanawiałby się ani chwili. Po dwóch latach walki matka przegrała z białaczką.

Kiedy jechał na cmentarz, nie rozumiał, dlaczego właśnie dzisiaj musi się tutaj znaleźć. Miał na to mnóstwo czasu, a jednak coś go przygnało w to miejsce. Odruchowo spojrzał w niebo. Ognista kula chyliła się ku zachodowi, choć wciąż dostatecznie mocno grzała. Otarł czoło chusteczką i nagle zrozumiał, dokąd powinien pójść. Spojrzał na zegarek. Miał przeszło trzy godziny do spotkania klasowego, dlatego bez ociągania ruszył w stronę wyjścia, po drodze zabierając suche badyle, by je wyrzucić do kosza.

Kiedy odszedł od grobu, odetchnął. Nie zadbał o matkę, gdy tego potrzebowała. Śmierć była dla niej jedynie ukojeniem.

Nagle stanął jak wryty. Wąską alejką powoli podążała znana mu postać. Kobieta miała długie jasne włosy kaskadami opadające na odkryte ramiona. Zwiewna sukienka plątała się wokół jej łydek. Beżowe, ledwo widoczne sandały sprawiały wrażenie, jakby boso sunęła wprost na niego. Była nieco bardziej zaokrąglona niż zwykle, ale pchany przez nią wózek dodawał jej urody i tłumaczył wygląd. Za późno, by mężczyzna mógł odejść, dlatego czekał na spotkanie.

– Cześć – odezwał się pierwszy, gdy ich wzrok się skrzyżował.

– Emil? – zdziwiła się kobieta i zatrzymała się tuż przy nim. – Cóż za spotkanie!

– Nie uwierzę, że jest ci miło mnie widzieć – zakpił.

– Tego nie powiedziałam – rzekła Magda, ruszając przed siebie.

Ta kobieta nie należała do łatwych przeciwników. Kto jak kto, ale on o tym doskonale wiedział. Mógł się poddać i zawrócić, ale wyczuł, że to jego szansa.

– Marcelina opowiadała mi, że zostałaś mamą – zaczął, doskonale wiedząc, jak na kobiety działa rozmowa o dzieciach.

– Tak się złożyło – odparła wbrew jego oczekiwaniom niewzruszona.

– Mogę zerknąć? – spytał, pokazując na wózek.

– Proszę.

Śpiące niemowlę niedbale rozrzuciło pulchne zaróżowione rączki i nóżki. Delikatny meszek na głowie wystający spod płóciennej czapki miał jasny odcień włosów matki. Kolorowe grzechotki zawieszone tuż nad głową dziecka lekko podskakiwały na wybojach, wydając delikatne dźwięki.

– Jest słodki – zauważył Emil z przekonaniem. – Cudny maluch.

– Dziękuję. – Magda lekko kiwnęła głową, nie odrywając oczu od swojego syna.

– Darek pewnie dumny jak paw, co?

– Trafiłeś idealnie – odparła.

Rozmowa wyraźnie się nie kleiła. Właśnie dotarli do głównej alei. Bez słowa skręcili w nią, zbliżając się do bramy. Olbrzymie drzewa rozpostarły zielony baldachim, latem dając żałobnikom cień. Drobne liście co rusz spadały na ziemię, by chwilę później szeleścić pod stopami przechodniów.

– Spacer na cmentarzu? – podjął rozmowę.

– Spokój, cisza – odparła. – Najlepsze miejsce na sen.

– Rzeczywiście. – Z uznaniem pokiwał głową.

– Poza tym spędziłam tu mnóstwo czasu w młodości, więc w jakiś sposób jest mi bliskie.

Zabolało i pewnie tak właśnie miało być. Magda dosadnie wyrażała uczucia. Tak, zasłużył sobie na to. Gdy ona płakała, on planował podróż na inny kontynent. Gdy ona przeżywała załamanie nerwowe, jego rodzice robili wszystko, by zdobyć resztę pieniędzy potrzebnych na jego wyjazd. Gdy ona cierpiała, on również cierpiał, ale z nikim się tym nie dzielił.

– Chciałbym, żeby tamten dzień nigdy się nie zdarzył – zaczął, choć obydwoje wiedzieli, że te słowa nie mają sensu.

Magda nachyliła się nad dzieckiem i ostrożnie poprawiła mu skarpetkę nieco zsuniętą ze stopy. Sposób, w jaki patrzyła na syna, sprawił, że Emil poczuł zimny dreszcz. Głośno przełknął ślinę i wbił spocone ręce do kieszeni.

– Było, minęło – powiedziała, znowu powoli popychając wózek.

– Wiem, że wszystko się zmieniło – ciągnął cichym głosem – ale trzeba rozliczyć przeszłość.

– Nie warto do niej wracać – ucięła natychmiast. – Dzisiaj już wiem, że trzeba żyć tu i teraz.

– O pewnych sprawach nie można zapomnieć – nie ustępował – dlatego chcę to zakończyć tak, jak powinno być zrobione wtedy.

– Gdybyś tylko znalazł czas… – urwała, a w jej głosie pojawiła się wrogość.

Złapał Magdę za rękę i przez moment nie odrywał od niej wzroku. Już nie była tą młodą dziewczyną, którą doskonale znał. Nie miał prawa wymagać, by znowu mu zaufała, choć tak bardzo mu na tym zależało.

– To nie tak… – usiłował tłumaczyć.

– Daj spokój. – Odepchnęła jego dłoń. – Miałeś ważniejsze sprawy. Robert i tak już nie żył, a ty otrzymałeś spadek, który mógł przepaść.

– Przestań – obruszył się, ale ona szła, nie patrząc na niego. – Możesz przestać? – Ponownie złapał ją za rękę i przytrzymał, oczekując, by na niego spojrzała.

– Puść – syknęła, mierząc go wzrokiem, w którym nienawiść mieszała się z bólem.

Rozluźnił uścisk. Przez chwilę stali na wprost siebie. Dwoje ludzi, którzy niegdyś niemal czytali w swoich myślach, znalazło się po dwóch stronach wysokiego muru, jaki zbudował przed nimi los.

– Dzięki tym pieniądzom mogłem wynająć detektywa i… – urwał, czując wzbierające emocje, które na chwilę pozbawiły go głosu.

– O dwadzieścia lat za późno – rzuciła mu w twarz niczym przekleństwo.

Spodziewał się tego. Sam też miał to poczucie, ale podjętych decyzji nie był w stanie zmienić. Dzisiaj mógł jedynie łatać dziury, które powstały dawno temu.

– Masz rację, ale przynajmniej próbuję coś zrobić – odgryzł się.

Widząc jej minę, szybko pojął, że to nie było trafne posunięcie.

– Ja zrobiłam, co do mnie należało – warknęła, wciąż przeszywając go wzrokiem.

Zacisnął dłonie. Ból, który odczuwał w mięśniach, nasilił się jeszcze bardziej. Sięgnął do kieszeni po chusteczkę i wytarł palce. Tak bardzo pragnął spokoju i zrozumienia, ale najwidoczniej droga, którą wybrał, prowadziła na manowce. Zrobił głęboki wdech. Ożywcze powietrze wypełniło jego płuca. Lekko zmierzwił włosy i się odezwał:

– Wiem. Przepraszam.

Magda spuściła wzrok i bez słowa ruszyła do wyjścia. Nie mogła tak po prostu odejść. Przyspieszył kroku i po chwili się zrównali.

– Będziesz dzisiaj na kolacji? – spytał, przypatrując się jej uważnie.

Kobieta nie oderwała wzroku od dziecka. Najwidoczniej nie zamierzała odpowiedzieć Emilowi, bo szła niewzruszona.

– Magda, będziesz?! – ponowił pytanie, ale i tym razem nie doczekał się odpowiedzi. – Magda – wymówił cicho jej imię, bo nie śmiał ponownie krzyczeć.

Kobieta zniknęła mu z oczu, a on stał w osłupieniu. Jeśli do niedawna miał jakieś wątpliwości, to właśnie się ich pozbył. Ona zamknęła ten rozdział. Tylko on żył przeszłością.

Powoli podążył w stronę bramy. Tuż za nią spostrzegł przejeżdżającą taksówkę. Miał coś jeszcze do załatwienia przed powrotem do hotelu, dlatego wsiadł do samochodu i podał adres. Przymknął oczy, a głowę bezwiednie oparł się o szybę. Zmęczenie dawało mu się coraz bardziej we znaki. Marzył o krótkiej drzemce.

– Na kogo będzie pan głosował? – Niespodziewanie usłyszał głos kierowcy, dlatego otworzył oczy, niczego nie rozumiejąc.

– Nie mam pojęcia – oświadczył zgodnie z prawdą.

Nie interesowała go polityka. Uważał, że jeden głos niewiele znaczy, więc nie zaprzątał sobie tym głowy. A kiedy rozmowa schodziła na temat polityki, wycofywał się rakiem. Gorzej, jeśli dyskusja toczyła się wśród kontrahentów, a prezes łypał na niego okiem, jakby mówił: „Czujesz zapach pieniędzy, które dostaniemy, gdy tylko sfinalizujemy kontrakt? Nie pokpij sprawy”.

– Wszyscy już mają dość obecnego prezydenta – ciągnął starszy mężczyzna, co rusz spoglądając na Emila w lusterku. – Chłopina trochę za bardzo przyssał się do żłobu i trzeba go jakoś oderwać.

– Aha – zdołał wydusić.

– Prezydentem jest już piętnaście lat i coraz mniej robi. Na początku to jeszcze się starał, ale teraz jedynie odcina kupony i nie wychyla nosa z biura. W teren puszcza zastępcę, który musi świecić za niego oczami – ciągnął nieprzerwanie.

Emil ziewnął niezamierzenie. Polskę zawsze kojarzył z zaściankiem, dlatego kiedy tu przyjeżdżał, starał się nie zwracać uwagi na brud na ulicach, stare i zniszczone budynki oraz dziury w asfalcie. Taka po prostu była polska rzeczywistość i on to akceptował. Najwidoczniej jednak byli tacy, których przestała ona satysfakcjonować.

– Jest jakiś dobry kandydat? – spytał od niechcenia.

– A jest – odparł taksówkarz, którego twarz wyraźnie pojaśniała. – W końcu pojawił się na horyzoncie ktoś, kto może zagrozić włodarzowi i najwidoczniej stary o tym wie, bo już trzęsie portkami.

– Tak?

– Panie, przez tyle lat nikt nie chciał z nim zadzierać, więc mógł robić, co chciał, a właściwie nic nie robić. Teraz, gdy poczuł, że jego czas się kończy, zakasał rękawy i wziął się do pracy.

– Aż taki mocny jest ten kandydat? – spytał Emil, spoglądając przez okno.

Właśnie dostrzegł jeden z plakatów wyborczych, na którym nalana twarz uśmiechała się do niego, a nienaturalnie proste zęby były dowodem na to, że protetyk zbił fortunę na swoim pacjencie. Nie kojarzył tego człowieka, dlatego szybko oderwał wzrok i skupił się na słowach taksówkarza.

– Zdecydowanie. Aż się dziwię, że dopiero teraz chce stanąć w szranki ze starym wyjadaczem – tłumaczył mężczyzna.

– Może wcześniej nie czuł potrzeby zmian.

– Faktycznie, miał dobrą fuchę, więc cicho siedział, ale teraz wreszcie obrósł w piórka i może trochę namieszać.

– To ktoś miejscowy?

– Mieszka tu od urodzenia. Jego ojciec był szanowanym prokuratorem – wyjaśnił, z uznaniem kiwając głową. – Nawet w czasach komuny starał się stać po właściwej stronie. Oczywiście nie zawsze było to możliwe, ale niejeden z Solidarności zawdzięcza mu krótszy wyrok, a nawet życie.

– Z takimi plecami rzeczywiście będzie mu łatwiej – zauważył pasażer.

– Panie, jeszcze nie został prezydentem, a już zaczął działać – mówił podekscytowany kierowca. – Założył jakieś stowarzyszenie i zebrał pieniądze na remont sali gimnastycznej. Teraz szuka kasy na wyposażenie pracowni chemicznej w szkole.

Emil pokiwał głową z uznaniem. Doskonale pamiętał sypiący się na głowę tynk podczas lekcji WF-u. Najwidoczniej od tamtych czasów niewiele się zmieniło. To dobrze, że wreszcie znalazł się ktoś, komu zależy na tym mieście.

– Nie mam pojęcia, jak ten chłopak to robi, ale nikt mu nie odmawia – ciągnął. – Potrafi zmobilizować większość przedsiębiorców działających w Żyrardowie i w okolicach, by pomogli mu w remoncie, a wierz mi, panie, to naprawdę coś.

Emil znowu spojrzał za okno. Tym razem mijali duży bilbord, na którym dostrzegł znajomą twarz. Mężczyzna stał wyprostowany z zaczesanymi do tyłu włosami i założonymi na ramiona dłońmi. Biły od niego duma i pewność siebie. Wyglądał jak rasowy polityk gotowy na wszystko.

– A jak się nazywa ten kandydat? – spytał, chcąc się upewnić, że widok, który ma przed oczyma, nie jest jedynie déjà vu.

– Roman Wojtyszko – rzucił taksówkarz usłużnie. – Naprawdę równy facet.

Emil uśmiechnął się i potaknął.

– Zna go pan?

– No tak – wyznał.

– Świetny gość, prawda? – zainteresował się.

Emil miał co do tego pewne wątpliwości, ale czy powinien burzyć wizję tego człowieka? On znał Romana ponad dwadzieścia lat temu i wtedy nie nadawali na tych samych falach, ale teraz mógł się zmienić. Emil czuł, że on też jest innym człowiekiem. Nie miał zatem prawa oceniać kolegi ani niepochlebnie wyrażać się na jego temat. Słowa kierowcy nie pozostawiły mu żadnych wątpliwości co do tego, że Wojtyszko jest najlepszym kandydatem na prezydenta.

– Obiecał, że zrobi porządek z tymi przeklętymi emigrantami – dodał mężczyzna, uśmiechając się. – Chodzi tego ciaciarajstwa tyle, że już człowiek sam nie wie, kto jest kim.

Emil poprawił się na siedzeniu, jakby chciał lepiej usłyszeć głos swojego rozmówcy.

– Czyli co z nimi zrobi? – spytał.

– No jak to co? – Mężczyzna na moment odwrócił głowę w jego kierunku. – Panie, nasi wyjeżdżają z kraju za chlebem, a u nas co? Nie ma komu pracować! Trzeba zamknąć granicę dla przyjeżdżających i wyjeżdżających, to będzie po problemie.

Emil z niedowierzaniem patrzył na starszego mężczyznę, który chciał, by Polska cofnęła się do czasów komunistycznych, i najwyraźniej nie widział w tym nic zdrożnego.

– I pana kandydat chce takiego rozwiązania? – spytał, cedząc słowa.

– Tak przynajmniej zamierza zrobić w naszym mieście – odparł taksówkarz z nieukrywaną dumą w głosie. – Zero zatrudnienia dla obcokrajowców.

– Żartuje pan?

– Panie, to najlepsze rozwiązanie, o jakim słyszałem od lat – obruszył się i z zachmurzonym czołem przypatrywał się ulicy.

Emil widział jego wykrzywioną twarz we wstecznym lusterku. Miał ochotę jak najszybciej wysiąść, ale doskonale zdawał sobie sprawę, że nie ma czasu na sentymenty, bo nie zdąży odwiedzić ojca, z którym musiał się dzisiaj spotkać. Zacisnął zęby i spróbował wyłączyć umysł. Najwidoczniej taksówkarz powziął taką samą decyzję, bo w samochodzie zapadła cisza.

Kiedy dotarli na miejsce, Emil bez słowa podał banknot i nie czekając na resztę, wysiadł. Popędził w stronę bloku, w którym się wychował.

W naszym serwisie możecie już przeczytać kolejny fragment książki Gdy powrócił spokój. Powieść Anety Krasińskiej kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

REKLAMA

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Gdy powrócił spokój
Aneta Krasińska1
Okładka książki - Gdy powrócił spokój

O spokoju marzy każde z trojga przyjaciół: Marcelina, Magda i Emil. Wszyscy zostali poturbowani przez los. Po wcześniejszych próbach Marceliny...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Reklamy
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje