Jeżeli tak wygląda śmierć, to nie jest źle. "Cała ferajna"

Data: 2021-12-01 07:00:02 | Ten artykuł przeczytasz w 9 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Trudno być gangsterem. Zwłaszcza kiedy jest się świeżo po zawale…

Bosy, szef podwarszawskiego gangu, wraca do zdrowia, ale musi jeszcze odzyskać dawną pozycję w przestępczym światku. Czasem jednak łatwiej zapanować nad chłopakami „z miasta” niż nad własną rodziną. Wszak mafijna ferajna to także żony, kochanki, córki, synowie… Oddzielenie „pracy” od życia prywatnego okazuje się niemożliwe, a wojna, którą rozpętuje Bosy, zbiera krwawe żniwo.

Obrazek w treści Jeżeli tak wygląda śmierć, to nie jest źle. "Cała ferajna" [jpg]

Do lektury książki Cała ferajna Roberta Miękusa i Janusza Petelskiego zaprasza Wydawnictwo Lira. Tymczasem już teraz zapraszamy do lektury premierowego fragmentu powieści:

Jeżeli tak wygląda śmierć, to nie jest źle.

Nie pamiętał nic z tego, co się stało. Jakby obudził się po jakiejś straszliwej, pijackiej nocy. Tylko zamiast kaca był ból w klatce piersiowej, te cholerne kable i miarowy, rytmiczny pisk — znak, że żył. Ale powrót do świadomości był identyczny: na początku nie wiedział, gdzie był i co tu robił. Teraz już tylko nie mógł przypomnieć sobie samego momentu, jakby mu się film urwał. Ale resztę pamiętał…

Halina Nieznańska właśnie podawała klientce bukiet czerwonych róż, gdy zauważyła, że pod kwiaciarnię podjeżdża samochód jej męża, czarny mercedes S-klasse V12.

— Do widzenia. — Na słowa klientki odpowiedziała jedynie kiwnięciem głowy, patrząc przez okno witryny, jak Feliks wysiada z tylnego siedzenia.

Za kierownicą siedział Kosiara. Nawet stąd było dobrze widać jego okrągły i łysy łeb. Lubiła tego zwalistego chłopaka i traktowała trochę jak kolejnego syna. Zwłaszcza gdy zaglądał do kuchni i ciągle coś podżerał. Zupełnie jak Felek i Franek. Zawsze woził Feliksa i zawsze tytułował go bossem, co spowodowało, że reszta chłopaków zaczęła mówić o swoim szefie „Bosy” i tak już zostało.

Do kwiaciarni weszli kolejni klienci. Młody chłopak z dziewczyną. Na chwilę przysłonili witrynę, przez którą obserwowała wysiadającego z samochodu męża. Przytył trochę przez te czterdzieści lat małżeństwa, ale poza tym był taki jak zawsze — niezbyt wysoki, krępy, grubokościsty.

Mocno już posiwiałe włosy zaczynały się znacznie wyżej nad linią brwi niż kiedyś… Gdy tylko zamknęły się tylne drzwi auta, Kosiara przełączył stację w radiu. Właśnie leciał jakiś dyskotekowy kawałek po angielsku. Palce same zaczęły wystukiwać rytm na kierownicy w takt uderzeń perkusji. Muzyka wypełniła samochód. Kosiara słuchał piosenki, z której nie rozumiał ani słowa, a jednocześnie, jak wierny pies, patrzył za swoim panem. A ten dochodził już do kwiaciarni, gdy nagle stanął, złapał się za pierś i zgięty wpół upadł na chodnik.

— O kurwa! — Kosiara był zaskoczony, nie słyszał strzału.

Mimo potężnej postury zwinnie wyskoczył zza kierownicy, wyszarpnął zza paska pistolet. Rozglądając się na wszystkie strony, instynktownie schylając głowę — jakby się bał, że teraz on będzie celem — pobiegł w kierunku leżącego na chodniku szefa. Z kwiaciarni wybiegła przerażona Halina.

— Feliks! Jezu! Feliks!

Kosiara był już przy leżącym mężczyźnie. Klęknął, szarpnięciem rozchylił mu marynarkę, aż guzik prysnął gdzieś w bok. Szukając rany, jednocześnie nerwowo rozglądał się wokół, gotowy w każdej chwili zasłonić szefa swoim ciałem.

— Boss! Kto strzelał, skąd?! — dopytywał, zdezorientowany.

Halina dobiegła do mężczyzn, zasłaniając dłońmi otwarte w niemym okrzyku usta. Feliks miał twarz wykrzywioną z bólu. Powoli uniósł rękę, zakrył dłonią broń ochroniarza.

— Schowaj to gówno — wyszeptał z trudem. — Serce…

Po kilkunastu dniach do sali na OIOM-ie w bródnowskim szpitalu wszedł lekarz w towarzystwie pielęgniarki. Popatrzył na pacjenta: leżał nieruchomo, z zamkniętymi oczami i rękami wyciągniętymi wzdłuż tułowia. Lekarz przeniósł wzrok na ekran urządzenia monitorującego pracę serca. Pokiwał głową i zdecydowanym ruchem wyłączył aparaturę.  Pielęgniarka odchyliła kołdrę, zaczęła odczepiać elektrody od nagiego torsu.

— No, panie Nieznański, przenosimy pana do zwykłego pokoju — powiedział lekarz. — Już po strachu. Bosy otworzył oczy.

— Jak — po strachu? Strachu to nie ma tylko wtedy, jak przyjaciele i rodzina myślą, że już nie żyjesz…

Teraz leżał w niewielkiej, jednoosobowej salce. Miał zamknięte powieki, ale otworzył je, słysząc kroki na korytarzu. W drzwiach pojawiła się Halina z dużym bukietem kwiatów, za nią ich młodszy syn, Franek — trzydziestoletni narwaniec zwany przez wszystkich Krawcem. Ksywkę zawdzięczał swym umiejętnościom. Kroił ludzi jak krawiec materiały. Wtajemniczeni wiedzieli, że zawsze nosi przy sobie nóż ukryty w prawym rękawie.

— Co ty, Halina? Podrywać mnie będziesz? — zażartował Bosy. Wyraźnie wracało mu zdrowie. Halina przysiadła na skraju łóżka, cmoknęła męża w policzek, poklepała po dłoni.

— Raz na jakiś czas można swojego chłopa rozpieścić, przyjemniej ci będzie, a poza tym kwiaciarz jesteś, nie? 

Krawiec podszedł do ojca, podali sobie ręce.

— Jak się czujesz?

— Dzięki, pożyje jeszcze.

— Podać ci lekarstwo? — Krawiec z łobuzerską miną odchylił połę marynarki, pokazując ukrytą tam piersiówkę koniaku.

— A daj łyka. — Bosy wyraźnie się ożywił, ale Halina natychmiast zareagowała.

— Co? Czyś ty zwariował? Po moim trupie!

— Mama, patrz, jak się ojcu oczy świecą z radości. Tylko łyka. — Krawiec podał choremu piersiówkę. Bosy pociągnął, wyraźnie delektując się trunkiem. Na korytarzu zastukały czyjeś szybkie kroki.

— Pielęgniarka! Chowaj, już! — Oddał synowi płaską butelkę. Krawiec wcisnął ją do wewnętrznej kieszeni marynarki sekundę przed tym, zanim drzwi się otworzyły i stanęła w nich bardzo elegancko, a przy tym seksownie ubrana siostra Haliny, Krystyna. Mimo swoich pięćdziesięciu pięciu lat wciąż była atrakcyjną kobietą.

— A, to ty, Krycha — uspokoił się Bosy.

Szwagierka spojrzała na niego ze zdziwieniem.

— A kogo żeś się spodziewał?

Popatrzyła na pozostałych, ale nie dowiedziała się, o co chodziło. Wzruszyła ramionami.

— Cześć siostra, cześć Franek. — Ucałowała się z Haliną, podała rękę Krawcowi. — Ja na chwilę, bo czasu mam niewiele.

— No dobra, to spadajcie — zdecydował Bosy. — Halina, zajdź do doktora, podpytaj, jak ze mną jest.

Halina spojrzała na męża, a potem, z wyraźną dezaprobatą, na siostrę. Mimo to nie zaprotestowała. Wyszła. Podobnie Krawiec, który nagle przypomniał sobie, że musi coś pilnie załatwić. Krystyna siadła na krześle, zakładając nogę na nogę, i z troską popatrzyła na Bosego.

— Jak ci? — zapytała.

— Ze chrztu świętego Feliks.

— Nie wygłupiaj się.

— To ty mi pierdołami czasu nie zajmuj, mów, co jest.

— Szwedzi nogami przebierają, trzeba towar odebrać, a psy strasznie węszą — rozpoczęła wyliczankę Krystyna.

— Teraz węszą — przerwał zdziwiony Bosy — jak ja jedną nogą w grobie?

— No właśnie, wierzyć nie chcą, że to pompka ci nawaliła.

— Coś jeszcze? — Bosy nie podjął tematu choroby swojego serca.

— Fantom ze swoimi za bardzo się cieszy. Jak cię erka zabrała, trzy dni pili z radości. Już gadają w mieście, że teraz to po nas i tylko oni będą warunki dyktować.

— I co?

— Franek chciał mu złożyć sprostowanie, ale powiedziałam, że ma czekać, co ty powiesz — wyjaśniła Krystyna.

— Fantom tylko gada czy coś konkretnie robi?

— Konkretnie spalił Malinie tira fajek.

— Spalił?

— No właśnie spalił zamiast przejąć. Powiedział, że stać go na zapalenie tobie kadzidła i żeby Malina wiedział, kto teraz akcyzę zbiera. Malina strasznie wkurwiony, łazi i mordę drze, że twoja ochrona do dupy. — Krystyna przerwała, zerknęła na Bosego z obawą, że może powiedziała za dużo, że tylko zdenerwuje chorego…

Bosy zapytał jak profesor sprawdzający wiedzę studentki:

— Co byś zrobiła?

— Malinie trzeba wytłumaczyć, że reklamacje przyjmujemy w firmie, nie na mieście.

— Dalej.

— Z Fantomem podobno do jednej szkoły chodziliście, twój kumpel z podwórka jeszcze, to go mój zakład obsłuży darmo.

Bosy kiwnął głową.

— Tak będzie.

— Kiedy?

— Jak wróce do domu.

— Nie za późno? Tracimy czas…

Bosy wzruszył ramionami.

— Ja nie trace. Mam kiedy pomyśleć.

Widząc, że nie przekonał szwagierki, dodał z łagodną perswazją:

— Spokojnie, Krycha. Będzie dobrze. Moja matka mówiła „jeszcze nie wieczór”.

Był wyraźnie zmęczony i Krystyna czuła, że dalsza rozmowa nie ma już sensu. Wstała.

— Trzymaj się — powiedziała ciepło.

Nieznacznie skinął głową. Wyszła. Odwrócił twarz do ściany.

Kiedy wróciła Halina, już spał.

Książkę Cała ferajna kupić można w popularnych księgarniach internetowych:

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Cała ferajna
Robert Miękus 0
Okładka książki -  Cała ferajna

Trudno być gangsterem. Zwłaszcza kiedy jest się świeżo po zawale… Bosy, szef podwarszawskiego gangu, wraca do zdrowia, ale musi jeszcze odzyskać...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje