Bez zahamowań i ograniczeń. "Rytm zagubionych serc"

Data: 2021-03-26 12:15:57 | Ten artykuł przeczytasz w 13 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Czy dwoje pokrzywdzonych przez los ludzi zdoła sobie zaufać?

Łucja po dramatycznych wydarzeniach szuka zapomnienia i pocieszenia w alkoholu oraz imprezach. Żyje chwilą, bo wie, co to znaczy stracić coś nieodwracalnie. Aż pewnej nocy poznaje Kamila, który wypełnia pustkę i przynosi spokój, jakiego nie czuła od dawna.

Kamil niedawno zakończył związek i nie zamierza wiązać się ponownie. Zwłaszcza, gdy jego była dziewczyna nie chce pogodzić się z rozstaniem. Rzuca się w wir pracy, nauki i przypadkowych znajomości. Do czasu, aż spotyka Łucję, która burzy wszystkie jego postanowienia.

Dwoje zagubionych młodych ludzi, którzy nie byli gotowi na to, co ich spotkało. Czy miłość zdoła ich ocalić?

Obrazek w treści  Bez zahamowań i ograniczeń. "Rytm zagubionych serc" [jpg]

Debiutancka powieść Karoliny Rudnik Rytm zagubionych serc to pełna wzruszeń i emocji historia o tym, jak jeden wieczór może zmienić całe nasze życie. Do lektury powieści zaprasza Wydawnictwo Szósty Zmysł. Ostatnio mogliście przeczytać pierwszy oraz drugi rozdział powieści, tymczasem już dziś zachęcamy Was do sięgnięcia po ostatni, trzeci fragment:

Rozdział 3

− Chcesz dokładkę? − usłyszałam cichy głos mojej matki.

Spojrzałam na nią i napotkałam jej wyczekujący wzrok. Pokręciłam głową z pełnymi ustami.

− Nie, dzięki − wymamrotałam.

Dziś był jeden z tych dni, kiedy skończyłam szybciej lekcje i od razu po szkole wróciłam do domu. Moja matka czekała na mnie z obiadem, więc nie udało mi się przemknąć niezauważoną do swojego pokoju. Usiadłam przy stole i wyjęłam książki, by uniknąć rozmowy. Nie musiałam udawać i na siłę wymyślać tematów do rozmowy. Ani ja się nie męczyłam, ani ona. Każda z nas miała swoje zajęcie i udawała, że to jest w porządku. Ale nie było. Atmosfera była tak gęsta, że można było kroić ją nożem.

− Kacper! − Karcący ton mojej matki jeszcze nie działał na mojego braciszka. 

Zamiast się przejąć, zaczął się głośno śmiać i wymachiwać łyżką z jakąś mazią. Nie chciałam wiedzieć, co to jest. Wystarczył mi sam widok. Dzieciak i wszystko wokół niego było oblepione i brudne. Skrzywiłam się. Małe dzieci są odrażające i tak absorbujące! Kacper miał już prawie rok, ale trzeba było ciągle po nim sprzątać i odgadywać, na co właśnie ma ochotę, a ponadto nie przepadałam za jego ojcem. Pomimo to cieszyłam się, że jest. Tchnął w nasz dom trochę życia.

Uśmiechnęłam się, widząc bezskuteczne starania mojej matki, by wyjąć mu z rączki łyżeczkę. Spojrzała na mnie ze srogą miną, ale zaraz uniosła kąciki ust. Gdy pozwalała sobie na taką beztroskę, miałam wrażenie, jakbym przenosiła się o kilka lat wcześniej, do czasów, kiedy mój świat był idealny, a nasza rodzina pełna. Śmiałyśmy się jak dawniej. Na tę krótką chwilę byłam znów jej małą dziewczynką, a ona moją ukochaną mamą.

− Jest nieznośny. Ty taka nie byłaś.

− Jasne, że nie. Ja byłam grzeczna.

− Tak.

Zachichotała, a ja się przyłączyłam. W takich chwilach czułam się z nią bliżej niż przez ostatnie tygodnie.

− Nigdy nie chciałam, żebyś dorosła. Moje koleżanki narzekały, że nie mogą się doczekać, aż ich dzieci zaczną chodzić, potem pójdą do szkoły i się usamodzielnią. Ja nie. − Pokręciła głową, aż jej włosy wypadły z luźnego koka. − Chciałam, by ten czas, kiedy jesteś zależna ode mnie, nigdy nie minął. To było najwspanialsze uczucie na świecie − być komuś potrzebną do życia, kiedy nikt inny nie mógł mnie zastąpić.

W moim gardle rosła gula. Musiałam kilka razy przełknąć ślinę. Nie pamiętam, by kiedykolwiek z jej ust padły takie słowa. Powinnam w tym momencie czuć z nią silną więź, ale zamiast tego dostrzegłam, jak wiele stoi między nami. Niektórych rzeczy nie da się naprawić. Można łatać dziury, ale one pozostaną, chociażby w pamięci. Udawanie niczego nie zmieni. 

− Ten czas przeminął. Wiem, że tak musiało się stać, ale przyjęłam to z żalem. − dodała i zadrżała jej broda. Jeszcze chwila, a się rozpłacze, a ja razem z nią.

− Nic już nie jest takie samo. − wypaliłam, bo uznałam, że muszę coś powiedzieć, by przerwać tą dzwoniącą w uszach ciszę.

− To prawda. Nic.

Wlepiałam wzrok w popiskującego Kacpra, któremu najwyraźniej nie znudziła się zabawa łyżeczką. Nie zareagowałam na jej palący wzrok. Nie miałam nic więcej do powiedzenia. Moja matka jeszcze przez kilka minut pozwoliła Kacprowi robić wokół siebie coraz większy bałagan, po czym wyjęła mu z łapki łyżeczkę i wzięła go na ręce.

− Teraz pora na kąpiel. − Westchnęła. − A potem na sprzątanie.

− Ja to zrobię. Ty się zajmij Kacprem.

− Jesteś pewna?

− Jasne. − Uśmiechnęłam się i wzruszyłam ramionami. − Żaden problem.

Chciałam, by już sobie poszła, by nie mówiła nic więcej. Nie potrzebowałam tego.

− Dziękuję. − powiedziała jeszcze i popatrzyła na mnie czule, po czym zniknęła w korytarzu.

Znowu zostałam sama. Nie byłam w stanie nic już przełknąć. Odstawiłam talerz, zamknęłam książkę i namoczyłam ściereczkę, by zmyć resztki jedzenia ze stołu i podłogi. Chociaż w taki sposób mogłam jej pomóc. Słyszałam głośne piski Kacpra dobiegające z łazienki. Chciałabym chociaż przez chwilę być taka beztroska i pełna życia jak on. Potrząsnęłam głową. Nie miałam zamiaru rozmyślać nad czymś, co minęło i już nie wróci. Po moich policzkach popłynęło kilka łez. Żal pozostanie już na zawsze.

Zgasiłam światło w kuchni i poszłam do swojego pokoju. Czekałam na Asię, która miała po mnie przyjechać. Zniecierpliwiona wyglądałam przez okno. Zaplanowałyśmy dla siebie cały weekend. Jutro zakupy, fryzjer, kino, a wieczorem jakiś klub. Mamie powiedziałam, że będziemy się uczyć do matury, ale nie zakładałyśmy nawet otworzenia książki. Spakowałam kilka rzeczy i zeszłam po schodach. Miałam nadzieję, że wyjdę niezauważona. Zniknę i może nawet nikt nie zauważy kiedy, ale niestety nie mogłam mieć aż takiego szczęścia. Na dole natknęłam się na Piotra. Właśnie otwierał drzwi i, gdy mnie zobaczył, wykrzywił usta w grymasie niezadowolenia. Nie lubił mnie i z wzajemnością. Spojrzał na moją torbę i zmrużył oczy.

− Gdzie się wybierasz?

Nie był moim ojcem i nie musiałam mu się spowiadać. Złościł mnie. Przez niego w moim domu, w którym zawsze czułam się bezpiecznie, teraz czułam się cały czas na cenzurowanym. Zignorowałam go i zdjęłam kurtkę z wieszaka. Nie miałam zamiaru opowiadać mu o czymkolwiek.

− Mówię do ciebie. − Chwycił mnie za ramię, a ja podskoczyłam i mu się wyrwałam.

− Nigdy więcej mnie nie dotykaj. − wysyczałam przez zęby.

− To może mi odpowiesz.

− Nie twoja sprawa.

Wzięłam torbę, ale zanim zdołałam się ruszyć, wyrwał mi ją. Uśmiechnął się arogancko, władczo. Zaczęłam szybciej oddychać. Z wielkim trudem zachowywałam resztki spokoju. Nie potrafiliśmy normalnie rozmawiać. Ciągle ze sobą walczyliśmy. Jakby od tego, kto wygra, zależało nasze życie.

− Oddaj mi ją.

Z niedowierzaniem patrzyłam, jak ją otwiera i sprawdza, co w niej mam.

− Co robisz, do cholery?!

− Ktoś musi cię kontrolować.

− Tym kimś nie będziesz ty.

Zastanawiałam się, jak taki przystojny i inteligentny mężczyzna może być tak okrutny. Zawsze musiał postawić na swoim, nienawidził, kiedy ktoś mu się stawiał.

− Myślałem, że się dogadamy. Dla dobra twojej matki. Po prostu daj mi szansę. Chcę tylko, żebyśmy jakoś normalnie się zachowywali. W końcu mieszkamy razem.

Gdybym go nie znała, pomyślałabym, że on naprawdę chce poprawić nasze stosunki. Ale jego deklaracja zabrzmiała kłamliwie i pusto.

− Już niedługo − odparłam, unosząc głowę.

Prychnął. Rzucał mi wyzwanie. Za każdym razem mnie prowokował. Zagryzłam wargi. Nie miałam ochoty na kolejną kłótnię.

− Jeszcze jakiś czas tu będziesz. Maturę masz w maju. A studia, o ile się na nie dostaniesz, zaczynają się w październiku. Sama więc rozumiesz. Pomęczymy się jeszcze ze sobą kilka miesięcy. − Uśmiechnął się złośliwie, z jakąś dziką satysfakcją.

Zacisnął palce na uchwycie torby i wybuchnął śmiechem.

− Nie jestem twoim wrogiem, a ty mnie traktujesz właśnie w taki sposób.

− Co jest z tobą nie tak? Nie udawaj, że mnie rozumiesz, że chcesz mi pomóc. Gówno o mnie wiesz.

− Wiem wystarczająco dużo.

Zrobiłam krok do przodu, by wyrwać mu torbę, ale okazał się silniejszy. Sapnęłam z wściekłości.

− Do cholery. Daj mi wreszcie spokój.

− Co tu się dzieje?

W progu stanęła moja matka, patrząc to na mnie, to na Piotra. Wyglądaliśmy, jakbyśmy mieli zaraz stanąć do walki. Jak dwa rozwścieczone byki.

− Łucja miała zamiar znowu wymknąć się z domu.

− Nocuje u Asi. Wiem o tym. − odparła spokojnie matka.

− Pozwalasz jej? − spytał z niedowierzaniem Piotr.

Na czole wystąpiły mu krople potu. Był wkurzony. Widziałam, jak drga mu mięsień na twarzy. Teraz ja czułam satysfakcję. Przyglądałam się im zadowolona z obrotu sprawy.

− Na litość boską, Piotr. Ona nie ma dziesięciu lat…

− I mieszka pod naszym dachem.− przerwał jej ostro.

− Dachem mojej matki − rzuciłam wściekła.

Nie mogłam powstrzymać tego komentarza. Wprowadził się do nas i od razu ubzdurał sobie, że to też jego dom. Nigdy nie był jego. To mój ojciec go wybudował.

− Łucja, przynajmniej ty daj spokój. − skarciła mnie matka, a potem spojrzała na Piotra i wskazała palcem torbę, którą nadal trzymał kurczowo. − Oddaj jej to.

− Nie wierzę, że tak ją wychowujesz. Rozczarowujesz mnie.

− Dość! − krzyknęła i zaległa cisza. Nie spodziewałam się po matce takiej stanowczości. Od dawna nie używała tego tonu. − Postanowiłam. To moja córka. Ja decyduję o tym, co może, a czego nie.

Otworzyłam usta ze zdziwienia. Stanęła na wysokości zadania. Rzadko kiedy mu się przeciwstawiała, ale gdy to robiła, czułam, że łączy nas naprawdę silna więź, mimo że na co dzień raczej się oddalałyśmy od siebie.

− Świetnie. Co mnie to obchodzi! − Rzucił torbę, odwrócił się i poszedł do łazienki.

Podskoczyłyśmy, kiedy trzasnął drzwiami. Kacper zaczął płakać. Poczułam się głupio, że go sprowokowałam i sprawiłam jej przykrość. Wiedziałam, jak cierpi, kiedy się kłócimy. Dla nas wszystkich to nie było łatwe. Tylko że gdy widziałam Piotra, nie byłam w stanie nad sobą zapanować. Odebrał mi matkę i próbował nastawiać ją przeciwko mnie. Tego nie mogłam mu darować. Miał jakąś dziką obsesję na punkcie kontrolowania mnie.

− Przepraszam.

− Idź już i baw się dobrze. − Uśmiechnęła się, ale ten uśmiech nie dotarł do oczu. Były smutne i zrezygnowane.

Musiałam stąd wyjść, by nie zacząć tego analizować i wpędzać siebie w poczucie winy. Dość już przeze mnie wycierpiała. Nie chciałam wciąż jej męczyć, ale robiłam to częściej, niżbym chciała.

Wybiegłam z domu, kiedy Asia właśnie parkowała na chodniku. Wrzuciłam torbę do auta i poprosiłam, żebyśmy się pospieszyły. Jednak zanim ruszyła, zobaczyłam jeszcze Piotra stojącego w oknie i patrzącego na nas. Po plecach przebiegły mi ciarki. Do niedzieli pewnie się uspokoi, ale nie wybaczy mi tego i jestem pewna też, że moja matka również zapłaci za to, że tak się do niego odezwała. Ale na dzisiaj już dosyć miałam dramatów. Musiałam wyluzować i się zabawić. Miałam zamiar przez cały weekend robić to, na co mam ochotę. Bez zahamowań i ograniczeń.

Książkę Rytm zagubionych serc kupić można w popularnych księgarniach internetowych: 

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Rytm zagubionych serc
Karolina Rudnik3
Okładka książki - Rytm zagubionych serc

Czy dwoje pokrzywdzonych przez los ludzi zdoła sobie zaufać? Łucja po dramatycznych wydarzeniach szuka zapomnienia i pocieszenia w alkoholu oraz imprezach...

dodaj do biblioteczki