Na kilku piętrach pewnej galerii handlowej w jednym z dużych polskich miast dochodzi do czułych spotkań, dramatycznych wyborów, ostatecznych konfrontacji. To właśnie tutaj przecinają się drogi bohaterów z różnych środowisk i pokoleń, tutaj rodzi się lub gaśnie miłość, pojawia się lub znika pożądanie, marzenia zaczynają się spełniać lub nagle pryskają niczym bańka mydlana.
W książce Galeria Beata Woźniak stworzyła wspólnie z Danielem Koziarskim fascynujący, pełen sprawnie naszkicowanych postaci zbiór damsko-męskich historii, które nikogo nie pozostawią obojętnym. Sprawdź, czy w którejś z nich rozpoznasz siebie!
Do lektury zaprasza Wydawnictwo Novae Res. Dziś w naszym serwisie prezentujemy premierowe fragmenty powieści:
I.
PRZYNĘTA
– Tymuś, zejdź z tego krzesełka i chodź tu do mnie! – Młody mężczyzna bezskutecznie próbował przywołać do siebie dwuipółletniego chłopca.
Malec, pokonując swoje fizyczne ograniczenia, próbował wdrapać się na wystawę sklepu z akcesoriami dla dzieci, bo z daleka kusił go kolorowy rowerek i wielkie strażackie auto.
– Przepraszam najmocniej. – Igor zwrócił się do młodej ekspedientki, z którą analizował praktyczne zastosowanie spacerówek dla dzieci oraz ich ceny. – Mały jest niezwykle żywotny. Modlę się w duchu, by nie dostał napadu złego humoru, bo wtedy będę musiał z nim wyjść i niczego już dziś nie załatwię.
– Niech wchodzi, byleby nie zrobił sobie krzywdy.
Z pewnym niepokojem spoglądała jednak w stronę małego chłopca. Tymoteusz właśnie zmienił kierunek swoich eksploracji i wtargnął między wieszaki z ubraniami dla niemowlaków, ściągnął na siebie kilka kolorowych śpioszków, a chwilę później znajdował się przy nogach ojca, który, zajęty oceną wózków, nie zwracał zbyt dużej uwagi na syna.
– Nie mogę się zdecydować… Ten wózek ma funkcje, które mi bardzo odpowiadają, jednak jest trochę za drogi. Ten też mógłby być, cena jest do przyjęcia, ale ten kolor… Jak można robić spacerówki w kolorze wściekłego różu i fioletu? – zapytał bardziej siebie niż sprzedawczynię.
– A co pan powie na wersję wyścigową? – Do rozmowy wtrąciła się kobieta, która ukradkiem, choć z pewnym zainteresowaniem przyglądała się zakłopotanemu mężczyźnie. – Jest solidny, kolor raczej przyjemny, niedrogi. Nie ma tych wszystkich funkcji, które mają tamte wózki, ale naprawdę, proszę mi wierzyć, w codziennym użyciu wcale nie są one tak niezbędne, jak zapewnia producent.
Mężczyzna przerzucił wzrok na nieznajomą kobietę i uśmiechnął się do niej.
– Tak pani mówi?
– Tak mówię. Sprawdziłam na swoim dziecku. Proszę popatrzeć. – Wyciągnęła jedną spacerówkę z rzędu stojących pod ścianą wózków. – Niech pan wsadzi do niego na chwilę synka. Najlepiej ocenić zalety i wady wózka z dzieckiem w środku.
Rozejrzał się po sklepie w poszukiwaniu syna. Tymoteusz zajęty był akurat żuciem metek doczepionych do pluszaków.
– Tymek, chodź do taty. Zobacz, jaki fajny wózek… Przejedziemy się?
– Nie, nie, nie! – Malec schował się za ladą, trzymając w rączce pomarańczowego tygrysa.
– Tymek, proszę tu do mnie natychmiast przyjść! – Mężczyzna zmienił tembr swojego głosu, udając bardzo groźną osobę.
W odpowiedzi słychać było tylko pisk i radosny śmiech dziecka, które właśnie wczołgiwało się pod półkę z zabawkami.
– Tymuś, a ja przewiozę w wózku rodzinę tygrysów, chcesz zobaczyć? – Nieznajoma kobieta postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i sprytnym fortelem zyskać przychylność chłopca.
– Tyglysy? Ja mam tyglysa! – Spocony malec zawrócił z obranej drogi pod półkę.
Kobieta zdążyła zapakować do spacerówki kilka maskotek i kątem oka obserwowała reakcję dziecka.
– Zobacz, ta rodzina już jedzie na przejażdżkę. Chcesz, by twój tygrysek pojechał z nimi? Oni jadą do wesołego miasteczka i coś mi się wydaje, że będą się tam świetnie bawić…
– A ja? – zareagował rezolutnie chłopiec.
– Jak będziesz chciał, to też pojedziesz. Prawda, miła rodzino tygrysków? Weźmiecie Tymka na wycieczkę? – spytała nieruchomo siedzących maskotek, a potem, użyczając głosu tygrysiej mamie, natychmiast odpowiedziała: – Oczywiście, że weźmiemy tego chłopca z sobą, ale tu, w wózeczku, nie ma już dla niego miejsca.
Tymoteusz długo się nie namyślał. Podbiegł do wózka, z impetem wyrzucił z niego pluszaki, a sam wdrapał się na siedzenie spacerówki.
– Juś, moziemy jechać – skonstatował głośno, ustaliwszy nowy porządek wózkowej hierarchii.
Mężczyzna przyglądał się najpierw z rozbawieniem całej scenie, jednak skuteczność kobiety, z jaką zadziałała, by wsadzić Tymka do wózka, któremu był niechętny, wprawiła go w zdumienie i podziw.
– Jak to się pani udało? – zapytał, kręcąc z niedowierzaniem głową. – On nie znosi ani wózka, ani niczego, co jest nowe.
– To nic takiego. Lata praktyki w pozornie niemożliwych kombinacjach. – Kobieta lekceważąco machnęła ręką.
– To co, Tymuś? Ten wózeczek ci się podoba? Kupujemy go? zapytał syna.
– Tak! – wykrzyknął z entuzjazmem malec. – I tego tyglysa tez, dobze? Kup mi go!
– Dobrze, dobrze. Będziemy go zabierać na nasze wycieczki.
Uporawszy się z zakupem wózka, cała trójka wyszła ze sklepu. Chłopcu tak spodobał się nowy nabytek, że nie chciał słyszeć o wyjściu z niego.
– Może jakieś lody? Kawa? W ramach podziękowań za pomoc. Nie wiem, czy kupiłbym dziś ten cholerny wózek bez pani pomocy. Moja żona jest w ciąży i ma nakaz leżenia w łóżku. Cały ten galimatias związany z opieką nad dzieckiem spadł teraz na mnie. Za chwilę będzie w domu drugie… Prawdę mówiąc, wiele bym dał za to, by wrócić już do pracy na pełny etat. Jak wy, kobiety, dajecie sobie ze wszystkim radę?
– Nie dajemy. Udajemy przed całym światem, że jest odwrotnie. Poza tym większość mężczyzn myśli, że leżymy cały dzień do góry brzuchem, a dziecko, jak kokardka do płaszcza, jest tylko miłym i ładnym dodatkiem do naszego leniwego życia.
– Tak, wiem, że tak myślą mężczyźni. Zbyt wielu mężczyzn, niestety. Tymek, a gdzieś ty się tak zmoczył? – Mężczyzna spojrzał ze zdziwieniem na podkoszulek chłopca. – Widzi pani? Nie można go na chwilę spuścić z oczu. Nie mam nic na przebranie, więc chyba będę musiał wrócić do sklepu i kupić mu drugą koszulkę, zanim mu wyrosną pieczarki na brzuchu.
– To niech pan idzie, a ja popilnuję małego. Usiądziemy w tamtej lodziarni i poczekamy na pana.
– Naprawdę? Mogę liczyć na pani pomoc? Byłbym bardzo wdzięczny… To ja już lecę, zaraz wrócę. Aha, jeszcze jedno: jak ma pani na imię?
– Magda.
– Pani Magdo, bardzo mi miło. Igor. – Mężczyzna wyciągnął rękę w stronę kobiety i uśmiechnął się życzliwie. Dziękuję za pomoc. Nie wiem, jak zdołam się pani odwdzięczyć. Tymuś, zostań z panią Magdą, a ja zaraz wrócę, dobrze? Zaraz zamówimy lody.
– Tak! Ja ciem lody! I tygrys też cie! – krzyknął chłopiec w stronę ojca wchodzącego do sklepu.
***
Tymek, przebrany przez Igora w nową koszulkę z nadrukiem Tygryska ze Stumilowego Lasu, zaczął podskakiwać w wózku w przypływie radości.
– Synku, zaraz zamówimy lody i sok, a potem przejedziemy się na plac zabaw z twoim nowym przyjacielem tygryskiem, OK? Przybij piątkę na zgodę. – Uśmiechnięty chłopiec wyciągnął rączkę w stronę mężczyzny i klasnął w jego dużą dłoń. – Tu masz jeszcze bajeczkę o Tygrysku.
– Dla siebie zamówię tylko kawę – zasygnalizowała Magda. Wpadłam do galerii dosłownie na chwilę. Całe życie w biegu. Ale cieszę się, że mogłam panu pomóc. Nie ma bardziej uroczego widoku niż nieporadny mężczyzna z małym dzieckiem u boku.
– Naprawdę? Jesteśmy aż tak żałośni w oczach kobiet? No to niech pani spojrzy, co znalazłem przed sklepem. – Igor wyciągnął z kieszeni złożoną na pół karteczkę. – Zdążyłem już ją przeczytać po drodze i choć nie znam osoby, która to napisała, doskonale ją rozumiem. Oczywiście pisała to kobieta, bo faceci nie robią takich list. I nie muszą dochodzić do rozmiaru trzydzieści osiem. Niech pani posłucha: „Łyknąć trochę świeżego powietrza. Jakiś teatr albo kino, zanim do reszty zwariuję. Spędzić więcej czasu z Natalką. Więcej rozrywek – jakichkolwiek i gdziekolwiek. Przysiąść w końcu do włoskiego. Zapisać się na jogę. Zabiegi relaksacyjne, zanim upodobnię się do zombie. Dojść do rozmiaru trzydzieści osiem. Nowa zmywarka do naczyń! Wyspać się – jak to zrobić? Druga babcia? Niechętnie… Wyjść gdzieś – byle bez dziecka. Seks…?”.
Magda opuściła głowę, żeby mężczyzna nie dostrzegł jej nagłego rumieńca na policzkach.
– Tak, to bardzo… intrygująca lista życzeń. Na pewno pisała ją jakaś desperatka. Współczesna kobieta, która musi pogodzić życie rodzinne z pracą na cztery etaty.
– Na przykład ten seks ze znakiem zapytania. Co pani o tym sądzi?
– Że ta biedna kobieta zapomniała już być może, czym jest seks. Albo że ta miła czynność została zdegradowana do spraw marginalnych, które zawsze mogą poczekać na swoją kolej. Bo przed nim zdecydowanie wygrywa nowe łóżeczko dla dziecka, choć jedna przespana noc wśród samych nieprzespanych, spalona żarówka w jakimś newralgicznym miejscu w mieszkaniu, dodatkowa praca wzięta do domu, pranie, prasowanie i milion innych, tak zwanych ważnych rzeczy.
– Też sobie o tym pomyślałem. „Zabiegi relaksacyjne, zanim upodobnię się do zombie”. Ciekawe, jak wygląda ta kobieta? Pewnie nie ma czasu na fryzjera i straszy otoczenie ciemnymi odrostami na głowie?
– A na plaży i na basenie cellulitem na udach i brzuchu.
– I pomarszczoną twarzą z milionem kurzych łapek wokół ust i oczu.
– Nie wiem, czemu tak interesuje pana autorka tych słów. Czyżby to był z pana strony pewien niewprawny rodzaj współczucia?
– Ona trochę przypomina mnie samego. No, może jedynie wyciąłbym cellulit, jeśli faktycznie to jego miała na myśli, pisząc o zombie. Ale ja również się zastanawiam, czy nie wpuścić swojej teściowej na dłużej do domu. Pomaga nam, owszem, rwie się do tego, ale staram się ograniczać jej kontakt z synem. Gdybym dał jej wolną rękę, przygotowałaby małego do życia w kraju, który nie istnieje. Czysta utopia, w której każdy z każdym się wszystkim dzieli, młodzi ustępują miejsca staruszkom, każdy opływa słodką życzliwością, zamiast rozpychać się łokciami.
– Trochę mnie pan przeraził. Czyżby pan nie uczył swojego dziecka życzliwości wobec innych ludzi?
– Tyle, ile trzeba. Ale gdy w piaskownicy kolega zabiera mu łopatkę, pozwalam mu na to, by walczył o swoje, i nie proszę go, tak jak babcia, żeby polubownie załatwił konflikt. Czyli przekładając jej naukę na zachowanie – by oddał mu swoją zabawkę.
– Babcie mają już z górki i ich patrzenie na życie kłóci się z agresją i parciem za wszelką cenę naprzód. A żona? Jak się czuje?
– Niby dobrze, ale wie pani, jak to jest. Wszyscy trzęsiemy się nad tą ciążą i każda jej dolegliwość i niedobre samopoczucie powoduje wzrost ciśnienia w rodzinie. Tymek od razu to wyczuwa i wprowadza w domu dodatkowy terror. Nie mogę się doczekać rozwiązania. Chciałbym znów jakoś normalnie żyć.
– Z dwójką małych dzieci trudno będzie panu nazwać swoje życie normalnym. Chyba że to jest właśnie dla pana normalne: wieczny chaos w domu.
– Nie. Mam na myśli to, że żona znów będzie w pełni… hm… sprawną kobietą.
– Nie chcę być niegrzeczna, ale wyczuwam seksistowski podtekst w pana słowach. Mam nadzieję, że nie jest pan jednym z tych mężów, którzy zaraz po porodzie kupuje swojej żonie erotyczną bieliznę? To nie wróży dobrze ani panu, ani pańskiemu małżeństwu.
Igor roześmiał się głośno. Tak głośno, że zwrócił uwagę swojego syna i siedzących nieopodal ludzi.
– Ja wiem, że mężczyźni nie są mistrzami empatii, jeśli chodzi o kobiece sprawy, ale dlaczego to właśnie ja zrobiłem na pani tak niekorzystne wrażenie? Nie, nie kupię żonie erotycznej bielizny. Nie kupiłem jej również, gdy urodziła Tymka. Miałem na myśli to, że wrócę do pracy i znów będzie normalnie. Mam nadzieję, że będzie. Nam, twardzielom, potrzeba trochę czasu, by oswoić się z myślą o tym, że mamy zajmować się potomstwem. Najchętniej widzielibyśmy przed sobą stosowne zaproszenie na piśmie, wstępne konsultacje z psychologiem, po których okazałoby się, że nie nadajemy się na opiekunów kogokolwiek, nie tylko nieletnich. A dla jeszcze lepszego samopoczucia skorzystalibyśmy ze specjalistycznej porady prawnej, żeby się z tych niewdzięcznych obowiązków skutecznie wywinąć.
Magda uśmiechnęła się serdecznie do Igora.
– Coś w tym jest. Wie pan, niedawno wróciłam z podróży służbowej. Samolot miał znaczne opóźnienie i krążyliśmy kilkanaście minut nad lotniskiem. Była duża mgła, a nam, pasażerom, dawkowano niejasne i sprzeczne komunikaty, które tylko potęgowały niepokój. Zaczęłam w myślach gorączkowo przemierzać swoje życie, próbowałam robić szybki rachunek sumienia – tak, wiem, to irracjonalne zachowanie – i jedyne, czego byłam pewna, to swojej przemożnej chęci dalszego życia. Moja córeczka czekała na mnie w domu z nianią. Mój mąż czekałby na mnie, gdyby nadal był moim mężem, ale pech chciał, że się rozwiedliśmy trzy lata temu. Rozpaczliwie wołałam w duszy: „Ja muszę żyć! Jestem samotną matką!”. Przez głowę przechodziły mi przerażające obrazy katastrofy lotniczej i niespokojne myśli, że mój były mąż na pewno nie poradzi sobie z wychowaniem Natusi, że nigdy się nie przełamie i nie powie jej o wielu ważnych kwestiach związanych z chłopakami, o miesiączkach, o pierwszych randkach, że obarczy tym swoją matkę, czyli moją byłą teściową, a ta wymyśli na poczekaniu jakąś banalną historyjkę o higienie osobistej i podpaskach, a seks skwituje ogólnikowym żachnięciem w stylu: „Ach, to takie nieistotne sprawy”.
– I? – Igor zasłuchał się w historię Magdy i zapatrzył w jej łagodną twarz.
– W końcu wylądowaliśmy, a ja do dziś szukam odpowiedzi na pytanie, co zrobić i jak pogodzić swoją skomplikowaną pracę, wychowanie dziecka, zajmowanie się domem i utrzymanie znajomości z resztką ludzi, którzy jeszcze pamiętają o moim istnieniu. I jak nie zwariować od plątaniny zbyt wielu wątków i niekończących się spraw?
– Zaraz, zaraz, czy pani córka ma na imię Natalia?
– Nie da się ukryć.
– I ta karteczka, którą znalazłem przypadkowo, to… zapewne n i e jest pani lista życzeń? Proszę powiedzieć, że to nie jest pani własność.
– Cóż, to, że coś wydaje nam się niemożliwe, nie znaczy, że nie może się wydarzyć. Tak się składa, że to moja kartka i niestety moja lista życzeń.
– No to zdaje się, że rekordowo wszystko spartoliłem. Obiecuję, że następnym razem będę bardziej taktowny. Zacznę mówić w obcych językach i spróbuję wyrecytować odpowiedni wiersz na okoliczność niespodziewanego, acz miłego spotkania.
Magda się roześmiała, a Igor zrobił taką minę, jakby spodziewał się gromkiego aplauzu, który podkreśli wagę ostatniej, niemal teatralnej kwestii, dzięki czemu ta przemiła kobieta nie tylko wybaczy mu ohydny nietakt, ale jeszcze uroczyście i z wielką zachętą wręczy swój numer telefonu.
– Następnym razem? Przykro mi, ale muszę już iść. I tak się zasiedziałam. – W odpowiedzi usłyszał tylko te trzy, zdecydowanie źle brzmiące zdania.
– Naprawdę?
– Do widzenia, Tymuś. Zabierz swojego nowego tygryska w fajne miejsce. I nie oblewaj się już żadnym sokiem, bo tata nigdy stąd nie wyjdzie. – Magda otworzyła portfel, by zostawić na stole pieniądze za kawę. Próbował protestować, powoływał się na swoje wcześniejsze zaproszenie i chęć okazania wdzięczności za jej życzliwą pomoc. Magda nie chciała o tym słyszeć.
– Do widzenia, panie Igorze. Życzę powodzenia i szczęśliwego rozwiązania dla żony.
– Naprawdę, bardzo miło mi było panią poznać, pani Magdo. Jeszcze raz dziękuję za pomoc i… przepraszam, że byłem takim baranem. – Igor uśmiechnął się nieporadnie.
Dopiero, gdy zamierzał zapłacić kelnerce za desery i kawę, zauważył, że pod banknotem, który zostawiła Magda, znajduje się jej wizytówka.
Na jego ustach zagościł szeroki uśmiech.
Książkę Galeria kupicie w popularnych księgarniach internetowych: