Bardzo satysfakcjonujący sen. Fragment książki „Zimowe zapomnienie"

Data: 2023-10-31 13:02:38 | artykuł sponsorowany | Ten artykuł przeczytasz w 18 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Piotr Zetter, biznesmen o kamiennym sercu, partner aspirującej influencerki, z którą związał się z wygody i wyrachowania, w przedświątecznym okresie zaczyna kwestionować swoje życiowe wybory.

Wracając do domu nowo nabytym samochodem ulega wypadkowi, na skutek którego traci pamięć. Znika jego dotychczasowe życie, roszczeniowa partnerka, biznesowe układy. W ich miejscu pojawia się szpital w środku nicości i młoda lekarka z wielkimi niegdyś ambicjami. Życie obojga zmienia się w romantyczną komedię, jednak nie da się wymazać przeszłości i zacząć egzystować w bajce. Szczególnie, że Marita Monroe nie jest kobietą, która pozwoli wyrwać sobie tak dobrze sytuowanego i świetnie wyglądającego na ściankach partnera...

Zimowe zapomnienie Agata Suchocka grafika promująca książkę

Do przeczytania powieści Agaty Suchockiej Zimowe zapomnienie zaprasza Wydawnictwo Replika. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach przeczytać mogliście premierowy fragment książki Zimowe zapomnienie. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:

– Ale powiem ci, Wioletka, że baby to pogłupiały przy tym Janie Kowalskim.

Kobieta oderwała wzrok od ekranu, na którym migały jakieś Trudne sprawy czy inne Malanowski i partnerzy.

– Jakim Kowalskim? – spytała, spoglądając na męża, ale tylko przelotnie, by nie stracić nic z dramatu rozgrywającego się w telewizorze.

– No tym pacjencie z wypadku.

– Coś mi się widzi, że nie tylko baby… – zauważyła z przekąsem.

– Ale że co?

– Ale że jajco. Ciągle o nim gadasz, może i tobie się spodobał, co?

– Weź, co ty chrzanisz! – obruszył się Stefan i gdyby był pensjonarką sprzed wieków, to z pewnością by się zarumienił. – To przecież mój pacjent! Poskładałem mu gębę, lepiej, żeby był wdzięczny!

– Podobno nikt tej gęby jeszcze nie widział, bo się nie zagoiła, a już wszyscy, za przeproszeniem, zesrali się z zachwytu? – dobiła go Wioletka. Stefan stwierdził, że może kupiła sobie trochę wyglądu, ale za to za grosz ogłady. No dobra, oboje nie są „ę, ą”.

– No ale nie powiesz mi, że nie jesteś ani trochę podekscytowana. Masz swoje trudne sprawy na żywo. Wioletka tylko wzruszyła ramionami, ale po chwili jej pusta zwykle twarz wykazała pozór zastanowienia i zainteresowania, jakby to, co powiedział mąż, dotarło do niej ze sporym opóźnieniem. Trudne sprawy na żywo, to właśnie się dzieje!

– Ty, weź mu cyknij zdjęcie czy dwa przy zmianie opatrunku, może go gugiel znajdzie przy wyszukiwaniu obrazem! – Podnieciła się, jakby Amerykę odkryła.

– A ty myślisz, że Marcin to jeszcze nie odpalił jakiejś stuningowanej policyjnej wersji wyszukiwania obrazem?

Wioletka spojrzała na męża z politowaniem.

– Jeśli szuka tożsamości tego gościa tak skutecznie jak kosiarki Manieckich w zeszłym roku, to życzę powodzenia! Już ja go prędzej znajdę. Wujkiem guglem. Tylko mi fotkę prześlij!

I odwróciła się do telewizora.

Stefan rozparł się na kanapie i zrobił zadumaną minę. Może faktycznie nie jest to taki zły pomysł? Jutro rano przewinie bandaże i cyknie kilka zdjęć, do dokumentacji medycznej oczywiście.

Poczuł samozadowolenie, jakby to on wpadł na ten genialny detektywistyczny pomysł.

* * *

Marita delikatnie zamknęła laptop, choć miała ochotę pieprznąć wiekiem z całej siły. Wiedziała jednak, ile to cacko jest warte, bo dostała go całkiem niedawno, w designerskiej, robionej na zamówienie obudowie. Musiała zamieścić jeszcze kilka fotek, jedną może strzeli sobie w tej kawiarni, która ostatnio zaproponowała barter: ładne ujęcie, sugerujące, że robi na tym laptopie jakieś bardzo ważne rzeczy.

A potem rzuci tym cholernym komputerem o ścianę, bo właśnie przeleciała jej przed nosem współpraca warta dziesięć razy więcej. I to przez Piotrka! Gdzie on się podziewa, do diabła?

Właśnie odczytała maila z odmową współpracy od nowo powstałej firmy oferującej wysadzane klejnotami i posypywane diamentowym pyłem produkty dla dzieci: wózeczki jak limuzyny, ubranka prosto z wybiegów i gadżety wspomagające dla mam. Przeznaczenie tych ostatnich trudno było określić, ale przypominały biżuterię, więc wspomagały chyba tylko samoocenę podczas spalania pociążowych kilogramów.

A wszystko dlatego, że Marita nie jest w ciąży, co jeszcze niedawno zasugerowała w mediach w zawoalowany sposób. W czasach, w których pieprzyli się z Piotrem bez zabezpieczenia jak króliczki. Odstawiła plastry, nic mu nie mówiąc. Naprawdę sądziła, że coś z tego się wykluje, jeśli nie jakaś wielotysięczna gaża za pokazywanie się z bajerami, to może chociaż deklaracja z jego strony. Koniec końców to chyba lepiej, że nie zaciążyła.

Wyprzedziła ją inna celebrytka, piosenkareczka, i to właśnie ona zgarnęła tę współpracę. Przez trzy lata będzie dostawała za darmoszkę wysadzane rubinami, perfumowane szanelami pieluchy! I do tego co miesiąc becikowe na własne wydatki!

Kurwa!

A więc jednak zostaje jej antynatalizm, no bo z kim ma sobie zrobić to dziecko?

Piotrek nadal nie odbierał telefonu. Czy zaczynała się martwić? Chyba jeszcze nie, na razie roznosiła ją wściekłość.

Odebrała komórkę na granicy wybuchu.

– Czego? – warknęła do telefonu, zanim się opanowała. Przecież to mógł być jakiś nowy kontrahent.

– Marita Monroe, słucham? – poprawiła się szybko słodkim tonem. Instagramowym.

– Wciąż nie Marita Zetteer? – W odpowiedzi usłyszała głęboki, seksowny głos, równie wystudiowany. I ta maniera z przeciąganiem samogłosek, mocno pretensjonalna. – A więc jest dla mnie jeszcze jakaś szansa!

Uśmiechnęła się do telefonu.

– Vigo! Czemu zawdzięczam? – zagruchała, przechodząc w tryb kokietki.

Może warto się zabezpieczyć? Uchylić wyjście awaryjne, gdyby Piotrek jednak nie wrócił? Na pewno nie zaszkodzi, w końcu poflirtowanie przez telefon z managerem gwiazd to jeszcze żaden grzech. Przynajmniej nie ciężki.

– Widziałaś najnowszą rolkę Livonny? Myślałem, że to ty będziesz na lajwie nacierała ciążowy brzuszek olejkiem z szafranem i śluzem ślimaka, czy co oni tam dodają.

Livonna-sronna! Nie, nie widziała, i chyba nie chciała tego oglądać. Nie może mu powiedzieć, że ta gówniara sprzątnęła jej współpracę sprzed nosa. Że sprzątnęła jej pokazowe życie z dzidziusiem zawiniętym w markowy becik.

– Kto jest szczęśliwym tatusiem? – zapytała w odpowiedzi, ponownie uruchamiając komputer i guglując jak opętana.

Internet jak zwykle się zesrał, połowa gratulowała i piała z zachwytu, druga zaś szydziła z wpadki.

Biorąc pod uwagę wiek Livonny, przynajmniej ten oficjalny, to mogło być dziecko-niespodzianka. Szczególnie że związek nastolatki, która kilka miesięcy wcześniej chwaliła się świeżo wyrobionym dowodem osobistym, z mało znanym starszym producentem muzycznym pnącym się po jej plecach jak po celebryckiej drabinie, przechodził niedawno kryzys.

A może Marita również powinna ogłosić kryzys? Zapłakać do kamerki, że jej ukochany zaginął, i poprosić followersów o wspólne poszukiwania? Znając życie, znaleźliby Piotra w kwadrans. Tylko czy on chce zostać odnaleziony? A jeśli na razie nie chce, a w przypadku afery na całe internety zrobiłby jej aferę jeszcze większą, za sianie paniki i napuszczenie na niego tłumu? Nie ma siły na taką akcję. Trzeba zwiększyć dawkę magnezu, elektrolitów, dołączyć do porannej garści turboupiększaczy witaminę D i probiotyk.

Jezus Maria i wszyscy święci! Przecież ona nie jest jeszcze targetem firm geriatrycznych! Senior influencer, są już takie przecież! Gdyby jej fani dowiedzieli się, że to nie naturalne piękno wyciśnięte z jarmużu, jogi i medytacji, a ingerencje kosmetyczek, chirurga i drogie suplementy dla pań czterdzieści plus, zasięgi poleciałyby jej na łeb na szyję!

Myślała o tym wszystkim gorączkowo, zapomniawszy, że po drugiej stronie telefonu czeka Vigo.

– Zadzwoniłeś tylko po to, by mi powiedzieć o ciąży Livonki? – zapytała. – Przecież to ja podsunęłam ją do tej kampanii!

– Ooouu? Doprawdy? – sarknął Vigo. – Aż taka to przyjaźń? W branży trzeba przyjaźnić się ze wszystkimi, przynajmniej oficjalnie.

– Pierwsza jej pogratulowałam!

– Taaak? Nie zauważyłem komentarza.

Kurwa.

– Przyjaciółki nie gratulują w komentarzach razem z obserwującymi, tylko dzwonią i składają życzenia osobiście – skłamała gładko. – Przepraszam, ktoś się dobija, do później, Vigo!

Rozłączyła się i w trzy sekundy odnalazła numer Livonki. Musi dodzwonić się do niej pierwsza.

Rozanielona Livonna odebrała po kilku sygnałach.

– Haloooo? – zajęczała z wyższością, a Marita zacisnęła zęby.

– Gratuluję, kochana! A więc to oficjalne! – wycedziła z kwaśną miną, której Livonka na szczęście nie mogła zobaczyć. – Tak coś podejrzewałam, gdy się ostatnio widziałyśmy!

– A kto mówi?

Co za upokorzenie…

– No jak to kto? – Marita usiłowała brzmieć beztrosko. – Marita Monroe, minęłyśmy się przy ściance u Bobo i Rolfa!

W słuchawce zapadła cisza.

– Ach, taaak… – odpowiedziała dziewczyna takim tonem, iż Marita była pewna, że jej nie kojarzy. Mimo to nie rozłączyła się, bo w branży jeśli ktoś ma twój numer, to znaczy, że coś znaczy. – Maritka, no jasne, jasne.

Marita poczuła, jak gardło zawiązuje się jej na supeł.

– Nie chciałam komentować twojego posta, wiesz, nie jestem atencjuszką, która chce skierować na siebie spotlight. Doprawdy? Marita prawie to usłyszała.

– Więc pomyślałam, że zadzwonię i pogratuluję.

– No tak, tak, dzięki, Margerita, dzięki. Sorry, mam drugi telefon, normalnie komóra mi się grzeje, nara!

Klik.

Marita odłożyła smartfon spowolnionym ruchem,  starając się opanować drżenie rąk.

Bezczelna gówniara, cholerne beztalencie, córunia bogatego tatunia, ulubienica autotune’a, a teraz i mediów! Livonna, postrach starszych influencerek. O połowę młodsza, z idealnie okrągłym brzuszkiem i opiekuńczym starszym partnerem zgarnie całą uwagę internetów na najbliższe miesiące, może nawet na lata.Pojawił się kolejny post zapowiadający singiel zatytułowany Nowe życie. Sto polubień w ciągu sekundy, tysiąc, dwa, pięć…

Dobra, odpowie z grubej rury, jako pierwsza.

Wybrała hasztagi: #świadomemaciezynstwo #wolna #antynatalizm #wybierajswiadomie #kochajnieporzucaj… choć ten ostatni brzmiał jak z kampanii adopcyjnej psów. Rozpęta gównoburzę, trudno. Nieważne jak mówią, ważne, by nie przekręcali nazwiska.

Sprawdziła makijaż i włosy, poprawiła telefon na podstawce, odpaliła lampę w kształcie aureoli i ustawiwszy ciepłą barwę światła, zaczęła transmisję.

– No hejka, kochani! Właśnie dotarła do mnie radosna nowina Livonny i jako jedna z pierwszych pogratulowałam jej telefonicznie. Macierzyństwo to w dzisiejszych czasach ogromne wyzwanie i jak zawsze wielka odpowiedzialność, więc życzę jej wszystkiego najlepszego, przede wszystkim zdrowia i wsparcia kochających osób. Ja jednak wybieram świadomiei zdecydowałam, że w moim życiu nie ma miejsca na nowego, małego człowieka. Jeśli niektórzy z was odnieśli wrażenie po moim niedawnym wpisie, że rośnie mi bułeczka w piekarniku, hahahahahaaa! to niestety, muszę was rozczarować. To był fałszywy alarm i w sumie się cieszę, że wyszło, jak wyszło. Tak najwyraźniej miało być. Skupię się na sobie, więc pamiętajcie, by kliknąć obserwowanie i być na bieżąco z trendamisamorozwoju i wellness, które wciąż będę dla was prezentować! Buziaczkiiiiii!

Kilka kliknięć i po bólu.

Z jej twarzy zniknął sztuczny, wystudiowany uśmiech. Potarła czoło i zaznaczające się ponownie bruzdy przy nosie. Stwierdziła, że botoks puszcza o wiele wcześniej niż ostatnio. Zerknęła na pojawiające się komentarze. A od kiedy ty się przyjaźnisz z Livonną?

Kim jest ta pani?

#teamlivonna

Nie wiem, czy to był swiadomy wybor ktoby chcial

puknac takąnaciągniętą lale

O boże, czy ty poroniłaś???

Ej, na pewno zrobiła skrobankę

Kim jest ta pani?

Brawo, bachory są okropne, nie produkujmy nowych!!

Boże miłosierny, internet to jednak szambo… Po co ona to robi? Po co teraz czyta te kloaczne wypociny sfrustrowanych, anonimowych botów?Wybrała numer Piotra, ale tym razem nawet nie odezwało się powiadomienie o niedostępności. Sygnał po prostu się urwał.

Do diabła z nim!

Wyszukała ostatnie połączenia i puknęła w ekran.

– Viiigooo? – zagaiła najbardziej zapowietrzonym, namiętnym tonem. – Pamiętasz naszą rozmowę o tym, że chciałbyś mnie reprezentować?

– Może i pamiętam. Kazałaś mi wtedy spierdalać. W grzecznych słowach, ale jednak.

– Zmieniłam zdanie.

– Ou? Ale wiesz, że to kosztuje, maleńka? – Głos mu się obniżył, nie musiał nawet podawać ceny.

– Jestem… wypłacalna. Może wpadniesz?

– Hmm…? A co na to pan Zetter?

– Kto?

Zaśmiał się gardłowo.

– Będę za godzinę, korki są. Przywiozę ze sobą terminal.

Terminal. Ładnie powiedziane.

Marita wyłączyła dźwięk w telefonie, zamknęła laptop. Przeszła do sypialni i wygładziła pościel, bo przecież nie zamierzała sama zmieniać, zwykle robiła to sprzątaczka, ta starsza, niska babka, patrząca spod byka. Prawie zapomniała, jak to się robi. W łazience wynitkowała zęby i porządnie nawilżyła usta sztyftem z kwasem hialuronowym. Po chwili jej wargi zaczęły przypominać otwór gębowy glonojada. Nikt by nie uwierzył, że są naturalne, ale przecież dla Viga to nie miało najmniejszego znaczenia.

Wtykał swój „terminal” gdzie popadnie.

* * *

– Ej, a Piotrek to się odezwał w końcu?

Damian uchylił powieki, turkusowa woda i cały turkusowy świat zamigotały. Kto pyta? To turkusowa Marzenka, jego żoneczka.

– Nieee… – stęknął ledwie słyszalnym głosem.

Za dużo margarit, za dużo żarcia.

– Nie martwisz się?

– Tszyym…?

Marzenka trzepnęła go w ramię, ale nie za mocno, bo też już nie miała siły się ruszać.

– No jego zniknięciem. Może go porwali dla okupu?

– Tso ty piepszysz, Marzena? Tszy on wygląda na gośdzia, który da się porwadź?

Marzenka pomyślała, że wygląda na gościa, któremu ona dałaby się porwać, no ale tego głośno powiedzieć nie mogła.

– A co z tą waszą fuzją, czy czym tam?

Damian z trudem przekręcił się na drugi bok.

– Weś mie posmaruj, bo czuje, że się smaże…

Marzenka wycisnęła na dłoń krem z mokrym pierdnięciem. Żeby tylko nikt sobie nie pomyślał, że to ona…

– Holendrzy cierpliwie czekajo, asz wroce z urlopu, to znaczy oni nie wiedzo, sze jezdem na urlopie, więc nie dawaj na Insta żadnych fotek ze mną…Damian bełkotał, zrozumiała, że w tym stanie nic konkretnego jej nie powie. Westchnęła, dopijając prosecco. Chyba nie powinni być tak nadźgani o tej porze, ale córki podrzucili animatorom i po raz pierwszy mieli kilka godzin na odpoczynek od wrzasku i roszczeń. Marzenka dała się wygnieść przystojnemu Latynosowi jak francuskie ciasto, potem skoczyła na mani-pedi, a teraz leżała po wymoczeniu się w solance i dopijała alko. Nic ciężkiego, wytrawne bąbelki.

Gdy Marita opowiadała jej, że intensywnie pracują z Piotrem nad dzieckiem, ucieszyła się w duchu, że i nieskazitelna eksmodelka wpadnie w pieluchy. Chyba nie jest idealną przyjaciółką, skoro życzy Maricie macierzyńskiej męki. Ale trudno, taka cena, nie da się mieć dzieci i nie zmieniać pieluch, no chyba że jest się szlachcianką sprzed wieków, którą wyręczają mamki i piastunki…

Co to za bzdury? Przysypiała, leżąc pod parasolem, miała wrażenie, że nie smaruje boku męża, tylko wielką, świąteczną szynkę. Od lat nie spędzali świąt w domu i trochę tęskniła za śniegiem i choinką. Ta nowomoda na uciekanie od świąt nie bardzo jej się podobała, ale nie chciała wyjść na konserwatywną i zacofaną. Pokraczna choinka i trzynaście potraw.

Z jednej strony fuj, a z drugiej łezka się w oku kręci. Choinki nawet sama nie ubierała, robiła to Tatiana według instrukcji i najnowszych trendów. I potem tak stała ta choinka nie wiadomo po co i dla kogo, bo od lat wracali do domu już po sylwestrze. Dzieciaki to chyba nawet śniegu na oczy nie widziały.A może by tak tym razem wrócić na te święta, żeby dziewczynki się przekonały, jaka to frajda. Coroczne byczenie się nad basenem zaczynało Marzenkę trochę nudzić. Zmieniała się tylko sceneria, jak tło wyświetlane na greenscreenie. Za bardzo nie zwiedzali, bo Damianowi się nie chciało, a jeśli chodzi o to całe all inclusive, to przecież w domu mają to samo. Różnica jest taka, że tutaj żarcie i drinki podjeżdżają pod sam nos.

Marzenka naciągnęła majtki od kostiumu na zaokrąglający się brzuszek. W zeszłym roku miała na sobie złote bikini, w tym już wzorzyste, maskujące oponkę gacie z wysokim stanem. Nie to, co Marita, która ciągle waży jakieś szesnaście kilo.

Marzenka wymacała komórkę pod leżakiem i wybrała numer przyjaciółki. Jeden sygnał, dwa, pięć, potem wyświergolone słodkim głosikiem powitanie. Nie nagrała się, a zamiast tego odpaliła konto na Instagramie i obejrzała relację o świadomym macierzyństwie, czy może raczej o jego braku. No i to tyle, jeśli chodzi o Maritę i pieluchy. Może to i lepiej, bo w sumie nie była w stanie wyobrazić sobie jej jako matki.

Trochę zazdrościła Maricie tego influencerskiego życia, tych imprez, ścianek i rautów, eventów i prezentów. Nie chodziło nawet o to ostatnie, w końcu

Marzenkę było stać na to, by kupić sobie wszystko, co Marita dostaje za wdzięczenie się do kamery.

Nie potrafiłaby nawet zdefiniować, czego właściwie Maricie zazdrości. Że Piotrek jest przystojniejszy od Damiana? Co z tego, skoro non stop pracuje i co chwilę znika, dokładnie tak, jak teraz? Może tym razem już nie wróci? Co by to znaczyło dla Marity?

I przede wszystkim – co by to znaczyło dla interesów jej męża? Miała nadzieję, że Piotrek nie posiada większości udziałów czy czego tam. Damian nie wtajemniczał jej i ona sama wcale nie chciała być wtajemniczana. Dla Marzenki liczyło się tylko to, by ona i dzieciaki miały zapewnione wygodne życie.

Gdy głębiej się nad tym zastanowiła, to stwierdziła, że jednak nie chciałoby jej się tak latać po tych ściankach i eventach, wdzięczyć do telefonu i gadać do ekranu, w domyśle do tłumów obcych ludzi, którzy by ją obserwowali… W zasadzie po co i dlaczego? Ona sama nikogo nie obserwuje i jakoś żyje.

Wydaje sobie pieniążki, lata na pazurki i botoksiki, trochę na dzieciaki popatrzy, ale od tego to ma w sumie tę studentkę-guwernerkę, Agatę, która odrabia z nimi lekcje i rozwozi je po różnych dodatkowych zajęciach. Marita chyba nie potrafiłaby powiedzieć dokładnie, jakie to zajęcia… Chyba nie jest matką idealną. Na pewno nie jest, bo właśnie sięga po kolejny aperolek, a jej dzieci są nie wiadomo gdzie, nie wiadomo z kim…

Przysnęła.

Śniło się jej, że w cudowny sposób przyciężkawy Damian zamienił się w Piotrka. To był bardzo satysfakcjonujący sen.

Książkę Zimowe zapomnienie kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Tagi: fragment,

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Zimowe zapomnienie
Agata Suchocka2
Okładka książki - Zimowe zapomnienie

Najlepsze świąteczne Love Story! Piotr Zetter, biznesmen o kamiennym sercu, partner aspirującej influencerki, z którą związał się z wygody i wyrachowania...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo