Agnieszka Chylińska debiutuje literacko!
Książka, o której wszyscy już mówili od kiedy Autorka ogłosiła, że ją pisze!
W serwisach plotkarskich huczało... Autobiografia? Książka dla dzieci? A może powieść?
Teraz jest już jasne: Zezia i Giler to książka dla dzieci, ale także dla rodziców.
Poznajcie perypetie 8-letniej Zezi. Dowiedzcie się czemu jej młodszego brata nazywają Gilerem i kto to jest IDŹSTĄD.
Zezia zdradzi Wam sekret na najfajniejszy na świecie sposób obierania ziemniaków i podpowie jak sprawić, by w szufladzie rycerze walczyli ze smokami. Zacznijcie czytać, a pokochacie rodzinę Zezików!
Nigdy bym nie przypuszczał, że pewnego dnia będę czytał swojej córce teksty Agnieszki Chylińskiej na dobranoc, przy okazji samemu świetnie się bawiąc. Świat naiwnej dziecięcej fantazji wymieszany z dorosłym, inteligentnym poczuciem humoru - ostatni raz przeżywałem coś takiego, mając w ręku przygody Mikołajka albo oglądając Shreka.
Marcin Prokop
Już dawno żadna książka nie wciągnęła mnie tak, bym nie mógł zasnąć do rana. Zwłaszcza książka dla dzieci. Przeczytałem ją jednym tchem. Agnieszka jest genialnym obserwatorem i potrafi naprawdę pasjonująco i barwnie opowiadać. Robi to dowcipnie i tak umiejętnie stopniuje napięcie, odkrywając kolejne tajemnice rodziny Zezików, że trudno przerwać czytanie. Ta książka to świetna zabawa dla rodziców i dzieci. Jej czytanie było dla mnie prawdziwą przyjemnością.
Robert Kozyra
Agnieszka zaskakiwała, odkąd ją znam. Jako anonimowa ultrarockowa wokalistka na płycie demo zespołu jeszcze bez nazwy O.N.A. Potem gość koncertu MTV w Sopocie śpiewający fantastycznie klasykę disco. A teraz jako autorka książek dla dzieci. Dlatego zawsze jej byłem ciekaw. No to czytamy!
Piotr Metz
Jeżeli ktokolwiek zastanawiał się, czym jeszcze zaskoczy nas Agnieszka Chylińska, tego nie przewidział na pewno. Książka dla dzieci. Ale jaka! Miałam szczęście być jedną z jej pierwszych czytelniczek. Uśmiałam się do łez i poryczałam, już wcale nie ze śmiechu. To książka o nas, pokoleniu, które wyrosło na Jeżycjadzie, w tęsknocie za ciepłym domem. O nas i naszych dzieciakach, które wychowujemy kompletnie inaczej niż wychowano nas. Śmieszy, wzrusza, ogrzewa jak kocyk. Agnieszko, świetna robota!
Agnieszka Hetnał, redaktor naczelna Wydawnictwa Pascal
Zapraszamy do lektury premierowych fragmentów książki!
Zezia tak naprawdę nie ma na imię Zezia, tylko Zuzia.
Zezią nazwał ją młodszy brat Czarek, gdy Zezia, czyli Zuzia, wróciła z Mamą od optyka. Po raz pierwszy miała wtedy na nosie okulary, które musiała nosić, bo bez nich nie widziała zbyt dobrze. Wszystko było trochę zamglone.
Żeby było jeszcze zabawniej, Rodzice Zezi i Czarka, którego Zuzia z kolei nazywała Gilerem (dlaczego go tak nazwała, o tym troszkę później, dosłownie za momencik), no więc Rodzice Zezi i Czarka mieli na nazwisko Zezik. Zezia nazywała się Zuzanna Zezik, ale z jej nowym przydomkiem brzmiało to rzeczywiście bardzo śmiesznie: Zezia Zezik.
Zezia nie miała żalu do brata, że nazwał ją Zezią, bo nikt w domu nie miał o nic żalu do Gilera. Giler miał pięć lat, a Zezia osiem. Giler był inny niż wszystkie znane Zezi dzieci. Mówił tylko trochę i to bardzo niewyraźnie. Dlatego zamiast gniewać się na swojego brata, Zuzia ucieszyła się, że Czarek, czyli Giler, zawołał na jej widok: „O, Zezia!!!”.
A dlaczego Czarek został Gilerem? Zezia nazwała go tak, bo Czarek nie umiał wysmarkać nosa do chusteczki i bardzo często zdarzało mu się chodzić „z gilami pod nosem”, jak to zawsze nazywał Tata Zezi i Gilera.
xxx
Na parterze mieszkali Państwo Denko i ich dwa psy: Przestań i Przestań Do Cholery. Państwo Denko w każdy łikend, czyli od piątku do niedzieli, kłócili się i tupali. Zaczynali o szóstej rano i kończyli o dwudziestej drugiej zgodnie z przepisami o ciszy nocnej. Przez cały ten czas krzyczeli na siebie, a wtedy ich psy zaczynały szczekać. Pan Denko wołał więc do jednego psa: „Przestań”, a Pani Denko do drugiego: „Przestań, do cholery!”. Pomimo takich awantur zawsze na drugi dzień Państwo Denko szli zgodnie pod rękę do sklepu spożywczego wraz z dwoma psami. Rodzice zawsze powtarzali, że to dobrze, że Państwo Denko nie mają dzieci, ale Zezia uważała, że może gdyby je mieli, nie mieliby czasu tyle się kłócić, bo musieliby się zająć swoimi dziećmi, tak jak Rodzice Zezi zajmowali się nią i Gilerem.
Obowiązki Zezi
Zezia z czasem nauczyła się, że mieć obowiązki jest bardzo przyjemnie. Sprawdziła to kiedyś, gdy tradycyjnie Ciocia Zagranica przysłała paczkę tuż przed Bożym Narodzeniem i Mama poprosiła Zezię, by najpierw wytarła wszystkie sztućce i poukładała je w kuchennej szufladce. Na początku Zezia była bardzo rozczarowana, że zamiast rozwijać z kolorowego papieru cudowny z pewnością prezent, ma przed sobą stertę łyżek, łyżeczek, widelców, noży i dwie chochle do zupy. Ale w miarę wycierania kolejnych łyżeczek i wkładania ich do odpowiednich przegródek Zezia wymyśliła wspaniałą zabawę. Otóż wyobraziła sobie, że duże łyżki to piękne księżniczki, widelce to wspaniali rycerze, noże to źli rozbójnicy, a małe łyżeczki to córki dużych łyżek – księżniczek. Zaczęła więc z zamkniętymi oczami wrzucać sztućce do przegródek w szufladzie. Jeśli widelec trafił do przegródki z nożami, to oznaczało, że rycerz wpadł w zasadzkę złych rozbójników, jeśli widelec wylądował w przegródce z łyżkami, to Zezia wymyśliła, że rycerz właśnie znalazł się w komnacie księżniczki. Od razu zakochiwał się do końca życia i obiecywał jej wierność i miłość. Gdy duża łyżka wpadała do przegródki z małymi łyżeczkami (choć to zdarzało się rzadko, bo przegródka dla łyżeczek była mała i Zezia musiała trochę podglądać, by wrzucić do niej inny sztuciec niż małą łyżeczkę), no więc to oznaczało, że mama łyżka przyszła odebrać swoją córkę łyżeczkę ze szkoły. Tak się to Zezi spodobało, że kiedy wytarła wszystkie sztućce, chciała rozpocząć całą zabawę od nowa. Na szczęście przypomniała sobie o paczce od Cioci Zagranicy i z wielką radością zabrała się do rozpakowania swojego zawiniątka z kolorowym napisem ZUZANNA. Zezia była bardzo szczęśliwa, bo dostała piękny różowy notatnik na kłódkę ze złotym kluczykiem i już do końca wieczoru mogła zapisywać w nim swoje sekretne myśli, wiedząc, że nie ma już żadnych domowych prac do wykonania.
Oprócz wycierania sztućców i układania naczyń do szafek Zezia umiała obierać ziemniaki, odkurzyć swój pokój, sprzątnąć zabawki, wyrzucić śmieci i zrobić jeszcze parę innych rzeczy. Każde zadanie, zwłaszcza takie, które się Zezi szczególnie dłużyło, można było zamienić w zabawę.
Zezia pamięta, jak któregoś wieczoru tuż przed snem Giler wskoczył na jej biurko i niechcący zrzucił wszystkie długopisy, flamastry, ołówki, kredki, pisaki, kartki, zeszyty, gumki, temperówki, które były na nim poukładane w specjalnych stojakach, pudełkach i pojemnikach. W pierwszym momencie Zezia bardzo się rozgniewała, bo była już bardzo zmęczona i chciała iść spać. Zaczęła powoli zbierać porozrzucane po pokoiku przedmioty i cały czas myślała, jak zamienić ten przykry obowiązek w zabawę. No i udało się. Wyobraziła sobie, że każdy mazak i kredka mówią do niej: „Zeziu, tak bardzo chcemy zasnąć w naszych domkach, ale wydarzyła się taka katastrofa, takie trzęsienie ziemi! Prosimy cię, Zeziu, poukładaj nas na swoje miejsca. Każdy z nas chce być w łóżeczku obok swojego sąsiada, tak jak to było od wieków...”. No i Zezia zbierała każdy długopis, pędzel i gumkę. Starannie odkładała je na swoje miejsce, sprzątając przy okazji kurz i kredkowe obierki. A wszystkie przybory do pisania bardzo jej dziękowały i od razu zasypiały szczęśliwe, że mogły znowu być tam, gdzie wcześniej. Zezia nawet nie zauważyła, kiedy skończyła.
Najbardziej była zadowolona z zamiany nudnego obierania ziemniaków w coś zupełnie nowego. Kiedyś Tata Zezi opowiadał, że jak chłopak idzie do wojska, to bez względu na długość włosów, z jakimi przychodzi, musi być obowiązkowo ostrzyżony na łyso. Gdy przyszło do obierania ziemniaków, a Zezia zawsze musiała obrać ich dużo, zaczęła sobie wyobrażać, że każdy ziemniak to głowa żołnierza, a Zezia to fryzjer. Zaczęła więc rozmawiać z każdym obieranym ziemniakiem: „No to skąd przyjechaliście, szeregowy Kowalski? Nie martwcie się, to potrwa tylko chwilę. Teraz kolej na pana, jak pan się nazywa?”. A każdy ziemniak odpowiadał: „Jestem z Zielonej Góry” albo „Jestem z Ustronia”, „z Białegostoku”. I w ten sposób czas szybciej upływał, a wielki garnek zapełniał się ziemniakami szybciej, niż Zezia się spodziewała.